niedziela, 29 kwietnia 2012

Truskawki i co dalej....?

Dzień dobry,jak mija Wam niedzielne,piękne popołudnie?Pogoda jest już właściwie letnia,a nie wiosenna,ale można było się tego spodziewać.Ja cały czas w biegu,coś tam jest do zrobienia,na przemian z odpoczynkiem,to tak jak cały nadchodzący tydzień,praca na przemian z odpoczynkiem,ale ja nie narzekam,za dużo wolnego zbytnio mnie rozleniwia.
No,ale dzisiaj chciałam Wam opowiedzieć o moich maleństwach,które do mnie przyjechały w piątek,po długim oczekiwaniu,mianowicie zakupiłam sobie sadzonki truskawek.Dałam się skusić promocyjnej ofercie i zobaczymy co z nich będzie.Przyznam się,że uwielbiam truskawki w różnych postaciach,od dwóch lat robię domowy dżem truskawkowy,kiedyś podam wam przepis,jest prosty do zrobienia,a smakuje dużo lepiej niż te ze sklepu,już się szykuję na tegoroczne smażenie:).Oczywiście z kupnych truskawek bo te,które zasadziłam jeśli w ogóle mi wyrosną to będą tylko na smaczek,takie domowe cudeńka.Martwię się tylko trochę bo szczerze mówiąc nie do końca jestem zadowolona z obsługi firmy,w której je zakupiłam,wszystko się przedłużało i nie byłam przekonana czy i w jakim stanie dostanę moje maleństwa.Na szczęście,zasadzone grzeją się w słoneczku i teraz trzeba tylko czekać,obiecuję,że jak tylko coś się "wykluje' pochwalę się Wam w pierwszej kolejności.Na razie możecie zobaczyć moje sadzonki i to co z nich powinno wyrosnąć,a potem jak te pychoty można podawać.Mniam,mniam...,miłego popołudnia.Pozdrawiam:)



poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Twórczość ukryta cd.

                                       
Witam po weekendzie,jak Wam się udał?Pogoda dopisała?Mam nadzieję,że tak.Mnie udało się wybrać z moim Maksiem na spacer,można było spalić trochę kalorii i spożytkować energię,która maksa wprost rozsadza więc było bieganie za piłeczką,nawet nie wiecie jaki był szczęśliwy.Muszę zrobić w najbliższym czasie kilka zdjęć i pokazać wam jak się cieszy na takiej wolności:).Na dobry początek tygodnia mam dla Was kolejny odcinek mojego małego "dzieła",rozdziały są co raz dłuższe i zabiera mi sporo czasu ich wrzucenie tutaj,ale mam nadzieję,że będziecie zadowoleni.Miłego popołudnia i oczywiście lektury.Pa,pa.

                                          "NAJTRUDNIEJSZE SĄ POWROTY"

Rozdział 6:

Koła pociągu miarowo stukały o szyny swoim zwyczajnym rytmem,który na jednych pasażerów działał usypiająco,innych zaś irytował i wyprowadzał z równowagi.Za oknami krajobrazy mijanych okolic zmieniały się jak w kalejdoskopie,raz świeciło piękne słońce,po chwili pojawiały się czarne chmury i lał deszcz.W przedziałach panował zaduch,ale i na zewnątrz było parno i duszno,zanosiło się na letnią burzę mimo,że właściwie zaczęła się już jesień,był pierwszy dzien października.
Paulina siedziała oparta wygodnie o zagłówek w swoim przedziale,miała lekko przymknięte oczy,było widać,że jest myślami gdzieś daleko stąd.Pociąg był właściwie pusty,do Warszawy można było dostać się bez specjalnych problemów i nikt nie musiał się obawiać,że w tym okresie zabraknie dla niego miejsca.
Minęły kolejne dwa dni czekania na jakąkolwiek poprawę w stanie zdrowia Izy,niestety nic pozytywnego się nie wydarzyło,jednocześnie stan Izy też się nie pogorszył - jednak Paulina musiała pojechać do Warszawy mimo,że robiła to z wielką niechęcią.Jutro rano sprawa,którą prowadziła wchodziła na wokandę,musiała być na miejscu,załatwić wszystko jak najszybciej i wrócić do Krakowa.
Sprawa była ciężka i skomplikowana,ale Paulina spodziewała się,że po rozprawie wstępnej sędzia zarządzi kilku a może nawet kilkunastodniową przerwę,w reguły tak właśnie bywało.Nie chciała zostawiać swojej przyjaciółki,ale nie miała innego wyjścia więc wymogła na Marku obietnicę,że gdyby cokolwiek się zmieniło ma ją natychmiast zawiadomić,bez względu na porę.Zdawała sobie wprawdzie sprawę,że jej obecność niewiele może pomóc przyjaciółce,że Iza jest pod dobrą opieką doskonałych fachowców,ale chciała być jak najbliżej niej.
Tak bardzo brakowało jej przyjaciółki,chciała móc z nią porozmawiać,pośmiać się,przytulić - nie umiała pogodzić się z tą niesprawiedliwością losu jak w myślach nazywała stan Izy.Nie sądziła,że może jej kogoś tak brakować,zawsze czuła żal,że Iza jest taka zamknięta,że tak ciężko jest jej się otworzyć nawet przed Pauliną,dopiero teraz zrozumiała jak wiele było w tym jej winy.Była zbyt zajęta swoimi problemami,przeżywała swoje zmartwienia i rozczarowania,a nie widziała co działo się z jej najlepszą przyjaciółką.Mogła mieć tak wiele,miała to na wyciągnięcie ręki,ale skutecznie niszczyła zaufanie Izy,odsuwała ją co raz bardziej od siebie.Kiedy czytała jej notatki ogarniało ją przerażenie,nie zdawała sobie dotąd sprawy jak wielki był jej egoizm,którym sprawiała ból tak bliskiej sobie osobie....

17 lutego

Mój Boże więc jestem w ciąży,jak mogłam się tego nie domyśleć,sądziłam,że po prostu jestem zmęczona tym wszystkim co działo się ostatnio w moim życiu.No to Marek będzie miał niespodziankę,wiem,że bardzo pragnął dziecka chociaż nie chciał mnie pośpieszać.W gruncie rzeczy ja nie planowałam ciąży tak szybko,sądziłam,że będziemy mieli trochę czasu tylko dla siebie,ale cieszę się,naprawdę się cieszę....Dzwoniłam do Pauliny,chciałam powiedzieć jej o dziecku,ale prowadzi jakąś ważną sprawę (jak zawsze) i dzisiaj będzie osiągalna chyba dopiero w nocy,cóż zadzwonię jutro.

5 marca

Jeśli takie mają być uroki ciąży to ja dziękuję,nie mam pojęcia jak zniosę jeszcze siedem miesięcy,o nie znowu muszę iść do łazienki....Marek cieszy się jak wariat,gdybym tylko mu pozwoliła nosiłby mnie na rękach,ale on nie musi znosić tego co ja.Chwila przyjemności i już,będzie ojcem,a przed mną,to znaczy przed nami jeszcze długa droga,a jak na razie nie jest zbyt różowo.Paulina pogratulowała mi,że będę mamą,ale wyczułam w jej głosie coś dziwnego,tak jakby zazdrość.Nie to chyba niemożliwe,ona nie ma teraz kompletnie głowy na cokolwiek poza pracą,a co dopiero mówić o dziecku,chyba jestem zbyt przewrażliwiona,to pewnie hormony:).Jutro idę na USG,zastanawiam się czy chciałabym wiedzieć co się urodzi,chłopiec czy dziewczynka,oczywiście jak już będzie można to stwierdzić.Jestem strasznie niecierpliwa,dostaję kręćka kiedy Marek zaczyna coś opowiadać i nagle przerywa żeby się ze mną podrażnić,ale tym razem chyba wytrzymam.To będzie taka wspaniałe niespodzianka,to jednak wspaniałe uczucie czuć w sobie drugie życie - chyba ciężko wytrzymać teraz moje zmienne nastroje?Na szczęście markowi to się świetnie udaje i za to między innymi tak bardzo go kocham.


3 kwietnia

Strasznie długo tu nie zaglądałam,ale nie mogłam się pozbierać,dopiero dzisiaj....Dzisiaj wcale nie jest lepiej i już nie będzie aż do porodu,a wtedy...nie,nie mogę się tak nad sobą rozczulać,sama podjęłam decyzję,że urodzę i tak będzie bez względu na to jaki będzie tego finał.To dziecko nic tutaj nie zawiniło,płód jest zdrowy i dobrze się rozwija,nie mam prawa odbierać mojemu,naszemu dziecku szansy przyjścia na świat.Boli tylko,że być może nie będę mogła zobaczyć mojego dziecka,że nie usłyszę jego płaczu kiedy ujrzy ten świat.A Marek...?Jak mogłabym odebrać mu radość bycia ojcem,był taki szczęśliwy kiedy powiedziałam mu,że jestem w ciąży.Teraz jest trochę zły na mnie,próbował mi tłumaczyć,że jestem dla niego najważniejsza,ale kiedyś będzie szczęśliwy,że zdecydowałam się nie przerywać ciąży,pomimo wszystko.Zresztą dla mnie to też jedyna szansa bycia matką....Zdaję sobie sprawę,że Marek bardzo mnie kocha i świadomość,że wkrótce może mnie bezpowrotnie stracić jest dla niego bardzo bolesna,tak bardzo,że nie umie się z tym pogodzić.Rozumiem go,ale mnie jeszcze trudniej,kocham go i wiem,że to jest ta jedna,jedyna prawdziwa miłość,tak krótko jesteśmy małżeństwem,a ja jestem zbyt młoda by teraz umierać,więc może się uda?Mamy szansę mieć prawdziwą rodzinę,dziecko,które jest tak ważne dla nas obojga - jak mogłabym z tego zrezygnować,muszę spróbować choć ryzyko jest tym razem naprawdę wielkie.Żałuję tylko,że nie ma tutaj pauliny,bardzo chciałabym móc z nią teraz porozmawiać,nie powiem jej przecież tego przez telefon,nie wyślę smsa.Nie wiem kiedy się zobaczymy,za dwa tygodnie Święta,a z tego co wiem Paulina nie wybiera się do krakowa,szkoda,że tak bardzo oddaliłyśmy się od siebie.
Kiedyś było zupełnie inaczej,obie cieszyłyśmy się,że mimo upływu czasu nasza przyjaźń wciąż trwa,że tak doskonale się rozumiemy i potrzebujemy się wzajemnie.Tak dobrze było mieć świadomość,że jest blisko,wysłucha,powie ciepłe słowo i nawet najgorszy problem jakoś da się razem rozwiązać.Paulina zawsze była dużo silniejsza ode mnie,życie obchodziło się z nią dość ostro,a mimo to nie traciła wiary,że będzie jeszcze kiedyś lepiej.To fakt,że ta cała historia z Robertem bardzo ją załamała,ale znalazła dość siły w sobie żeby się jakoś pozbierać i mocno stanąć na nogi,może aż nazbyt mocno...?Zmieniła się,ale nadal kocham ją,jest moją najlepszą przyjaciółką,z nikim nie przeszłam tyle co z nią i naprawdę zawsze wspaniale mnie rozumiała.Chyba właśnie dlatego tak bardzo odczuwam teraz jej brak,dlatego tak boli,że jest daleko i nie mogę z nią zwyczajnie porozmawiać,tak bardzo za nią tęsknię....

12 maja

To nie do pomyślenia,że tak rzadko ostatnio tu zaglądam,kiedyś kilka dni bez mojego zeszyciku to było poważne zaniedbanie,a teraz?Szczerze mówiąc nie mam nawet ochoty na pisanie,to chyba nastroje i humory związane  z ciążą.A propos to robię się już okrąglutka i teraz spokojnie mogę już mówić,że jestem gruba.Pamiętam jak kilka lat temu miałam bzika na temat swojej wagi,zdecydowanie uważałam,że koniecznie powinnam schudnąć,Marek był przy mnie stanowczo za chudy.Paulina śmiała się ze mnie i mówiła,że chyba coś ze mną nie tak bo to ona powinna schudnąć - pewnie większość kobiet tak sobie tłumaczy.Jakoś dziwnie się czuję ze swoim brzuszkiem choć świadomość tego,że noszę w nim naszą córkę jest niezwykła i wspaniała.Tak napisałam córkę bo już wiem,że to będzie dziewczynka - Patrycja tak postanowiliśmy dać jej na imię.W zeszłym tygodniu byliśmy z Markiem na USG,patrzyliśmy na monitor i płakaliśmy oboje jak dzieci,Boże tak bardzo chciałabym móc ją zobaczyć kiedy się urodzi.
Paulina była kilka dni w Krakowie,przyszła do nas na kolację i muszę przyznać,że było całkiem sympatycznie.Cieszyła się moją ciążą,dotykała brzucha i czule do niego przemawiała,była naprawdę przejęta.Jednak gdzieś w środku czułam,że to nie jest 'Moja" Paulina,kiedy w końcu Marek zostawił nas same nie umiałam powiedzieć jej prawdy.Gdyby tylko sama o coś zapytała,gdyby zauważyła,że coś ze mną jest nie tak z pewnością bym jej powiedziała,a tak nie mogłam się przełamać,nie wiem czy kiedykolwiek jej to powiem.Powspominałyśmy stare,dobre szkolne i studenckie czasy,pośmiałyśmy się trochę i poszła,wróciła do swojej warszawy,do spraw,którymi teraz żyje,szkoda....

