środa, 26 lutego 2014

Upss.... wypompowana....

Za oknem ciemno, niestety nieco zimno, zegarek oznajmia, że czas wstawać. Cóż zrobić spierać się z nim nie będę. Wstaję, oczywiście prawą nogą:), i zaczynam poranną krzątaninę, dziś troszkę dłuższą bo z modelowaniem włosów. Na niebie mały rogalik Księżyca, tuż przy nim jaśnieje...Wenus jak właśnie mówią w radiu. Piękny widok mówię Wam. Powoli budzi się dzień i po chwili na jaśniejącym niebie pojawia się czerwono - pomarańczowa kula słońca. Uśmiecham się kiedy ją widzę, to będzie piękny dzień, czuję to, a poza tym tak właśnie sobie zaplanowałam. Dostajesz to co wysyłasz, skoro wysyłam słoneczną energię to dobre rzeczy wrócą do mnie.
Ostatnie dni zabrała mi pisanina, ale taka służbowa, rzeczowa, fachowa, bez emocji i uniesień. Koledzy obdarzyli mnie takim zajęciem pewnie biorąc pod uwagę moje lekkie pióro, nadmiar energii i uwagi Klientów, które do mnie najczęściej spływają. Ha może dorzucić do tego jeszcze spojrzenie kobiecym okiem? No nic jakoś przez tematy przebrnęłam, coś tam stworzyłam, jak zostanie ocenione to w praniu się okaże. Czuję się wypompowana z weny twórczej chwilowo, zdecydowanie bardziej wolę pisanie o uczuciach, emocjach, życiu niż takie suche teksty, tu natchnienie nie przychodzi tak łatwo i nie jest tak oczywiste. Wena z pewnością wkrótce wróci, ja zresztą bardzo szybko się regeneruję, a czasami byle drobiazg potrafi mnie niesamowicie natchnąć, od co życie.... Na przykład o poranku w tramwaju - wsiada mężczyzna, nie widzę go dobrze bo zasłaniają inni pasażerowie. Jednak coś powoduje, że mój wzrok wędruje w jego stronę, zauważam charakterystyczne rysy, podobną sylwetkę, ciemne włosy z białymi nitkami, serce zaczyna bić szybciej. I choć doskonale wiem, że to nie ten, że to nie ON, moje myśli wędrują w jedno miejsce... Mężczyzna odwraca głowę, patrzymy przez moment sobie w oczy, błękitne, zupełnie inne, owszem podobny, w tym typie, ale to nie ON. Nie mniej uśmiecham się do siebie w środku, a może i pod nosem, widzę TĄ twarz, słyszę TEN głos, wewnątrz rozlewa się znajome ciepło i błogość. Najbardziej szary poranek robi się kolorowy a mój humor winduje wysoko, wysoko do nieba. To będzie piękny dzień...
Za oknem świeci już słońce, kończy się luty, niedługo wiosna obudzi się ze swoimi kolorami, zapachami, odgłosami, nowe życie, nowe plany, marzenia, szanse.... Czujecie to?
Miłego dnia :)


