niedziela, 20 lipca 2014

Cisza w eterze

Witajcie Kochani!

Zdaję sobie sprawę, że bardzo, bardzo dawno mnie tutaj nie było... Umilkłam choć wierzcie mi nie chciałam tak zniknąć bez słowa, czasami tak bywa, że nagle zmienia się wiele spraw, dzieje się tak wiele, że nawet ja mam problem by wszystko ogarnąć;) Dziś pierwsza niedziela od wielu naprawdę tygodni kiedy mam dużo czasu dla siebie - trochę gotowania i można leniuchować. Nigdzie nie wyjeżdżam, nie biegam po sklepach, nie nadrabiam różnych zaległości. Aż ciężko mi w to uwierzyć:) Ostatnie tygodnie, a właściwie to już miesiące żyję w niesamowitym pędzie, jest tak wiele spraw do załatwienia, tyle wyzwań, nie starcza mi zwyczajnie doby. Wstaję o 5, padam na nos wieczorem i wciąż czuję, że jeszcze nie zrobiłam tego czy tamtego. Generalnie życie mi jakby przyspieszyło, jestem szczęśliwa i zadowolona kiedy wszystko się tak fajnie kręci, ale czasu dla siebie to nie mam. Stąd też moje zaniechanie w prowadzeniu bloga - nie mam na to czasu ani sił, a jak wiecie nie lubię niczego robić po łebkach. Czasami bywały takie weekendy, że siadałam jedynie do posiłku, nogi wchodziły mi przysłowiowo do tyłka i nawet nie wiedziałam kiedy tak naprawdę mijały. Wiadomo w między czasie pojawiały się różne niespodziewane sytuacje i okoliczności, którym trzeba było sprostać jak to w życiu. A jak wiecie nie lubię siedzieć i biadolić to zakasywałam rękawy i ruszałam do działania, ot cała ja. Tak przyznaję jestem zmęczona i nawet planuję jakiś mini urlopik w przyszłym miesiącu by złapać ciut oddechu, zregenerować siły, czuję, że to konieczne bym mogła nadal przeć do przodu:) Cieszę się ogromnie bo udało mi się w zeszłym miesiącu spędzić kilka dni w Trójmieście - wyjazd służbowy, ale czas dla siebie też miałam. Moje ukochane morze, miejsce ładowania akumulatorów i pozytywnej energii - jak zawsze nad morzem było cudownie:))) No i tak Moi Drodzy dni pędzą do przodu, ja chciałabym zdziałać jak najwięcej i niecierpliwię się kiedy czasami z różnych względów muszę zwolnić tempo moich działań. Ale i tak jest super, pomimo wszystkich chmurek i zawirowań, które po drodze się pojawiają. Mam nadzieję, że Wy tez macie swoje cele i plany, które uparcie realizujecie i nie zważacie na drobne potknięcia i schody po drodze. Zresztą czasami i one są potrzebne bo pozwalają się nam zastanowić nad tym czego pragniemy, czasami są sygnałem do zmiany kierunku bo nic w życiu nie spotyka nas bez powodu. A czy wyciągniemy z tych potknięć właściwe wnioski, czy zobaczymy plusy danej sytuacji to już zależy tylko od nas. Ja zawsze staram się widzieć te pozytywne strony życia i cieszyć się z najdrobniejszych, codziennych "cudów" - doceniajmy to co daje nam życie, nie oglądajmy się na to, że inni może mają łatwiej, lepiej, lżej...
Kochani nie wiem jak często będę tu zaglądać bo raczej napięty i pracowity okres wciąż przede mną, nie chcę pisać pod jakąś presją, gdzieś na kolanie. To ma być ode mnie, z głębi serca i mam nadzieję, że mnie rozumiecie, zresztą chyba właśnie takie teksty chcielibyście czytać, prawda? Postaram się odzywać w miarę możliwości, wiem, że moi wierni Czytelnicy będą tu zaglądać i sprawdzać czy są jakieś nowe wieści ode mnie i za jestem Wam niezmiernie wdzięczna.
Życzę Wam udanych urlopów bo to w końcu wakacje, dużo słońca (nie tylko tego na niebie), niezapomnianych przeżyć i oczywiście realizacji Waszych celów.
Miłego, leniwego popołudnia :)))


piątek, 25 kwietnia 2014

W stronę celu

Dobry wieczór, po dość intensywnym tygodniu postanowiłam zrelaksować się nieco przy wieczornym pisaniu. Troszkę z moją systematycznością jestem w tyle, ale wciąż gdzieś "pędzę", nie mam czasu tylko dla siebie, a nie chcę też pisać po łebkach czy na odwal jak to mawiają. Wolę zebrać wszystko w całość i stworzyć coś bardziej treściwego ;).
To był naprawdę intensywny tydzień, mimo, że krótszy, ale za to treściwszy, przynajmniej jak dla mnie. Święta wprowadziły trochę lenistwa, luzu i stanowczo zbyt wiele jak dla mnie wszystkich smakołyków. Teraz trzeba za to pokutować... No, ale też fakt, że odrobina odpoczynku była mi potrzebna, troszkę oddechu musiałam złapać. Teraz wróciłam do codziennych zajęć i skupiam się na celach, które sobie postawiłam. Wiosna za oknem ładuje akumulatory i nastraja pozytywnie do działania, słońce świeci co raz wyżej i cieplej, najlepszy moment by otworzyć się na świat. W tym tygodniu przyszło mi do głowy sporo nowych,fajnych pomysłów, chyba dostałam "biznesowego natchnienia", że tak to określę. Teraz pozostaje wprowadzenie ich w życie i ja nie zamierzam odpuszczać. Boję się tylko czy dni w kalendarzu mi wystarczy bo do zrobienia jest sporo, ale to właśnie jest to co mnie kręci najbardziej, wyzwania. Wierzę, że efekty z czasem się pojawią bo nie morze być inaczej. Wytrwałość to jest bardzo ważne, nie odpuszczać, nie poddawać się kiedy po drodze pojawiają się przeszkody. One są właśnie po to by nas bardziej motywować, by cel, który nam się uda w końcu osiągnąć smakował wybornie. Więc cóż nie pozostaje mi nic innego jak teraz wytrwale i mozolnie, kroczek za kroczkiem robić to co sobie zaplanowałam. Wy też macie takie swoje cele? Jeśli jeszcze nie to ich poszukajcie bo warto, naprawdę warto mieć coś do czego się dąży a później tego dotknąć i poczuć...
No a rowerek chyba postanowił zrobić mi kolejnego psikusa, nie chce pomóc mi wrócić do formy utraconej przez zimę :(. Zaczęły pękać pedały, ale oczywiście ja się nie daję..., jakoś sobie je połatałam, a kolega obiecał przynieść swoje stare. No to co będzie kolejne? Kierownica? Nie ma możliwości by to sprzęt mnie pokonał, ja będę górą!
No, a na razie relaks, czas z moim Słoneczkiem, które tylko patrzy jak się ułożyć by pani mogła głaskać i tulić. Cały tydzień samotny choć w weekend pragnie więcej uwagi :).
Udanego i pięknego weekendu Kochani, aura nie będzie nas raczej rozpieszczać, ale przecież to od nas zależy czy zobaczymy promyki słońca.
P.S. Nawet w największej wytrwałości i mojej obojętności pewien tajemniczy uśmiech potrafi zdziałać cuda i słońce gdzieś wewnątrz zaświeci. Ale ja już i tak wiem co dla mnie najlepsze.


środa, 16 kwietnia 2014

Gdzieś w nas

Już środa czyli jak to niektórzy mawiają prawie weekend ;). Już ulegliście świątecznym przygotowaniom? No wiem pogoda jak na razie nas nie rozpieszcza i bardziej pod Święta zimowe, ale ma się zrobić troszkę cieplej jeszcze w tym tygodniu. Natomiast pod koniec miesiąca słyszałam zapowiedzi o lecie, jak myślicie sprawdzi się taka prognoza? Jestem stęskniona słońca i z przyjemnością wystawiłabym twarz do jego ciepłych promyków więc osobiście mam nadzieję na taką słoneczną aurę już wkrótce.
U mnie jak na razie jeszcze mało świątecznie, w zasadzie do samego końca pracuję i dopiero piątek sobota to będzie czas gotowania i pieczenia. Myślę jednak, że tym razem jestem bardziej emocjonalnie i wewnętrznie przygotowana na te Święta, tak dobrze czuję się w środku. Pewnie ze względu na podjęcie pewnych decyzji, na takie "oczyszczenie" serca, duszy, umysłu no i moje pozytywne myśli, pomimo wszystko. Nawet jeśli czasami jest tak bardzo, bardzo trudno..., nawet jeśli łzy cisną się do oczu, trzeba iść wytrwale do przodu. No właśnie oprócz tego, że kiedy cieszymy się małymi drobiazgami, kiedy doceniamy to wszystko co tak naprawdę codziennie od życia dostajemy powinniśmy znaleźć w sobie te dobre cechy. Każdy z nas gdzieś tam w środku ma je "zachomikowane" i na co dzień tak o nich nie myśli. A przecież one są ważne. Szukamy w sobie pozytywów - sumienność, wytrwałość, optymizm, punktualność, dokładność... no sami wiecie jakie są te Wasze "+", prawda? Ktoś zapyta ale po co? Po to takie małe, a właściwie całkiem duże dary, które jeśli lepiej się im przyglądniemy bardzo pomagają nam w codziennym życiu. Dzięki nim jesteśmy lepsi, w domu, w pracy, dla naszych Najbliższych, dla Przyjaciół, a czasem nawet dla przypadkowo spotkanych ludzi. Dzięki tym naszym pozytywnym cechom wiele spraw nam łatwiej wykonać, doprowadzić do końca, przejść przez burze i zawirowania życiowe. Dzięki nim jesteśmy doceniani, potrzebni, kochani, a przecież każdy z nas tego potrzebuje. One właśnie dają nam siłę do działania i pozwalają zajść dalej niżbyśmy siebie sami mogli o to podejrzewać, one pomagają nie załamać się, nie upaść gdy czasami jest naprawdę ciężko. Myślę, że obecne Święta są doskonałym momentem żeby sobie to przemyśleć, zajrzeć w głąb siebie i znaleźć swoje dobre, pozytywne cechy. Warto wierzcie mi, człowiek czuje się bardziej dowartościowany i śmielej patrzy w przyszłość.
Miłego dnia Kochani, ciepełka i słoneczka Wam życzę.


niedziela, 13 kwietnia 2014

Odżyłam

Godziny mijają tak szybko, nawet nie wiem kiedy przeleciały te dwa dni. Nawet nie zdążyłam wszystkie zrobić co bym chciała, cóż doba jest nieco za krótka ;). Za tydzień już Święta, a przecież dopiero co było Boże Narodzenie, trudno uwierzyć, tak wiele się wydarzyło, zmieniło...
Jeszcze niedawno nie przeszło mi przez myśl, że tak dobrze poczuję się uwalniając się z tego uczucia, które przez dłuższy czas mną zawładnęło. Tak niesamowicie intensywne, szalone, a jednocześnie trudne i mało realne ono było. Jednak dodawało mi skrzydeł, energii, siły na kolejny dzień. Nie sądziłam, że ot wypali się zgaśnie..., że kiedy zniknie poczuję się lekka, wolna i szczęśliwa. Tak wiem dziwnie to brzmi, cóż czasami i tak bywa, a ja lubię takie pogmatwane sprawy. Bywały dni kiedy nie mogłam oddychać, gdy brakowało mi powietrza, gdy tęsknota całkowicie mnie przytłaczała. Musiało się dopiero coś wydarzyć, kilka spraw, sytuacji, parę zwykłych zdań wypowiedzianych w niezwykłych okolicznościach, klika nie zadanych pytań kiedy ich oczekiwałam i pyk... bańka prysła... Nagle coś zobaczyłam, zrozumiałam, człowiek, na którego liczyłam zawiódł na całej linii. Tym razem już nie przymknęłam oczu, nie tłumaczyłam Jego, nie próbowałam zobaczyć czegoś czego nie było. Zrozumiałam, że za bardzo się cenię bym mogła brnąć w to dalej bo to nie ma najmniejszego sensu. To ja mam być szczęśliwa, tak naprawdę całą sobą, a nie tylko wtedy gdy jest dobry dzień, gdy On się do mnie uśmiechnie, powie dobre słowo (o zgrozo nie pamiętam już kiedy to było). Chcę poczuć, że żyję bo czas przecieka nam przez palce, mijają kolejne tygodnie, miesiące, muszę z tego korzystać i cieszyć się każdą dobrą rzeczą jaka mnie spotyka. Kilka dni temu uświadomiłam sobie, że udało mi się wyzwolić z tego złego, destruktywnego uczucia - tak teraz tak właśnie na to patrzę, choć jeszcze niedawno było zupełnie inaczej. Czasami ludzie zwyczajnie nie potrafią docenić drugiej osoby i tego co ona im daje, czasami zbyt późno to doceniają, wtedy gdy tego już nie ma... Takie własnie jest życie... Chyba po raz pierwszy nie jest mi z tym źle, jestem lekka i czuję, że odżyłam. Jest tyle fajnych rzeczy, które chcę robić, tylu ludzi, którzy to doceniają i cieszą się razem ze mną. Po co więc tracić czas na i oglądać się na kogoś kto ma cię w nosie, kto nie umie, a może nie chce powiedzieć dobrego słowa, kto rani cię raz za razem? Jeszcze tylko kilka "prac porządkowych" mam do wykonania i pędzę dalej, do przodu, w stronę słońca, w stronę swoich jasnych i dawno wytyczonych celów. Ty radź sobie sam...
Jest tak cudownie kolorowo, wiosennie, zielono, tyle pięknych miejsc w około, chce się żyć, uśmiechać, cieszyć, tak właśnie będę postępować Kochani. Wam też życzę takich dobry, wiosennych przebudzeń i świeżych oddechów przyszłości. Miłego popołudnia.


czwartek, 10 kwietnia 2014

Błyskawiczne ujędrnienie

Jak się miewacie Moi Drodzy? W Krakowie dzisiaj mało wiosenna pogoda, deszcz na przemian ze słońcem, ale co tam. Nie narzekam bo owszem mogłoby być bardziej wiosennie, ale zawsze może być gorzej, a tego to bym nie chciała.Już czwartek czyli możemy w zasadzie uznać, że kolejny tydzień za nami, bardzo szybko minęły mi te dni, ale były też pracowite. Dużo spraw do załatwienia, ale mam nadzieję, że wkrótce i efekty tego będą widoczne, tak jak ja to lubię :))). Jutro zamierzam sobie sprawić wiosenno - świąteczną "odnowę" i wybieram się do fryzjera. Nie znoszę tych kilku dni przed wizytą kiedy włosy mają już zdecydowanie nijaką długość, formę i nie chcą się dobrze układać. Tak więc troszkę przyjemności dla duszy jest jak najbardziej wskazane.
Tak sobie pomyślałam, że a pro po odnowy przypomnę Wam dzisiaj dokonały produkt z oferty Safiry Liftingujące serum do twarzy. Fantastyczny produkt do natychmiastowego ujędrnienia skóry, idealna baza pod makijaż!!! Uwielbiam je i gorąco polecam. Teraz w nowym, większym o 50% opakowaniu, a dla stałych Klientów w kwietniu ekstra promocja.
Miłego popołudnia Wam życzę.