17 maja

Byłam dzisiaj na długim spacerze,wybrałam się do parku,Marek musiał wyjechać służbowo,a ja nie chciałam siedzieć w domu sama przy tak pięknej niedzieli.Jest cudnie,lato zbliża się dużymi krokami i czuć już je w powietrzu,które zaczyna się robić bardziej suche i duszne.mam nadzieję,że tegoroczne lato nie będzie nazbyt upalne,w zeszłym roku było potwornie i aż boję się myśleć,że teraz też tak będzie,nie wiem jak zniosłabym takie upały w obecnym stanie.Z drugiej jednak strony to może być ostatnie lato w moim życiu...,nie wiem czy przetrwam poród,to jest okropne,a jednak tak bardzo realistyczne.
Kiedyś uważałam,że mam życiowego pecha,że wszystko co robię jest nie takie jak być powinno,że to co mnie dobrego spotyka musi zaraz mieć równowagę w czymś złym.Paulina skutecznie starała się wybić mi to z głowy,martwiła się o mnie bardziej niż ja sama powtarzając cały czas,że muszę zmienić swoje nastawienie do świata.Pamiętam okres kiedy byłam - jeśli tak to można nazwać - z Michałem,to było z czasem co raz bardziej męczące i wyczerpujące.Nie kochałam go,ale zaczynałam żyć przeświadczeniem,że wyjdę za niego z rozsądku,z obawy żeby nie zostać samej.Paulina znała Michała wyłącznie z opowiadań,no raz się u mnie widzieli,ale próbowała postawić się zarówno na miejscu Michała jak i na moim.Widziała jak depresyjnie wpływa na mnie ten związek i nie pozwalała się załamywać usilnie szukając jakiegoś rozwiązania.Dawała mi swoją siłę i optymizm,wiedziałam,że nie jestem sama,że razem z nią jakoś to przetrwam,podejmę właściwą decyzję i udało się.Poznałam marka zupełnie niespodziewanie,to było totalne zauroczenie,szczególnie jeśli chodzi o mnie bo rzadko wcześniej czułam się tak szczęśliwa jak przy Marku.Z czasem przyszła zwyczajna codzienność,bywało różnie,raz lepiej innym razem gorzej,ale takie właśnie jest życie.W prawdzie byłam pełna obaw,ale paulina twierdziła żebym się nie przejmowała bo co ma być to będzie i jeśli właśnie Marek jest mi pisany to i tak będziemy razem,a jeśli nie cóż...,mówi się trudno.A później poznała Roberta i tym razem to ona straciła głowę z tą różnicą,że codzienność była dla niej zbyt szara i przygnębiająca,zaczęłam tracić swoją przyjaciółkę.
Teraz jest mi ciężej niż kiedykolwiek dotąd,ale niestety jestem zdana sama na siebie,nie mogę liczyć już,że Paulina podzieli się ze mną swoim optymizmem,ona nie ma już tego optymizmu tak jak nie ma tamtej Pauliny....

