niedziela, 29 września 2013

Mgiełka wspomnień...

Dzień dobry w niedzielne, słoneczne przedpołudnie..., leniwie, spokojnie, bez pospiechu... Zaczęła się jesień i wraz z jej nadejściem u wszystkich pojawiają się gorsze, szare dni podszyte chłodem i deszczem. Pojawia się osławiona już "jesienna depresja", smutek za odchodzącym latem i ciepłymi dniami. Choć może z drugiej strony po części to taki mały pretekst i wymówka dla naszych złych nastrojów? Może łatwiej nam wtedy zrzucić nasz zły humor właśnie na karb jesienne depresji, na szarość za oknem, na opadające z drzew liście?
No to może lepiej znaleźć inną alternatywę, coś co "ociepli" te chłodne dni, coś pogodnego zamiast narzekania?
Co takiego? Na przykład słodkie wspomnienia, smaki, zapachy z naszego dzieciństwa? Co Wy na to? Oczywiście każdy z Was może przywołać swoje własne, ciepłe wspomnienia, takie jakie przychodzą Wam do głowy, jakie doją poczucie tego ciepełka rozlewającego się na sercu, te dla Was najpiękniejsze :)
Pomyślałam akurat o dzieciństwie i wspomnieniach z tamtych lat bo to z reguły ten najbardziej beztroski okres w naszym życiu kiedy nie zastanawiamy się nad dniem jutrzejszym. To te beztroskie, radosne momenty kiedy wszystko jest kolorowe, interesujące a każde "dlaczego?" ma bardzo poważne znaczenie dla tego berbecia, który je zadaje. Mam taki swój "kuferek wspomnień" w mojej pamięci i z pewnością jest osłodą na te mniej kolorowe dni mojego dorosłego życia.
Nasze mieszkanie, w którym spędziłam ponad 30 lat swojego życia, duże, przestronne pokoje, chłodne w upalne, letnie dni, w zimie ogrzewane piecami kaflowymi, w których codziennie trzeba było napalić. Moja Babcia, która się mną zajmowała kiedy moi Rodzice pracowali. Pamiętam jak krzątała się po domu, do dziś krem "Pani Walewska" kojarzy mi się właśnie z Babcią. Bawię się swoimi lalkami, mam piękny domek z pełnym wyposażeniem w specjalnej szafce, fantastyczny wózek dla lalki i lalkę (prezent od Świętego Mikołaja). Czas płynie tak wolno i spokojnie..., w kuchni gotuje się obiad, w radiu "Cztery pory roku", a o 12.00 w południe hejnał z Wieży Mariackiej. Moje ukochane dobranocki "Miś Uszatek", "Reksio" czy "Pszczółka Maja" :). Na rogu mały sklepik "Piekiełko", doskonale zaopatrzony jak na tamte czasy gdzie robiło się codzienne zakupy. Smak oranżady w butelkach krachlach, landrynki na wagę w olbrzymich słojach, kapusta kiszona z beczki. Pamiętam jak zimą zdarzały się długie wieczory przy świeczkach bo właśnie wyłączyli prąd i wcale nie dlatego, że ktoś nie zapłacił rachunku, zwyczajnie takie czasy to były.... Dla wielu coś zupełnie abstrakcyjnego, nie ich bajka bo wyrośli na czymś zupełnie innym i to wszystko brzmi jak jakieś archaiczne opowieści, a przecież to zaledwie trzydzieści kilka lat temu.... Dawno, ale czasami fajnie jest wrócić do tamtych czasów, otulić się mgiełką wspomnień i pobyć choć chwilę w tym beztroskim, bezpiecznym świecie, wciągnąć głęboko w siebie tamte smaki i zapachy, usłyszeć tamte dźwięki...
Też macie z pewnością takie swoje "kuferki", wracacie do nich czasami? Spróbujcie to naprawdę fajna sprawa i super ładuje akumulatory, nie przejmujcie się, że czasami to dość prozaiczne i banalne wspomnienia. One są właśnie najpiękniejsze, najsłodsze i najcieplejsze, a takich potrzeba nam kiedy świat jest już dużo bardziej skomplikowany i stale wymaga od nas podejmowania decyzji.
Miłego wspominania Kochani, pysznego niedzielnego obiadku i słodkiego popołudnia, poleniuchujcie trochę przed kolejnym tygodniem wyzwań i spraw do załatwienia. Pozdrawiam gorąco :)




czwartek, 26 września 2013

O świcie...

Dzień dobry :)