Liftingujące serum jedwabne 30ml


Kod: 163081
Pojemność: 30 ml
Cena katalogowa: 39.90 PLN
Rewelacyjny preparat wygładzający o błyskawicznym działaniu. Zawiera FIBROINĘ (białko jedwabiu), o wyjątkowych właściwościach nawilżających dzięki mechanizmowi zatrzymywania wody w naskórku. Jedwab reguluje pracę gruczołów łojowych, neutralizuje wolne rodniki i stymuluje przebieg procesów matabolicznych. Olej z macadamii i olej z aloesu, bogate w niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe, wraz z witaminami A i E oraz prowitaminą B5 wygładzają skórę i hamują proces jej starzenia. Szybko się wchłaniają, działają regenerująco, odżywczo i wygładzająco. Serum polecane dla osób o cerze suchej i normalnej, a zwłaszcza dla kobiet z cerą wrażliwą, po 35 roku życia.

Sposób użycia:
Nakładać na twarz codziennie rano, ruchami kolistymi, omijając bezpośrednio okolice oczu. Doskonały preparat do regeneracji skóry szyi i dekoltu oraz jako baza pod makijaż.
Tylko do użytku zewnętrznego. Przebadany dermatologicznie.

Składniki (INCI):
Cyclomethicone,Dimethicone,Dimethicone Crosspolymer,Clopentasiloxane,Macadamia Tenifolie Oil,Aloes Barabadensis Oil,Fibroin-silk Protein,Tocopheryl,Retinyl Palmitate,Parfum



Do kupienia na stronie Safiry, w Centrum Dystrybucyjnym - 
ul. Węgierska 1 w Krakowie, albo bezpośrednio u mnie (jeśli ktoś jest z okolic Podgórza, to mogę dostarczyć do domu).


P.S. Pamiętacie o Świątecznych kartkach? No właśnie uświadomiłam sobie, że to najwyższa pora by je napisać i wysłać! ;)

niedziela, 6 kwietnia 2014

Sumienność i zasady

Witajcie :)
Niedzielne, wiosenne popołudnie, leniuchujecie? Hm pewnie w większości tak choć przyznam, że ja sama też łapie trochę oddechu przed kolejnym tygodniem. Mam nadzieję, że będzie intensywny i uda nam zrealizować kolejne, zamierzone cele. Krok za kroczkiem systematycznie do przodu. Zresztą ja nigdy tak do końca nie leniuchuję, gdzieś tam z tyłu głowy analizuję różne pomysły i projekty, czasami zupełnie niespodziewanie przychodzi olśnienie. Nawet dziś wpadło mi coś do głowy i zobaczę czy uda mi się to wdrożyć w życie;).
Udało mi się nareszcie uruchomić mój rowerek stacjonarny, dzięki życzliwości i przed wszystkim pomysłowości moich kolegów mam nowe siodełko! Właśnie w tym tkwił cały problem, to oryginalne było masakrycznie niewygodne, a dokupić nowe do roweru stacjonarnego to dopiero wyzwanie. Teraz jest super, dopiero kilka treningów za mną więc efekty są mało widoczne, ale wierzę, że systematyczność (bez przesady) da rezultaty, o które mi chodzi. Potrzebowałam bardzo już tych treningów. Przez zimę i różne smakołyki zapuścił się człowiek nieco :(, źle się z tym czuję. No, a poza tym jak już kiedyś wspominałam to doskonały sposób na rozładowanie emocji, które się w nas gromadzą, co doskonale wpływa na nasze samopoczucie.
No dobrze jak wiecie poruszam tu różne tematy, które mnie dotykają na co dzień, które nie są mi obojętne. Dzielę się z Wami moimi emocjami i przemyśleniami, niczego nie koloryzuję, nie przedstawiam w lepszym świetle bo tak pasuje. Zresztą moi wierni czytelnicy doskonale o tym wiedzą.
Od jakiegoś czasu patrzę na otaczającą mnie rzeczywistość z pewnego rodzaju obawą, ba nawet z przerażeniem i powątpiewaniem. Nie rozumiem tego co się dzieje, jak lekko i bez najmniejszych skrupułów ludzie traktują swoje obowiązki, życie czy innych ludzi. Dobrze wiecie, że jestem optymistką patrzącą w przyszłość dość pozytywnie, widzącą słońce nawet w pochmurny dzień:). Jednak to jak mało ludzie przestrzegają na co dzień zasad podstawowego savoir vivru, jak bardzo lekceważą drugiego człowieka, przerażą mnie to wszystko. Dokąd zmierza nasza kultura jeśli rządzi cwaniactwo, wulgaryzm i olewanie wszystkiego? Nie mówię tu bynajmniej o naszej młodzieży, którą codziennie spotykam i obserwuję na naszych ulicach czy w komunikacji miejskiej. Przecież to od nas, ludzi dojrzałych, doświadczonych zależy to jaka będzie ta młodzież, to co im przekażemy, zasady, które będziemy im wpajać kiedy uczą się świata będzie miało wpływ na to jacy będą w przyszłości. No, ale jeśli my nie przestrzegamy zasad, które nam wpojono gdy byliśmy dziećmi to czego nauczymy innych? No właśnie... Owszem jestem wymagająca, może nawet ktoś powie czepliwa, ale również wobec siebie. Nie znoszę partactwa, roboty po łebkach, braku sumienności. No właśnie nie tak dawno w rozmowie z koleżanką powiedziałam o kimś, że jest sumienny, a to dla mnie niesamowicie ważne. Koleżanka z westchnieniem powiedziała, że tak rzadko słowo "sumienność" ma teraz dla kogoś znaczenie.Miała niestety rację. Sumienność inaczej rzetelność, dokładność - to rzeczywiście spore wyzwanie jeśli spojrzeć na nasze otoczenie. Ktoś umawia się na spotkanie biznesowe - nie przychodzi, nie dzwoni nawet z najmniejszym usprawiedliwieniem. Lekceważy nas, nasz czas, piękna wizytówka firmy, którą reprezentuje, idealne pierwsze wrażenie. Inny spóźnia się sporo i kiedy delikatnie to zauważamy mówi coś o korkach i tym podobnych okolicznościach. Pomięte ubranie, tłuste, potargane włosy, brudne paznokcie, nawet nie chcę wspominać o "zapachu" brudu i potu... O tym, że w pewnych miejscach i okolicznościach trzymamy buzię na kłódkę, nie tworzymy niepotrzebnych plotek, szanujemy czyjś smutek, ból, czyjeś uczucia. To wszystko jest takie proste, tak oczywiste, mnie zostało wpojone kiedy byłam dzieckiem i nie rozumiem czemu tak wiele osób nie przywiązuje do tego wagi. Nie usprawiedliwiam nikogo bo uważam, że właśnie takie usprawiedliwianie i przymykanie oczu daje przyzwolenie by te zasady brzydko mówiąc olewać. Tak niewiele trzeba by żyło się nam lepiej, przyjemniej, kulturalniej - czy nie łatwiejsze byłoby wtedy wszystko? Do tego nie potrzeba pieniędzy, znajomości czy nie wiadomo czego jeszcze. Wystarczy zwykła kultura osobista, troszkę samokrytyki i realne spojrzenie na sytuację. Może jeszcze trochę uśmiechu, dobrych chęci, odrobinę wytrwałości, skrupulatności i kilka prostych słów jak "proszę", "dziękuję", "przepraszam". Słów, które potrafią otworzyć tak wiele drzwi. No to tyle na dzisiaj ode mnie Kochani, wierzę, że dałam Wam niezły temat do przemyśleń, ale myślę, że warto... Pomyślcie i oceńcie sami jeśli chcecie czuć się dobrze, bezpiecznie i przyjemnie w otaczającym nas świecie...
Miłego popołudnia...


wtorek, 1 kwietnia 2014

Zbieram siły

Dzień dobry :)

Jak się miewacie w to wtorkowe, primaaprilisowe popołudnie? Daliście się dzisiaj wkręcić znajomym, a może raczej Wam udało się zrobić komuś psikusa? No w każdym razie mam nadzieję, że było wesoło i wiosennie.
Wiosna bucha dokoła co raz to większą mocą, trawniki się zielenią (Maksiu ma co skubać na spacerach :)), drzewa i krzewy przepięknie rozkwitają. Jest tak cudownie kolorowo, a nawet i "zapachowo", słoneczko zaczyna się częściej pojawiać, robi się cieplej na sercu. Te wspaniałe, intensywne wschody słońca kiedy pomarańczowa kula nieśmiało pojawia się na niebie. A wieczorami niebo usiane wręcz dziesiątkami gwiazd i gwiazdeczek, niektóre jakby mrugały do nas wysyłając nam jakieś tajemnicze sygnały. Wiosna Kochani nie da się tego ukryć choć oczywiście co więksi sceptycy przepowiadają powrót zimy. Cóż zdarzyć może się wszystko, wiadomo, ale jakoś wolę cieszyć się tym pięknem przyrody i wierzyć, że z każdym dniem będzie czuć to "nowe życie" co raz bardziej. Pewnie wiele osób potrzebuje takiego zastrzyku energii, nowej adrenaliny i motywacji do działania. Ja potrzebuję tego ogromnie... choć powoli czuję, że zaczynam zbierać siły, na nowo, coś zaczyna się dziać. Wraca moja energia i chęć do działania, pojawiają się nowe pomysły, wcześniejsze przechodzą do etapu realizacji. Krok  po kroku co dziennie do przodu, do wytyczonego celu, tylko tak można osiągnąć to czego oczekujemy, tylko tak można dotrzeć na szczyt. Powoli zaczyna się coś dziać a ja znów poczuję, że to co robię ma sens, a przede wszystkim ma przełożenie na namacalne efekty!
Wam też życzę Kochani takiego powiewu wiosny, świeżości i nowej, dobrej energii, idziemy w stronę słońca :)
Miłego popołudnia.







Czyż nie są piękne??? Tak niewiele a taką radość może sprawić :)

sobota, 29 marca 2014

Czas biegnie

Witajcie Moi Mili!
Tak wiem niesamowicie długo mnie tu nie było, zaniedbałam pisanie całkowicie, ale nie byłam wstanie... wierzcie mi. Ten blog tworzę realnie z moich uczuć i emocji, nie chcę i nie potrafię Was oszukiwać, że jest dobrze kiedy nie jest. Nie mogę pisać o czymś na czym w danym momencie skupić się nie mogę, to nie byłoby uczciwe. Wiem, może nie brzmi to profesjonalnie, ale przecież ja nie pisze dla kasy i dobrego wizerunku. Chcę dzielić się z Wami swoimi przeżyciami, przemyśleniami, uwagami, piszę by czasem komuś coś poradzić, kogoś wesprzeć, sprawić, że się uśmiechnie, a może i zastanowi nad pewnymi sprawami. Piszę bo to kocham, bo to moja pasja i jestem szczęśliwa, że mogę w ten sposób ją realizować. Dlatego wierzę, że jak zawsze mogę liczyć na Waszą wyrozumiałość, potrzebowałam tej ciszy i wyłączenia. Musiałam poukładać sobie wszytko co się wydarzyło, spróbować to przyswoić, opłakać, pomilczeć, powoli wracam do rzeczywistości. Nie nie wstydzę się swoich uczuć, a wręcz przeciwnie uważam, że głupotą jest je ukrywać, udawać, że nas nie rusza, że życie toczy się dalej jak gdyby nigdy nic. Pewnie zdążyliście już poznać mnie wystarczająco dobrze by wiedzieć jak bardzo uczuciową i emocjonalną osobą jestem, jak przywiązuję się do ludzi, którzy są mi Bliscy i ważni dla mnie. Dlatego nie wstydzę się płakać, nie udaję, że wszystko jest fantastycznie, że nic się w moim życiu nie zmieniło. Nie interesuje mnie co ktoś sobie pomyśli, co ktoś powie, to są moje uczucia i chciałabym żeby zostały uszanowane - tylko tyle a może aż tyle. Zmieniło się tak wiele i oczywiście będę szła do przodu, ale z innymi przemyśleniami i doświadczeniami. Jak już kiedyś powiedziałam czas nie goi ran, a z pewnością nie takich, nie zapełnia pustki, co najwyżej zabliźnia je, powoduje, że bledną, stają się mniej widoczne. Blizny pozostają na zawsze..., przynajmniej dla mnie...