Paulina nie mogła dłużej już czytać,łzy piekły pod powiekami i zaczęły już spływać po policzkach,czuła,że jeszcze chwila,a zupełnie się rozklei,zamknęła zeszyt.Uświadomiła sobie gdzie jest i szybko wytarła mokre policzki,nie chciała robić widowiska dla współpasażerów.Wprawdzie siedzący obok mężczyzna wydawał się całkowicie pochłonięty lekturą,którą czytał przez całą drogę i nie zważał na nic co działo się w przedziale.Natomiast siedząca na przeciwko Pauliny starsza kobieta zaczęła się jej uważnie przyglądać zastanawiając się co też spotkało tą młodą dziewczynę,że była taka smutna.Paulina uśmiechnęła się do niej najcieplej jak tylko była w stanie mając nadzieję,że kobieta okaże się na tyle taktowna by zająć się swoimi sprawami.Spojrzała przez okno i poczuła się zaskoczona,na zewnątrz zaczęły pojawiać się pierwsze budynki warszawy,za kilkanaście minut pociąg wjedzie na Centralny.
Zastanawiała się czy ma wstąpić do mieszkania,wziąć szybki prysznic po podróży,przebrać się i dopiero pojechać do prokuratury czy też ominąć dom i jechać prosto do biura.Nie miała ze sobą dużego bagażu bo prawie wszystko zostawiła w Krakowie wiedząc,że wkrótce i tak znów tam pojedzie.Nie czuła się również bardziej niż zwykle zmęczona dlatego zdecydowała się nie wstępować do domu,chciała porozmawiać jeszcze z Ryszardem,który zastępował ją kiedy była w Krakowie.Mieli jeszcze parę szczegółów do obgadania przed jutrzejszym procesem,była pora przerwy obiadowej więc miała nadzieję złapać kolegę w prokuraturze.
Pociąg zwalniał bieg,powoli wjechał na Dworzec Warszawa Centralna wypełniając się w jednej chwili gwarem tam panującym.co chwilę zapowiadany był kolejny przyjazd czy odjazd pociągu,ktoś kogoś wołał,trzaskały drzwi,ktoś inny biegł żeby w ostatniej chwili zdążyć wskoczyć do pociągu,gdzieś płakało małe dziecko - nikt nie mógł wątpić,że to samo centrum miasta tętniącego życiem.
Paulina spokojnie odczekała aż nerwowi pasażerowie w pośpiechu opuszczą pociąg,zabrała swoje rzeczy i dopiero wtedy wysiadła z wagonu kierując się zgodnie z informacjami na peronie w stronę centrum.Na ruchomych schodach zmieszała się z tłumem podróżujących i po chwili znalazła się przed wejściem do budynku dworcowego.Słońce było wysoko na niebie,właśnie niedawno minęło południe - wzięła głęboki oddech i szybko podeszła do jednej ze stojących przed budynkiem taksówek.Przed wyjazdem do Krakowa samochód zostawiła w garażu u koleżanki,nie miała pojęcia jak długo będzie musiała zostać w Krakowie i bała się zostawiać auto bez opieki na dłuższy czas.
Bardzo lubiła samochody,jeździła już dość długo,szybko,ale pewnie i bezpiecznie,jednak tym razem była zbyt zdenerwowana i wolała jechać pociągiem Kochała swoją małą toyotę o granatowo metalicznym odcieniu,ostatnio sporo jeździło ich po polskich drogach,cieszyły się dużą popularnością.Wiedziała,ze niektórzy z zazdrością patrzyli na jej samochód,ale pracowała,a właściwie harowała bardzo ciężko i uważała,że chociaż tyle przyjemności od życia jej się należy.
Podała kierowcy adres prokuratury,oparła się wygodnie i zdając się całkowicie na profesjonalizm taksówkarza starała się choć przez chwilę troszkę zrelaksować.To było kilkanaście ostatnich minut w ciągu,których mogła myśleć o czymkolwiek innym niż praca.doskonale zdawała sobie sprawę,że kiedy przekroczy próg własnego biura to nic innego prócz jutrzejszego procesu nie będzie mogło jej zainteresować.Paulina była sumienne i dokładna,kiedy prowadziła jakąś sprawę oddawała się jej bez reszty angażując się w nią emocjonalnie,wkładając w nią wszystkie swoje umiejętności.Niejednokrotnie zdarzało się jej zarywać noce nad papierami,robiła wszystko żeby jak najlepiej wypaść w sądzie.Chociaż pracowała tu stosunkowo krótko wszyscy doskonale znali młodą i energiczną panią prokurator Zaborowską,która cieszyła się uznaniem i szacunkiem zarówno wśród studentów prawa jak i wśród starszych kolegów czy nawet sędziów.Sprawy trudne i niemożliwe do wygrania to była specjalność Pauliny,zawsze marzyła o takiej pracy u w końcu jej marzenia się spełniły.
Właśnie utknęli chwilowo w jednym w wielu korków,które były zmorą warszawskich ulic,korków które Paulina głośno przeklinała prowadząc samochód.Dziś były jej one obojętne,to nie ona była kierowcą,miała więc całkowity komfort psychiczny i z uśmieszkiem przyglądała się zmaganiom manewrującego taksówkarza.Warszawa żyła swoim zwyczajnym,bezpłciowym jak go Paulina nazywała życiem,nie było tu specyficznego klimatu,który wyczuwało się w Krakowie,ludzie z różnych stron Polski próbowali układać sobie tu jakoś życie.Przez ponad dwa lata zdążyła już niejako wsiąknąć między warszawiaków,ale nadal nie lubiła stolicy tak samo jak wtedy kiedy tu przyjechała po raz pierwszy.
Kiedy stanęli w końcu pod znajomym gmachem prokuratury zapłaciła sprawnie kierowcy,podziękowała i szybko wysiadła z taksówki.Jak co dzień w prokuraturze zjawiały się setki,a może i tysiące osób mających coś pilnego do załatwienia,Paulina cieszyła się,że może im pomagać szukać sprawiedliwości choć niejednokrotnie było trudno ją znaleźć.Portier uśmiechnął się do niej ciepło i przyjaźnie pozdrowił,odpowiedziała mu uśmiechem i skinięciem głowy,poczuła,że wszystko inne pozostaje poza nią,teraz najważniejsza była jedynie jutrzejsza rozprawa.
- Witaj Paulinko -  jak tylko weszła do biura została przywitana przez swoją sekretarkę i koleżankę jednocześnie. - Zaczynałam się zastanawiać czy aby nie zapomniałaś o swojej pracy zostawiając Ryska na pożarcie lwom? - zażartowała ciesząc się z przyjazdu Pauliny,wiedziała,że ten proces będzie dla nich niełatwy,a dokładniej mówiąc piekielnie trudny.
- Cześć Joasiu,czemuż to tak bardzo martwisz się o pana prokuratora?Czyżbyś miała wobec niego jakieś plany,o których ja nic nie wiem? - teraz to Paulina droczyła się z koleżanką,dobrze wiedziała,że Aśka jest poważnie związana z Ryszardem,ostatnio przebąkiwali coś nawet u ślubie,może na Wielkanoc.
- Ależ skąd pani prokurator,bałabym się z panią zaczynać moja droga koleżanko,to w końcu jest twoja prawa ręka.Napijesz się może kawy? - spytała zmieniając temat.Zauważyła,że Paulina ma ze sobą torbę podróżną i domyśliła się,że pewnie nie miała czasu wstąpić do domu.
- Chętnie,jestem cholernie wyczerpana i muszę stanąć na nogach żeby móc zabrać się do jakiejś pracy - stwierdziła Paulina wchodząc do drugiego pokoju,który był zarówno jej jak i Ryszarda gabinetem.
Ryszard był naprawdę dobrym kolegą,doskonałym fachowcem i Paulina ogromnie cieszyła się,że mogą razem pracować.Przyszedł do tutejszej prokuratury niedługo po niej i od samego początku przypadli sobie do gustu tworząc wspaniały duet,chyba jeden z najlepszych w prokuraturze.Oboje specjalizowali się w prawie karnym i uwielbiali tak zwane sprawy "niemożliwe" do rozwiązania,to znaczy do wygrania,a jednak dość często im się to udawało.Ryszard dopóki nie poznał Joasi całkowicie poświęcał się pracy,Paulina mogła więc spokojnie liczyć na jego pomoc w każdej chwili.Teraz też nie mogła mu niczego zarzucić,czasami było jej go żal i sama wyganiała go do domu wiedząc,że czeka tam na niego dziewczyna.
Kiedy usłyszał o tym co spotkało jej przyjaciółkę natychmiast zaofiarował,że zastąpi ją i wszystko przygotuje do procesu.Była mu ogromnie wdzięczna zdając sobie doskonale sprawę,że bez jego zaangażowania nie mogłaby spędzić tyle czasu w Krakowie.Tym razem sprawa była szyta grubymi nićmi,mieli bardzo mało dowodów,niepewnych  świadków,a paulina swojego rodzaju przeczucie,że choć facet jest winny będzie niesamowicie ciężko wygrać i udowodnić mu jego winę.Chodziło o morderstwo z premedytacją tyle tylko,że oskarżony miał masę znajomości i układów,mnóstwo ludzi w kieszeni i kupę forsy na kontach - próbował nawet przekupić prokuraturę co oczywiście mu się nie udało.Z ramienia prokuratury sprawę prowadziła Paulina,Ryszard był jej pomocnikiem zbierającym informację,przygotowującym dokumenty i świadków.Przed jutrzejszym wystąpieniem wstępnym stron mieli jeszcze sporo do omówienia,byli wprawdzie cały czas w kontakcie telefoniczno-mailowym,ale nie wszystko dało się powiedzieć ten sposób - zapowiadało się ciężkie popołudnie.
- Powiedz mi jak twoja przyjaciółka? - spytała Joanna wchodząc do gabinetu z filiżanką świeżo zaparzonej kawy.Była szczerze zainteresowana stanem Izy,wiedziała,że dziewczęta są bliskimi przyjaciółkami od lat i Paulina bardzo przeżywa to co stało się Izie.
- Na razie nic jeszcze nie wiadomo,cały czas jest nieprzytomna i lekarze nie mogą nic zrobić,taka bezsilność jest okropna.Bardzo się o nią martwię,gdyby nie jutrzejszy proces to nie zostawiłabym  jej tam teraz - Paulina cały czas miała wyrzuty sumienia,że musiała wrócić do Warszawy.Bała się,że pod jej nieobecność może wydarzyć się coś złego,a jej przy Izie wtedy nie będzie.
- Przykro mi,ale z pewnością ma dobrych lekarzy,jest z nią rodzina więc nie powinnaś się tak zadręczać,mam nadzieję,że wszystko będzie dobrze - uśmiechnęła się do niej Joanna.
- Ja też - stwierdziła tylko w odpowiedzi Paulina upijając łyk kawy,w tym samym momencie otworzyły się drzwi gabinetu.
- Cóż za niespodzianka,witam moje kochane dziewczyny - zawołał Ryszard wchodząc energicznie do gabinety,wyraźnie był z czegoś bardzo zadowolony. - Jak tam moja partnerko jesteś gotowa na jutrzejszą walkę? - spytał całując Paulinę w policzek na przywitanie.
- Z Twoją pomocą z całą pewnością - roześmiała się,Rysiek zawsze na nią dobrze wpływał potrafiąc naładować ją energią i optymizmem,tym razem również tak było.
- A ze mną to już się nie przywitasz? - wtrąciła się w ich rozmowę Joanna robiąc nadąsaną minę.
- No wiesz Joasiu jestem twoim szefem,nie powinniśmy się aż tak spoufalać - Ryszard udawał srogiego szefa,który informuje o czymś bardzo ważnym swoją pracownicę choć było widać,że trudno zachować mu powagę i cały czas puszczał oko do Pauliny.
- Skoro tak pan mówi szefie to trudno,jestem tylko ciekawa co będzie gdy przypomnę to panu dzisiaj wieczorem,jak myślisz Paulinko? - teraz ona mrugała porozumiewawczo do koleżanki i udawała,że poważnie traktuje słowa Ryśka.
- Nie zrobiłabyś mi tego - Rysiek już był przy niej i szybko do siebie przyciągnął całując namiętnie na przywitanie.
- Oj dzieci,dzieci co ja z wami mam - podsumowała ich zachowanie z rozbawieniem Paulina,sama nie miała,a może raczej nie chciała mieć czasu na takie problemy.
- Dobra zostawiam was samych,macie jeszcze sporo pracy - Joanna wyswobodziła się z objęć Rysia. - Wyskoczę tylko coś zjeść,za pół godzinki jestem u siebie gdybyście czegoś potrzebowali - odwróciła się jeszcze do niech w progu.
- Nie ma sprawy,jakby były jakieś telefony to powiedz,że nas nie ma,chyba żeby dzwonili z Krakowa,czekam na wiadomość od Marka ze szpitala - poprosiła ją jeszcze Paulina.
- Tak jest szefowo - rzuciła tylko Joanna i zniknęła zamykając za sobą drzwi.
- Z Izą nadal bez zmian? - zapytał Ryszard gdy zostali sami.Rozmawiał wczoraj z Pauliną przez telefon i wiedział jak sprawa wyglądała do wczorajszego popołudnia.
- Niestety,tak bardzo się o nią boję.Nie potrafię sobie wyobrazić co bym bez niej zrobiła,to takie samolubne,jest przecież jeszcze Marek,Patrycja,jej rodzice,siostra a ja myślę o sobie.Tyle,że oni byli z nią kiedy to się stało,a nam się ostatnio nie układało najlepiej i dopiero teraz zrozumiałam jak wiele Iza dla mnie znaczy.Nie wiem tylko czy będę miała możliwość to jeszcze jej powiedzieć - nie umiała ukryć jak bardzo przeżywała chorobę przyjaciółki.
- Paulinko nie powinnaś myśleć w ten sposób,musisz być silna,doskonale to potrafisz - Ryszardowi też było przykro i nie wiedział w jaki sposób może pomóc swojej koleżance.
- Ta...silna,ale nie tym razem Rysiu,już nie potrafię,nie mam siły,cały czas byłam silna,tam w Krakowie musiałam być silna dla Marka,dla jej rodziny,ma taką śliczną córeczkę....Ale dłużej nie umiem być silna,to takie trudne,mój Boże ona przecież nie może umrzeć - Paulina płakała już teraz otwarcie,musiała to z siebie wyrzucić,nie potrafiła dłużej udawać,że wszystko będzie dobrze,że Iza na pewno wyzdrowieje.Na sali sądowej była silną i stanowczą panią prokurator nie dającą żadnej szansy swojemu przeciwnikowi,tutaj bezsilną i załamaną kobietą,która nie umiała poradzić sobie z tragedią jaka spotkała jej przyjaciółkę.
Płakała jeszcze przez kilka minut,Ryszard nie odzywał się słowem bojąc się,że mógłby ją jeszcze bardziej rozkleić swoimi pocieszeniami,czekał aż się wypłacze i sama uspokoi.
Wiedział,że dwa lata temu Paulina przyjechała do Warszawy z osobistych powodów,wprawdzie nigdy o tym mu nie opowiadała,ale nie był ślepy ani głupi.Widział jej stosunek do facetów,z nikim na stałe się nie związała,o nikim dłużej nie mówiła - domyślał się,że musiała przeżyć coś poważnego i tutaj szukała zapomnienia.Z czasem jakby trochę odżyła,częściej się śmiała i chodziła na różne imprezy,Ryszard miał nadzieję,że powoli coś się zmieni i Paulina jakoś ułoży sobie życie.
Aż do tego dnia kiedy siedzieli razem w gabinecie analizując  kandydatury na ławników,nagle Joanna przez wewnętrzny telefon oznajmiła,że jest do pauliny pilny telefon z Krakowa.Paulina podniosła słuchawkę i słuchała w milczeniu tego co ktoś po drugiej stronie aparatu do niej mówił,Rysiek zauważył,że koleżanka robi się biała jak kreda i z trudem łapie powietrze.Zrozumiał,że stało się coś bardzo złego,patrzył z przerażeniem jak Paulina odkłada słuchawkę,szuka czegoś nerwowo w biurku.Z jednej z szuflad znalazła paczkę papierosów,wyciągnęła jednego,zapaliła i głęboko zaciągnęła się dymem.Wiedział,że paliła tylko wtedy gdy działo się coś na tyle poważnego,że zwalało ją z nóg,a raczej rzadko się tak zdarzało.
- Moja przyjaciółka urodziła córeczkę,okazało się,że jest chora,ma poważną wadę serca,poród był dla niej zagrożeniem życia,ale zdecydowała się,teraz leży nieprzytomna,nie wiadomo czy przeżyje,dzwonił jej mąż - powiedziała w końcu bardzo suchym głosem przerywając głuchą ciszę panującą od kilku minut w pokoju.
Mój Boże tak mi przykro Paulina,zrobię co tylko będę mógł żeby ci jakoś pomóc,zajmę się procesem,a ty jedź zaraz do Krakowa i o nic się nie martw - mógł tylko tyle dla niej zrobić,ale dla Pauliny było to naprawdę wiele,inaczej nie mogłaby wyjechać.
Ryszard widział jak bardzo była przybita,ale jednocześnie opanowana i konkretna,chyba tak naprawdę nie dopuściła do swojej świadomości tego czego właśnie się dowiedziała,to było gdzieś obok.Dopiero kiedy zobaczyła Izę uświadomiła sobie nad jaką przepaścią stała jej przyjaciółka i że bardzo ciężko będzie zrobić cokolwiek żeby Iza w nią nie spadła.
Teraz kiedy byli z Ryszardem sami nie musiał już nikogo pocieszać,wspierać,nic obiecywać - jej opanowanie zniknęło dając ujście ogromnemu poczuciu winy,że zawiodła swoją przyjaciółkę w chwilach gdy tamta jej najbardziej potrzebowała.
- Przepraszam Rysiu,nie chciałam cię obarczać swoimi problemami - powiedziała w końcu kiedy przestała płakać i zaczynała powoli odzyskiwać równowagę psychiczną.
- Nie ma sprawy,po to mnie masz,domyślam się jak ciężko musi ci być Paulinko,ale przy mnie możesz być sobą i płakać kiedy tylko tego potrzebujesz.Dobrze wiesz,że gdyby to ode mnie zależało sam bym wszystko poprowadził i nie ściągał cię tu teraz - chciał żeby czuła się przy nim spokojna wiedząc,że może się na nim wesprzeć,a właśnie tego bardzo teraz potrzebowała.
- Wiem Rysiu,jesteś kochany i jestem ci ogromnie wdzięczna za to,że wziąłeś tyle roboty na siebie,bez ciebie nie dałabym rady - stwierdziła  uśmiechając się do niego choć wciąż był to dość marny uśmiech.
- Przesada,ale dobrze by było gdybyś spojrzała jeszcze na te kilka rzeczy przed jutrzejszą rozprawą.Wracam właśnie ze stołecznej i zobacz co dostałem od majora,sądził,że powinno nas to zainteresować - rozłożył przed nią teczkę z papierami,które przyniósł ze sobą,on przeglądnął je jeszcze w drodze do prokuratury i wiedział,że Paulina będzie bardzo zadowolona z takiej zdobyczy.
Siedzieli razem do późnego wieczoru analizując wszystkie materiały,którymi w tej chwili dysponowali,Rysiek bardzo dużo zrobił pod jej nieobecność co nie omieszkała się zauważyć i głośno pochwalić.Zdał jej relację z przesłuchań ławników,z uwag obrońców i tego kogo z nich ewentualnie mogą mieć po swojej stronie.Później paulina pokazała mu swoją mowę wstępną,którą przygotowywała w Krakowie wieczorami po powrocie ze szpitala,chciała usłyszeć co o niej sądzi.
Rozprawa zaczynała się jutro o godzinie 9.30,mieli spotkać się w sądzie pół godziny wcześniej,oboje byli skrupulatni i punktualni,zawsze bardzo starannie przygotowywali się do rozpraw.Dzięki temu unikali później niejednokrotnie nieprzyjemnych niespodzianek jakie czasami przytrafiały się ich bardziej roztrzepanym kolegom prawnikom.
W końcu Paulina uznała,że najwyższa pora już iść do domu i porządnie się wyspać,musiała zebrać siły na jutrzejszy dzień,a poza tym nie miała wciąż żadnych wiadomości z Krakowa co oznaczało,że Iza nadal jest nieprzytomna.




piątek, 20 kwietnia 2012

Kremowe wazeliny kosmetyczne Safira

Witajcie Moi Drodzy,mam nadzieję,że wybaczycie mi chwilowe opóźnienia w pisaniu w ostatnich dniach,strasznie jestem zapracowana i czas ucieka nie ubłagalnie.No,ale takie zabiegane jest właśnie nasze życie i pewnie nie tylko dla mnie doba jest za krótka,prawda?Na szczęście pogoda nam się poprawia, słoneczko świeci i może w końcu wiosna nam się objawi?
Dzisiaj chciałam Wam opowiedzieć o doskonałych produktach Safiry dla całej rodziny, mam na myśli kremowe wazeliny kosmetyczne.Tworzą na powierzchni skóry trwały film ochronny,zabezpieczając ją przed wpływem czynników atmosferycznych.Przynoszą szczególnie korzystne efekty w przypadku pielęgnacji cery nadmiernie przesuszonej.Nie podrażniają skóry.Są idealne do pielęgnacji delikatnej skóry dzieci i niemowląt.Doskonale nadają się do wykonywania zabiegów kosmetycznych.
Generalnie jest to połączenie wazeliny z kremem,o lekkiej i dobrze wchłanialnej konsystencji,przyjemny zapach,spore opakowanie za stosunkowo niewielką cenę.Doskonale sprawdza się przy pielęgnacji przesuszonych dłoni i stóp.Produkt sprawdzony,polecam.