Z trudem otwieram powieki kiedy dzwoni budzik, jest 5.15 za oknem zupełnie ciemno, prawie noc... jak przełamać pierwszy odruch odwrócenia się na drugi bok i smacznego pospania jeszcze jakiś czas? Łóżko jest tak przyjemnie cieplutkie i bezpieczne... Budzik wciąż woła, że czas wstawać, specjalnie leży daleko od łóżka żeby trzeba było się podnieść i mieć pewność, że jednak się nie zaśnie ponownie ;). Wstaję, oczywiście najpierw prawa noga żeby nie było potem narzekań, że wstałam lewą nogą, takie poranne "czary mary", wyłączam budzik i powoli zaczynam swój dzień. Lato niestety już się skończyło i wstawanie ze słońcem jest już tylko wspomnieniem, teraz poranek jest szary, chłodny i chwilowo nie wiadomo co przyniesie? Hm jak sobie z tym poradzić? Co z robić żeby nasz dzień mimo wszystko był kolorowy i udany? Staram się przyciągnąć myślami wszystkie dobre, miłe rzeczy, które lubię, kocham, na myśl o których uśmiecham się do siebie. Myślę o słońcu, które cudownie grzeje, o zapachu skoszonej właśnie trawy, o szumiącym morzu, o lotach samolotem, o mojej ukochanej Irlandii.... Mam przed oczami ukochaną osobę, widzę ten szczególny uśmiech, słyszę głos, który działa tak kojąco i powoduje szybsze bicie serca... Cokolwiek co poprawia mi samopoczucie, co motywuje do działania, nastawia pozytywnie do życia, dodaje energii - dzięki temu nie zwracam uwagi na szarość za oknem i cieszę się kolejnym nadchodzącym dniem. Wyobrażam sobie te wszystkie wspaniałe rzeczy, które się dziś mogą wydarzyć, które mogę zrobić, które przyniosą mi satysfakcję i radość. Wszystko zależy od naszego nastawienia, od tego czy z radością wyjdziemy na przeciw nowemu dniu czekając na dobre rzeczy czy smętnie powłócząc nogami pójdziemy na spotkanie kolejnego beznadziejnego dnia. No właśnie czy nie lepiej wyjść z domu z uśmiechem na ustach i powiedzieć sobie to będzie naprawdę piękny dzień? Z pewnością każdy z Was jak się dobrze zastanowi znajdzie swój powód do uśmiechu, może coś na co do tej pory zupełnie nie zwracał uwagi, czego nie doceniał. Nie ważne jaką akurat mamy porę roku, jesień, zima czy wiosna - zawsze może się coś pozytywnego wydarzyć, a każda pora roku ma swoje pozytywne chwile. nawet zima, za którą ze względu na chłód nie przepadam ;)
Na niebie słońce nieśmiało przebija przez chmury, ciemność odchodzi, budzą się nowe możliwości, nadzieje, nie zmarnujmy ich, nie przegapmy szans, które może właśnie dziś zapukają do naszych drzwi.
Wychodzę z domu, uśmiecham się do siebie  nucąc pod nosem jakąś melodię, to z pewnością będzie dobry dzień jeśli tylko pozytywnie na niego spojrzę, to co dajemy wraca do nas...
Miłego, słonecznego dnia Kochani.




sobota, 21 września 2013

Pokusa... jak się jej oprzeć?

Witajcie Moi Mili :)

Temat dzisiejszego posta chodzi za mną od dwóch dni kiedy to Pani Asia autorka mojego ulubionego bloga kulinarnego Kwestia Smaku zaczęła kusić (nie tylko mnie) ciastami czekoladowo - orzechowymi. Wcześniej postanowiłam, że ten weekend będzie bez słodkości bo nie można przecież propagować jak to niektórzy mawiają takiej rozpusty;) No, ale cóż Pani Asia kusić potrafi, ja jej słodkości uwielbiam. A kiedy widzę jak smakują innym rozpiera mnie prawdziwa radość i cieszę się, że takimi słodkościami mogę sprawić mała przyjemność ich podniebieniom. No i cóż znów uległam, ciasto chłodzi się w lodówce, wkrótce przekonamy się jak smakuje i czy pokusa była warta grzechu;).
No a w związku z tym postanowiłam dzisiaj poruszyć temat pokus bo przecież na co dzień wiele ich na nas czeka i czasami naprawdę niełatwo się jest im oprzeć. Znacie to z autopsji prawda? Są różnego rodzaju od takich najdrobniejszych to tych naprawdę poważnych, które potrafią mocno człowiekowi skomplikować życie. Przyznajcie sami ile razy ulegacie pokusie dłuższego spania, 5, 10 minut skradzione o poranku kosztem niezjedzonego śniadania i czasem spóźnienia do pracy? Przecież rano tak słodko się śpi ;). Słodkie ciastko mrugające do nas z wystawy cukierni choć przecież od tygodni mordujemy się dietą żeby wbić się w sukienkę z zeszłego sezonu? A może jakiś nieplanowany zakup? Akurat była promocja, dobra cena, z jakością to czasem różnie, nabytek nie koniecznie był nam potrzebny, ale kusił... No i jeszcze ciut większy debecik na karcie, jakoś się spłaci w kolejnym miesiącu a promocji może już nie być? Zmiana pracy, samochodu, wyjazd na jakąś wycieczkę dlaczego nie uśpić głosu rozsądku i ulec pokusie? A ten Pan tak słodko się do nas uśmiecha, ładnie pachnie i mówi takie komplementy, że och! Filigranowa blondynka, którą co rano spotykasz na przystanku, czasami puszcza oczko z za szyby tramwaju. Można zaproponować kawę, zgodzić się pójść na obiad - kusi, kusi i ciężko powiedzieć nie, prawda? W sumie to nic takiego, no przynajmniej tak sobie mówimy usprawiedliwiając swój brak silnej woli. Pokusy zazwyczaj są słodkie, obiecują przyjemność, coś miłego, poprawiającego nam samopoczucie - nawet jeśli to ulotne i tylko na chwilę... Sami musimy wiedzieć czy gra warta jest świeczki jak to się mawia, czy możemy ulec na chwilę i tego później nie żałować. Czasami i z tych pokus może wyniknąć coś dobrego, ulegniemy słodkiej chwili i odkryjemy coś czego do tej pory nie widzieliśmy, coś o czym nawet nie marzyliśmy. Przecież wydawało nam się, że tak jak jest teraz jest dobrze, po co szaleć i coś zmieniać, ulegać jakimś podszeptom, głupim słabościom, marzeniom... Jednak... no właśnie co jeśli taka pokusa może przynieść nam pozytywne zmiany? W końcu może trafić się nam kusząca propozycja pracy, fajny samochód, którego w tak okazyjnej cenie byśmy nie kupili gdyby przyjaciel tak nie kusił i nie zachęcał. A może jedno ciasto więcej jakie upieczemy ulegając pokusie spowoduje, że odkryjemy swoją życiową pasję, swoje powołanie i otworzymy swój biznes życia. Może komuś tak zasmakuje, że zaskarbimy sobie jego względy i już później nie będzie potrafił żyć bez naszych wypieków? To co może nie koniecznie pokusa musi oznaczać te negatywne rzeczy w naszym życiu? Ulegając jej nie koniecznie musimy "grzeszyć" a wręcz przeciwnie czasami otwieramy sobie drzwi do czegoś zupełnie nowego, na coś co zmienia nasze życie w zupełnie inne niż do tej pory sądziliśmy, że musi być. Dlatego może warto zastanowić się czasem bardziej nad tymi życiowymi pokusami, tak bardzo się ich nie obawiać, nie przekreślać. Czasem trzeba zwyczajnie zaryzykować żeby przekonać się co możemy zmienić w naszym życiu i ulec temu co nas kusi i mruga do nas figlarnie...
Jak na razie ulegajmy pokusie słodkiej niedzieli, dłuższemu wylegiwaniu się w łóżku, pysznym słodkościom na naszym stole i nawet zwykłemu leniuchowaniu. Od tego w końcu jest niedziela, prawda?
Dobrej nocy i pięknej niedzieli Wam życzę :)