sobota, 22 lutego 2014

Intensywnie

Już wieczór, dzień minął błyskawicznie, tyle było do zrobienia, jutro ciąg dalszy. Wciąż jestem przeziębiona, ale nie będę się nad sobą użalać i marnować czasu na leżenie w łóżku. To nie w moim stylu... Głowa mnie w prawdzie dziś boli niesamowicie, pewnie skutki uboczne przeziębienia, minie. Mam w sobie tyle energii, tyle pomysłów i chęci do działania, że szkoda mi każdej chwili kiedy nie mogę ich przekładać na działanie. Szczególnie, że widzę pozytywne efekty tego działania. Poza tym nie mogę się zniechęcać czy opadać z sił bo przy okazji wspieram tą energią innych, a wiem, że tego bardzo potrzebują. Nie jest łatwo iść do przodu wciąż z tym pozytywnym nastawieniem, nie zniechęcać się potknięciami i przeszkodami. Nimi trzeba się raczej motywować i być wytrwałym w tym co się robi. Nie można zbyt długo zwlekać, zastanawiać się, odkładać na lepszy moment. Skąd można wiedzieć, że lepsza chwila nadejdzie? Jeśli mamy swój cel, swój pomysł na życie to realizujmy go tutaj i teraz, nie odkładamy na później. Jasne nie trzeba od razu skakać na głęboką wodę, czasami trzeba stawiać male kroczki, ale trzeba je robić. Kto stoi w miejscu ten tak naprawdę się cofa bo się nie rozwija. A kiedy robimy to co sobie zaplanowaliśmy, czasami nawet wbrew innym to z pewnością dojdziemy do celu i poczujemy satysfakcję, że udało nam się, że nie poddaliśmy się o jeden krok za wcześnie.
Zastanawiam się czasem czy rzeczywiście jestem tak twarda jak inni to widzą? Chyba nie do końca, ba moje wnętrze jest raczej kruche i wrażliwe. Wiem jednak, że użalanie się nad światem, nad sobą, nad "złym losem" niczego nie daje. Co najwyżej psuje nasze zdrowie i nastawia nas niechętnie do wszystkiego. Czy nie lepiej czuć radość i satysfakcję z tego co się robi, czuć w sobie siłę, wewnętrzną moc, nie uginać się, nie dawać pokonać. Gdybym nie wierzyła w to co robię, gdybym nie cieszyła się efektami, które z tego będą pewnie wielokrotnie bym się już poddała, ale na szczęście jest inaczej. Czuję to wszystko w sobie bardzo intensywnie, każdą cząsteczką siebie, ta energia jest we mnie i nie pozwala mi ani na chwilę zwolnić. Może ktoś nazwie to zboczeniem, ktoś inny pracoholizmem, a może to zwyczajnie pasja? Nowe pomysły rodzą się w mojej głowie, muszę je tylko spokojnie przeanalizować i zastanowić się jak je wprowadzać w życie. Fakt doba wciąż ma tylko 24 godziny i nie zaprzeczam, że czasami odczuwam zmęczenie i tempo, które się nieraz pojawia. Jednak zmęczenie mija, wstaję rano z łóżka i znów czuję w sobie siły i chęć do działania. Dopiero bezruch i brak wyzwań by mnie męczyły, dołowały, nie znoszę próżni, czekania na nic, bezcelowego siedzenia w miejscu.
Tak dzisiaj sobota, można by wylegiwać się w łóżku, szwendać po mieszkaniu bez celu, ale ja tak nie umiem, taki dzień zwyczajnie by mnie rozwalił, zmęczył, a znając samą siebie pewnie i zdołował. Wolę swoją intensywność, zakupy, sprzątanie, gotowanie, pieczenie, pracę nad kolejnym projektem, dzień mija pracowicie, ale jakże owocnie. Teraz jeszcze wieczorny spacer z Maksiem i czas na relaks... :) Ostatnio zostałam miłośniczką książek Harlana Cobena, połykam je namiętnie, na szczęście lista jest dość długa więc na jakiś czas lekturę mam zapewnioną.
Mam nadzieję, że i Wy spędzacie ten weekend miło i owocnie, według swoich własnych planów i priorytetów. Miłej niedzieli Wam życzę, słoneczka. Wiosna tuż, tuż... czujecie ją w powietrzu, w sercu, w duszy? No to weźcie głęboki oddech i poczujcie jak nadchodzi :)))