Kremowa wazelina z aloesem

Kod: 169228
Pojemność: 150 ml
Cena katalogowa: 15.60 PLN
W tym tłustym kremie połączono czystą wazelinę kosmetyczną z wyciągiem z Aloe Vera. Dzięki tak opracowanej formule nawilża i chroni przed wpływem czynników atmosferycznych szczególnie suchą, podrażnioną, spierzchniętą i popękaną skórę przywracając jej gładkość i elastyczność. Jest idealny do pielęgnacji nie tylko skóry twarzy, ale również rąk, łokci, kolan i pięt.

Kremowa wazelina z witaminą E

Kod: 169229
Pojemność: 150 ml
Cena katalogowa: 15.60 PLN
Dzięki specjalnie opracowanej formule nawilża i chroni szczególnie suchą ,podrażnioną skórę, przywracając jej naturalną elastyczność. Ten tłusty krem, który wnika głęboko w skórę aby natychmiast zwiększyć jej nawilżenie został opracowany z czystej wazeliny kosmetycznej połączonej z przyjemną w dotyku, kremową bazą zawierającą witaminę E. Czasowo chroni w przypadku niewielkich ran, zadrapań, oparzeń, chroni przed efektem wysuszenia skóry przez wiatr i zimną wodę. Przynosi ulgę spierzchniętej bądź popękanej skórze. Używać na ręce, łokcie, kolana, pięty.



 

Możecie go kupić na stronie Safiry, w Centrum Dystrybucyjnym - ul. Węgierska 1 w Krakowie, albo bezpośrednio u mnie (jeśli ktoś jest z okolic Podgórza, to mogę dostarczyć do domu).

Miłego weekendu, pozdrawiam.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Twórczość ukryta cd.

                                    
Witajcie w ten szary i mokry wieczór.Niestety pogoda nas w ten weekend nie rozpieszczała,ale i tak mam nadzieję,że minął Wam miło i udało się zrealizować chociaż część planów.Mnie taka pogoda bardziej kojarzy się z moim Cork,choć muszę przyznać,że za mojej tam bytności aura nie była najgorsza jak na Irlandię.Oczywiście poznałam porywiste irlandzkie wiatry,które pozwalają ledwo utrzymać się na nogach,deszcz padający w poziomie.Kiedy wracasz do domu jesteś całkowicie przemoczony,jedynym ratunkiem jest dobra peleryna i kalosze,o utrzymaniu parasola można zapomnieć.Ale i tak to był piękny okres i wspominam go z ogromnym sentymentem mim upływu czasu.To trochę tak jak bohaterowie mojego opowiadania,których co rusz dopadają wspomnienia,które budzą uczucia i emocje już dawno zapomniane,pochowane,a przynajmniej tak im się wydawało.Mam dla Was na dzisiejszy wieczór lekturę kolejnego odcinka.Mam nadzieję,że się Wam spodoba.Miłego wieczoru,pozdrawiam.



                                "NAJTRUDNIEJSZE SĄ POWROTY"


Rozdział 5:


- Czyż nie jest piękna,ona naprawdę jest wyjątkowa,macie wspaniałą córkę Marku - Paulina uśmiechnęła się do małego zawiniątka na rękach Marka.
- Jest dokładnie taka jak jej mama i bardzo ją kocham,wszyscy ją kochamy i postaramy się żeby było jej jak najlepiej na tym świecie.Musimy już iść Paulinko bo mama czeka na nas w samochodzie - Marek zabierał dzisiaj córeczkę do domu.Własnie dostał wszystkie niezbędne dokumenty i mogli już teraz jechać do domu.
- Tak oczywiście,idźcie już,ja jeszcze trochę posiedzę z Izą,wieczorem do was zaglądnę chociaż z pewnością pomocnych dłoni nie będzie ci brakowało,pa kochanie - pocałowała delikatnie dziewczynkę i dotknęła ramienia Marka jakby chciała dodać mu tym gestem sił.
- A ty nie jesteś zmęczona,może tez powinnaś pojechać do domu? - Marek przyglądał się jej uważnie,w jego oczach było widać szczerą troskę.
- Nic mi nie będzie,możesz być pewien,że w Warszawie prowadzę dużo aktywniejsze życie i jakoś daję sobie radę.Idźcie mała nie powinna przebywać tutaj ani chwili dłużej niż musi - zdecydowanie paulina chciała rozwiać jego wątpliwości i zawróciła na oddział.
- czekam wobec tego na ciebie wieczorem - zawołał jeszcze za nią Marek.
Przez chwilę patrzył w kierunku Pauliny,widział jej machnięcie ręką nad głową na znak,że go słyszała,potem odwrócił się i ruszył w stronę windy.Wiedział,że bez względu na to co zaszło miedzy dziewczętami jego żona się myliła,nie była obojętna Paulinie,ona nie zapomniała o swojej przyjaciółce,bardzo kochała Izę i Marek doskonale widział ta miłość.

Paulina wróciła do sali,Iza leżała dokładnie tak samo jak w chwili gdy Paulina stąd wychodziła,aparaty powoli,ale zdecydowanie dawały znać,ze jej przyjaciółka wciąż walczy,wciąż się nie poddaje.Siadła przy łóżku Izy,wzięła ja za rękę i uśmiechnęła się do niej ciepło.Wiedziała,że Iza tego nie widzi,ale miała dziwne przeczucie,że przyjaciółka czuje jej obecność i słyszy co i w jaki sposób Paulina do niej mówi.
Widziałam przed chwilą waszą córeczkę,Marek zabrał ją do domu,jest śliczna i tak bardzo do ciebie podobna Izuniu,kiedyś będziesz z niej bardzo dumna,zazdroszczę wam Patrycji.Może to głupie,ty leżysz teraz nieprzytomna i walczysz o życie,a ja mówię,że zazdroszczę ci twojej córki,której nawet nie widziałaś ale tak jest.Miałaś możliwość doświadczenia wspaniałego uczucia bycia w ciąży,noszenia pod sercem dziecka,które w tobie rosło,a jest owocem waszej miłości,tej w której istnienie ja kiedyś wątpiłam.Masz naprawdę wspaniałego męża,rzadko można spotkać kogoś takiego jak twój Marek i chyba nie żałujesz,że kilka miesięcy temu podjęłaś właśnie taką decyzję.
Mój Boże tak dawno nie rozmawiałyśmy ze sobą Iza,nie rozmawiałyśmy tak szczerze,od serca...Nie zdawałam nawet sobie sprawy jak bardzo brakowało mi tych naszych rozmów,jak bardzo oddaliłyśmy się od siebie.Kiedyś wydawało mi się,że masz dużo łatwiejsze życie ode mnie,dopiero teraz wiem,że tak dobrze rozumiałaś mnie własnie dlatego,że nasze problemy były do siebie bardzo podobne.
Wiem,że różnie wam się z Markiem układało przed ślubem,wielkie zauroczenie,a później masa wątpliwości,pytań,strachu co będzie jeśli się nie uda,obawy czy to na pewno ten,czy to własnie ta....Z pewnością potrzebowałaś Iza mojej aprobaty i pomocy kiedy podjęłaś w końcu ostateczną decyzję,a ja tak oschle i obojętnie cię potraktowałam.Popełniałam głupstwo za głupstwem wystawiając naszą przyjaźń na co raz to większe próby,a ty wciąż byłaś przy mnie kiedy cię potrzebowałam - tak okropnie mi wstyd.Wszystko co złe zwalałam na moje niepowodzenia w miłości,ale czy tak naprawdę poznałam to uczucie do końca,z pewnością nie tak jak ty.Iza ty spokojnie możesz mówić o miłości,wiesz co znaczy kochać tak naprawdę bez żadnych "ale" i "pomimo" - gdyby było inaczej nie zdecydowałabyś się na urodzenie Patrycji,nie zaryzykowałabyś swojego życie gdyś nie kochała Marka,tego jestem pewna.Trudno zresztą nie kochać kogoś takiego jak on,to zawsze był własnie mój największy problem.
Zbyt łatwo ulegałam swoim uczuciom,myślałam sercem,a nie głową i później za to słono płaciłam.Zresztą tylko raz spotkałam faceta,na którym mi tak zależało,że mogłabym dla niego zrobić prawie wszystko.Mówię prawie bo nie wiem czy podjęłabym tak trudną decyzję jaką ty musiałaś podjąć.Niestety on odrzucił moją miłość,chciał jedynie przyjaźni,a ja nie mogłam się zgodzić na to,to by mnie wykończyło psychicznie,nie można się przyjaźnić z kimś kogo się kocha,a on cię tylko lubi,to zwyczajnie było nierealne.Może wybrałam najłatwiejszą drogę ewakuacyjną i po prostu uciekłam,z pewnością powinnam stawić czoło tej całej sytuacji,powinnam była coś zrobić,ale jak dotąd nie mogłam się zmobilizować.Po prostu bałam się kolejny raz komuś zaufać,obdarzyć uczuciem,spróbować ułożyć sobie jakoś życie,jestem tchórzem Iza i tylko udaję,ze nic mnie nie ruszą,ze jestem twardą panią prokurator.Do twojego porodu,dopóki tutaj nie przyjechałam i nie zobaczyłam na jakiej stoisz krawędzi nie pozwalałam sobie na uczucia,a teraz....
Cóż najważniejsze jest teraz dla mnie żebyś wyzdrowiała,jeśli dasz mi jeszcze szansę spróbuję naprawić to co tak skutecznie niszczyłam,dopiero wtedy pomyślę o swoim życiu.Zresztą mam teraz jeszcze jeden problem na głowie,Marek wczoraj mi o nim powiedział i naprawdę nie wiem co dalej mam zrobić,jak stawić temu czoła?Przed sobą mam perspektywę spotkania z Robertem,tak własnie z nim - jest ordynatorem tego oddziału i zajmuje się tobą,fajnie nie?Szczerze mówiąc zawsze miałam świadomość,że kiedyś możemy się spotkać bez względu na to,ze w tej chwili mieszkam w Warszawie.Z drugiej strony wyjeżdżałam z Krakowa własnie po to żeby uniknąć takich przypadkowych spotkań,zbyt wiele ich było wcześniej,a tak mało mi dawały.A teraz czy będę potrafiła spojrzeć mu w oczy i przyznać przed samą sobą,że już nic do niego nie czuję?Nie jestem tego taka pewna,przez cały rok miałam zbyt wiele zajęć żeby mieć czas się nad tym zastanowić,zresztą wtedy wolałam nie myśleć o Robercie.Marek kilka dni temu powiedział mi,że muszę pokonać swoja awersję do mężczyzn i w końcu pomyśleć o sobie bo praca to nie wszystko.Nic mu nie odpowiedziałam,ale chyba dobrze wiedział co mówi - mam 29 lat i najpiękniejszy okres w życiu człowieka za sobą,a co osiągnęłam?
Fakt,że te dwa lata w Warszawie w pozycji zawodowej dały mi bardzo wiele i naprawdę cieszy mnie,że mogę robić to co lubię i zawsze chciałam robić,nie każdy niestety ma taka możliwość.Tyle,że moje życie osobiste jest kompletną ruiną,tylko patrzeć jak zadzwoni ostatni dzwonek żeby coś zmienić,a ja kompletnie o tym nie pomyślałam.Te przelotne znajomości w Warszawie - jakaś kolacja,imieniny u znajomych,dwa,trzy spotkania i koniec,zapytasz dlaczego?Powodów było kilka,ale zawsze jeden i ten sam był najważniejszy,po prostu bałam się zaangażować i zaufać tej drugiej osobie.Wiem,że to śmieszne i postępując w ten sposób nigdy nie będę szczęśliwa bo z góry przekreślam taką możliwość,ale tak było łatwiej,bezpieczniej.Poza tym to również było niesprawiedliwe dla wielu porządnych facetów,którzy są wartościowymi ludźmi i z pewnością miałabym szansę zawrzeć kilka dobrych znajomości jeśli nic więcej by z tego nie wyszło.Mówiłam jednak zdecydowanie "Nie,to nie dla mnie,nie pasujemy do siebie,to nie miałoby szans",cóż mieli zrobić w takiej sytuacji?Po prostu odchodzili i układali sobie życie inaczej,teraz  mówimy sobie "cześć" i rozmawiamy o pogodzie,tyle nas łączy dzięki mojej zawziętości.
Powinnam była z tobą o tym dawno porozmawiać,z pewnością poczułabym się lepiej zrzucając to z siebie,a ty też mogłabyś mi powiedzieć co dzieje się dokoła ciebie.Niestety stało się inaczej,leżysz tu teraz nieświadoma spraw,które biegną swoim dotychczasowym tempem,nie możesz mi pomóc,a ja jakoś nie mam ochoty myśleć o szukaniu sobie faceta,to naprawdę może jeszcze poczekać choć Marek uświadomił mi,że będę musiała ten problem rozwiązać.A co mam zrobić z Robertem?Hm trudno mi teraz podjąć jakąś decyzję,choć to oczywiste,że będę musiała wkrótce coś postanowić.Zresztą to chyba nie będzie zbyt trudne biorąc pod uwagę,że nie widzieliśmy się przeszło dwa lata.Każde z nas ma teraz swoje życie i z pewnością oboje nie mamy czasu żeby zbyt długo się nad tym zastanawiać.Wyzdrowiejesz,ja wrócę do Warszawy i kiedy będę tu przyjeżdżać to z pewnością nie będę zjawiać się w rejonie tego szpitala więc sprawa sama się rozwiąże.Na razie go jeszcze nie widziałam,nie wiem kiedy zobaczę i czy w ogóle on będzie miał ochotę na rozmowę ze mną,to w końcu jest jego praca nawet jesli jest tu ordynatorem,a poza tym nie zostawiłam mu o sobie zbyt wielu miłych wspomnień.