środa, 18 września 2013

Muśnięcie słońca...

Witajcie w środowy poranek:)
Jak na razie słoneczny choć zapowiadali coś zupełnie innego, tym bardziej się cieszę. Niestety dość chłodno i naprawdę trudno uwierzyć, że wciąż jeszcze mamy lato. Wczorajszy szary i mokry dzień z pewnością nie nastrajał optymistycznie, ale mnie jakoś przeleciał i nawet nie narzekał. Hm myślę, że to kwestia nastawienia, zmienił spojrzenie na pewne sprawy i choć nie jest to łatwe to z pewnością lepiej się teraz czuję, łatwiej mi się "oddycha". Zakładam sobie, że ani pogoda, ani tym bardziej złe humory otoczenia nie mogą zniszczyć mojego pozytywnego nastawienia do życia i tak właśnie jest. To wymaga silnej woli, wierzcie mi, że wielokrotnie mam ochotę postąpić inaczej i muszę się powstrzymywać, ale dzięki temu jestem naprawdę pogodniejsza. Nie można się zadręczać i uzależniać od kogoś, od czyiś nastrojów, obecności, nieobecności, trzeba myśleć o sobie bo to My jesteśmy najważniejsi i wszystko zależy właśnie od nas. Nikt nie może dla nas zrobić więcej niż my dla siebie samych, wierzcie mi.
Wracając do tematu odchodzącego lata chciałam dzisiaj zaproponować Wam produkt, który pomoże utrzymać letni brąz na naszym ciele:). Jest to nowy produkt w ofercie Safiry Brązujący balsam do ciała. Polecam Wszystkim, którzy lubią skórę "muśniętą słońcem", w delikatnym brązowym odcieniu, jednocześnie wygładzoną i odpowiednio nawilżoną. Balsam fajnie rozprowadza się na skórze, a efekt jest widoczny już po pierwszym zastosowaniu. Oczywiście jak przy wszystkich tego typu preparatach trzeba pamiętać o równomiernym nakładaniu balsamu, odczekaniu by się wchłonął przed założeniem ubrania i dokładnym umyciu dłoni. Intensywność koloru zależy od częstotliwości nakładania balsamu, ale pamiętajcie, że nie należy z tym zbytnio przesadzać, nadmiar jak w większości przypadków nie daje tu korzystnych efektów.

ANOVIA EXPERT& BODYCARE

Anovia - Brązujący balsam do ciała


Kod: ANV3000N
Pojemność: 200 ml
Cena katalogowa: 18.90 PLN
Bogaty w masło kakaowe, witaminę E i wyciąg z aloesu. Bogactwo jego składników pozwala prawidłowo odżywić i nawilżyć skórę pozostawiając uczucie delikatności i gładkości. Masło kakaowe zapobiega utracie wody w skórze, zmiękcza ją, uelastycznia i wygładza. Witamina E jest silnym antyoksydantem dzięki czemu neutralizuje wolne rodniki, łagodzi podrażnienia i nadmierną wrażliwość skóry. Szeroko znane i dobroczynne właściwości aloesu wzmacniają działanie na skórę pielęgnowaną systematycznie balsamem. Wzbogacony o składniki opalające stopniowo buduje efekt pięknej, promiennej opalenizny. Balsam posiada neutralne dla skóry pH.