środa, 19 lutego 2014

Słabsza forma

Jestem, jestem, ja tak łatwo się nie poddaję, nawet takiemu paskudztwu jak przeziębienie. No właśnie kolega sprzedał nam to "cudo" w zeszłym tygodniu. On teraz wraca do formy a my z koleżanką się męczymy. No nic ładuję w siebie co mogę, zarówno farmaceutyki jak i cytrusy, poją się litrami herbaty z sokiem malinowym, a na noc smaruję moim nie zastąpionym żelem z eukaliptusem. Pamiętacie go? Jeśli nie to za chwilkę wrzucę Wam krótką notkę przypominającą, naprawdę jest fantastyczny, a działanie przy przeziębieniach to tylko jedna z jego właściwości.Ostatnio Klientka powiedziała mi i całkiem nieznanym nam jego działaniu, na razie testuję ale jak się sprawdzi to oczywiście nie omieszkam się Wam o tym napisać. W każdym razie trzymam się dzielnie choć mój głos daleki jest od ideału co akurat w mojej pracy ma duże znaczenie. No, ale nasi Klienci są wyrozumiali i wierzę, że jakoś to przetrzymają, a już wkrótce usłyszą swój ulubiony głos :). Piszę to z uśmiechem bo długo nie zdawałam sobie sprawy, że mój głos brzmi dla innym tak kojąco i ciepło. Świadomość tego jest naprawdę miła i przyjemnie słuchać tych wszystkich ciepłych słów, które do mnie docierają choć akurat to nie jest moja zasługa. Mnie bardziej cieszy jeśli wiem, że to co mówię czy robię ma dla kogoś ważne, pozytywne znaczenie,a nie barwa mojego głosu. Choć oczywiście możliwość wpływania na kogoś czy kuszenia go dzięki tym atutom jest hmm... kusząca ;). Generalnie przy przeziębieniu forma jest słabsza i mniej się człowiekowi chce, na szczęście mnie jakoś nie zdołowało. wciąż staram się wykrzesać z siebie jak najwięcej energii i rozsiewać pozytywną, mobilizującą aurę dokoła. Dużo osób potrzebuje tej mobilizacji więc nie mam innego wyjścia, jestem SILNA. Mam też szansę na "odzyskanie" swojego rowerka i wznowienie treningów, oczywiście z rozwagą. Kolega sprezentował mi swoje stare siodełko, teraz zostaje tylko ta najtrudniejsza część zmontowania go z resztą roweru. Wierzę, że i to się uda i będę mogła Z wiosna rozpocząć treningi, potrzebuję tego. No i co ja zrobiłabym bez tych moich wspaniałych Panów? :) Są naprawdę wielcy, dziękuję :)
No dobrze to teraz przypomnienie cudownych właściwości żelu, o którym wcześniej wspomniałam.


Chłodzący żel do ciała z olejkiem eukaliptusowym


Kod: 2901
Pojemność: 250 ml
Cena katalogowa: 24.90 PLN
 
Doskonały preparat pielęgnacyjny i łagodzący do ciała.Rozluźnia mięśnie,usuwa zmęczenie po wzmożonym wysiłku fizycznym,daje uczucie odświeżenia ciała.Działa relaksująco i odprężająco.Dzięki zawartości olejku eukaliptusowego i licznych wyciągów ziołowych żel posiada szerokie właściwości dobroczynne dla ciała.Pielęgnuje i wygładza skórę,działa przeciwzapalnie i uśmierzająco.Jego konsystencja sprawia,że preparat doskonale nadaje się do masażu.
Składniki zawarte w żelu i ich niektóre właściwości:
-olejek eukaliptusowy - ma działanie przeciwzapalne
-mentol - działanie znieczulające i odświeżające
-kamfora - uśmierza bóle mięśni i stawów
-imbir lekarski - pobudza układ odpornościowy organizmu
-rumianek - działa przeciwuczuleniowo
-kasztanowiec - działa przeciwzapalnie i przeciwbakteryjnie,rozkurczająco,uszczelnia naczynia krwionośne i pobudza przepływ krwi
-arnika górska - działa na krwiaki,stłuczenia,obrzęki i zapalenia
-miłorząb japoński - posiada silne właściwości antyoksydacyjne
-nagietek lekarski - działa na egzemę i blizny
-melisa - łagodzi obrzęki
-krwawnik - działanie łagodzące i regenerujące
Składniki (INCI):
Aqua,Alcohol,Propylene Glycol,Menthol,Carbomer,Eucaliptus Globulus Leaf Oil,Camphora,Parfume,Sodium Hydroxide,Methylchloroisothiazolinone,Methylisothiazolinone,Zingiber Officinale Extract,Chamomila Recutita Extract,Aesculus Hippocastanum Extract,Arnica Montana Extract,Melissa Officinalis Extract,Ginko Biloba Extract,Calendula Officinalis Extract,Achillea Millefolium Extract,Peg-40 Hydrogenated Castor Oil,Coceth-7,Ppg-1-Peg 9 Lauryth Glycol Ether,CI: 42080