Ten dzień był naprawdę długi i ciężki dla ordynatora Roberta Walczewskiego,był po nocnym dyżurze i dwóch poważnych operacjach,zresztą prawie zawsze operacje na tym oddziale były trudne.Z ulgą myślał o tym,że za kilka minut wsiądzie do swojej nowiutkiej hondy i pojedzie do domu,do jutra rana będzie mógł zapomnieć o szpitalu.To znaczy tak całkowicie to nigdy nie zapominał o swoim oddziale,lubił swoja pracę choć kierowanie Intensywną Terapią nie było łatwą ani przyjemną pracą.Tak wiele razy był zły na swoja bezsilność i brak możliwości pomocy ludziom,którzy bardzo na ta pomoc liczyli.Wielokrotnie musiał patrzeć na tych,dla których śmierć najbliższych im osób była tak ciężka i trudna do przyjęcia,że nie mogli sobie z tym poradzić.Ale często też bywało tak,że ludzie dziękowali mu za uratowanie życia ze łzami w oczach i to napawało go optymizmem,motywowało do dalszej pracy,nadawało jej sens - taki właśnie był jego oddział.
Pracował tu dopiero od kilku miesięcy,ale czuł się tak jakby był tu od dawna,widział tak wiele skrajnych przypadków,że zdążył uodpornić się na to co może przynieść kolejny dzień.Z natury był pogodny i otwarty do ludzi,którzy go otaczali choć miało to oczywiście swoje granice,których nigdy nie przekraczał.Lubił indywidualność i cenił ludzi szanujących jego prywatność,chodził swoimi ścieżkami i było mu z tym dobrze.W szpitalu był lubiany i szanowany,bardzo dobry lekarz znający swoja pracę od podszewki,doskonale współpracujący z resztą zespołu Intensywnej Terapii,sprawiedliwy i obiektywny ordynator.
Miał 30 lat i cieszyło go,że w jego wieku osiągnął już dużo więcej niż lekarze starsi i dłużej tutaj pracujący niż on,był ambitny i szybko zdobywał wytyczone sobie cele.
Jeszcze raz spojrzał na zegar wiszący na ścianie jego gabinetu,wstał,przeciągnął się chcąc rozprostować kości i sięgnął po wiszącą na wieszaku marynarkę.Najwyższa pora iść do domu i odpocząć,jutro zapowiadał się kolejny ciężki dzień i musiał nabrać sił by sprostać czekającym na niego obowiązkom.Zabrał dokumenty i ruszył w kierunku sąsiedniego gabinetu,musiał zostawić jak zwykle dyspozycje swojej sekretarce.
- Wychodzi pan do domu ordynatorze? - zapytała podnosząc głową znad swoich papierów gdy tylko usłyszała odgłos otwierających się drzwi gabinetu szefa.
- Tak Moniko,jestem okropnie zmęczony,a jutro nie zapowiada się wiele lepiej.Chciałbym żebyś skończyła tylko ten raport dla profesora,a później też idź do domu.Z pewnością ty również masz już dość - uśmiechnął się ciepło do sekretarki.
- Jakoś daj radę choć muszę przyznać,że po takim urlopie ciężko przystosować się do codziennych obowiązków,na szczęście niewiele mi zostało,a potem zmykam - ucieszyła się,że szef nie miał dla niej żadnych dodatkowych zajęć i wkrótce będzie mogło pójść do domu.
- No to do jutra - powiedział Robert odwracając się jeszcze do niej w drzwiach.
- Do widzenia - rzuciła mu już stukając w klawisze komputera pogrążona w swojej pracy.
Robert zamknął drzwi gabinetu i uśmiechnął się sam do siebie,skierował się w stronę windy,nacisnął guzik i cierpliwie czekał na jej przyjazd.Lubił Monikę,była sympatyczną dziewczyną,przyszła do szpitala tuż po nim więc obydwoje byli tu nowi,musieli zżyć się z resztą zespołu.Miała 25 lat i lubiła żyć pełnią życia - wycieczki,dyskoteki,kina i kawiarnie - tak spędzała czas po pracy w gronie swoich najbliższych znajomych i przyjaciół.Równocześnie była bardzo dokładna i sumienna w pracy,często zostawała po godzinach pomagając Robertowi przy sprawozdaniach,raportach,doskonale planowała jego spotkania w przerwach pomiędzy operacjami czy obchodem oddziału.
Czy była ładna? - tak bez wątpienia była atrakcyjna dziewczyną i często męskie spojrzenia zatrzymywały się na jej zgrabnej sylwetce kiedy szła ulicą.Jednak nie przewróciło jej to w głowie,uważała,że to nie uroda stanowi o wartości człowieka,a jego wnętrze.Spotykała się z całkiem przeciętnym facetem,studiował na Politechnice i w tej chwili przygotowywał się do obrony pracy magisterskiej.Robert miał okazję widywać go czasami kiedy przychodził po Monikę do pracy i musiał przyznać,że bardzo spodobał mu się ten chłopak.Wrócili własnie z dwutygodniowego urlopu we Włoszech,Monika przyszła do pracy opalona i pełna wrażeń,o których niestety nie miała czasu opowiedzieć Robertowi,oboje mieli dzisiaj zbyt wiele pracy.Wprawdzie Monikę zastępowała koleżanka z innego sekretariatu ale i tak miała masę zaległości,a Robert cały dzień był w biegu.Czasami kiedy na oddziale był spokojniej siadali przy kawie i dyskutowali o różnych sprawach,Robert lubił z nią rozmawiać choć krępowało go trochę,że mimo tak małej różnicy wieku między nimi traktowała go jak typowego szefa.Proponował jej nawet kiedyś żeby na gruncie prywatnym zwracała się do niego po imieniu,ale Monika powiedziała,że woli żeby zostało tak jak jest,miała dla niego ogromny szacunek i czułaby się niezręcznie,szanował jej decyzję.Nigdy nie patrzył na nią jak na kobietę,traktował ją bardziej jak kumpelę i był zadowolony,że taki układ jej odpowiadał.
Rozległ się cichy dzwonek i drzwi windy rozsunęły się przed nim z cichym szelestem,Robert stał w miejscu zamyślony,nagle odwrócił się na pięcie jakby sobie o czymś przypomniał i ruszył z powrotem na oddział.Minął jednak swój gabinet i szedł dalej w stronę separatek,stanął przed drzwiami sali numer 7 i już miał nacisnąć na klamkę kiedy coś go cofnęło.Przez szybę okienną,która miała każda sala na tym oddziale zobaczył znajomą postać,mimo upływu czasu nie miał najmniejszych wątpliwości - to była Paulina.
Siedziała obok łóżka swojej przyjaciółki,nie widziała go,patrzył na nią czując jak jednocześnie ogarnia go cała masa różnych uczuć i emocji.Radość,smutek,tęsknota i żal,chęć rozmowy i potrzeba natychmiastowej ucieczki,nie zdawał sobie nawet sprawy,że tak może go poruszyć widok Pauliny.Nie zastanawiał się długo,wiedział,ze w każdej chwili ona może się obrócić i odkryje jego obecność,ruszył do wyjścia prawie biegiem,nie czekał nawet na windę tylko zbiegł po schodach i minął w przelocie zaskoczonego portiera.Dobieg tak do swojego samochodu i dopiero kiedy już w nim siedział poczuł się trochę spokojniejszy,zapalił papierosa i głęboko się nim zaciągnął.Teraz mógł spróbować zebrać myśli - zachował się jak gówniarz,ale wiedział,że nie może się z nią jednak spotkać,nie dzisiaj.
Ruszył,powoli wyjechał z parkingu i starał skoncentrować się na jeździe,w domu będzie miał czas się spokojnie zastanowić,poukładać sobie to wszystko.Mieszkał na jednym z nowo powstałych krakowskich osiedli,mieszkanie kupił częściowo z oszczędności,a częściowo dzięki pomocy rodziców,chciał się usamodzielnić i mieszkać w Krakowie.W prawdzie nie był jedynakiem tak jak paulina,ale rodzice bardzo go kochali i byli dumni z osiągnięć syna.Nie ukrywali oczywiście,że chcieli żeby oprócz pracy pomyślał jeszcze o założeniu rodziny,czekali na synową i wnuki,ale nie naciskali na Roberta.Znali go na tyle dobrze,że wiedzieli iż to nic nie da,syn tylko zamknie się w sobie,naburmuszy i powie żeby nie układali mu życie,dlatego woleli nie poruszać tego tematu.
Mieszkanie miał urządzone w dobrym stylu,nie żałował na jego wykończenie.W jednym z trzech pokoi miał urządzoną swoją małą siłownię z profesjonalnym sprzętem do ćwiczeń,dbał o dobrą kondycję fizyczną i wygląd swojego ciała.Ponieważ miał zbyt mało czasu na bieganie po siłowniach ćwiczył w swojej domowej,a kiedy miał trochę więcej luzu w pracy chodził na basen bo bardzo lubił pływać.Zarabiał dość dobrze i mieszkając samemu mógł sobie pozwolić w inwestowanie w dom.lubił otaczać się dobrymi,a przy tym praktycznymi rzeczami,sprawiało mu przyjemność dopieszczanie szczegółów,które później jego znajomi chwali przy różnych okazjach.
Zaraz po przyjściu do domu zrzucił z siebie ubranie i wskoczył pod prysznic,który również był wspaniałym udogodnieniem kiedy nie miał czasu na wylegiwanie się w wannie.Strumień ciepłej wody oblewał jego zmęczone i spięte ciało,czuł jak powoli zaczyna się odprężać,jak zdenerwowanie uchodzi z niego.Po kilku minutach zakręcił wodę i wyszedł stając na miękkim,puchatym dywanie,który był prawdziwą ozdobą jego łazienki.Wytarł się w ręcznik kąpielowy,owinął ciepłym szlafrokiem i poszedł do pokoju gdzie miał swój mały,ale ekskluzywny i znakomicie zaopatrzony barek.Zrobił sobie mocnego drinka,ze szklanką w jednej a papierosem w drugiej ręce wyciągnął się wygodnie na miękkiej sofie i przymknął oczy,myśli powoli zaczęły spływać do głowy.
Od spotkania z mężem Izy nieustannie w jego głowie pojawiały się myśli o Paulinie choć starał się je od siebie odsuwać,starał się je odłożyć na później.a później...?Właśnie przyszło,spotkał ją dzisiaj,tak nagle,nie widział nawet jej twarzy,ale dla niego była taka jaką zapamiętał z ostatniego spotkania przed ich rozstaniem.Nie wiedział zupełnie co ma robić dalej?Doskonale pamiętał co powiedziała mu wtedy,mimo,że upłynęło już sporo czasu pamiętał ten dzień jakby to było zaledwie wczoraj....
- Nie rozumiem twojej decyzji,co się zmieniło,że nie możemy już być przyjaciółmi,przecież sama tego kiedyś chciałaś? - patrzył na nią zaskoczony tym co właśnie przed chwilą mu zakomunikowała.Nawet przez myśl mu coś takiego nie przeszło,teraz kiedy w końcu pokonała jego indywidualizm,kiedy dopuścił ją do siebie i zaufał.
- Zmieniło się wiele,ale nie o to tu chodzi Robert,po prostu uważam,że to nie ma sensu,jesteśmy od siebie zbyt różni i dalecy żeby to miało jakikolwiek sens.Przykro mi,że dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę,że nie potrafię być dobra przyjaciółką dla ciebie - Paulina mówiła nie patrząc mu w oczy,udając obojętność choć głos jej niebezpiecznie drżał.Ta rozmowa była dla niej bardzo trudna i bolesna o czym on nie mógł mieć pojęcia,była dobrą aktorką.
- Przykro ci?No cóż chyba rzeczywiście powinno ci być przykro,myślałem,że wiesz co robisz kiedy proponowałaś mi swoją przyjaźń,że znasz jej sens.Okazuje się jednak,że tak łatwo się można pomylić,a później powiedzieć zwyczajnie "przepraszam'.Zbyt wiele poświęceń i wyrzeczeń kosztowałoby cię bycie dobrą przyjaciółką,prawda? - Robert nie ukrywał jak bardzo go rozczarowała,jaki jest na nią wściekły,jego oczy ciskały spojrzenia pełne nienawiści.
- Posłuchaj Robert wiem,że... - zaczęła,ale nie pozwolił jej na żadne dalsze tłumaczenia,dla niego już nie miały sensu.
- Nie ty ty posłuchaj,myślałem,że ci na mnie zależy,że zależy ci na naszej przyjaźni.Jednak dla ciebie widać to była tylko dobra zabawa,a może założyłaś się z Izą czy uda ci się złamać takiego indywidualistę jak ja,no co było tak? - tym razem ironia wprost kipiała mu z ust,nie zastanawiał się nad tym co mówi.Czuł się zraniony i oszukany,chciał równie mocno zranić Paulinę,a poza tym nie mógł pokazać jej jak zależało mu na tej przyjaźni,zgrywał się więc na zimnego twardziela. - Cóż człowiek uczy się na błędach i okazuje się,że ja byłem zwyczajnym głupkiem,który dal się oszukać - roześmiał się z goryczą.
- Nawet nie wiesz Robert jak bardzo się mylisz - usłyszał jeszcze od niej.
Rozstali się w bardzo złej atmosferze,Paulina czuła się okropnie,nie chciała żeby tak wyszło,nie chciała go ranić,nie widziała jednak innej możliwości.Podjęła decyzję o rozstaniu i musiała być konsekwentna,nie mogła powiedzieć Robertowi prawdy,nie mogła powiedzieć mu dlaczego tak bardzo się mylił.Nie mogła też powiedzieć,że zależy jej na nim i to bardziej niż na kimkolwiek innym do tej pory,nie mógł poznać prawdziwych powodów jej decyzji.Wolała żeby teraz był na nią wściekły niż za chwilę miałby powiedzieć jej,że nigdy nie będzie mógł jej pokochać.Jego słowa raniły ją jak siarczyste policzki,ale zdawała sobie sprawę,że zasłużyła sobie na taką wściekłość z jego strony.Musiała zniknąć z jego życia nawet jeśli zostawiała po sobie niesmak i rozgoryczenie,nawet jeśli Robert  miałby mieć o niej złe wyobrażenie,musiała to jakoś przetrzymać - niestety on nie miał o tym pojęcia .
Dlaczego tak bardzo bolała go decyzja Pauliny,czemu był na nią taki wściekły?wtedy tego nie wiedział,dopiero jakiś czas po wyjeździe Pauliny odkrył coś co zaskoczyło jego samego,nie wiedział jednak czy to odkrycie ma mu pomóc czy może raczej jeszcze bardziej go dobić.
Przez cały ten czas kiedy się widywali  nie zdawał sobie z tego sprawy,a może nie chciał o tym myśleć.Bardzo lubił Paulinę,cieszyła go ich przyjaźń choć na początku był taki nieufny i bronił się przed nią jak tylko mógł,ale Paulina była uparta.To ona przekonała go,że może być wspaniale jeśli tylko spróbują się zaprzyjaźnić,zaufać sobie - oboje tego potrzebowali,ale dopiero ona mu to uświadomiła.jego kumpel ze studiów Andrzej tłumaczył mu,że powinien docenić to co ona miała mu do zaofiarowania.Andrzej też bardzo lubił Paulinę,zresztą z wzajemnością,miał bardziej dojrzałe od Roberta podejście do życia,ale był też od niego starszy o 5 lat i może dlatego inaczej patrzył na pewne sprawy.Robił drugą specjalizację kiedy poznali się z Robertem i od samego początku dobrze się zgrali stanowiąc sympatyczny duet.Andrzej był wyznawcą wolności i wolnych związków,ale od kilku lat mieszkał  z dziewczyną,której nie przeszkadzało,że nie mają papierka z Urzędu.Paulinie ogromnie podobał się Andrzej jako człowiek,jego podejście do życia i wielu spraw,jego pogoda ducha i wieczny optymizm.Była przekonana,że jego dziewczyna jest ogromną szczęściarą bo trafiła na świetnego faceta,a takich było niewielu.Robertowi wydawało się nawet czasami,że paulina duży się w Andrzeju,nic bardziej mylnego,ale nigdy nie miał odwagi ją o to zapytać wprost.Być może obawiał się,że go wyśmieje,a może po prostu bał się,że ponieważ jest jej przyjacielem Paulina zwierzy mu się ze swoich sercowych problemów,a tego jakoś wolałby uniknąć.Dlaczego?Dopiero później zrozumiał czemu nie chciałby tego słuchać,opowieści,że kogoś pokochała budziły w nim lęk - zwyczajnie był o nią zazdrosny.Przyzwyczaił się,że była,mógł przyjść i pogadać o wszystkim co leżało mu na sercu,była wspaniałym słuchaczem i on umiał to docenić.
Było mu z nią dobrze,tak zwyczajnie dobrze,a ona nagle oznajmia mu,że to był błąd,że koniec z ich przyjaźnią i muszą się rozstać.Zbyt późno uświadomił sobie,że traktował ją jak kogoś wyjątkowego,jak kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę,że potrzebował jej do życia i kiedy zniknęła nie umiał sobie poradzić z pustką jaka zagościła w jego sercu.Z drugiej jednak strony doszedł do wniosku,że dobrze się stało - stracił tylko przyjaciółkę,a gdyby z czasem powiedział jej o swoich uczuciach mógłby się spotkać z odrzuceniem,a ona wiedziałaby wtedy co tak naprawdę do niej czuł.W miarę upływu czasu starał się o niej nie myśleć i o dziwo nawet mu się to udawało,miał dużo pracy i starał się jej jak najbardziej oddawać.Z pewnością dlatego tez był lepszy niż inni lekarze,którzy mając swoje rodziny mieli dużo mniej czasu na doskonalenie się zawodowe.Dopiero teraz zaczął się zastanawiać nad swoim życiem osobistym,a raczej nad jego brakiem.Nad tym jaka cenę zapłacił za swój sukces zawodowy i czy nie była czasem nazbyt wysoka?Czy być może nie stracił czegoś dużo istotniejszego niż kolejny szczebelek w karierze,podziw kolegów czy kolejna habilitacja?
Nagle poczuł ogromną chęć bycia z drugą osobą,potrzebę bliskości,ciepła,radości kiedy wraca się do domu,w którym ktoś na ciebie czeka - rzeczy tak oczywiste i naturalne w życiu innych ludzi,ale nie jego....Zaczęła boleć pustka i głucha cisza panująca w mieszkaniu bez względu na to jak głośno włączyłby radio czy telewizor.dzisiejsze spotkanie Pauliny uświadomiło mu,że tak samo czuje i ma takie same potrzeby jak każdy,pytanie tylko co w takiej sytuacji powinien był zrobić?
Przypuszczał,że Marek opowiedział Paulinie o ich spotkaniu,ale nie był w stanie wyobrazić sobie jej reakcji,nie wiedział czego może się spodziewać z jej strony kiedy staną twarzą w twarz,a zdawał sobie sprawę,że do takie spotkania niebawem dojdzie.Czego może od niej oczekiwać,co chciałby usłyszeć,a przed wszystkim nie był pewny tego co sam w tej chwili do niej czuł.Potrzebował kobiety w swoim domu,to właśnie zrozumiał,tyle tylko czy Paulina miałaby nią być?