Czas biegnie do przodu z niesamowitym tempem, w tym miesiącu mijają już dwa lata odkąd piszę tu dla Was. Tyle się w tym czasie wydarzyło w moim życiu, masa emocji, uczuć, doświadczeń..., na szczęście bardzo dużo tych dobrych, radosnych, dających mi energię i chęć do działania. Zmieniłam swoje spojrzenie na świat, podejście do tego co się dokoła mnie dzieje, jest mi lepiej, spokojniej, tak zwyczajnie dobrze...
Dziękuję Wam Kochani, że jesteście ze mną cały ten czas, że znosicie moje nastroje, uwagi, czasem ostre spostrzeżenia i przemyślenia. Cieszę się z każdej nowej osoby, która tu zagląda. Cieszę się kiedy wiem, że to co piszę ma dla Was znaczenie, że daje do myślenia, że czasem mogę komuś pomóc, dać jakąś wskazówkę. Ten blog jest przecież dla Was, nie dla sławy, pieniędzy czy popularności - mam nadzieję,że pozostaniecie ze mną nadal. Nadal będziecie moimi wiernymi czytelnikami i recenzentami, będę robić wszystko by sprostać Waszym oczekiwaniom i dostarczać nadal prawdziwą, pełną emocji codzienność z mojego życia. Mam tyle pomysłów i planów na najbliższe miesiące, jak uda mi się to wszystko ogarnąć? Przyznaję nie wiem jeszcze, ale wierzę, że dam radę. Codziennie jeden krok do przodu, malutki kroczek w stronę wyznaczonych celów i uda się, nie może być inaczej. Złożyłam zobowiązanie i będę się z niego wywiązywać, wiem, że Aniołowie też mogą nam pomóc. Liczę teraz właśnie na taką pomoc dobrych Aniołów.
A na razie życzę Wam pięknej, słonecznej niedzieli, cudowna wiosna budzi się dokoła, wszystko kwitnie, naprawdę jest pięknie:). No i pamiętajcie, że tej nocy śpimy godzinę krócej, dla mnie to nie problem, ale wiem, że niektórzy będą cierpieć;)
Pozdrawiam słonecznie.


niedziela, 9 marca 2014

Do zobaczenia...

"Dzień wstał jak co dzień,
Powietrze aż lśniło...
Tylko ta wielka cisza, to straszne milczenie, to puste miejsce...
Ciebie już nie było..."

Wiem, że moi stali czytelnicy z pewnością niepokoją się ciszą, która tu ostatnio zapanowała, ale wierzę, że mi to wybaczycie, że mnie zrozumiecie. Wszystko to co wydarzyło się w ciągu kilkunastu mijających dni spadło na mnie, na moich Przyjaciół jak grom z jasnego nieba. Było jak cios zadany w samo serce, po którym człowiek nie może złapać oddechu... Kiedyś już spadło na mnie coś takiego, w przeciągu godziny straciłam jedną najbliższych mi osób, straciłam mojego Tatę... Pamiętam jak wtedy każdy kto o tym się dowiadywał nie mógł w to uwierzyć, niektórzy nawet pytali czy to żart, przecież dopiero co Go widzieli, dopiero co z Nim rozmawiali. Nie wiedziałam wtedy jak dalej będę żyć, jak rano wstawać, chodzić do pracy, robić te wszystkie prozaiczne rzeczy, które robiłam do tej pory. Ale zebrałam się jakoś w sobie, życie musiało toczyć się dalej, a ja wiedziałam, że Tata właśnie tego wszystkiego by od nas oczekiwał. I choć w środku tak niesamowicie bolało szłam do przodu bo tak właśnie trzeba było...
W czwartek odszedł nasz Przyjaciel, do ostatniej chwili żyliśmy nadzieją, liczyliśmy na cud jednocześnie wiedząc, że stan jest zbyt poważny by tak się stało. Nikt z nas nie był przygotowany na to co się stało, zresztą na śmierć bliskich nam osób nigdy nie jesteśmy gotowi. Nie potrafię tego zrozumieć, ogarnąć, przyjąć do wiadomości, to co się stało jest jak okrutna ironia losu... Jeszcze kilka tygodni temu śmialiśmy się razem, planowali, zachwalał moje ciasta, pytał o moją twórczość. Był taki radosny, pełen energii, chęci do działania, cieszył się życiem i tymi możliwościami, które się przed Nim otwierały. Kiedy wychodził powiedział "Do zobaczenia", wsiadł na rower i pojechał... Nagle bach, jedna chwila nieuwagi, ten okrutny wypadek..., Tomka nie ma. Wciąż nie mogę uwierzyć, że już nie usłyszę Jego wesołego głosu, nie usłyszę ciepłego słowa, nie opowie nam o nowych pomysłach, o tym co właśnie Go spotkało.
Nie pamiętam dnia kiedy się poznaliśmy, to nie ma znaczenia, po kilku chwilach rozmowy z Tomkiem człowiek czuł się jakby znał Go od zawsze. Był taki otwarty, szczery, chętny do pomocy, wszędzie było Go pełno, nie szukał zwady czy niepotrzebnych kłótni. Nie zrealizujemy już razem wszystkich tych pomysłów, na które wpadł w ostatnim czasie choć będę starała się zrobić to sama dla Tomka bo wiem, że tego właśnie by chciał, to by Go cieszyło, nie mogę Go teraz zawieść.
Wiem dobrze, że moja strata Przyjaciela jest niczym w porównaniu ze stratą jaką czują Jego Najbliżsi, aż za dobrze wiem jaki to ból i szok dla dziecka... Mam nadzieję, że wspólnie przez to przejdą, że znajdą w sobie dość sił i wzajemnej pociechy,a Tomek będzie zawsze blisko czuwając nad swoimi Dziewczynkami, tak bardzo je kochał...
Wiem, że sama jestem silna, że podniosę się po tym okrutnym ciosie bo tak trzeba, bo życie toczy się dalej, ale potrzebuję czasu... Dziś mogę tylko płakać nad tym co się stało bo wciąż widzę Jego uśmiechniętą twarz i słyszę "Madzia trzymaj się, pilnuj tu wszystkiego i do zobaczenia". Będę, obiecuję, że będę..., będziesz obecny w moim sercu i myślach. "Do zobaczenia Tomku"

"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze 
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje 
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna 
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego..."

ks. Jan Twardowski 



niedziela, 2 marca 2014

Pustka...

Nie sądziłam, że tak się rozpocznie marzec, czekałam na niego, na pierwsze zwiastuny mojej ukochanej pory roku wiosny. Wiosny kiedy budzi się nowe życie, nowe nadzieje, plany pomysły, kiedy się rodzi nowe. Rodzi a nie wisi na włosku, nad przepaścią i szansa na zmianę jest tak niewielka. serce pęka mi z bólu kiedy o tym myślę... Przecież już tak wiele przeszłam, tak wiele widziałam i zrozumiałam. Wiem jak bardzo kruche jest nasze życie, jak momentalnie może zgasnąć jego iskierka, wiem o tym tak dobrze, a jednak znów tego nie rozumiem. Nie mogę uwierzyć, nie mogę przyjąć do wiadomości. Nie umiem Wam dziś napisać nic pozytywnego, ja taka optymistka, pełna radości i energii życiowej jestem przepełniona smutkiem. Wierzę w Waszą wyrozumiałość, mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Nie chcę pisać o tym co się dzieje, nie mogę. To zbyt smutne, bolesne, osobiste, przepraszam... Wciąż mam nadzieję, ona umiera ostatnia, bardzo staram się pozytywnie myśleć i wierzyć, że jeszcze wszystko się zmieni, że zła karta się odwróci. Nadzieja umiera ostatnia... Z drugiej strony jestem realistką, umiem dodać dwa do dwóch i wiem co w każdej chwili może się stać...
Wczoraj pół  dnia z pewnych nowych, rodzinnych względów przemeblowywałam mieszkanie co w bloku nie jest łatwe, kto mieszka ten wie o czym mówię. Zmęczona, ale przynajmniej miałam zajęcie. Gotuję, sprzątam, piszę, układam włosy, maluję paznokcie - wszystko tak jak zawsze. Byle czymś choć na chwilę zająć głowę, oderwać myśli. Tak jak zawsze jak to brzmi, przecież nic już nie będzie jak zawsze, wszystko zmieniło się w kilka sekund... Tyle rzeczy było do zrobienia, tyle planów, tyle marzeń na tą nadchodzącą wiosnę, nic z tego się już nie wydarzy... Czasu cofnąć nie można..., pozostaje setki pytań "dlaczego?", na które odpowiedzi nigdy nie usłyszę...
Spokojnej niedzieli Wam życzę, ja marzę żeby już było jutro i można by rzucić się w wir mojej ukochanej pracy, w wir codziennych obowiązków.


środa, 26 lutego 2014

Upss.... wypompowana....

Za oknem ciemno, niestety nieco zimno, zegarek oznajmia, że czas wstawać. Cóż zrobić spierać się z nim nie będę. Wstaję, oczywiście prawą nogą:), i zaczynam poranną krzątaninę, dziś troszkę dłuższą bo z modelowaniem włosów. Na niebie mały rogalik Księżyca, tuż przy nim jaśnieje...Wenus jak właśnie mówią w radiu. Piękny widok mówię Wam. Powoli budzi się dzień i po chwili na jaśniejącym niebie pojawia się czerwono - pomarańczowa kula słońca. Uśmiecham się kiedy ją widzę, to będzie piękny dzień, czuję to, a poza tym tak właśnie sobie zaplanowałam. Dostajesz to co wysyłasz, skoro wysyłam słoneczną energię to dobre rzeczy wrócą do mnie.
Ostatnie dni zabrała mi pisanina, ale taka służbowa, rzeczowa, fachowa, bez emocji i uniesień. Koledzy obdarzyli mnie takim zajęciem pewnie biorąc pod uwagę moje lekkie pióro, nadmiar energii i uwagi Klientów, które do mnie najczęściej spływają. Ha może dorzucić do tego jeszcze spojrzenie kobiecym okiem? No nic jakoś przez tematy przebrnęłam, coś tam stworzyłam, jak zostanie ocenione to w praniu się okaże. Czuję się wypompowana z weny twórczej chwilowo, zdecydowanie bardziej wolę pisanie o uczuciach, emocjach, życiu niż takie suche teksty, tu natchnienie nie przychodzi tak łatwo i nie jest tak oczywiste. Wena z pewnością wkrótce wróci, ja zresztą bardzo szybko się regeneruję, a czasami byle drobiazg potrafi mnie niesamowicie natchnąć, od co życie.... Na przykład o poranku w tramwaju - wsiada mężczyzna, nie widzę go dobrze bo zasłaniają inni pasażerowie. Jednak coś powoduje, że mój wzrok wędruje w jego stronę, zauważam charakterystyczne rysy, podobną sylwetkę, ciemne włosy z białymi nitkami, serce zaczyna bić szybciej. I choć doskonale wiem, że to nie ten, że to nie ON, moje myśli wędrują w jedno miejsce... Mężczyzna odwraca głowę, patrzymy przez moment sobie w oczy, błękitne, zupełnie inne, owszem podobny, w tym typie, ale to nie ON. Nie mniej uśmiecham się do siebie w środku, a może i pod nosem, widzę TĄ twarz, słyszę TEN głos, wewnątrz rozlewa się znajome ciepło i błogość. Najbardziej szary poranek robi się kolorowy a mój humor winduje wysoko, wysoko do nieba. To będzie piękny dzień...
Za oknem świeci już słońce, kończy się luty, niedługo wiosna obudzi się ze swoimi kolorami, zapachami, odgłosami, nowe życie, nowe plany, marzenia, szanse.... Czujecie to?
Miłego dnia :)