Produkt można kupić na stronie Safiry, w Centrum Dystrybucyjnym - 
ul. Węgierska 1 w Krakowie, albo bezpośrednio u mnie (jeśli ktoś jest z okolic Podgórza, to mogę dostarczyć do domu).

Miłego, spokojnego popołudnia Kochani :).

 

niedziela, 16 lutego 2014

Jasność...

Ależ wena mnie dopadła, sama jestem zaskoczona tym natchnieniem... Oczywiście pisać można zawsze, ale tak prawdziwie, z wnętrza i od serca pisze się wtedy kiedy to wszystko w człowieku żyje, pulsuje, kiedy myśli wirują by przelać się w treść.
Wczorajszy, wieczorny spacer z Maksem tak mnie nastroił - pełnia Księżyca, dziesiątki malutkich Gwiazd, czarne niebo, przestrzeń... Niesamowity widok, uwielbiam pełnię, można wtedy poczuć się tak bajkowo, puścić wodzę wyobraźni, poczuć się bliżej nieba. Akurat wczoraj miejsce, w którym mogłam obserwować ten fantastyczny widok było dobre, dużo przestrzeni, wysoko między chmurami udało mi się nawet dostrzec migające światełka samolotu, pięknie. Generalnie w Krakowie poprzez zabudowę, kamienice, bloki nie ma takich fantastycznych widoków. Dużo lepsze miejsce do obserwacji było w moim ukochanym Cork, tam niska zabudowa stwarzała ogromne przestrzenie dzięki, którym człowiek miał wrażenie, że jest bliżej nieba :). Wiem trochę śmiesznie to brzmi, ale tak właśnie było. Kiedy szłam ulicą (nie mówię o samym centrum) miałam uczucie, że niebo zaczyna się tuż nad moją głową i jakby wspiąć się na drabinę można by dotknąć dłonią najniższych chmur. Niesamowite wrażenie. Pamiętam jak niejednokrotnie po długim dniu dreptałam po naszej Boreenmanna Road, dokoła czarne niebo i malutkie, jasne punkciki na niebie, czasami jedna z gwiazd świeciła intensywnie, czasami, był tez księżyc, wskazywały mi drogę do domu, wprowadzały w taki blogi spokój. W pewnym momencie stapiały się w jasność z blaskiem olbrzymich lamp oświetlających boisko sportowe przylegające do naszego ogrodu, na którym prawie co wieczór odbywały się treningi. To było fajne uczucie, im jaśniej się robiło na niebie tym bliżej domu byłam, wiedziałam, że za chwilę zatopię się w ulubionej kanapie i spokojnie odprężę po męczącym dniu. Brakuje mi tego czasami...
Wczoraj kiedy patrzyłam na ten piękny widok na niebie poczułam się tak magicznie, rozmarzyłam nieco bo Księżyc stwarza taką atmosferę tajemnicy, potrafi rozbudzić wyobraźnię. Jaki piękny spacer można wyobrazić sobie w taką noc.
Tylko Ty i ja, idziemy przed siebie, trzymamy się za ręce, nic nie mówimy, spoglądamy na siebie, uśmiechamy się tajemniczo, przytulamy do siebie i idziemy w takiej niesamowitej atmosferze. Bezpieczni, spokojni, szczęśliwi, takie prozaiczne, a jednocześnie tak piękne i emocjonalne...
Księżyc w pełni skojarzył mi się właśnie z tym KIMŚ, jedynym, wyjątkowym..., tak wiele wspólnego mają. Ta tajemnica, która się nas nimi roztacza, ten nieprzenikniony mrok, jakaś zaduma, aura magii, spokoju tak dopiero wczoraj zauważyłam te podobieństwa. Księżyc naprawdę pobudza wyobraźnię... i daje taką jasność i spokój jakie czuję kiedy widzę JEGO.
Miłego dnia, biegnę trochę po pitrasić, w końcu jeść trzeba, słodkości też przewidziałam na dzisiejszy dzionek, tym razem będzie na zimno, więc z pewnością mąki wsypać tam nie zapomnę ;)))