środa, 11 kwietnia 2012

Odrobina świeżości

Witajcie Kochani po Świętach!Jak Wam minęły?Mam nadzieję,że wszystko się udało i mimo raczej zimowej aury było miło,wesoło i smacznie....,brzuszki bardzo objedzone?
Mnie te dni minęły szybciutko,udało mi się trochę poleniuchować,nie ukrywam,że i zjeść sporo smakołyków choć było to wszystko pod kontrolą,najważniejsze jednak to udało mi się odpocząć.
No,a teraz trzeba zabrać się do pracy,szczególnie,że za oknem robi się pięknie,słoneczko pięknie nam przyświeca i budzi chęci do działania:)
Chciałam Wam dzisiaj przedstawić kolejny produkt Safiry - działa oczyszczająco na nasze ciało,ma niesamowicie odświeżający zapach,który wprawia w dobry nastrój.

                                                            PEELING DO CIAŁA 

Delikatny, mechaniczny peeling do ciała zawierający gładkie, nie drażniące kuleczki.Usuwa obumarłe, zrogowaciałe komórki naskórka z powierzchni całego ciała. Poprawia wygląd i stan skóry. Wygładza ją,uelastycznia i likwiduje jej szorstkość. Wpływa korzystnie na proces regeneracji komórek naskórka. Wzbogacony w składniki wiążące wodę, nawilża, nie drażni, nie wysusza skóry. Ułatwia penetrację składników zawartych w preparatach do pielęgnacji ciała i intensyfikuje ich działanie. Zawartość delikatnych środków myjących powoduje, iż użycie peelingu nie musi być poprzedzone wcześniejszym umyciem ciała. Peeling pełni jednocześnie funkcję żelu do mycia.
Sposób użycia: Nanieść na zwilżoną skórę. Mokrymi opuszkami palców masować skórę okrężnymi ruchami. Szczególnie dokładnie opracować skórę na łokciach. kolanach, kostkach itp. Spłukać. Osuszyć skórę. Nałożyć preparat pielęgnacyjny do ciała, aby przywrócić skórze równowagę.
Tylko do użytku zewnętrznego.

Kod: 32706
Pojemność: 225 g
Cena katalogowa: 9.90 PLN



Możecie go kupić na stronie Safiry, w Centrum Dystrybucyjnym - ul. Węgierska 1 w Krakowie, albo bezpośrednio u mnie (jeśli ktoś jest z okolic Podgórza, to mogę dostarczyć do domu).

Miłego dnia:)

piątek, 6 kwietnia 2012

Przygotowania do Świąt

Dobry wieczór,witam Was po pracowitym dniu.Mnie minął bardzo szybko,chciałam dzisiaj zrobić jak najwięcej by jutro już móc się delektować luzem i odpoczywać.A Wy jak tam stoicie z pracą,dużo jeszcze zostało do zrobienia,mam nadzieję,że nie przesadzacie bo później może być problem z żołądkiem,w końcu ma określoną pojemność,czyż nie?
Kochani chciałam Wszystkim życzyć na nadchodzące Święta radości,zdrowia,nadziei i optymizmu,chwili oddechu od codzienności,po prostu ciepłych i radosnych Świąt.
Pozdrawiam gorąco.

środa, 4 kwietnia 2012

Wiosenna regeneracja włosów

Witam Was w to piękne,słoneczne popołudnie,jak się macie?Czy poczuliście już wiosnę,która na szczęście do nas zagościła?Właśnie zrobiłam sobie krótką przerwę w pracy i wystawiłam na chwilę twarz do słońca,jest cudnie....Skoro wiosna na zewnątrz,Święta tuż,tuż to zapewne wiele z Was pomyślało o jakiejś nowej fryzurce i regeneracji włosów po zimie.Zmęczone czapkami,chustami wszystkim tym co szczelnie chroniło nas przed mrozem zapewne potrzebują teraz naszej pomocy i małej regeneracji.Zresztą sama jutro wybieram się do fryzjera,trzeba troszkę skrócić zniszczone końcówki i pozwolić włosom złapać trochę "oddechu",dam im odpocząć od gumek,klamerek i wszystkich tych ustrojstw:).Jeśli szukacie jakiegoś preparatu do regeneracji włosów to gorąco polecam kapsułki regeneracyjne do włosów Safira.Malutkie kuleczki,które mieszczą się w dłoni,zawierają kompleks regenerująco-pielęgnujący,wystarczy urwać główkę kapsułki i zawartość wetrzeć we włosy.

                              KAPSUŁKI REGENERACYJNE DO WŁOSÓW

Łatwe w użyciu kapsułki zawierają odżywiające i regenerujące włosy witaminy i aminoproteiny jedwabiu. Zawarty w nich skwalen ma właściwości przeciwgrzybicze i antybakteryjne, przyśpiesza przenikanie substancji pielęgnacyjnych do środka włosa. Cząsteczki keratyny wbudowywują się w uszkodzone miejsca łusek włosów, uzupełniając niedobór składników budujących. Kapsułki regenerują i wzmacniają zniszczone i osłabione cebulki i łuski włosów. Eliminują efekt nadmiernie skręconych i przesuszonych włosów, przywracają im zdrowy wygląd. Dostępne w trzech zapachach: jaśmin, róża i zielona herbata.
TYLKO DO UŻYTKU ZEWNĘTRZNEGO.

Sposób użycia:
Przekręcić końcówkę kapsułki, zawartość wycisnąć na dłoń i równomiernie rozprowadzić na umyte i osuszone ręcznikiem (lekko wilgotne) włosy. NIE SPŁUKIWAĆ.
Kod: 8504,8505,8506
Pojemność: 20 ml
Cena katologowa: 29.90 PLN


Możecie go kupić na stronie Safiry, w Centrum Dystrybucyjnym - ul. Węgierska 1 w Krakowie, albo bezpośrednio u mnie (jeśli ktoś jest z okolic Podgórza, to mogę dostarczyć do domu).

wtorek, 3 kwietnia 2012

Twórczość ukryta cd.