sobota, 22 lutego 2014

Intensywnie

Już wieczór, dzień minął błyskawicznie, tyle było do zrobienia, jutro ciąg dalszy. Wciąż jestem przeziębiona, ale nie będę się nad sobą użalać i marnować czasu na leżenie w łóżku. To nie w moim stylu... Głowa mnie w prawdzie dziś boli niesamowicie, pewnie skutki uboczne przeziębienia, minie. Mam w sobie tyle energii, tyle pomysłów i chęci do działania, że szkoda mi każdej chwili kiedy nie mogę ich przekładać na działanie. Szczególnie, że widzę pozytywne efekty tego działania. Poza tym nie mogę się zniechęcać czy opadać z sił bo przy okazji wspieram tą energią innych, a wiem, że tego bardzo potrzebują. Nie jest łatwo iść do przodu wciąż z tym pozytywnym nastawieniem, nie zniechęcać się potknięciami i przeszkodami. Nimi trzeba się raczej motywować i być wytrwałym w tym co się robi. Nie można zbyt długo zwlekać, zastanawiać się, odkładać na lepszy moment. Skąd można wiedzieć, że lepsza chwila nadejdzie? Jeśli mamy swój cel, swój pomysł na życie to realizujmy go tutaj i teraz, nie odkładamy na później. Jasne nie trzeba od razu skakać na głęboką wodę, czasami trzeba stawiać male kroczki, ale trzeba je robić. Kto stoi w miejscu ten tak naprawdę się cofa bo się nie rozwija. A kiedy robimy to co sobie zaplanowaliśmy, czasami nawet wbrew innym to z pewnością dojdziemy do celu i poczujemy satysfakcję, że udało nam się, że nie poddaliśmy się o jeden krok za wcześnie.
Zastanawiam się czasem czy rzeczywiście jestem tak twarda jak inni to widzą? Chyba nie do końca, ba moje wnętrze jest raczej kruche i wrażliwe. Wiem jednak, że użalanie się nad światem, nad sobą, nad "złym losem" niczego nie daje. Co najwyżej psuje nasze zdrowie i nastawia nas niechętnie do wszystkiego. Czy nie lepiej czuć radość i satysfakcję z tego co się robi, czuć w sobie siłę, wewnętrzną moc, nie uginać się, nie dawać pokonać. Gdybym nie wierzyła w to co robię, gdybym nie cieszyła się efektami, które z tego będą pewnie wielokrotnie bym się już poddała, ale na szczęście jest inaczej. Czuję to wszystko w sobie bardzo intensywnie, każdą cząsteczką siebie, ta energia jest we mnie i nie pozwala mi ani na chwilę zwolnić. Może ktoś nazwie to zboczeniem, ktoś inny pracoholizmem, a może to zwyczajnie pasja? Nowe pomysły rodzą się w mojej głowie, muszę je tylko spokojnie przeanalizować i zastanowić się jak je wprowadzać w życie. Fakt doba wciąż ma tylko 24 godziny i nie zaprzeczam, że czasami odczuwam zmęczenie i tempo, które się nieraz pojawia. Jednak zmęczenie mija, wstaję rano z łóżka i znów czuję w sobie siły i chęć do działania. Dopiero bezruch i brak wyzwań by mnie męczyły, dołowały, nie znoszę próżni, czekania na nic, bezcelowego siedzenia w miejscu.
Tak dzisiaj sobota, można by wylegiwać się w łóżku, szwendać po mieszkaniu bez celu, ale ja tak nie umiem, taki dzień zwyczajnie by mnie rozwalił, zmęczył, a znając samą siebie pewnie i zdołował. Wolę swoją intensywność, zakupy, sprzątanie, gotowanie, pieczenie, pracę nad kolejnym projektem, dzień mija pracowicie, ale jakże owocnie. Teraz jeszcze wieczorny spacer z Maksiem i czas na relaks... :) Ostatnio zostałam miłośniczką książek Harlana Cobena, połykam je namiętnie, na szczęście lista jest dość długa więc na jakiś czas lekturę mam zapewnioną.
Mam nadzieję, że i Wy spędzacie ten weekend miło i owocnie, według swoich własnych planów i priorytetów. Miłej niedzieli Wam życzę, słoneczka. Wiosna tuż, tuż... czujecie ją w powietrzu, w sercu, w duszy? No to weźcie głęboki oddech i poczujcie jak nadchodzi :)))

środa, 19 lutego 2014

Słabsza forma

Jestem, jestem, ja tak łatwo się nie poddaję, nawet takiemu paskudztwu jak przeziębienie. No właśnie kolega sprzedał nam to "cudo" w zeszłym tygodniu. On teraz wraca do formy a my z koleżanką się męczymy. No nic ładuję w siebie co mogę, zarówno farmaceutyki jak i cytrusy, poją się litrami herbaty z sokiem malinowym, a na noc smaruję moim nie zastąpionym żelem z eukaliptusem. Pamiętacie go? Jeśli nie to za chwilkę wrzucę Wam krótką notkę przypominającą, naprawdę jest fantastyczny, a działanie przy przeziębieniach to tylko jedna z jego właściwości.Ostatnio Klientka powiedziała mi i całkiem nieznanym nam jego działaniu, na razie testuję ale jak się sprawdzi to oczywiście nie omieszkam się Wam o tym napisać. W każdym razie trzymam się dzielnie choć mój głos daleki jest od ideału co akurat w mojej pracy ma duże znaczenie. No, ale nasi Klienci są wyrozumiali i wierzę, że jakoś to przetrzymają, a już wkrótce usłyszą swój ulubiony głos :). Piszę to z uśmiechem bo długo nie zdawałam sobie sprawy, że mój głos brzmi dla innym tak kojąco i ciepło. Świadomość tego jest naprawdę miła i przyjemnie słuchać tych wszystkich ciepłych słów, które do mnie docierają choć akurat to nie jest moja zasługa. Mnie bardziej cieszy jeśli wiem, że to co mówię czy robię ma dla kogoś ważne, pozytywne znaczenie,a nie barwa mojego głosu. Choć oczywiście możliwość wpływania na kogoś czy kuszenia go dzięki tym atutom jest hmm... kusząca ;). Generalnie przy przeziębieniu forma jest słabsza i mniej się człowiekowi chce, na szczęście mnie jakoś nie zdołowało. wciąż staram się wykrzesać z siebie jak najwięcej energii i rozsiewać pozytywną, mobilizującą aurę dokoła. Dużo osób potrzebuje tej mobilizacji więc nie mam innego wyjścia, jestem SILNA. Mam też szansę na "odzyskanie" swojego rowerka i wznowienie treningów, oczywiście z rozwagą. Kolega sprezentował mi swoje stare siodełko, teraz zostaje tylko ta najtrudniejsza część zmontowania go z resztą roweru. Wierzę, że i to się uda i będę mogła Z wiosna rozpocząć treningi, potrzebuję tego. No i co ja zrobiłabym bez tych moich wspaniałych Panów? :) Są naprawdę wielcy, dziękuję :)
No dobrze to teraz przypomnienie cudownych właściwości żelu, o którym wcześniej wspomniałam.


Chłodzący żel do ciała z olejkiem eukaliptusowym


Kod: 2901
Pojemność: 250 ml
Cena katalogowa: 24.90 PLN
 
Doskonały preparat pielęgnacyjny i łagodzący do ciała.Rozluźnia mięśnie,usuwa zmęczenie po wzmożonym wysiłku fizycznym,daje uczucie odświeżenia ciała.Działa relaksująco i odprężająco.Dzięki zawartości olejku eukaliptusowego i licznych wyciągów ziołowych żel posiada szerokie właściwości dobroczynne dla ciała.Pielęgnuje i wygładza skórę,działa przeciwzapalnie i uśmierzająco.Jego konsystencja sprawia,że preparat doskonale nadaje się do masażu.
Składniki zawarte w żelu i ich niektóre właściwości:
-olejek eukaliptusowy - ma działanie przeciwzapalne
-mentol - działanie znieczulające i odświeżające
-kamfora - uśmierza bóle mięśni i stawów
-imbir lekarski - pobudza układ odpornościowy organizmu
-rumianek - działa przeciwuczuleniowo
-kasztanowiec - działa przeciwzapalnie i przeciwbakteryjnie,rozkurczająco,uszczelnia naczynia krwionośne i pobudza przepływ krwi
-arnika górska - działa na krwiaki,stłuczenia,obrzęki i zapalenia
-miłorząb japoński - posiada silne właściwości antyoksydacyjne
-nagietek lekarski - działa na egzemę i blizny
-melisa - łagodzi obrzęki
-krwawnik - działanie łagodzące i regenerujące
Składniki (INCI):
Aqua,Alcohol,Propylene Glycol,Menthol,Carbomer,Eucaliptus Globulus Leaf Oil,Camphora,Parfume,Sodium Hydroxide,Methylchloroisothiazolinone,Methylisothiazolinone,Zingiber Officinale Extract,Chamomila Recutita Extract,Aesculus Hippocastanum Extract,Arnica Montana Extract,Melissa Officinalis Extract,Ginko Biloba Extract,Calendula Officinalis Extract,Achillea Millefolium Extract,Peg-40 Hydrogenated Castor Oil,Coceth-7,Ppg-1-Peg 9 Lauryth Glycol Ether,CI: 42080

Produkt można kupić na stronie Safiry, w Centrum Dystrybucyjnym - 
ul. Węgierska 1 w Krakowie, albo bezpośrednio u mnie (jeśli ktoś jest z okolic Podgórza, to mogę dostarczyć do domu).

Miłego, spokojnego popołudnia Kochani :).

 

niedziela, 16 lutego 2014

Jasność...

Ależ wena mnie dopadła, sama jestem zaskoczona tym natchnieniem... Oczywiście pisać można zawsze, ale tak prawdziwie, z wnętrza i od serca pisze się wtedy kiedy to wszystko w człowieku żyje, pulsuje, kiedy myśli wirują by przelać się w treść.
Wczorajszy, wieczorny spacer z Maksem tak mnie nastroił - pełnia Księżyca, dziesiątki malutkich Gwiazd, czarne niebo, przestrzeń... Niesamowity widok, uwielbiam pełnię, można wtedy poczuć się tak bajkowo, puścić wodzę wyobraźni, poczuć się bliżej nieba. Akurat wczoraj miejsce, w którym mogłam obserwować ten fantastyczny widok było dobre, dużo przestrzeni, wysoko między chmurami udało mi się nawet dostrzec migające światełka samolotu, pięknie. Generalnie w Krakowie poprzez zabudowę, kamienice, bloki nie ma takich fantastycznych widoków. Dużo lepsze miejsce do obserwacji było w moim ukochanym Cork, tam niska zabudowa stwarzała ogromne przestrzenie dzięki, którym człowiek miał wrażenie, że jest bliżej nieba :). Wiem trochę śmiesznie to brzmi, ale tak właśnie było. Kiedy szłam ulicą (nie mówię o samym centrum) miałam uczucie, że niebo zaczyna się tuż nad moją głową i jakby wspiąć się na drabinę można by dotknąć dłonią najniższych chmur. Niesamowite wrażenie. Pamiętam jak niejednokrotnie po długim dniu dreptałam po naszej Boreenmanna Road, dokoła czarne niebo i malutkie, jasne punkciki na niebie, czasami jedna z gwiazd świeciła intensywnie, czasami, był tez księżyc, wskazywały mi drogę do domu, wprowadzały w taki blogi spokój. W pewnym momencie stapiały się w jasność z blaskiem olbrzymich lamp oświetlających boisko sportowe przylegające do naszego ogrodu, na którym prawie co wieczór odbywały się treningi. To było fajne uczucie, im jaśniej się robiło na niebie tym bliżej domu byłam, wiedziałam, że za chwilę zatopię się w ulubionej kanapie i spokojnie odprężę po męczącym dniu. Brakuje mi tego czasami...
Wczoraj kiedy patrzyłam na ten piękny widok na niebie poczułam się tak magicznie, rozmarzyłam nieco bo Księżyc stwarza taką atmosferę tajemnicy, potrafi rozbudzić wyobraźnię. Jaki piękny spacer można wyobrazić sobie w taką noc.
Tylko Ty i ja, idziemy przed siebie, trzymamy się za ręce, nic nie mówimy, spoglądamy na siebie, uśmiechamy się tajemniczo, przytulamy do siebie i idziemy w takiej niesamowitej atmosferze. Bezpieczni, spokojni, szczęśliwi, takie prozaiczne, a jednocześnie tak piękne i emocjonalne...
Księżyc w pełni skojarzył mi się właśnie z tym KIMŚ, jedynym, wyjątkowym..., tak wiele wspólnego mają. Ta tajemnica, która się nas nimi roztacza, ten nieprzenikniony mrok, jakaś zaduma, aura magii, spokoju tak dopiero wczoraj zauważyłam te podobieństwa. Księżyc naprawdę pobudza wyobraźnię... i daje taką jasność i spokój jakie czuję kiedy widzę JEGO.
Miłego dnia, biegnę trochę po pitrasić, w końcu jeść trzeba, słodkości też przewidziałam na dzisiejszy dzionek, tym razem będzie na zimno, więc z pewnością mąki wsypać tam nie zapomnę ;)))


sobota, 15 lutego 2014

Sentymentalnie...