sobota, 15 lutego 2014

Sentymentalnie...

Nie wiem czy to ta piękna, wiosenna aura za oknem, czy leniwy weekend czy może KTOŚ jest znów blisko? W każdym razie obudził się we mnie taki błogi, sentymentalny nastrój, jest mi tak dobrze i spokojnie, tak słodko, radośnie jak być powinno. Choć przyznam, że wczorajszy wieczór raczej mógł człowieka zdołować gdy znalazłam w skrzynce rozliczenie za mieszkanie, masakra... No cóż, ale jak to mówią "same życie" i choć nogi nieco się pode mną ugięły, to jakoś to trzeba ogarnąć i iść do przodu. Czasami tylko zastanawiam się gdzie sens gdzie logika w tych wszystkich zestawieniach, prognozach, kalkulacjach.Kiedy człowiek trochę mniej czegoś zużyje zaraz robią korektę i obniżają kwotę czynszu, a potem nagle bach okazuje się, że niepotrzebnie i bach dopłata taka, że zawału można dostać. No nic trzeba zacząć samemu nad tym panować i planować według swoich wyliczeń, wtedy uniknie się takich niespodzianek. Ale to tylko codzienne realia i damy im radę, nie mogą nas załamywać ani dołować.
Po kolejnym intensywnym tygodniu, po sobotniej, domowej krzątanie relaks i napawanie się spokojem, słońcem, zapachem wiosny w powietrzu, od razu inaczej wszystko wygląda. Może to również wpływ wczorajszego dnia, który sam w sobie nie jest jakoś przeze mnie hołubiony, ale skoro wiele osób chce go obchodzić to czemu nie?
Dla mnie miłość to codzienność, to 365 dni w roku, to każdy kolejny rok, to wszystko co razem przeżywamy. Nie puste słowa czy gesty, które tak niewiele wspólnego mają z rzeczywistością, nie coś na pokaz by inni zazdrościli. Miłość to nie tylko te dobre, radosne, pełne uniesień chwile... To przed wszystkim wzajemny szacunek, przyjaźń, wsparcie, to świadomość, że kiedy po całym dniu zmęczeni wracamy do domu znajdziemy tam tą JEDYNĄ osobę. To wspólne troski, poczucie bezpieczeństwa, pewność, że mimo różnych przeszkód, potknięć, które życie nam funduje RAZEM damy radę. Właśnie świadomość, że jest KTOŚ taki na kim możemy polegać, na kim możemy się oprzeć w chwilach zwątpienia sprawia, że to wszystko wciąż ma sens. Tak często ludzie tego nie rozumieją, nastawiają się na piękne życie jak z bajki, a kiedy coś się zmienia, coś idzie innym, gorszym niż zaplanowany torem ta druga osoba przestaje być dla nich wartościowa. Przestają ją doceniać, zauważać jej potrzeby, szanować... A przecież życie to nie bajka z happy endem i powinniśmy sobie z tego zdawać sprawę. Tak ciężko czasem jest nam powiedzieć miłe słowo, podać rękę, przytulić, docenić, uciekamy od emocji, uczuć, wszystko sprowadzamy do zobowiązań... Pogubiliśmy się w tym wszystkim, zabiegani wciąż za czymś co koniecznie trzeba mieć bo inni dawno już to mają, zapominamy o drugim człowieku, który jest obok nas i czuje się niepotrzebny. A może nawet wykorzystany jako maszynka do zarabiania pieniędzy, których wciąż jest nam mało by mieć lepszy samochód, jechać na kolejne ekskluzywne wakacje czy jakiś inny gadżet. Pomyślcie czasem o tym. Naprawdę tak niewiele potrzeba, tak niewiele wysiłku z naszej strony by ta druga osoba poczuła się kochana, potrzebna, wyjątkowa... Jeśli nie mogę być w takim związku wolę nie być w żadnym i to nie jest szukanie "księcia na białym koniu" jak mawiał mój Tato to jest właśnie Miłość, Partnerstwo, Związek. Inaczej bycie ze sobą przestaje mieć sens bo człowiek zaczyna się dusić, traci siłę i chęć do czegokolwiek, traci wiarę i szacunek dla siebie samego. Często obok nas są naprawdę wyjątkowi ludzie, którzy są i chcą być z nami pomimo tego iż czasem naprawdę nie jest kolorowo, a my tego kompletnie nie doceniamy, zdarza się, że nawet narzekamy. Prawdziwa miłość istnieje, to bardzo trudne i wymagające ogromnej pracy uczucie, ale to co dostać możemy w zamian jest tego warte. Nie rezygnujcie z tego bo możecie stracić KOGOŚ naprawdę wyjątkowego w swoim życiu KOGO dostrzeże zupełnie inny człowiek...
No sami widzicie jak bardzo uczuciowo, z zarazem życiowo się tu dzisiaj zrobiło... a może komuś to da do myślenia, może kogoś wesprze, pomoże coś zrozumieć czy podjąć decyzję?
Tak wiem to nie jest takie proste, ale nikt nam nie obiecywał, że będzie. Akurat wiem o tym naprawdę bardzo, bardzo dobrze... Chciałabym te wszystkie ciepłe, pozytywne uczucia wysłać pod konkretny adres, ale z wielu względów zwyczajnie nie mogę. Mimo to mam nadzieję, że są odczuwalne i mają działanie "terapeutyczne" :).
Miłej niedzieli Kochani!