 No i mamy już kwiecień,kiedy przeleciał kolejny miesiąc,zdążyliście się zorientować?Pośpiech niesamowity towarzyszy nam na każdym kroku,dobrze,że przed nami świąteczny weekend i może uda się trochę odpocząć,zwolnić tempo i nacieszyć słodkim lenistwem.
Mam dla Was jeszcze przed Świętami kolejny odcinek mojej powieści,rozdziały nieco się wydłużyły i dłużej trwa zanim wstukam do komputera,ale mam nadzieję,że mi to wybaczycie i spodoba się Wam to co napisałam.Miłego dnia.




                                      "NAJTRUDNIEJSZE SĄ POWROTY..."

Rozdział 4:

Paulina siedziała w swoim pokoju,w pustym o tej porze mieszkaniu-rodzice byli w pracy,a ona kolejny raz przeglądała notatki Izy.
Wczoraj zgodnie z sugestią Marka spędziła wieczór z rodzicami,było bardzo miło i sympatycznie,rodzice cieszyli się,że mogą spędzić z nią trochę czasu.Odkąd wyjechała do Warszawy rzadko mieli okazję do takich wieczorów,Paulina przyjeżdżała do domu kilka razy w roku i to na parę dni.Miała wtedy wiele spraw do załatwienia,dużo osób do odwiedzenia,no chyba,że akurat były Święta to mogli razem spędzić trochę więcej czasu.
Nie mieli pretensji do córki,była młoda i rozumieli,że trudno jej siedzieć z nimi w domu kiedy przez kilka dni musiała nadrobić zaległości paru miesięcy.Wiedzieli jak trudno było jej przenieść się do Warszawy gdzie nie miała nikogo bliskiego i zdana była sama na siebie.Nie ingerowali w decyzję pauliny o wyjeździe z Krakowa,nie prosili żeby została,widzieli jak przeżywa rozstanie z Robertem-oczywiście woleliby mieć córkę przy sobie,ale to było jej życie i musiała przeżyć je po swojemu a oni szanowali jej decyzje.
Kiedy dowiedzieli się o komplikacjach po porodzie u Izy przeżywali to razem z Pauliną tak jakby Iza była ich córką.W końcu dziewczyny znały się od 15 lat i spędzały ze sobą mnóstwo czasu,Iza była częstym gościem w ich domu i rodzice pauliny bardzo ją polubili traktując w zasadzie jako członka rodziny,nie gościa.Po wyjeździe Pauliny do Warszawy Iza często ich odwiedzała,później przychodziła razem z Markiem,który bardzo im się spodobał.
Wczoraj naprawdę od dość dawna mieli możliwość spędzenia całego wieczoru z Pauliną i cieszyli się z tego mimo,że obecność córki w domu zawdzięczali w zasadzie chorobie Izy.Paulina opowiedziała im wszystko co przekazał markowi ordynator,teraz pozostawało już jedynie czekać i mieć nadzieję,że Iza wkrótce się obudzi i wszystko dobrze się skończy.
marek odwiózł Paulinę wczoraj do domu opowiadając po drodze wszystko,nie powiedział jedynie kto jest tym troskliwym ordynatorem.Chciał sobie wszystko spokojnie przemyśleć i dopiero wtedy porozmawiać z Pauliną,umówili się,że jadąc popołudniu do szpitala wstąpi po nią,wtedy też zamierzał powiedzieć jej o Robercie.Nie mógł siedzieć cały dzień w szpitalu bo musiał chodzić do pracy,nie udało mu się wziąć urlopu i zaglądał do firmy na kilka godzin dziennie.
Poza tym musiał przygotować wszystko na zabranie ze szpitala ich córeczki,lekarze chcieli wypuścić dziewczynkę w najbliższych dniach.Nie widzieli powodów do zatrzymywania dziecka dłużej niż to potrzebne skoro stan zdrowia dziewczynki nie budził ich zastrzeżeń.Normalnie dziewczynka byłaby już w domu razem z mamą,ale w tym wypadku zatrzymali ją na kilka dni żeby mieć dziecko pod kontrolą.Marek mógł na szczęście liczyć na pomoc zarówno swoich jak i Izy rodziców,jej siostra Monika,która była mamą dwuletniego Rafałka również ofiarowała się nauczyć go roli ojca.
Patrycja-bo tak postanowili nazwać dziewczynkę jeszcze przed jej urodzeniem-miała zapewnioną całkowitą i fachową opiekę choć z pewnością nie mogło to zastąpić mamy,jej czułości,miłości i ciepła.Jednak marek był na to przygotowany,dokąd tylko lekarze stwierdzili u Izy zagrożenie życia jeśli urodzi dziecko oboje liczyli się z tym,że może być różnie.Wiele rozmawiali na ten temat,ale Iza była uparta i postanowiła zaryzykować,urodzić mimo wszystko.Marek nigdy nie oczekiwałby od żony takiego poświęcenia,ale podziwiał ją za taką decyzję bo kochał Izę do szaleństwa.Dlatego z drugiej strony był zły,że chciała ryzykować swoje życie i on mógłby ją przez to stracić.Wiedział,że nie przekona Izy do zmiany decyzji,to była dla niej jedyna szansa żeby zostać mamą i starł się ją wspierać jak tylko umiał.To był dla nich trudny okres,Iza bardzo potrzebowała miłości,czułości,ciepła,zapewnienia,że jest kochana i potrzebna,potrzebowała również bardzo swojej przyjaciółki.
Niestety Paulina była w Warszawie zajęta swoimi sprawami,dzwoniła czasami,ale ich rozmowy były zupełnie inne niż kiedyś-przez całą ciążę Izy widziały się zaledwie dwa razy.Marek widział doskonale przygnębienie żony z tego powodu,ale niestety nie mógł nic w tej sprawie zrobić,to była rzecz wyłącznie między dziewczętami i musiały same sobie z tym problemem poradzić.

3 listopada
No i paulina nie przyjechała,po raz pierwszy od jej wyjazdu nie była w Krakowie w dniu Wszystkich Świętych-jej rodzice byli zawiedzeni choć starali się tego nie okazywać.spotkaliśmy ich z Markiem na cmentarzu,powiedzieli,że Paulina zadzwoniła w ostatniej chwili i odwołała swój przyjazd tłumacząc się nawałem pracy.Do mnie zadzwoniła wczoraj wieczorem przepraszając,że nie mogłyśmy się zobaczyć,udawałam,że ją rozumiem i wcale się tym nie przejmuję.Ale to nieprawda,bardzo liczyłam na nasze spotkanie,miałam jej tyle do powiedzenia...Ona jednak nie znalazła czasu żyby tutaj przyjechać i pobyć parę dni z rodziną i przyjaciółmi,widać to nie jest już dla niej tak ważne jak kiedyś.Co raz bardziej zaczyna mnie zaskakiwać,zmieniła się w tej stolicy,jest tam zaledwie od maja,a mnie wydaje się jakby trwało to już całe lata.Rozumiem,że nie jest jej tam łatwo samej,obce miasto,brak przyjaciół,nawał pracy,ale to była przecież jej decyzja,nikt nie zmuszał jej do tego wyjazdu.
Oczywiście to była wspaniała okazja żeby rzucając się w nurt pracy uciec od przytłaczających myśli i problemów.Jednak onanie może mieć pretensji do Roberta,ostrzegałam ją żeby nie angażowała się uczuciowo jeśli nie jest pewna jego uczuć i zamiarów.Nie słuchała mnie,tłumaczyła,że musi oswoić Robert,musi się do niego zbliżyć i w tedy wszystko będzie dobrze.Nie udało się,Robert tak jak jej kiedyś powiedział był indywidualistą chodzącym swoimi ścieżkami.Z pewnością lubił Paulinę,ale chciał w niej widzieć jedynie przyjaciółkę i nie można było mieć o to do niego pretensji.Uprzedził przecież o tym Paulinę na samym początku ich znajomości,zgodziła się na tą przyjaźń,a później płakała mi w rękaw,że jej to nie wystarcza,że dłużej tak nie potrafi.Zaczęła się powoli od niego odsuwać aż w końcu ich kontakty urwały się,a Paulina skorzystała z okazji i czmychnęła do Warszawy.Jest moją przyjaciółką,próbuję ją zrozumieć i chciałabym jej pomóc,ale ona nie pozwala mi na to,odtrąca mnie udając,że nic się nie dzieje.Kiedy pytam co u niej słychać mówi,że wszystko w porządku i szybko zmienia temat,nie chcę być natrętna więc daję spokój,ale jej zachowanie jest dla mnie najlepszym dowodem na to,że dzieje się z nią coś złego.W końcu nie jest jedyną,której nie wyszło z facetem,inne jakoś dają sobie z tym radę i żyją w miarę normalnie,a ona?To fakt,że ma dar ładowania się w związki bez szans na normalne egzystowanie,nie miała szczęścia do facetów od samego początku.
Pamiętam jak jeszcze w szkole średniej straciła głowę dla Marcina,to chyba było jej pierwsze poważne rozczarowanie.Mimo,że była tylko pocieszycielką w złych chwilach jego związku z inną dziewczyną nie chciała dać sobie z nim spokoju,żyjąc złudzeniami przez kilka lat,męczyła tylko samą siebie.jest mi bardzo bliska i chciałabym żeby była szczęśliwa,żeby jej się w końcu ułożyło,ale ona zbyt łatwo się poddaje.Po porażce załamuje się i zadręcza aż do momentu kiedy spotka nowego faceta i wpakuje się w kabałę jeszcze gorszą od poprzedniej.Czasami zastanawiam się jak ona znajduje tych facetów,ma chyba jakieś czujki,które wyławiają tych najbardziej skomplikowanych i popapranych z całej reszty płci brzydkiej.
No,a teraz po tej historii z Robertem oszalała zupełnie,pracuje więcej niż może wytrzymać i to się źle na niej odbija.Nigdy więcej facetów-przecież to wariactwo,a nie żadne postanowienia,nie można wszystkiego opierać wyłącznie na pracy.Szczerze mówiąc martwię się o nią,od wyjazdu do Warszawy bardzo się zmieniła,czuję,że ją tracę,a nie chcę tego.W przyszłym roku minie 15 lat odkąd się znamy i przyjaźnimy,a ja coraz bardziej zaczynam wątpić czy będziemy mogły się cieszyć z tej rocznicy.W tej chwili zastanawiam się nawet czy nie zadzwoni dzień przed naszym ślubem i nie powie,że musi zostać w Warszawie,w końcu praca jest najważniejsza teraz dla niej.


22 grudnia
Przed chwilą rozmawiałam z Pauliną,przyjeżdża dziś popołudniu,umówiłyśmy się wieczorem,ma do mnie wpaść.Mam jeszcze do załatwienia tyl spraw,że boję się czy starczy mi czasu,zostało tylko 3 dni!Nawet nie mam czasu na zbytnią pisaninę,zaraz idziemy z mamą do fryzjera,próbna fryzura,o mama już się niecierpliwi.

30 grudnia 
No i już po wszystkim,od pięciu dni jestem mężatką,ale chyba  to jeszcze do mnie tak naprawdę nie dotarło.
Jutro Sylwester-zaprosiliśmy z Markiem kilka osób,Paulina odmówiła i wczoraj wieczorem wróciła do Warszawy,ponoć przygotowuje się do ważnej rozprawy.Ale co tam nie będę z tego powodu płakać,skoro woli siedzieć tam sama to jej sprawa,bez niej też można dobrze witać Nowy Rok.
Jeśli chodzi o ślub i wesele to nie mogę powiedzieć bo naprawdę była bardzo serdeczna,w dobrym humorze,chyba szczerze cieszyła się naszym szczęściem.Ale kiedy odprowadzaliśmy ją wczoraj na dworzec znów była tą twardą,zamkniętą w sobie i niedostępną Pauliną.Owszem śmiała się i żartowała z Markiem,ale doskonale widziałam,że to tylko pozory,że wszystko jest jakby sztuczne czy wymuszone.Pocałowała mnie na do widzenia i powiedziała,że postara się wkrótce zadzwonić-z początku po wyjeździe z Krakowa dzwoniła codziennie...A zresztą teraz mam na głowie wiele ważniejszych spraw,w przyszłym tygodniu zaczynamy remont mieszkania,które marek dostał po babci.To będzie nasze gniazdko,a na razie dogadujemy się jakoś z moimi rodzicami choć nie ma jak mieszkanie na swoim.Kiedyś gdy byłyśmy jeszcze na studiach często rozmawiałyśmy z Pauliną o naszych przyszłych domach.Chodziłyśmy po sklepach i udawałyśmy,że wybieramy meble,dywany,firanki-miałyśmy przy tym mnóstwo radości i frajdy.Obiecałyśmy sobie,że będziemy w przyszłości pomagać sobie w urządzaniu naszych mieszkań.Niestety nic z tego nie wyszło,Paulina sama wybrała sobie i urządziła mieszkanie tam w Warszawie-znam je jedynie z opowiadań i kilku zdjęć,które kiedyś przywiozła.A ja teraz jestem zdana wyłącznie na Marka,oczywiście cieszę się,że razem będziemy urządzać nasze mieszkanie,ale czasami rada przyjaciółki w takiej sytuacji jest cenniejsza niż oko męża.Zapomniałabym,na ślub przyszedł Michał,nie mogłam go nie zaprosić,ale nie wiedziałam czy przyjdzie,minęło tyle czasu.Zastanawiałam się czy żałuję,że to nie on stai obok mnie w kościele,kiedyś bałam się,że może tak być,ale nie,nie żałuję.Jestem szczęśliwa z Markiem i kocham go,a Michała nigdy nie kochałam i nic by z tego nie wyszło bez względu na jego starania,żałuję jedynie,że straciłam wspaniałego przyjaciela.