Nie wiem czy to ta piękna, wiosenna aura za oknem, czy leniwy weekend czy może KTOŚ jest znów blisko? W każdym razie obudził się we mnie taki błogi, sentymentalny nastrój, jest mi tak dobrze i spokojnie, tak słodko, radośnie jak być powinno. Choć przyznam, że wczorajszy wieczór raczej mógł człowieka zdołować gdy znalazłam w skrzynce rozliczenie za mieszkanie, masakra... No cóż, ale jak to mówią "same życie" i choć nogi nieco się pode mną ugięły, to jakoś to trzeba ogarnąć i iść do przodu. Czasami tylko zastanawiam się gdzie sens gdzie logika w tych wszystkich zestawieniach, prognozach, kalkulacjach.Kiedy człowiek trochę mniej czegoś zużyje zaraz robią korektę i obniżają kwotę czynszu, a potem nagle bach okazuje się, że niepotrzebnie i bach dopłata taka, że zawału można dostać. No nic trzeba zacząć samemu nad tym panować i planować według swoich wyliczeń, wtedy uniknie się takich niespodzianek. Ale to tylko codzienne realia i damy im radę, nie mogą nas załamywać ani dołować.
Po kolejnym intensywnym tygodniu, po sobotniej, domowej krzątanie relaks i napawanie się spokojem, słońcem, zapachem wiosny w powietrzu, od razu inaczej wszystko wygląda. Może to również wpływ wczorajszego dnia, który sam w sobie nie jest jakoś przeze mnie hołubiony, ale skoro wiele osób chce go obchodzić to czemu nie?
Dla mnie miłość to codzienność, to 365 dni w roku, to każdy kolejny rok, to wszystko co razem przeżywamy. Nie puste słowa czy gesty, które tak niewiele wspólnego mają z rzeczywistością, nie coś na pokaz by inni zazdrościli. Miłość to nie tylko te dobre, radosne, pełne uniesień chwile... To przed wszystkim wzajemny szacunek, przyjaźń, wsparcie, to świadomość, że kiedy po całym dniu zmęczeni wracamy do domu znajdziemy tam tą JEDYNĄ osobę. To wspólne troski, poczucie bezpieczeństwa, pewność, że mimo różnych przeszkód, potknięć, które życie nam funduje RAZEM damy radę. Właśnie świadomość, że jest KTOŚ taki na kim możemy polegać, na kim możemy się oprzeć w chwilach zwątpienia sprawia, że to wszystko wciąż ma sens. Tak często ludzie tego nie rozumieją, nastawiają się na piękne życie jak z bajki, a kiedy coś się zmienia, coś idzie innym, gorszym niż zaplanowany torem ta druga osoba przestaje być dla nich wartościowa. Przestają ją doceniać, zauważać jej potrzeby, szanować... A przecież życie to nie bajka z happy endem i powinniśmy sobie z tego zdawać sprawę. Tak ciężko czasem jest nam powiedzieć miłe słowo, podać rękę, przytulić, docenić, uciekamy od emocji, uczuć, wszystko sprowadzamy do zobowiązań... Pogubiliśmy się w tym wszystkim, zabiegani wciąż za czymś co koniecznie trzeba mieć bo inni dawno już to mają, zapominamy o drugim człowieku, który jest obok nas i czuje się niepotrzebny. A może nawet wykorzystany jako maszynka do zarabiania pieniędzy, których wciąż jest nam mało by mieć lepszy samochód, jechać na kolejne ekskluzywne wakacje czy jakiś inny gadżet. Pomyślcie czasem o tym. Naprawdę tak niewiele potrzeba, tak niewiele wysiłku z naszej strony by ta druga osoba poczuła się kochana, potrzebna, wyjątkowa... Jeśli nie mogę być w takim związku wolę nie być w żadnym i to nie jest szukanie "księcia na białym koniu" jak mawiał mój Tato to jest właśnie Miłość, Partnerstwo, Związek. Inaczej bycie ze sobą przestaje mieć sens bo człowiek zaczyna się dusić, traci siłę i chęć do czegokolwiek, traci wiarę i szacunek dla siebie samego. Często obok nas są naprawdę wyjątkowi ludzie, którzy są i chcą być z nami pomimo tego iż czasem naprawdę nie jest kolorowo, a my tego kompletnie nie doceniamy, zdarza się, że nawet narzekamy. Prawdziwa miłość istnieje, to bardzo trudne i wymagające ogromnej pracy uczucie, ale to co dostać możemy w zamian jest tego warte. Nie rezygnujcie z tego bo możecie stracić KOGOŚ naprawdę wyjątkowego w swoim życiu KOGO dostrzeże zupełnie inny człowiek...
No sami widzicie jak bardzo uczuciowo, z zarazem życiowo się tu dzisiaj zrobiło... a może komuś to da do myślenia, może kogoś wesprze, pomoże coś zrozumieć czy podjąć decyzję?
Tak wiem to nie jest takie proste, ale nikt nam nie obiecywał, że będzie. Akurat wiem o tym naprawdę bardzo, bardzo dobrze... Chciałabym te wszystkie ciepłe, pozytywne uczucia wysłać pod konkretny adres, ale z wielu względów zwyczajnie nie mogę. Mimo to mam nadzieję, że są odczuwalne i mają działanie "terapeutyczne" :).
Miłej niedzieli Kochani!


czwartek, 13 lutego 2014

Zaryzykowałam :)

Czwartkowy poranek nad Krakowem, "mleko" przykrywa miasto... Przypuszczam jak wielu z was nie chciało się dzisiaj rano wstawać, jak wyjście z domu musiało być ciężkie i może bezsensowne? Przyznam, że może nie zerwałam się z łóżka w sekundzie, ale powolutku uruchamiałam wszystkie "trybiki" i już w drodze do pracy uśmiechałam się do siebie. Gdzieś tam wewnątrz, w środku czułam tą moją niesamowitą radość, energię, chęć do działania, do stawiania czoła nowym wyzwaniom. Mgła, padający śnieg (wczoraj naprawdę było mocno ponuro na zewnątrz), jakie to naprawdę ma znaczenie? Jak dla mnie żadne, idę do przodu i robię swoje.
Wczoraj zaryzykowałam i zdecydowałam się na dość śmiały krok jak dla mnie - po 20 kilku latach poszłam do nowego fryzjera. Uśmiechacie się? Ok może dla części z Was nie ma znaczenia w jakie ręce oddajecie swoje włosy i co z nimi ktoś zrobi. Dla mnie ma i to bardzo duże. Niestety nie mam mega fantastycznych, grubych włosów, którym nic nie zagrozi. Bardzo sobie ceniłam ich "bezpieczeństwo" u mojej stałej fryzjerki i nie mogę powiedzieć żebym była niezadowolona. Zwyczajnie chciałam jakiejś odmiany i niestety fryzurki, które sobie gdzieś tam wyszukiwałam nie do końca jej się udawały, to nie było to czego oczekiwałam. Jak wiecie mocno się przywiązuję do tego co mi odpowiada i każda zmiana jest dla mnie wyzwaniem, ale kto nie ryzykuje ten nic nie osiągnie, no i nigdy też się nie potłucze ;). Znalazłam fajne miejsce niedaleko mojej pracy, godziny otwarcia zakładu idealne jak dla mnie bo już od 7.00 więc spokojnie przed pracą można sobie fundnąć małą przyjemność. Pani wzbudziła moje zaufanie i w sumie bardzo szybko się zdecydowałam. Już na samym początku się rozanieliłam :) bo mycie głowy odbywa się na fotelu z masażem! Dla mnie rewelacja i mogłabym na takim relaksie spędzić cały dzień. Oczywiście Pani mnie uprzedziła o różnicy między moimi włosami a tymi na zdjęciu, z czego zdawałam sobie doskonale sprawę, ale obserwowałam jej pracę i od razu zauważyłam różnicę. Jest naprawdę bardzo dobrze, w jednym miejscu nie osiągnęłyśmy pełni satysfakcji, ale po prostu włosy do tego muszą jeszcze podrosnąć. Niby zmiany specjalnej od wcześniejszej fryzury nie ma, są drobne niuanse, ale to właśnie one dają końcowy efekt! Dzisiaj też zauważyłam różnicę bo zawsze najtrudniej mi było ogarnąć fryzurę na drugi dzień, włosy nie chciały się układać i gdzieś tam uciekały, dziś nie miałam tego problemu. Generalnie jestem bardzo zadowolona i cieszę się, że zdecydowałam się na tą zmianę, myślę, że wyjdzie mi na dobrze :)
Do tego spędziłam miłe i ciepłe popołudnie, a właściwie wieczór na spotkaniu z przyjaciółką :) Jednym słowem bardzo udany dzień. A dzisiaj? Zobaczymy co nam przyniesie, ale z pewnością coś dobrego będzie bo tego właśnie oczekuję więc dlaczego ma być inaczej? A wiosna co raz to bliżej...:)
Słonecznego dnia Kochani!





P.S. Jest ryzyko jest wygrana!

niedziela, 9 lutego 2014

Weekendowo....

Oj dawno już mój organizm nie potrzebował tak chwili oddechu jak po mijającym tygodniu, czuła się mocno wypompowana :(. Tydzień był naprawdę intensywny i pracowity, a zaczął się jak to mawiają od "szewskiego poniedziałku". Nie funkcjonowało to co akurat było istotne co oczywiście utrudniło mi pracę, a roboty miałam od groma. Może i lepiej było się nie irytować tylko przyjąć to do wiadomości i czekać cierpliwie na pomoc kolegi informatyka? No tak, ale znacie mnie już na tyle dobrze i wiecie, że moje profesjonalne podejście do tego co robię chce by wszystko było na tip top a tu się nie dało :(. No nic, mówi się trudno i jakoś z tym trzeba żyć, nie można kumulować w sobie złych emocji bo to nikomu nie służy. Jakoś przetrwałam ten dzień by w kolejnym okazało się, że następne rzeczy nie działają jak trzeba, na szczęście tylko chwilowo. Pomna wcześniejszych rad kolegi wzięłam głęboki oddech i zajęłam się głupotami, starając się przejść nad problemem do porządku dziennego. No i udało się, zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak to już jest z techniką, awarie w dużej mierze się da usunąć tyle, że komplikują normalne funkcjonowanie i zaburzają spokojny system pracy. Na szczęście od środy wszystko poszło już niesamowicie z górki i w ogromnym tempie minęły kolejne dni. Cieszę się, że to wszystko tak ładnie się zaczęło kręcić, że jest tyle pracy, planów i wyzwań. Wiecie, że kocham to co robię, cieszy mnie każdy sukces jaki uda nam się odnieść i nie bronię się absolutnie przed intensywniejszą pracą. Zwyczajnie to był trudny tydzień i nie tyle ja sama co mój organizm zaczął domagać się chwili odpoczynku. Zaczęłam zaliczać wpadki co z pewnością wskazane nie jest. Wczoraj mimo soboty działałam na polu domowych spraw, masę zrobiłam, ale z mojego roztargnienia zaliczyłam wpadkę z ciastem. dacie wiarę? Taka perfekcjonistka, a ciasta to już moja domena. Zapomniałam do pięknie wyrośniętego ciasta ze śliwkami dodać drugiej części mąki, pół soboty przygotowań i musiałam ciasto wyrzucić bo za nic nie chciało się upiec :(... No to taki drobny sygnał by wrzucić nieco na luz i odpocząć, szczególnie, że od jutra znów masa pracy mnie czeka. Cieszą mnie nowe wyzwania, ale zastanawiam się jak to wszystko ogarnąć i temu podołać by miało ręce i nogi? Na szczęście nie jestem sama, jesteśmy zespołem i razem jakoś to wszystko uporządkujemy, damy radę bo nie może być inaczej, w końcu dążymy drogą do sukcesu :)
Na szczęście emocjonalnie jest nieźle choć znów nie do końca udało mi się zrealizować moje postanowienia. Kolejny raz okazuje się, że kiedy postanawiam być chłodniejsza, mniej okazywać swoje uczucia, mniej oczekiwać od życia, od Niego dostaję więcej :). Taki paradoks... Jest naprawdę dobrze i samą mnie to zaskoczyło bo ostatnio nic na to nie wskazywało, ale to utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że dobrą drogę obrałam. Najfajniejsze rzeczy otrzymujemy od życia kiedy ich najmniej oczekujemy...
Za oknem świeci piękne słońce, wczorajszy wieczór na niebie był pięknym pokazem migoczących gwiazd i połówki jakże wyrazistego księżyca. Jest naprawdę pięknie i trzeba to doceniać, trzeba takimi drobnostkami się cieszyć. Tak więc dzisiaj leniuchowanie, gazetki, książka, spokój, kumulowanie energii na tydzień intensywnych wyzwań. A Wy jakie macie plany? Co na niedzielny obiad? U mnie kluseczki śląskie i surówka z czerwonej kapusty przepisu Joanny z Kwestii Smaku , a do tego bitki, mniam, mniam, polecam!
Zauważyliście zmianę tła? To Irlandia, morze w promieniach słońca, listopad, tak pięknie, cudowne miejsce. Jak się Wam podoba?
Słonecznej, leniwej niedzieli, a i miejcie wyrozumiałość dla mojego zapracowania. Dziękuję :)


niedziela, 2 lutego 2014

Już luty

Dzień dobry, uff leniwe, niedzielne popołudnie, po pysznej pizzy na obiad. Uwielbiam takie włoskie przysmaki, tak jak lasagne, spaghetti czy cannelloni;). Teraz planuje troszkę się zrelaksować z lekturą, muszę zebrać siły na nadchodzący tydzień, powinno być sporo pracy, już się cieszę. Zrobiłam też mój ulubiony tort orzechowy, mocno alkoholowy, dochodzi w lodówce, myślę, że wszystkim będzie smakował :).
Mamy już luty, jak ten czas szybko leci... Wczoraj była przepiękna, słoneczna sobota, byliśmy z Maksiem na spacerze i prawie poczułam wiosnę wciągając to w nozdrza zapach słońca. No dobra tak mi się powiedziało, zaraz ktoś zauważy, że słońce przecież nie pachnie. Ale w zasadzie może, wystarczy trochę wyobraźni i skojarzeń związanych z ciepłem, radością, błogością, które odczuwamy kiedy jest tak pięknie i słonecznie. Zamknijcie oczy, pomyślcie, czujecie już? Ja czuję i delektuję się takim chwilami, jeszcze tylko kilka tygodni i wiosna do nas zawita. Nie ważne, że dziś już jest szaro, mokro i brudno.Czy musimy się tym przejmować, smucić? Pewnie, że nie... Deszcz powoli zmywa cały brud, plusowa temperatura topi hałdy śniegu, idziemy do przodu. Powtarzam to stale moim Klientom, z każdym dniem bliżej wiosny. Poza tym wiosna może być nie tylko w przyrodzie, ale tam gdzie zechcemy, w naszym domu, w pracy, w naszej duszy i sercu. wystarczy tylko, że tego zechcemy. Jeżeli tylko poczujemy tą pozytywną energię, jeżeli poczujemy, że świeci w nas słońce, wiosna może być nawet w styczniu czy lutym. Ciekawa jestem jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Dziś na kolację szykuję pyszną sałatkę szpinakową, próbowałam jej kiedyś na imprezie i bardzo mi zasmakowała mimo iż nie jestem miłośniczką szpinaku. Chcecie spróbować? Polecam, prosto, szybko, a jak smacznie:)

Sałatka ze świeżego szpinaku:

opakowanie świeżego szpinaku
5 jajek ugotowanych na twardo
25 dkg podsmażonego boczku
3 małe pomidory
Sos:
oliwa, łyżeczka musztardy miodowej, zioła prowansalskie, 2-3 łyżki majonezu kieleckiego

Szpinak myjemy, osuszamy, odrywamy końcówki i rwiemy listki na drobniejsze (jeśli jest taka potrzeba), jajka  ścieram na tarce o dużych oczkach, boczek w małych kawałeczkach podsmażam, osuszam na ręczniku papierowym i studzę. Pomidory kroję w kostkę. Wszystkie składniki mieszam w misce. Przyrządzam sos i polewam nim sałatkę, dokładnie mieszam, odstawiam na kilkanaście minut by wszystko sobą przeszło. Oczywiście można przyprawić solą i pieprzem według uznania.
Sałatka jest również smaczna na drugi dzień. Smacznego :)

Trzymajcie się cieplutko, rozkoszujcie się wolnym czasem i smakiem niedzielnych pyszności. Miłego popołudnia :).



piątek, 31 stycznia 2014

Wystarczy pomyśleć

Witajcie!