Sposób użycia:
Stosować równomiernie na całe ciało dla efektu naturalnej opalenizny. Odczekać aż sie wchłonie przed ubraniem, po użyciu umyć ręce. Dla lepszych efektów stosować po użyciu Cukrowego Peelingu do ciała Anovia.

Uwagi:
Unikać kontaktu z oczami, a w razie kontaktu natychmiast przemyć ciepłą wodą. Nie stosować na skaleczoną skórę. Trzymać z daleka od dzieci.

Składniki(INCI):
Aqua (Water), Glyceryl Stearate SE, Paraffinum Liquidum, Dihudroxyacetone, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Gel, PEG-20 Stearate, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Phenoxyethanol, Diazolidinyl Urea, Parfum, Methylparaben, Ethylparaben, Citric Acid, Limonene, Tocopheryl Acetate, Hexyl Cinnamal, Linalool, Citronellol, Citral




Produkt można kupić na stronie Safiry, w Centrum Dystrybucyjnym - 
ul. Węgierska 1 w Krakowie, albo bezpośrednio u mnie (jeśli ktoś jest z okolic Podgórza, to mogę dostarczyć do domu).

Miłego dnia Kochani, słoneczka ;)))

niedziela, 15 września 2013

Weekendzik ;)

Dzień dobry Kochani!
Dzisiaj niedziela, generalnie dzień leniuchowania więc będzie krótko, zwięźle i na temat :) U mnie dzisiaj też więcej czasu dla ducha, czasami oddech nawet i ja muszę złapać, każdemu relaks jest potrzebny. Tyle, że jedni zawsze go mają za mało a inni w sam raz, tak już to w życiu bywa. Wczorajsza sobota minęła mi bardzo intensywnie w kuchni, miałam cała masę gotowania dzięki czemu mój zamrażalnik jest dopchany do granic możliwości. No, ale w najbliższym czasie planuję kilka krótkich wyjazdów więc jakoś moich domowników zabezpieczyć musiałam :). Poza tym upiekłam kolejne cudo z Kwestii Smaku  a mianowicie Sernik crème brûlée 


Niestety z braku palnika na wierzchu nie ma skorupki, ale i tak sernik jest obłędny, palce lizać. Cudownie delikatny i mimo, że był naprawdę pracochłonny jak podsumowali ci, którzy go już robili grzechu wart. Polecam gorąco sprawdźcie sami. Przyznam się Wam po cichu, że jakoś wcześniej nie byłam miłośniczką serników, ale te, które poleca Pani Asia z Kwestii Smaku są poematami dla podniebienia. Mam już kolejny w planach, sądzę, że i Wy znajdziecie tam spokojnie coś dla siebie. Oczywiście jeśli tak jak ja jesteście miłośnikami pieczenia i chce Wam się poświęcić na to czas i włożyć całe swe serce.
Dziś natomiast wybrałam się na mały rekonesans wydawniczy do nomen omen kultowego miejsca w Krakowie dla szukających okazji pod halę Targową ;). Chciałam kupić okazyjnie książkę kolejnej z moich ulubionych autorek Tess Gerritsen, z długiej listy znalazłam jedną pozycję niestety. Pan stwierdził, że teraz ludzie przynoszą bardzo mało książek, szczególnie tych nowości i nie wie dlaczego. A może po prostu czytają mniej niż kiedyś? Skoro w necie można pooglądać, a nawet i poczytać. A może nie chce im się zawracać głowy łażeniem po targowiskach i sprzedażą za grosze bo przecież nikt wiele nie zaoferuje, sam jeszcze chce na tym zarobić. Czyż nie? No w każdym razie na ten moment mam sporo lektury i tak, a reszty będę musiała poszukać gdzie indziej, dostosuję się do dzisiejszych realiów. Zresztą jak mam być szczera jakoś takie miejsca gdzie jest szwarc mydło i powidło, średnio ciekawe i w dobrym stanie nie bardzo do mnie przemawiają.
Życząc Wam miłego popołudnia przy pysznych deserkach poobiednich oddalę się do mojego serniczka, a którego co raz mniej zostaje i do intrygującej, kryminalnej lektury. Pozdrawiam ciepło. Smacznego!