8 lutego 
Bardzo dawno tu nie zaglądałam,ale miałam dużo roboty z tym remontem i kompletnie na nic innego nie miałam czasu ani siły.W końcu skończyliśmy,a ja wzięłam sobie kilka dni urlopu żeby trochę odpocząć bo padam już na nos.Chyba trochę przeholowałam z tą robotą bo od kilku dni czuję się beznadziejnie.Jestem jakaś dziwnie rozbita i osłabiona,mogłabym spać i spać,a do tego te zawroty głowy.marek nawet wczoraj kończył sprzątanie bo nagle poczułam,że robi mi się słabo i musiałam się położyć.Awanturował się nawet,że robię wszystko sama,a moglibyśmy kogoś wziąć do tego sprzątania,mówił,że się podźwigam i później będę mu jęczała nad głową.Chyba ma rację,wydawało mi się,że dam radę sama ze sprzątaniem,ale chyba się przeliczyłam i teraz muszę sobie troszeczkę pofolgować.Coś musiało mi zaszkodzić bo czuję się naprawdę źle i chyba za chwilę zwymiotuję,muszę natychmiast do łazienki....

Paulina odłożyła zeszyt na bo,musiała jeszcze przygotować obiad przed wyjściem do szpitala,chciała zrobić mamie niespodziankę.Lubiła gotować,a szczególnie kiedy była w domu,miał to kto zjeść i pochwalić jej dzieło,poza tym gotowanie relaksowało i sprawiało jej przyjemność.Krzątała się po kuchni stukając garnkami i rozmyślała o tym co przeczytała w notatkach przyjaciółki.
Miałaś całkowitą rację Iza,dopiero teraz widzę wszystkie moje błędy,zaczynam rozumieć jak musiałaś się czuć z mojej winy.Rzeczywiście nie przyjechałam wtedy do Krakowa na Wszystkich Świętych-powodów było kilka,ja wybrałam jeden z nich i powiedziałam wam,że mam masę pracy.Nie lubiłam tego dnia odkąd zaczęli umierać ludzie,których kochałam i właśnie w tym dniu bardzo dotkliwie odczuwałam ich nieobecność.To był pierwszy powód,dla którego zrezygnowałam z przyjazdu do domu.Po drugie wiedziałam,że będę widziała się z tobą,a może nawet z wami obojgiem i bałam się,że nie potrafię znieść waszej radości i szczęścia,które emanowało z ciebie nawet przez telefon jeśli tylko mówiłaś o Marku.Byłam okropną egoistką,przyznaję zazdrościłam ci twojego szczęścia i chyba trochę miałam żal do Marka,że wkrótce mi ciebie zabierze.Nie pomyślałam,że mnie potrzebujesz,że wasz ślub nie ma tutaj znaczenia i że tak naprawdę to ja się od ciebie odsuwałam,że to ty Iza traciłaś przyjaciółkę.W końcu rzeczywiście miałam masę roboty i żeby nie myśleć zbyt wiele zagrzebałam się od rana w papierach,siedziałam nad nimi do późnej nocy-tak było łatwiej,a może po prostu wygodniej.Przynajmniej wtedy tak myślałam,utrata ciebie byłaby zbyt bolesna,ale obawiałam się również,że wasze szczęście będzie zbyt widoczne,będzie emanowało dokoła,a ja nadal nie umiałam sobie z tym poradzić.
Tak bardzo chciałam być szczęśliwa,pragnęłam znaleźć tą jedną jedyną osobę,na której można się oprzeć,na którą można liczyć i wiedzieć,że nigdy cię nie zawiedzie.Niestety od samego początku nie mogłam trafić na właściwego faceta,spotykałam ludzi,którzy w końcu mnie zostawiali lub ranili tak,że sama kończyłam taką znajomość.W takim dniu jak 1 listopad trudno odepchnąć ponure myśli,bałam się ryzykować bo wiedziałam czym to może się skończyć,a nie chciałam kolejny raz rozdrapywać starych ran.
Ostry dzwonek-raz,drugi i trzeci,ktoś stojący za drzwiami nie dawał za wygraną,Paulina dobrze wiedziała kto to taki choć wydawało się jej,że jest trochę za wcześnie,nie była jeszcze gotowa.Kiedy otworzyła drzwi Marek stał przed nią ze skruszoną miną jak dzieciak,który właśnie coś przeskrobał,ale po jego twarzy błąkał się łobuziarski uśmiech.Paulina podziwiała jego opanowanie i to,że w tak trudnych dla siebie chwilach potrafił się uśmiechać i podtrzymywać na duchu jeszcze innych.
-Jestem trochę za wcześnie,co?-spytał wchodząc do środka,specjalnie przyjechał przed czasem chcąc spokojnie porozmawiać z Pauliną o Robercie.
-Jestem prawie gotowa,za dziesięć minut gaszę zupę i możemy jechać-stwierdziła idąc w stronę kuchni.
-W porządku,skoro mamy chwilę czasu to czy możemy siąść i porozmawiać?-wszedł za nią do kuchni,bał się,że może przestraszyć paulinę takim pytaniem.
-Co się stało?-Paulina rzeczywiście zdenerwowała się poważnym tonem Marka.-Czy coś nie tak z Izą,ukrywasz coś przed mną Marku?
-Paulinko nie denerwuj się proszę,z Izą wszystko w porządku to znaczy chciałem powiedzieć,że nic się nie zmieniło i  niczego przed tobą nie ukrywam-zapewnił ją szybko sadzając przy kuchennym stole,sam usiadł obok.-Chodzi o lekarza,który się teraz będzie zajmował Izą,o ordynatora i o tym chciałem z tobą porozmawiać.
-Nie rozumiem co tu ma do rzeczy ordynator,czy uważasz po wczorajszej rozmowie z nim,że nie jest kompetentny?-Paulina była już spokojniejsza niż przed chwilą,ale nadal nie rozumiała o co Markowi tak właściwie chodzi.
-Nie skąd,wręcz przeciwnie,jest doskonałym lekarzem,przynajmniej wszystko na to wskazuje i cieszę się,że teraz będzie zajmował się moją żoną,pod względem jego umiejętności całkowicie mu ufam.Zdaje sobie jednak sprawę,że spędzając wile czasu przy łóżku Izy prędzej czy później się na niego natkniesz,nie mogę tego przed tobą ukrywać Paulina bo nie chcę żebyś nagle była zaskoczona-w miarę tego co do niej mówił widział jak Paulina zaczęła blednąć,zrozumiał,że domyśla się tego co ma jej do powiedzenia,że już wiedziała.Musiał to jednak powiedzieć na głos.-Tym lekarzem jest Robert,przykro mi ze względu na ciebie Paulina.
Po jego słowach zapanowała długa cisza,bał się powiedzieć cokolwiek więcej bo nie chciał jej dodatkowo zranić,widział,że męczy się sama ze sobą.W końcu wstała i zgasiła gotującą się zupę,czekał w napięciu na to co Paulina powie,tak bardzo żałował,że nie ma z nim teraz Izy,z pewnością wiedziałaby jak pomóc przyjaciółce.
-Masz rację Marku,Robert z pewnością jest dobrym specjalistą,przemawia za tym chociażby fakt,że tak szybko awansował na ordynatora takiego oddziału.Cieszę się razem z tobą,że Iza będzie miała fachową opiekę,to co było kiedyś między nami nie ma tu najmniejszego znaczenia.Teraz najważniejsze jest zdrowie Izy,ale dziękuję,że się o mnie martwisz i że mi o tym powiedziałeś-była bardzo opanowana choć marek widział,że wiele kosztują ją to opanowanie.
-Paulina wiem,że wolałabyś o tym porozmawiać z Izą,ale jeśli tylko mógłbym cokolwiek zrobić żebyś się lepiej poczuła to nie krępuj się,w każdej chwili możesz na mnie liczyć-starał pomóc się jej przez to jakoś przejść.
-Rzeczywiście bardzo brakuje mi Izy,dopiero teraz wiem jak doskonale mnie rozumiała,ale wiem też Marku,że ty jesteś równie wspaniały i Iza miała ogromne szczęście,że znalazła takiego męża.Nie jestem tak jak i twoja żona osobą łatwowierną,nie obdarzam zaufaniem pierwszej napotkanej osoby,ale przekonałam się już wielokrotnie,a dziś tylko potwierdziłam swoje przekonania,że ty jesteś Kimś przez duże "K" i ja ci ufam.Jesteś wspaniałym przyjacielem,dziękuję-objęła Marka mocno i przytuliła się do niego.
Ty też jesteś wspaniała Paulina i zobaczysz,że wszystko się jakoś ułoży,razem damy sobie radę-pogłaskał Paulinę po głowie powtarzając zupełnie nieświadomie częste słowa swojej żony i delikatnie pocałował czubek jej głowy.
Marek był rzeczywiście wspaniałym człowiekiem i Paulina cieszyła się,że jej przyjaciółka ma takiego męża,ona tylko raz spotkała kogoś takiego,ale niestety...Ich drogi musiały się rozejść,być może miało to być z korzyścią dla niech obojga?
-Marku powiedz mi tylko czy Robert jakoś,czy on coś...?-nie wiedziała jak ma go o to zapytać,a może po prostu bała się odpowiedzi,którą mogła usłyszeć od Marka.
-Pytał co u ciebie słychać i czy mamy z tobą jakiś kontakt,ale nie chciałem z nim o tobie rozmawiać,uznałem,że najpierw muszę ci o wszystkim powiedzieć,ty sama musisz zdecydować co masz zrobić.Prędzej czy później musieliście się spotkać bez względu na to czy mieszkasz w Krakowie czy w Warszawie,jeśli takie spotkanie było wam sądzone to właśnie tak się stało i chyba musisz temu stawić czoła,nie możesz wiecznie przed nim uciekać.
-Dzięki,myślę,że tak właśnie zrobię,potrzebuję tylko na to trochę czasu,jakoś dam sobie radę.A teraz lepiej już jedźmy do szpitala,masz umówione spotkanie z pediatrą,o ile mnie pamięć nie myli jutro zabierasz Patrycję do domu-przypomniała mu paulina o normalnym życiu,które nadal się toczyło swoim torem bez względu na to co działo się z Izą.
-Rzeczywiście choć wolałbym zabrać do domu obie moje dziewczyny-zauważył Marek,a w jego oczach przez moment zaszkliły się łzy.Paulina była jednak spostrzegawcza i zdążyła to uchwycić,ogromnie mu współczuła.
-Wkrótce tak będzie,musisz być silny bo ta siła bardzo potrzebna będzie Izie kiedy się obudzi,a teraz musisz myśleć o waszej córeczce,ona potrzebuje cię bardziej niż myślisz.Nie powinna odczuć braku miłości ze strony rodziców.No to jak jedziemy?-zapytała sięgając po płaszcz kiedy już znaleźli się w przedpokoju.
Jedziemy-marek pomógł jej założyć płaszcz i zabrał z wieszaka swoją kurtkę,wiedział,że Paulina miała rację choć tak trudno było mu w sobie zebrać tą siłę.
O tej porze dnia miasto było nieznośnie zatłoczone,w drodze do szpitale mieli więc sporo czasu na przemyślenia,każde z nich zatopione było w swoich myślach,nie rozmawiali za sobą by nie przeszkadzać sobie wzajemnie.Ludzie spieszyli się z pracy do domów,na zakupy,może na kiedyś umówione spotkania,miasto żyło swoim specyficznym klimatem jakiego nie było nigdzie indziej.
Zaczynała się piękna i słoneczna jesień,koniec września był wyjątkowo pogodny tego roku,tak jakby chciał dać ludziom jeszcze trochę ciepła,zachęcić ich do życia,rozegnać ponure myśli o paskudnej,deszczowej i zimnej jesieni.