Czas mija tak prędko, że z trudem łapię oddech ;) To był naprawdę intensywny tydzień i mimo iż bardzo chciałam tu wcześniej zaglądnąć nie udało mi się. Mam moc zajęć w pracy, a kiedy wracałam do domu też nie było lepiej. Przez prawie trzy dni walczyłam z ludzką bezmyślnością i spychaniem odpowiedzialności za swoje błędy na kogoś innego. Nawet nie wiecie jak bardzo wkurza mnie ludzka bezmyślność, co chwila gdzieś się z nią spotykam i to mnie przeraża. Zastanawiam się czy myślenie jest aż tak trudne? Przecież to nie boli! No tak, ale wymaga nieco zaangażowania w to co się robi, a z tym niestety u nas kiepsko. W niektórych instytucjach wciąż pracują osoby z "innej epoki", którym nie zależy na klientach i olewanie problemu wychodzi im fantastycznie. Wyobraźcie sobie, że w tym tygodniu wymieniali nam liczniki elektryczne. Oczywiście zupełnie niespodziewanie i nikt wcześniej nie wpadł na pomysł, że można by wywiesić informację na klatce, że przez połowę dnia nie będzie prądu. Szczególnie w bloku gdzie gazu nie ma i wszystko działa na prąd! No, ale to trzeba by pomyśleć, a panie w administracji wolą pewnie zająć się innymi sprawami. No nic, wracam sobie do domu i bach niespodzianka, czajnik nie działa. wkurzyłam się nieco bo dopiero co go kupiłam, nie jakiś wypasiony cud techniki bo wiem, że w te nie warto inwestować, psują się tak samo jak te tanie. Nie mniej ten uznałam, że zepsuł się ekspresowo. Otwieram lodówkę a tu ciemno, też nie działa. No i mnie olśniło! Nic się nie zepsuło tylko nie ma prądu w gniazdkach, sprawka monterów jak nic. Notabene kilka tygodni zakładali sąsiadce telewizję kablową to naszą odcięli i oczywiście sobie pojechali, zadowoleni panowie technicy, masakra! Wracając do prądu oczywiście najpierw sprawdziłam stopki, następnie pognałam do sąsiadów, wszystko gra. No to cóż pozostało telefon do dostawcy prądu, ten kieruje mnie do elektryka dyżurnego naszej spółdzielni, on zasłania się decyzją administracji i zapewnia, że sprawa została zgłoszona gdzie trzeba. Mają naprawić w następnym dniu - półtorej godziny stracone, prądu dalej nie mam. Trzeba odbyć wyprawę do sklepu po długi przedłużacz bo pociągną prąd z pokoju. Następny dzień mija, wracam do domu, sytuacja nie uległa zmianie. Znów telefony, znów jakieś unikanie odpowiedzialności, nadal działam na przedłużaczach, jakiś totalny absurd. Wczoraj wizyta w administracji spółdzielni, przeprosiny i zapewnienie, że w najbliższych godzinach awaria zostanie usunięta. No i tak się stało. Podobno był tam jakiś pstryczek czy kabelek, który jak nie jest właściwie założony to spada no i prądu nie ma. Super - tylko czy skoro o tym wiedzą to nie można wszystkie posprawdzać zanim się robotę skończyło? Skąd lepiej żeby ludzie byli bez prądu trzy dni i tracili nerwy oraz czas na załatwienie sprawy. Wiecie dobrze, że nie jestem osobą, która narzeka, wręcz przeciwnie podchodzę do spraw optymistycznie, ale coś takiego mnie rozwala. Z pewnością moje podejście do pracy ma tu wiele do rzeczy bo jak coś robię to fuszerki nie znoszę, ma być zrobione na wysoki połysk jak mawiają. Dlatego oczekuję podobnego traktowania od innych, nie znoszę olewania klientów, przeciągania spraw w czasie tylko dlatego, że komuś się nie chciało albo wymagało zbyt wielkiego wysiłku.
No dobrze Kochani wyrzuciłam z siebie co na sercu mi leżało, mam nadzieję, że to incydentalna sprawa i jak najmniej takich będzie mnie spotykać. Poza tym jest super!!! Miłego dnia, pozdrawiam Was bardzo, bardzo cieplutko!


sobota, 25 stycznia 2014

Wena...emocjonalnie...

Dobry wieczór!

Zimowo i mroźno nam się zrobiło i wciąż trzyma, śnieg pruszy tak bajkowo... Jak mija Wam sobota? U mnie dziś trochę mniej gotowania choć oczywiście coś tam sobie upitrasiłam ;) Na jutro za to przewidziałam kluski śląskie i chlebek domowy, oczywiście przepisy z "Kwestii Smaku", mam nadzieję, że wyjdzie pysznie. Poza tym zamierzam leniuchować z książką, w końcu niedziela jest do odpoczynku, prawda? No i muszę powiedzieć, że spłynęła na mnie wena twórcza. Ta zimowa sceneria natchnęła mnie romantycznie, przygotowałam dla Was takie emocjonalne, pełne ciepła i miłości opowiadanko, właściwie wyznanie zakochanej kobiety... Na taki wieczór myślę, że idealne, ciekawa jestem czy Wam się spodoba? Zapraszam serdecznie do lektury jeśli macie ochotę. Miłej niedzieli, pozdrawiam ciepluteńko :)



Wróciłeś....

Drżę cała...nic na to nie poradzę, że tak na Ciebie wciąż reaguję. Myślałam, że to minęło, że ogarnęłam się jakoś i twardo stąpam po ziemi, że nie jesteś w stanie mnie poruszyć, a jednak... Wróciłeś i to znów spadło na mnie tak nagle, tak niesamowicie i niespodziewanie... Znów nogi mam miękkie jak z waty, w brzuchu krążą dziwne motyle, serce bije szybciej, zwariowało. Tak zwariowało przez Ciebie i dla Ciebie choć Ty sobie nawet z tego nie zdajesz sprawy... Nie jednak coś się zmieniło, ja się zmieniłam, jestem już w stanie zapanować nad emocjami, wziąć się w garść i nie pozwolić się skrzywdzić. To takie trudne... Tak bardzo chciałabym Ci powiedzieć wiele rzeczy, pokazać jak bardzo mi zależy, jaki jesteś dla mnie ważny, ale już wiem, że nie mogę. Nie mogę opuścić swojej „zbroi” i odsłonić swojej duszy przed Tobą bo będę cierpieć. Bo Twoje słowa, gesty, zachowanie zamiast dawać mi radość przyniosą łzy i ból. Nie obiecałam sobie, że już więcej nie będę przez Ciebie płakać, że nie pozwolę się traktować jak powietrze, nie zasłużyłam sobie na to. Jak mam to wszystko więc pogodzić? Jak żyć z moim uczuciem do Ciebie, które muszę chować głęboko w sercu? Nie pamiętam kiedy zależało mi na kimś tak bardzo jak zależy mi na Tobie, nie tylko jak na mężczyźnie, ale przede wszystkim na człowieku, koledze, przyjacielu... Teraz jestem mądrzejsza, spokojniejsza, wiem dużo więcej, więcej rozumiem, patrzę na to wszystko z innej perspektywy. Nie Kochany nie usprawiedliwiam Ciebie, Twoich irracjonalnych zachowań czy ciętych tekstów, na nie nie ma wytłumaczenia. Bardziej rozumiem czemu tak sceptycznie podchodzić do uczuć, do okazywania emocji, do miłości... Może łatwiej zrozumieć mi siebie samą i to czemu się tak idiotycznie zakochałam? Czemu dostrzegłam to malutkie światełko, które do mnie mrugało dając znak, że bardzo potrzebujesz tego mojego uczucia. Mojego wsparcia, zainteresowania, podziwu, mężczyźni czują się wtedy bardziej męscy, wyjątkowi, potrzebni. Myślę, że tego wtedy potrzebowałeś choć nie byłeś przygotowany na taką lawinę uczuć, na takie zaangażowanie i trwałość, prawda? Cóż ja sama nie byłam na to przygotowana, mnie samą to zaskoczyło i chyba wtedy przerosło? Wiesz tak już mam, że trafiam na niewłaściwych facetów, pokomplikowanych, z emocjonalnymi bliznami, moje zwariowane serce właśnie takich wybiera na obiekt swoich uczuć. Nieźle co?
Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak wiele zmieniłeś w moim życiu, jak wywróciłeś mój świat do góry nogami, ale w tym pozytywnym sensie. Jesteś moim Słońcem, moją pozytywną energią, moim akumulatorem życiowy. Pierwszą myślą o poranku kiedy otworzę oczy, ostatnią kiedy zasypiam po całym dniu, jesteś moim marzeniem sennym, towarzyszem w ciągu dnia i w nocy. Moje ciepłe myśli są cały czas z Tobą, nie mam pojęcia czy je czujesz, ale wierzę, że Cię wspierają i pomagają Ci w wielu sprawach. Z każdym dniem moje uczucie jest bardziej dojrzałe, stabilniejsze, mniej „zwichrowane” emocjonalnie. Potrafię już oddzielić to co złe od tego co dobre, potrafię cierpliwie czekać, być wytrwałą w swoich postanowieniach, nie ulegać Twoim nastrojom i humorom. Mogę Cię nie widzieć całymi dniami i nie usychać z beznadziejnej tęsknoty, a cieszyć się myślą o naszym kolejnym spotkaniu, rozmowie. Najważniejsze jest to co mam głęboko w sercu... tam jest Twój obraz, Twoje imię, Twoje ciepłe oczy, Twój niesamowity uśmiech, Twój seksowny głos, tam po prostu jesteś Ty! Czasami wydaje mi się, że każdy dookoła widzi tą moją miłość do Ciebie, czasami pewnie myślą, że zwariowałam bo przecież to takie beznadziejne uczucie, takie trudne i skomplikowane. A ja wbrew temu promienieję, tryskam radością i szczęściem tylko dlatego, że właśnie rozmawialiśmy przez telefon albo udało nam się spotkać po dłuższym czasie. A co z Tobą? Czy Ty widzisz to wszystko? Czy choć czasem kiedy jesteś daleko, wśród swoich spraw myślisz może o mnie? O moim uczuciu do Ciebie, czy zdajesz sobie sprawę jak jest poważne, jak intensywne? Czy choć czasami tęsknisz za mną tak jak mnie zdarza się tęsknić za Tobą? Czy czekasz na wiadomość ode mnie, na miłe słowo, na kolejne spotkanie? Tak wiele znaków zapytania, wątpliwości i pytań, które chciałabym Ci zadać. Czy Ciebie też czasem to kusi?