wtorek, 10 września 2013

Męska decyzja

Dobry wieczór,

Tak szybko już robi się ciemno, szkoda, że lato tak szybko odchodzi..., choć jak na razie nie możemy narzekać, dziś był cudny, słoneczny dzień :).
Pewnie jesteście ciekawi co też kryje się pod dzisiejszym, nieco tajemniczym tytułem? Hm jak to już u mnie bywa rozważania i znaki zapytania. Czemu męska no bo tak przecież się mówi o stanowczej, odważnej decyzji choć szczerze mówiąc nieco bym z tym polemizowała. Szczerze mówiąc mam więcej doświadczeń na minus tego określenia bo jak przychodziło do sedna sprawy to okazywało się, że to my kobiety jesteśmy bardziej stanowcze i odważne. Cóż począć kiedy tak to już bywa szczególnie jeśli chodzi o sprawy uczuć, emocji, życiowych dylematów. Możliwe, że mężczyźni po prostu są bardziej skryci, nie lubią się tak "odkrywać", pokazywać co siedzi w ich środku, no w końcu powinni być "macho", czyż nie?
No i właśnie znów powiem "nie", przynajmniej jak dla mnie bo co złego w tym, że facet jest uczuciowy, ciepły, że okazuje emocje, że jest szczery i ma słabości? Co lepszego jest chłodnym, zdystansowanym i pragmatycznym mężczyźnie? Zdecydowanie jestem za tymi pierwszymi i ubolewam nad faktem, że jest ich tak niewielu, a może raczej niewielu się do tych "niemęskich" cech chce przyznać.
My zdecydowanie bardziej uczuciowe i emocjonalne mamy być twardsze i podejmować te trudne decyzje. Wielokrotnie słyszę "A bo ty to tak emocjonalnie traktujesz, za bardzo przeżywasz" no fakt tak jest, ale jestem szczera i nie umiem inaczej. Dlaczego mam udawać, zachowywać jakieś pozory, być chłodna i zdystansowana, przecież to nieszczere, a to właśnie szczerość jest podstawą każdego związku czy to partnerskiego, czy przyjacielskiego, czy nawet zawodowego. Czy naprawdę tak trudno się na nią naprawdę zdobyć? Myślę, że nie i bardziej tu chodzi o strach, o lęk przed prawdą? Dlaczego ludzie tak mało ze sobą rozmawiają, tak boją się zadawać pytań, szukać rozwiązań. Budują mury, stwarzają problemy, których tak naprawdę nie ma, odsuwają się od przyjaciół, którzy chcieliby ich wspierać, pomagać, a przede wszystkim zrozumieć. O co tak naprawdę tu chodzi? Może o lęk przed tym co możemy w takiej rozmowie usłyszeć, lęk przed niezrozumieniem, przed wyśmianiem naszych uczuć, naszych emocji. Fakt to nigdy nie jest przyjemne i z pewnością boli szczególnie jeśli na kimś czy na czymś bardzo nam zależy. Jednak niejednokrotnie może cudownie oczyścić sytuacje, wszystko wyjaśnić, rozwiać setki wątpliwości, przynieść prawdziwą ulgę... Przecież nie siedzimy w niczyjej głowie i póki nie spytamy, a właściwie póki nie usłyszymy wyjaśnienia pewności nie mamy. Wierzcie mi takie wątpliwości mogą zniszczyć człowieka i wszystko co dobre z daną sytuacją było kiedyś związane. Tak do tej szczerości i możliwości rozmowy zawsze potrzebne są dwie strony bo jeśli ktoś nie chce rozmawiać, unika tego sami nic nie zdziałamy. Czy ja stawiam na taką szczerość, czy mam odwagę stanąć oko w oko i wyjaśnić to co mnie czy komuś leży na sercu? Cóż nie zawsze to zależy wyłącznie ode mnie jak już wspomniałam, ale udawało mi się do takich konfrontacji doprowadzać. Naprawdę warto! Kiedyś tego nie zrobiłam, poddałam się i zostawiłam sprawę tak jak się posypała, nie chciałam naciskać, może i bałam się potwierdzeń tego czego usłyszeć nie chciałam. Powiem Wam nie ma nic gorszego niż późniejsze setki wątpliwości i pytań czy dobrze zrobiłam, czy nie popełniłam błędu, czy mogło być inaczej? Dziś tego już nie zmienię, sprawa stara jak świat, ale może dzięki temu tak łatwo nie rezygnuję, nie odpuszczam, może dlatego angażuję się bardziej niż powinnam... Myślę, że nie można rezygnować z ludzi, skreślać ich z naszego życia tylko dlatego, że jest trudno, że sprawiają nam przykrość, że sprawy się pokomplikowały. Czasami trzeba trochę odpuścić, przeczekać, podejść z innej strony, ale nie rezygnować no chyba, że przestało nam już zależeć. Proszę nie zamykajmy się w swoich skorupach, nie odtrącajmy tych, którzy nas kochają i chcą wspierać, nie zakładajmy, że nas skrzywdzą, że oczekują od nas czegoś w zamian... Pozwólmy do siebie dotrzeć, pozwólmy się kochać, nie bójmy się uczuć i emocji. A przede wszystkim rozmawiajmy ze sobą...
Dobrego wieczoru i szczerych rozmów Wam życzę..., pozdrawiam bardzo ciepło :).


sobota, 7 września 2013

Na zakręcie...

Dobry wieczór :)