czwartek, 13 lutego 2014

Zaryzykowałam :)

Czwartkowy poranek nad Krakowem, "mleko" przykrywa miasto... Przypuszczam jak wielu z was nie chciało się dzisiaj rano wstawać, jak wyjście z domu musiało być ciężkie i może bezsensowne? Przyznam, że może nie zerwałam się z łóżka w sekundzie, ale powolutku uruchamiałam wszystkie "trybiki" i już w drodze do pracy uśmiechałam się do siebie. Gdzieś tam wewnątrz, w środku czułam tą moją niesamowitą radość, energię, chęć do działania, do stawiania czoła nowym wyzwaniom. Mgła, padający śnieg (wczoraj naprawdę było mocno ponuro na zewnątrz), jakie to naprawdę ma znaczenie? Jak dla mnie żadne, idę do przodu i robię swoje.
Wczoraj zaryzykowałam i zdecydowałam się na dość śmiały krok jak dla mnie - po 20 kilku latach poszłam do nowego fryzjera. Uśmiechacie się? Ok może dla części z Was nie ma znaczenia w jakie ręce oddajecie swoje włosy i co z nimi ktoś zrobi. Dla mnie ma i to bardzo duże. Niestety nie mam mega fantastycznych, grubych włosów, którym nic nie zagrozi. Bardzo sobie ceniłam ich "bezpieczeństwo" u mojej stałej fryzjerki i nie mogę powiedzieć żebym była niezadowolona. Zwyczajnie chciałam jakiejś odmiany i niestety fryzurki, które sobie gdzieś tam wyszukiwałam nie do końca jej się udawały, to nie było to czego oczekiwałam. Jak wiecie mocno się przywiązuję do tego co mi odpowiada i każda zmiana jest dla mnie wyzwaniem, ale kto nie ryzykuje ten nic nie osiągnie, no i nigdy też się nie potłucze ;). Znalazłam fajne miejsce niedaleko mojej pracy, godziny otwarcia zakładu idealne jak dla mnie bo już od 7.00 więc spokojnie przed pracą można sobie fundnąć małą przyjemność. Pani wzbudziła moje zaufanie i w sumie bardzo szybko się zdecydowałam. Już na samym początku się rozanieliłam :) bo mycie głowy odbywa się na fotelu z masażem! Dla mnie rewelacja i mogłabym na takim relaksie spędzić cały dzień. Oczywiście Pani mnie uprzedziła o różnicy między moimi włosami a tymi na zdjęciu, z czego zdawałam sobie doskonale sprawę, ale obserwowałam jej pracę i od razu zauważyłam różnicę. Jest naprawdę bardzo dobrze, w jednym miejscu nie osiągnęłyśmy pełni satysfakcji, ale po prostu włosy do tego muszą jeszcze podrosnąć. Niby zmiany specjalnej od wcześniejszej fryzury nie ma, są drobne niuanse, ale to właśnie one dają końcowy efekt! Dzisiaj też zauważyłam różnicę bo zawsze najtrudniej mi było ogarnąć fryzurę na drugi dzień, włosy nie chciały się układać i gdzieś tam uciekały, dziś nie miałam tego problemu. Generalnie jestem bardzo zadowolona i cieszę się, że zdecydowałam się na tą zmianę, myślę, że wyjdzie mi na dobrze :)
Do tego spędziłam miłe i ciepłe popołudnie, a właściwie wieczór na spotkaniu z przyjaciółką :) Jednym słowem bardzo udany dzień. A dzisiaj? Zobaczymy co nam przyniesie, ale z pewnością coś dobrego będzie bo tego właśnie oczekuję więc dlaczego ma być inaczej? A wiosna co raz to bliżej...:)
Słonecznego dnia Kochani!