Drżę cała..., stoisz obok mnie, przysuwasz się bliżej, nasze ręce się prawie dotykają, czuję twój zapach, jest tak delikatny, prawie niewyczuwalny, a mnie kręci się w głowie... Czuję ciepło, które promienieje od Ciebie i rozchodzi się po całym moim ciele. Mówisz coś do mnie, ledwo mogę się skupić na Twoich słowach, topię się cała... Tak bardzo chciałabym się wtulić mocno w Ciebie i już tak pozostać choć wiem, że to niemożliwe, odchodzisz. Zostaję sama z tą lawiną myśli, uczuć, pragnień, może kiedyś..., nie dzisiaj. To miłość, niezaprzeczalnie..., już dawno to zrozumiałam, nie jestem w stanie bronić się przed nią, to na nic, Ty wciąż wracasz...


czwartek, 23 stycznia 2014

Głęboko schowane ;)

Dobry wieczór :)))
O tak widzicie mój wielki uśmiech i czuję się jak olbrzymie, ciepłe słońce :) Przyznam szczerze nie planowałam tu dziś zaglądać, ale kolejny raz przekonuję się, że najlepsze, najcieplejsze momenty przychodzą w tych zupełnie nieoczekiwanych chwilach. Też tak macie? Myślicie, że wszystko jest poukładane, poszufladkowane, że nad wszystkim panujecie i nagle bach..., okazuje się, że było tylko gdzieś bardzo głęboko schowane, przyczajone. Wystarczy drobiazg, jakieś na pozór nieznaczące wydarzenie i wszystko wraca, wybucha z ogromną siłą, eksploduje... Znów w brzuchu pojawiają się motyle, policzki robią się czerwone i gorące, a serce bije dużo szybciej niż powinno. Czasami zastanawiam się dlaczego ono jest takie uparte, tak mu zależy, tak nie odpuszcza... Nie słucha tego co mówi do niego rozum, a przecież jest mądrzejszy, bardziej doświadczony ;).Wy też się nad tym zastanawialiście... Ta ogromna, radość, uczucie szczęścia i tego, że wszystko dokoła wydaje się tęczą kolorów nawet w zimowy, ciemny wieczór. Najchętniej opowiadałabym o tej mojej radości napotkanym przechodniom, ale wiem, że dziwnie by na mnie patrzyli, nie zrozumieliby. Dlatego postanowiłam podzielić się tą radością z Wami, z moimi wiernymi czytelnikami, którzy z pewnością zdążyli już mnie poznać, wiecie jak niewiele potrzeba mi do szczęścia, prawda? To jest coś, cieszyć się takimi małymi drobiazgami, doceniać słowo, jedno zdanie, które choć może wydać się niepozorne może wiele dać do myślenia. No sami widzicie..., wystarczy słowo, jakiś gest i już to wiesz...
Czego oczywiście i Wam Kochani życzę :) Dobrego, ciepłego wieczoru, pełnego takich kolorowych obrazków i szybszego bicia serca...
P.S. No i zapomniałabym, że mamy w bloku awarię, ciepło powoli wraca, ale woda wciąż zimna, za oknem -6 stopni, ale jakie to ma znaczenie? Jest cudnie...


środa, 22 stycznia 2014

Bieluteńko...

Witajcie!

Piękny, biała poranek dzisiaj za oknami w Krakowie, jest tak naprawdę zimowo. Czemu tym razem się zachwyca? No cóż może już nie pamiętacie, ale postanowiłam w tym roku doceniać uroki i piękne strony zimy, może dlatego przyszła dopiero teraz?;). A co wolicie taką szklankę deszczową jak była wczoraj? Ja osobiście nie. Dziś na osiedlu rano było tak niesamowicie, nieco bajkowo wśród tego białego puchu, którego jeszcze nikt nie zdążył ani zbrudzić ani odgarnąć.Można było sobie troszkę pomarzyć, ba ja nawet się uśmiechałam patrząc na białą kołderkę śniegu. Tak wiem jest dużo utrudnień bo i gorzej się chodzi, samochody trzeba odśnieżać, komunikacja może szwankować, na rowerach marnie się jeździ (jakoś rowerzyści są bliscy mojemu sercu), dozorcy mają masę pracy. No, ale to zima czyż nie. "Jest zima to musi być zimno" słynne powiedzenie z kultowego filmu, jest również i śnieżnie, nic na to nie poradzimy. Tak wiele zależy od naszego podejścia i spojrzenia, wystarczy trochę wcześniej wstać, ubrać ciepłą czapkę, rękawiczki - wcale nie musimy narzekać i spóźniać się gdzieś z tłumaczeniem, że warunki są kiepskie. Dzieciaki z pewnością cieszą się, że końcu pojeżdżą na sankach, ulepią bałwana czy zagrają w bitwę na śnieżki, wkrótce ferie. Nie pamiętacie jak kiedyś sami cieszyliśmy się z takich drobiazgów związanych z zimą? No właśnie... Styczeń mimo, że długi już co raz bardziej zbliża się do końca, za chwilę krótki luty i będzie marzec. Z każdym dniem jesteśmy bliżej wiosny i naprawdę nie ma na co narzekać..., a poza tym dokoła dzieje się tyle ciekawych i fajnych rzeczy, rozglądnijcie się dobrze. A tylko pamiętajcie by założyć na nos właściwe okulary, moje pokazują piękne kolory :). Miłego dnia Kochani i reszty tygodnia, dla tych, którzy mimo wszystko nos mają zwieszony na kwintę dziś już środa i zaraz weekend, głowa do góry. Trzymajcie się cieplutko!


sobota, 18 stycznia 2014

Bezwarunkowa miłość :)))

Dobry wieczór Moi Drodzy!
Dziś sobota, 18 stycznia imieniny moich Rodziców. Upiekłam pyszny sernik wiosenny ( w końcu za oknami bardziej wiosna niż zima, przynajmniej w Krakowie), mam nadzieję, że będzie smakował, w każdym razie Mamie smakuje:) Co do Taty to odwiedzę Go jutro z kwiatami i zniczem, to jedyne co teraz z okazji wszelkich świąt mogę Mu ofiarować. To właśnie te momenty w roku kiedy mocniej i boleśniej odczuwa się taką nieobecność..., kiedy wszystko jest intensywniejsze i bardziej żywe. Ale cóż takie jest właśnie życie i myślę, że odkąd Taty zabrakło patrzę na wiele rzeczy z dużo większym dystansem, wiem jak wszystko jest bardzo kruche...
Nie spałam dziś najlepiej, męczyły mnie jakieś koszmary, to pewnie zbyt wiele spraw, które w tym momencie się dzieje powraca w nocnych obrazach. Mimo to humor mi dopisuje, dzień minął miło i spokojnie, a jutro też już zaplanowane i na nudę nie zamierzam narzekać. Jak zresztą wiecie ja raczej nie narzekam, nawet jeśli czasem moja radość jest czymś przyćmiona to tylko na chwilę, odganiam złe myśli i szukam tego co pozytywne. Ciężki i męczący tydzień za mną, naprawdę odczuwałam to zmęczenie, a jednocześnie nie opadłam z sił i wciąż mam ochotę na więcej i więcej, czuję nieustający pęd do działania i przekonanie, że i idę najlepszą z możliwych dróg. No a kiedy po całym dniu wracam do domu padnięta czeka na mnie moje Słoneczko i wita z taką radością jakbym wracała z jakiejś dalekiej wyprawy. Maksiu -  dla niego nie ma znaczenia w jakim jestem nastroju, co mu przynoszę, czy pada deszcz czy świeci słońce. Zawsze wita mnie z ogromną radością, tuli się, macha ogonem i szczeka tak radośnie, że uszy aż bolą. Najwspanialszy przyjaciel jakiego mogłam dostać od losu, bezwarunkowa i bezgraniczna miłość, która w sumie tak niewiele ode mnie oczekuje, okazuje całkowite przywiązanie i oddanie no i jest ode mnie całkowicie zależny. I nawet kiedy mój dzień był akurat gorszy potrafi sprawić, że się uśmiecham, tulę go do siebie, głaszczę po wystawionym brzuszku (uwielbia to ;)) i szepczę czułości do ucha. Kocham go ogromnie i może nie każdy potrafi to zrozumieć, ale co tam. Ci, którzy mają takiego bzika na punkcie swoich czworonożnych przyjaciół doskonale wiedzą o czym mówię. On nie ma swoich fochów, nastrojów, nie trzeba uważać co się mówi by go nie urazić, każdy prezent przyjmuje z największym szaleństwem radości, a tęskni za mną nawet kiedy wyjdę do sklepu na osiedlu. Jest fantastycznym lekiem na moje gorsze samopoczucie, w zimne dni grzeje jak mały kaloryferek :) i bez szemrania godzi się spać w dowolnym miejscu  łóżka byle blisko swojej pani. No i fakt czasem można by trochę dłużej pospać, czasem okropnie nie chce się wychodzić z łóżka o 3.00 nad ranem, ale na tym właśnie polega odpowiedzialność i miłość do mojego przyjaciela. To naprawdę niewiele w zamian za to co dostaję w zamian. Cieszę się, że postanowiłam go adoptować i mam nadzieję, że on już zapomniał o wszystkich złych chwilach jakie musiał doświadczyć zanim do nas przyszedł. Jeśli zastanawiacie się nad przygarnięciem jakiegoś czworonoga, szczególnie takiego w trudnej sytuacji, z azylu czy błąkającego się gdzieś w okolicy to naprawdę WARTO!!! To najpiękniejsze co możecie zrobić dla takiego biedactwa a to co otrzymacie w zamian będzie bezcenne...
Tym optymistycznym akcentem życzę Wam udanego wieczoru i miłej niedzieli, trzymajcie się ciepło, do napisania wkrótce.


wtorek, 14 stycznia 2014

Się dzieje...

Witam Was Kochani!
Zapewne zauważyliście już lukę czasową w moim pisaniu, ale przyznaję ze skruchą ostatnio czasowo się nie wyrabiam :(. Dzieje się dokoła mnie sporo, mam masę pracy, a wieczorem zwyczajnie padam na nos ze zmęczenia po intensywnym dniu. Weekend minął mi niezmiernie szybko, w dużej mierze na robieniu drobnych zakupów w centrach handlowych przy, których ucieka niesamowicie dużo czasu. Bywam tam jedynie w konkretnych, zaplanowanych celach mimo to nie da się tego załatwić w 5 minut i wracam zawsze nieźle umordowana. Z przerażeniem patrzę na tych, którzy nie wiem czy z zamiłowania czy też z braku innej alternatywy na spędzanie wolnego czasu łażą tam całymi godzinami. Co to za przyjemność snuć się w tym tłoku, hałasie na bezsensownym oglądaniu tego co na półkach mimo, że akurat nic nie zamierzają kupować? Dla mnie to marnowanie czasu, który można dużo pożyteczniej spędzić, ale cóż jak to mawiają "Są gusta i guściki". W każdym razie przynajmniej zrealizowałam większość swoich zakupowych planów i w najbliższym czasie nie muszę już odwiedzać tych głośnych miejsc, a co za szczęście, że nie muszę w takim harmidrze pracować :). W pracy sporo się dzieje z czego oczywiście bardzo się cieszę. Idą na zmiany i to na lepsze, czuję to prawie jak zapach wiosny, do której z każdym dniem co raz bliżej. Nawet wczoraj postanowiłam nieco ocieplić wizualizację naszego miejsca pracy i zniknęły świąteczne ozdoby na rzecz żółto - zielonych akcentów, które tchną optymizmem :). Fakt jestem zmęczona, ale jednocześnie co raz bardziej nakręcona do działania, z coraz większą radością realizuję swoje plany. Oczywiście o ile to jeszcze możliwe :))). Tak wiem, niektórzy nie mogą zrozumieć skąd biorę tą swoją energię i chęć działania? No nie wiem, ona po prostu we mnie jest i nawet wstawanie ciemnym ( bo bladym go nazwać nie można) świtem nie stanowi dla mnie problemu.
Takim to optymistycznym akcentem życzę Wam udanego popołudnia a właściwie to wieczoru, uśmiechajcie się częściej i będzie dobrze, naprawdę. Do zobaczenia w kolejnym poście, pozdrawiam :)


środa, 8 stycznia 2014

Czas z lekturą ;)

Witajcie!

Jak Wam leci? Aklimatyzacja po długiej labie już za Wami? W końcu można normalnie funkcjonować, pracować i załatwiać sprawy - jak się domyślacie ja akurat z tego się cieszę. Mój zapał mnie absolutnie nie opuszcza i jestem zadowolona, że mogę działać, a na brak zajęć absolutnie nie narzekam. Trzymam się dzielnie swoich postanowień i dobrze mi z tym bo dzięki nim moje samopoczucie jest tak dobre. Nie ma to jak odciąć się od tego co nas niszczy, ciągnie na dno i pogrąża w smutku. Dystans to jest naprawdę super sprawa choć jeśli chodzi o emocje i uczucia jednocześnie tak bardzo trudna. Ale wierzcie mi Kochani można to zrobić, mówi to sentymentalna marzycielka, która łatwo ulega emocjom i później przez to cierpi. Teraz jest ok i będę się starać tak trzymać. A z każdym dniem nabieram tylko pewności, ze to najsłuszniejsze z możliwych rozwiązań. Teraz czekam tylko na to by móc się realizować jeszcze bardziej i odcinać kupny z dobrymi efektami :)
Oprócz mojego zamiłowania do pisania i to w różnych postaciach ostatnio z prawdziwą przyjemnością pochłaniam różne książki z mojej ulubionej kategorii thrillerów, również tych o podłożu medycznym. Moim ulubionym pisarzem jest oczywiście Robin Cook,  następnie Alex Kava, Jo Nesbo,Tess Gerritsen a teraz i Harlan Coben. Część pozycji można bez problemu znaleźć w bibliotece, te nowe niestety trzeba kupić, ale można dużo taniej znaleźć na Allegro. Jestem już w tym temacie specjalistką ;) Połykam je z ogromną zachłannością i czasem ubolewam, że tak długo trzeba czekać na kolejną. Czemu ci pisarze tak mało piszą? Hm oczywiście to taki żart, ale przyznam, że niedosyt zdarza mi się odczuwać bo te książki są naprawdę świetnie napisane. Teraz zabrałam się za kolekcję Cobena więc pewnie na jakiś czas będę miała lekturę zapewnioną, a potem może pojawią się jakieś nowości. Każdemu kto tylko lubi ten gatunek literacki polecam książki tych autorów gorąco. Z pewnością będziecie zadowoleni a czas spędzony przy takiej lekturze będzie dużo bardziej wartościowo wykorzystany niż przy siedzeniu w sieci bądź oglądaniu czasami żenująco bezwartościowych programów. To oczywiście moje zdanie, każdy może mieć inne. Miłego popołudnia, trzymajcie się pogodnie :)


sobota, 4 stycznia 2014

Przywiązanie, spokój ducha???