Mam nadzieję, że sobota była udana i udało się Wam choć częściowo zrealizować swoje plany? Piszę częściowo bo u mnie o był naprawdę intensywny dzień, zrobiłam sporo, ale część planów trzeba przełożyć na jutro. Za to jeszcze z dzisiejszą datą specjalnie dla moich Czytelników pojawi się nowy, mam nadzieję ciekawy i ważny post.
Zakręty...bynajmniej nie te drogowe, dużo poważniejsze, życiowe... Któż z nas Kochani nie stał na takich rozdrożach w swoim życiu? Kto nie był pełen rozterek i wątpliwości, którą pójść drogą, skręcić w lewo czy może lepiej w prawo bo skąd przewidzieć co czeka za rogiem? Czy to najlepsza decyzja, czy warto zostać czy może lepiej sobie odpuścić? Z pewnością doskonale to znacie z autopsji, może nawet czytając ten tekst ktoś z Was stoi na takim właśnie życiowym zakręcie. Może ktoś znajdzie tu dla siebie jakąś radę, przemyślenie czy podpowiedź, może zapali się jakieś światełko w tunelu? Zakręty bywają różne, dotyczą zmian w życiu zawodowym, osobistym, uczuciowym, są mniej lub bardziej emocjonalne, mniej lub bardziej ostre. Jak wiecie staram się ostatnio podchodzić do życia optymistycznie, z radością i wiarą, że będzie dobrze, że wszystko ułoży się tak jakbym tego oczekiwała. Tak cholernie trudna sprawa, wcale tego nie ukrywam, jak i tego, że czasami momenty zwątpienia, spadku sił też się pojawiają. Jednak generalnie z takim nastawieniem dużo lepiej się czuję, łatwiej mi każdego dnia stawiać czoła nowym wyzwaniom, a w moim sercu wciąż jest ciepło i słonecznie. Mimo tego, że bardzo się staram i wkładam we wszystko co robię masę serca i dobrych, ciepłych emocji czasami komuś uda się zachwiać to moje pozytywne nastawienie. Odbijam się od ściany, uderzenie boli, szczególnie jeśli jest to Ktoś ważny dla mnie, nawet jeśli robi to nieświadomie. Staję na moim zakręcie i zaczynam się zastanawiać co mam zrobić w tej sytuacji, jak zareagować, w którą stronę podążyć. Decyzja, którą mam podjąć nie jest łatwa i jak zawsze niesie ze sobą ryzyko niewłaściwego wyboru, ryzyko straty, starty czegoś bądź kogoś, a może zysku? Nie przekonam się dopóki jej nie podejmę i wiem, że muszę coś zrobić bo nie umiem stać w miejscu. Zresztą stanie w miejscu to jest krok do tyłu, tom coś co nas blokuje, co nie pozwala rozwijać skrzydeł i iść do przodu. Zbyt długo pracowałam nad zmiana swojego nastawienia do życia żeby teraz tak łatwo z tego zrezygnować, żeby pozwolić dać się "zdeptać", stracić samą siebie. Decyduję się na zmianę, choć bardzo się boję, choć wiele mnie ona kosztuje, walczę ze swoimi emocjami i uczuciami, nie jest lekko. Ale zrozumiałam, że muszę pomyśleć przede wszystkim o sobie, muszę się realizować, robić to co daje mi satysfakcję, co powoduje, że jestem szczęśliwa, co pozwala cieszyć się kolejnym stopniem w górę, który udało mi się osiągnąć. Nie zamierzam z tego rezygnować, nie warto rezygnować z siebie nawet jeśli inni wątpia w nasz sukces, nawet jeśli inni z nas rezygnują. Owszem podejmowanie decyzji, szczególnie tych życiowych nie jest łatwe, ale w życiu tak już jest, trzeba ryzykować, bez ryzyka nie ma szans na sukces. Stabilizacja często może nas zaprowadzić w ślepą uliczkę. Dlaczego? No cóż zwyczajnie bywa zwodnicza bo wiadomo każdy człowiek pragnie spokoju, ale czasami nie zauważamy, że ten spokój jest pozorny, że to co będzie jutro, za tydzień też ma znaczenie i czasem trzeba się zastanowić. Pomyśleć czy ten spokój i stabilizacja niosą dla nas lepsze jutro, możliwość rozwoju, sukcesu czy też wciąż będziemy stać w tym samym miejscu. Miałam kiedyś taką sytuację, trzeba było podjąć poważną decyzję, która mogła zaważyć na mojej przyszłości. Na szali miałam z jednej strony tą pozorną stabilizację, która jednak ciągnęła mnie każdego dnia w dół, z drugiej strony był skok na głęboką wodę i całkowitą nieznaną. Zaryzykowałam i okazało się, że warto było, że to był właśnie ten zakręt, za którym świeciło moje zielone światło, że zaczęłam powolutku iść w stronę słońca. Dziś wiem, że gdybym wtedy tego nie zrobiła straciłabym bardzo wiele, masę cudownych chwil, przeżyć, nie poznałabym wielu ludzi, którym dziś zawdzięczam to gdzie jestem i jaka jestem. Nie pracowałabym w super miejscu, z fantastycznymi ludźmi, nie byłabym taka szczęśliwa i nie mogłabym tym szczęściem obdarzać innym. Ba dziś nawet jeszcze bardziej jestem pewna, że nie podejmując tamtej decyzji miałabym teraz sporo kłopotów i rozterek, których szczęśliwie udało mi się uniknąć. Jak sami widzicie trzeba wierzyć, że zmiany nie koniecznie muszą być na gorsze, a wręcz przeciwnie często pomagają się nam odbić od tego co nie koniecznie najlepsze w naszym życiu. Nie zamierzam Wam mówić, że wszystkie decyzje o zmianach są zawsze trafione, ostatnio też miałam dowód, że coś co uznałam za dobre dla siebie mimo iż efekt zaczęło przynosić nie koniecznie było dobre. Dla mnie i dla innych, nie chcę by tak było bo trzeba żyć każdą chwilą szczęścia, która nam się trafia. Szkoda czasu na złość, smutek czy obojętność, źle mi z tym i nie chcę w ten sposób postępować, nawet jeśli wydaje się, że powinnam. Wolę się uśmiechać, być radosna i promienna (co tam, że niektórzy dziwnie się patrzą), jeśli jest we mnie energia, ciepło, miłość dlaczego mam udawać, ze jest inaczej? Pamiętajcie to czym jesteśmy i co z siebie dajemy innym prędzej czy później do nas wraca, warto pomyśleć co chcemy więc otrzymać w przesyłce zwrotnej. Więc uszy do góry Kochani, jeżeli zawalczycie o siebie będziecie mogli zrealizować swoje pragnienia, nie stójcie już na rozdrożu, a śmiało idźcie do przodu. Nawet jeśli droga będzie wyboista... Dobrej nocy i udanej niedzieli życzę, dobranoc :)


środa, 4 września 2013

Listy do...NIEGO...Ty zdecydujesz...

 Dzień dobry,

Słonecznie i promiennie witam Was Kochani w środku tygodnia. Jak to mawiają środa to już prawie weekend:) Przy pędzącym tempie życia trudno się z tym nie zgodzić.
Przygotowałam dla Was na dzisiaj ostatni z serii "Listów do... Niego". Dlaczego ostatni? Kiedyś musi nastąpić koniec, w tym momencie "wena" tych tekstów się skończyła, a nie chcę tworzyć czegoś na siłę. Mam nadzieję, że to co do tej pory mogliście przeczytać podobało się i owiało mgiełką miłości choć, niektórych z Was :). Teraz planuję się skupić na czymś nowym, chciałabym przygotować kolejną książkę, na to potrzeba trochę czasu, ale wierzę, że się uda. Trzymajcie za mnie kciuki, będę tego potrzebowała. Miłej lektury i pięknego dnia. Pozdrawiam słonecznie :).


Listy do...Niego - Ty zdecydujesz...

Mój Przyjacielu!

To mój ostatni list do Ciebie, tak zdecydowałam, a po części to Ty pomogłeś mi podjąć taką decyzję. Wiem, że możesz być tym wszystkim zdziwiony, zaskoczony, rozczarowany? Myślę jednak, że to najsłuszniejsza decyzja jaką mogłam podjąć w obecnej sytuacji, co nie oznacza, że jest mi z tym łatwo. Nie chcę powiedzieć, że przestaję Cie kochać, nie to nie byłoby realne, nie przestaje się kochać kogoś ot tak, w jednej chwili, tylko dlatego, że jest ciężko. Dobrze wiesz, że moje serce należy do Ciebie Najmilszy, oddałam Ci je całkowicie i bezwarunkowo. Pokochałam Cię bez pamięci, szaleńczo i jak widać nierealnie... Nie stawiałam Ci żadnych warunków, nie oczekiwałam obietnic, prezentów, wyznań. Cieszyłam się tym co w danym momencie chciałeś i mogłeś mi dać, cieszyłam się tak najzwyczajniej, po prostu Tobą. Twoją bliskością, Twoim głosem, ciepłem, uśmiechem, Twoje szczęście było dla mnie ważniejsze od mojego. Jak wiesz nie planowałam tego uczucia, spadło na mnie jak grom z jasnego nieba zupełnie niespodziewanie. Dodało skrzydeł, energii, wiary w samą siebie, w to, że mogę być tak bardzo szczęśliwa mając tak niewiele. Wiedziałam, że będzie trudno, że mogę mieć tylko małe "okruszki", że Ty masz swoje życie, swoje zobowiązania i nie rzucisz ich dla mnie. Nigdy zresztą tego od Ciebie nie oczekiwałam Kochany. Może to własnie był mój błąd? To, że nie byłam bardziej konkretna, stanowcza, że nie przypierałam Cię bardziej do muru. Tak zazwyczaj postępują kobiety, które chcą mieć mężczyznę, którego sobie wybrały. No właśnie tylko różnica jest taka, że ja nie chciałam niczego na siłę, nie chciałam Ci robić kłopotów, niszczyć czegoś co już jest w nie najlepszym stanie. Chciałam być dla Ciebie wsparciem, odskocznią od tego co szare, chłodne, chciałam być Twoim promykiem słońca, Twoją dobrą energią. 
Żebyś dobrze mnie zrozumiał Miły, ja nie mam żalu, że nie odwzajemniłeś moich uczuć, że nie mogłeś mi nic ofiarować. Rozumiem Twoją sytuację i nie oczekiwałam tak wiele. Jest mi zwyczajnie bardzo przykro, że niszczysz to co było, naszą przyjaźń, że nagle z sympatycznego i ciepłego mężczyzny stajesz się cynikiem. Nie rozumiem Twojej obojętności, złości, czasami jakby wrogości wobec mnie. Nigdy nie zrobiłam i nie zamierzam robić nic przeciwko Tobie, czym więc sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Nie można bezkarnie rozkochać w sobie człowieka, pozwolić mu się zaangażować i później potraktować go jak śmiecia. Oburzyłeś się, że tak powiedziałam? Ale ja właśnie tak się teraz czuję, nie wiem co nagle się zmieniło w Twoim spojrzeniu na sytuację, ale wiedz, że Twoje zachowanie boli jak cholera.
Miałeś moje serce, moją duszę, moje myśli, mogłam czekać na Ciebie bez żadnych narzekań, bez rozgoryczenia i złości. Wiedziałam, że nie należysz do mnie, że zbyt wiele masz do stracenia żeby zaryzykować, nie żaliłam się, nigdy... Nie mogę jednak pozwolić dać się całkowicie wykorzystać, wycisnąć do ostatniej kropli jak cytrynę, a potem wyrzucić jak zużytą zabawkę. Tak wiem jest Ci trudno, stoisz pod ścianą, nie wiesz jak dalej postępować - współczuję, ale nie licz, że będę dłużej głaskała Cię po głowie. Chciałam Ci pomóc, wyciągałam do Ciebie rękę, podałam Ci swoje serce na dłoni, otworzyłam się bardziej niż przypuszczałam, że potrafię. Dziś mówię "dość".
Przemyśl sobie Kochany to wszystko, być może ułatwiam Ci życie swoją decyzją? A może teraz poczujesz co tak naprawdę miałam Ci do zaoferowania? Może za mną choć trochę zatęsknisz? Uczucia to bardzo skomplikowana i delikatna materia, nie można nimi się bawić. 
Kocham Cię, mam dla Ciebie masę ciepłych, życzliwych uczuć, tak pewnie jeszcze długo będzie. Decyzja należy do Ciebie, ja zrobiłam wszystko co mogłam ze swojej strony... Wiesz gdzie mnie szukać, ja tu wciąż będę i z pewnością nie zamknę Ci drzwi przed nosem Kochany. Moje serce jest dla Ciebie wciąż otwarte i czeka...
Życzę Ci Miły żeby wszystkie Twoje zakręty się wyprostowały, by wszystko poukładało się jak najlepiej, zwyczajnie chciałabym żebyś był szczęśliwy..., to wciąż dla mnie ważne.
Przesyłam Ci moje dobre myśli i najcieplejsze uczucia, niech Cię wspierają, dbaj o siebie i pamiętaj, że wciąż Cię kocham - Twoja Przyjaciółka...