Witam Was Kochani w pierwszy weekend Nowego Roku? Wciąż odpoczywacie na długich wakacjach czy może już jesteście po pierwszych działaniach w pracy i korzystacie teraz z nieco dłuższego niż zazwyczaj weekendu? W każdym razie mam nadzieję, że miło i efektywnie spędzacie ten czas bo jest naprawdę cenny, można go wspaniale wykorzystać na różne sposoby, a nie snuć się z konta w kont i później narzekać na nudę. Na szczęście mnie to nie dotyczy, zawsze mam coś do zrobienia czy to w pracy czy w domu, a czas staram się odpowiednio rozplanować i jakoś mi się to wszystko udaje ogarnąć :). Wbrew pozorom masa firm i ludzi wciąż jeszcze nie funkcjonuje normalnie bo przecież trzeba wykorzystać ile się da żeby tylko nie pracować, a później będzie narzekanie na to jak jest źle. Cóż w końcu jesteśmy mega bogatym krajem i stać nas na 17 dni wolnego jak usłyszałam wczoraj jeśli ktoś sobie dobrze to zaplanował - od Świąt do Trzech Króli. Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem tez dlaczego akurat Trzech Króli od kilku lat stało się u nas dniem wolnym od pracy, wydaje mi się, że można go  również obchodzić pracując. Mszy jest zarówno rano jak i popołudniu na tyle by każdy kto chce znalazł dogodną dla siebie porę, kiedyś tak właśnie było i wszyscy z tym żyli, no ale skoro już mamy wolne to nie będę się nad tym rozwodzić. Dziś zresztą chciałam napisać o czymś zupełnie innym.
Przywiązanie - do miejsca, do ludzi, taki wewnętrzny spokój i stabilizacja kiedy czujemy, że wszystko idzie dobrze, że jesteśmy bezpieczni, spokojni. Znacie to uczucie, macie coś takiego? Cenicie przywiązanie i stabilizacje czy może raczej wolicie zmiany, nowości, podążaniem za tym co akurat jest na topie, co jest trendy. Czasami wcale nie koniecznie dla nas samych, ale co by inni powiedzieli, prawda? Podobno przywiązywanie nie jest dobre bo kiedy następuje jednak jakaś zmiana, kiedy coś tracimy usuwa nam się jednocześnie bezpieczny grunt pod nogami. Pewnie coś w tym jest, mnie taka utrata równowagi i bezpieczeństwa zdarzyła się w życiu parokrotnie. Owszem to nie jest miłe czy łatwe doświadczenie, ale z drugiej strony daje nam niezłą lekcję życia, sprawia, że stajemy się silniejsi, pewniejsi siebie, że bardziej realnie patrzymy na kolejne dni. Osobiście przywiązuję się do ludzi, z którymi mi dobrze, do miejsc, w których czuję się bezpiecznie, otwieram na nie swoje serce i duszę i nie lubię zmian. Przykładów może być wiele choćby moja praca. Kiedyś miałam pracę, która mnie spalała do granic, możliwości, wysysała ze mnie wszystkie soki, niszczyła psychicznie i choć ja dawałam maksimum siebie nie było to doceniane, a przynajmniej nie tak jak być powinno. Nie wahałam się jej zostawić kiedy trafiła się okazja, pojawiła nowa perspektywa i ruszyłam na przeciw wyzwaniom choć bałam się niesamowicie. Po latach nie żałuję tej decyzji bo dzięki niej odbiłam się od złego, poznałam nowe, miejsca, ludzi, nauczyłam się nowych rzeczy, poczułam, że żyję. Teraz mam cudowną pracę, którą kocham, realizuję się w niej, jestem ceniona, wiem, że to co robię jest dobre i ważne dla innych, czuję się niesamowicie szczęśliwa. I tak przywiązałam się całym sercem, teraz już nie podjęłabym podobnej decyzji jak wtedy bo jest mi dobrze, bo cenię to mam i nie potrzebuję nowych wyzwań. Ba serce by mi pękało gdybym musiała zostawić to miejsce, moją firmę, przyjaciół, mają stabilizację i poczucie bezpieczeństwa. Głupstwo? Nie sądzę choć wiem, że wiele osób znudziłoby się po kilku latach w tym samym miejscu i szukało czegoś nowego, czasami bez zastanowienia co tak naprawdę można stracić, szczególnie w dzisiejszym trudnym czasie na rynku pracy. Przykład z dzisiejszego dnia, może całkiem prozaiczny. Przedłużałam umowę na telefon komórkowy, z nowym aparatem bo mój ukochany, który przywiozłam sobie z Irlandii skończy wkrótce 8 lat i boję się jak długo wytrzyma. Jestem jednak do niego niesamowicie przywiązana, ma w sobie masę cudownych dla mnie wspomnień i ciężko mi go wyrzucić. Dlatego nowy wylądował w szafce, tak na wszelki wypadek, a ja sentymentalistka będę wierna mojemu staruszkowi dopóki będzie działał. I gdzie ten pęd za nowoczesnością, za bajerami i gadżetami? Nie mam go i wcale nie ubolewam z tego powodu, naprawdę jest mi z tym dobrze. Czyż nie ten wewnętrzny spokój ducha, ta stabilizacja i pewność pewnych rzeczy nie są więcej warte to całej rzeszy bajerów buzerów. Dla mnie są bo dzięki nim nie wariuję, nie ulegam temu wyścigowi szczurów, jestem zwyczajnie szczęśliwa i uśmiecham się na myśl o kolejnym dniu. Czego i Wam Kochani życzę. Miłego weekendu, było nie było jeszcze dwa dni przed nami, ja mam je już zaplanowane, a Wy?


środa, 1 stycznia 2014

Nowe tchnienie

Dzień dobry Kochani!

Część z Was pewnie jeszcze odsypia po nocnych szaleństwach, a ja od jakiegoś czasu na nogach postanowiłam przygotować noworoczny post. Kiedy już wstaniecie i powolutku dojdziecie do siebie będzie na Was czekał i mam nadzieję, że natchnie dobrymi myślami na ten Nowy Rok.
Miasto osnute wciąż gęsta mgłą pewnie wiele osób nie nastawia optymistycznie, ale co tam mgła, przecież my swoją radość i słońce mamy w sobie jeśli tylko dobrze poszukamy i to nam może dać chęć do działania. No przynajmniej ze mną tak jest i chciałabym tym dzielić się z Wami, szczególnie z tymi, którzy takiej siły, energii i optymizmu potrzebują by zobaczyć swoje światełko w tunelu. Jak wiecie uwielbiam sprawiać przyjemności i dawać z siebie co mogę by ktoś dzięki temu poczuł się lepiej, by się uśmiechnął, poczuł się dowartościowany. Z Nowym Rokiem jak wiadomo większość z nas pokłada zawsze sporo nadziei i robi postanowienia noworoczne. Z ich realizacją jak sami wiecie bywa różnie, ale najważniejsze, że są, to pierwszy i ważny krok by móc działać, dążyć do wyznaczonych celów, spełniać marzenia. Czasami jest prosto, czasami troszkę pod górkę, jak podczas biegu z przeszkodami, ale z pewnością warto bo to właśnie sprawia, że nasze życie nabiera wyrazu, że jesteśmy szczęśliwi.
W zeszłym roku zrobiłam sobie kilka takich postanowień i choć nie wszystkie zrealizowałam tak jakbym chciała i to nie do końca z mojej winy to rok był naprawdę bardzo dobry. Wiele się działo, było kilka ważnych, zwrotnych momentów dzięki, którym osiągnęłam znacznie więcej niż mogłam oczekiwać. Mam na swoim koncie kilka ważnych dla mnie sukcesów i to zarówno w życiu osobistym jak i zawodowym za co jestem ogromnie wdzięczna Wszystkim, którzy się do tego przyczynili. Mówię Wam teraz za to WIELKIE DZIĘKUJĘ!, bez Waszej pomocy z pewnością by się nie udało. To dzięki Wam, Waszemu wsparciu, zaufaniu, przyjaźni, miłości osiągnęłam tak wiele, tak wiele zrozumiałam, przemyślałam, przewartościowałam. Dzięki tym wszystkim doświadczeniom jestem inna, lepsza, bardziej "promienna" i z pewnością dużo silniejsza, a dzięki temu szczęśliwsza. Oczywiście zdarzają się chwile rozczarowań, goryczy i smutku, ot nawet dwa dni temu był taki bardzo ciężki dla mnie emocjonalnie moment, ale to tylko chwile, momenty. Smutek gdzieś odlatuje nawet jeśli rana w sercu pozostaje i można iść do przodu z podniesioną wysoko głową, znam swoją wartość i nie pozwolę NIKOMU sprawić bym w nią zwątpiła. Wszystko to co do mnie dociera, co słyszę od ludzi, każde miłe słowo, każde "dziękuję", każde dowartościowanie ma dla mnie ogromne znaczenie. Sprawia, że rosną mi skrzydła, że to co robię daje ogromną satysfakcję, że uśmiecham się sama do siebie. Wstaję codziennie rano z łóżka prawą nogą ;), nie narzekam na brak słońca i wierzę, że kolejny dzień coś ważnego mi przyniesie, że jeśli będę tylko mocno chciała to wszystko się dobrze ułoży. Może to dla niektórych śmieszne, ale odkąd nastawiłam się na dobro to rzeczywiście jest dużo łatwiej i dużo więcej rzeczy się udaje bo wierzę, że nie może być inaczej. Właśnie w tle leci płyta "Kakadu" Ewy Bem, o której Wam już pisałam, ciepła i pozytywna energia, taki wewnętrzny spokój mnie ogarnia kiedy jej słucham. Moc miłości - tak to jest potężna siła... Kiedy człowiek kocha życie nabiera zupełnie innych kolorów i wymiarów. Ostatnio sporo myślałam o tych wszystkich zawirowaniach uczuciowo emocjonalnych, dostałam sporą dawkę ważnych dla mnie informacji, spojrzałam na sprawy z innej perspektywy. No i nawet jeśli nie jest tu kolorowo to myślę, że łatwiej mi więcej zrozumieć..., nie nie rozgrzeszyć czy zapomnieć. Niektórych rzeczy mimo wszystko się nie usprawiedliwi i nie mam nawet takiego zamiaru, zbyt mocno zabolały. Żadne "przepraszam" tego nie wymaże tym bardziej, że go nie było i wątpię czy kiedyś będzie. Trudno, czasami i tak bywa, kiedyś pewnie bym rozpaczała i zatruwała sobie życie z tego powodu, ale nie dziś. Dziś po prostu zmienia się coś we mnie i idę dalej z innym nastawieniem, co będzie nie mam pojęcia, ale też nie rozwiążę wszystkich problemów tego świata. Szczególnie jeśli ktoś tego nie chce, a właściwie robi wszystko żeby moje chęci zniszczyć.
W Nowy Rok wchodzę z uśmiechem i pewnością, że będzie na prawdę wiele dobrych chwil (oby jak najwięcej), pełnych radości i poczucia satysfakcji. Jest przede mną sporo wyzwań, którym zamierzam sprostać i cieszyć się z ich efektów. Czuję w sobie dużą dawkę dobrej, pozytywnej energii, która mnie pcha do działania. Wiem, że z pomocą ludzi, którzy cenią mnie i to co robię mogę osiągnąć wiele, spełnić kolejne marzenia, być jeszcze bardziej dumna ze swoich osiągnięć, jeszcze bardziej szczęśliwa. Bo szczęśliwa jestem choć może wiele osób może to dziwić... Pamiętajcie szczęście to bardzo indywidualna sprawa, a ja potrafię być szczęśliwa z tego co mam, dzięki temu i pomimo tego czego mieć nie mogę... To naprawdę nie jest takie trudne jak może się wydawać. Wystarczy odrobinkę dobrych chęci i życie nabiera zupełnie innych kolorów.

Życzę Wam Kochani wspaniałego Roku -  kolorowego, pełnego wyzwań, które przyniosą dobre efekty, pełnego miłości, przyjaźni, wzajemnego zrumienia i wsparcia. Róbcie postanowienia, wyznaczajcie sobie cele do osiągnięcia i dążcie do ich realizacji. Nie bójcie się, może się gdzieś potknięcie, z pewnością ktoś Was będzie zniechęcał, czasami coś zaboli, coś się nie uda ale kiedy dotrwacie do celu, kiedy go poczujecie w swojej dłoni poczujecie ogromną satysfakcję z siebie samych. Nie rezygnujcie, nie odkładajcie tego na później, żyjcie tu i teraz i bądźcie szczęśliwi, pomimo wszystko i dlatego właśnie!!!

Dziękuję Wam bardzo za kolejny rok, w którym byliście ze mną, czytaliście moje przemyślenia, wspieraliście mnie i czerpaliście siłę i nadzieję z tego co pisałam. Liczę, że nadal ze mną będziecie, obiecuję ze swojej strony wciąż być dla Was pozytywną dawką energii kiedy tylko jej będziecie potrzebować.
Szczęśliwego 2014 Roku!