niedziela, 1 września 2013

Gładka cera

Dzień dobry :)

Mamy już wrzesień, wakacje pozostają już tylko wspomnieniem, przed nami nowe wyzwania i zadania. Niezależnie od tego w jakim wieku jesteśmy koniec wakacji jest doskonałym momentem do podjęcia nowych decyzji, postawienia sobie nowych celów do realizacji i mocniejszego kroku w przód. Sama akurat jestem w takim właśnie momencie, postanowiłam bardziej skupić się na sobie samej i osiągnąć to co wcześniej postanowiłam. Nie można dać się spowalniać czy zatrzymywać innym, to my jesteśmy najważniejsi, nie możemy o tym zapominać. Dziś zaplanowałam zupełnie relaksacyjną niedzielę, skorzystać z ostatnich chwil lata - jedziemy z Maksiem na wycieczkę :).
Wcześniej jednak chciałam Wam opowiedzieć o idealnym kosmetyku do oczyszczania cery. Jak z pewnością wiecie nasza cera potrzebuje czegoś więcej niż codziennego demakijażu czy mycia preparatem oczyszczającym. Potrzebuje usunięcia martwego naskórka i różnych zaskórniaków, które niestety się na niej czasem pojawiają. Używałam już wielu peelingów, z mniejszym czy większym zadowoleniem, ale przyznam, że od dłuższego czasu jestem wierną fanką Peelingu drobnoziarnistego Perfecta firmy DAX COSMETICS.
Jest to peeling do cery normalnej i suchej z minerałami morskimi i krzemionką krystaliczną. Podany w formie lekkiego żelu z małymi drobinkami, o przyjemnym zapachu, cudownie oczyszcza cerę. Skóra po jego użyciu jest tak idealnie gładka, że byłam nieźle zszokowana. Sprzedawany jest w saszetkach, cena około 2 zł, saszetka (10 ml) jak dla mnie starcza na dwa razy lub w tubie 60 ml, cena chyba koło 12 zł. Napisałam chyba bo w sumie sama nie wiem czemu jeszcze nigdy nie kupiłam tego w tubie? Jestem mu wierna od dłuższego czasu, muszę sprawdzić jak to dokładnie wychodzi przy kolejnych zakupach i zdecydować. W każdym razie jestem tym produktem naprawdę urzeczona i gorąco Wam polecam. Później można zastosować dowolną maseczkę z tej samej firmy, jest ich spora gama, z podziałem na wiek i cerę. Używam również :)

Produkt polecany dla:
Osób w każdym wieku, do pielęgnacji cery normalnej i suchej.

Jak działa:
Drobinki krzemionki krystalicznej delikatnie usuwają ze skóry martwy naskórek. Minerały morskie i koktajl witamin A, E, B5 wspomagają barierę ochronną skóry i chronią ją przed negatywnym wpływem środowiska zewnętrznego. Alantoina łagodzi podrażnienia, a wyciąg z płatków róży francuskiej działa odmładzająco.

Jak stosować?
Nałożyć na umytą skórę twarzy, delikatnie masować okrężnymi ruchami przez 1-2  minuty omijając okolice oczu. Następnie zmyć ciepłą wodą. Stosować 1-2 razy w tygodniu.

EFEKTY:
Skóra jest gładka, oczyszczona i przygotowana do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych.





Mam nadzieję, że mój ulubiony peeling spodoba się choć części z Was i znajdzie nowe fanki :)
Udanej, leniwej, słodkiej niedzieli bez względu na aurę za oknem ;). Pozdrawiam bardzo serdecznie.