P.S. Jest ryzyko jest wygrana!

niedziela, 9 lutego 2014

Weekendowo....

Oj dawno już mój organizm nie potrzebował tak chwili oddechu jak po mijającym tygodniu, czuła się mocno wypompowana :(. Tydzień był naprawdę intensywny i pracowity, a zaczął się jak to mawiają od "szewskiego poniedziałku". Nie funkcjonowało to co akurat było istotne co oczywiście utrudniło mi pracę, a roboty miałam od groma. Może i lepiej było się nie irytować tylko przyjąć to do wiadomości i czekać cierpliwie na pomoc kolegi informatyka? No tak, ale znacie mnie już na tyle dobrze i wiecie, że moje profesjonalne podejście do tego co robię chce by wszystko było na tip top a tu się nie dało :(. No nic, mówi się trudno i jakoś z tym trzeba żyć, nie można kumulować w sobie złych emocji bo to nikomu nie służy. Jakoś przetrwałam ten dzień by w kolejnym okazało się, że następne rzeczy nie działają jak trzeba, na szczęście tylko chwilowo. Pomna wcześniejszych rad kolegi wzięłam głęboki oddech i zajęłam się głupotami, starając się przejść nad problemem do porządku dziennego. No i udało się, zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak to już jest z techniką, awarie w dużej mierze się da usunąć tyle, że komplikują normalne funkcjonowanie i zaburzają spokojny system pracy. Na szczęście od środy wszystko poszło już niesamowicie z górki i w ogromnym tempie minęły kolejne dni. Cieszę się, że to wszystko tak ładnie się zaczęło kręcić, że jest tyle pracy, planów i wyzwań. Wiecie, że kocham to co robię, cieszy mnie każdy sukces jaki uda nam się odnieść i nie bronię się absolutnie przed intensywniejszą pracą. Zwyczajnie to był trudny tydzień i nie tyle ja sama co mój organizm zaczął domagać się chwili odpoczynku. Zaczęłam zaliczać wpadki co z pewnością wskazane nie jest. Wczoraj mimo soboty działałam na polu domowych spraw, masę zrobiłam, ale z mojego roztargnienia zaliczyłam wpadkę z ciastem. dacie wiarę? Taka perfekcjonistka, a ciasta to już moja domena. Zapomniałam do pięknie wyrośniętego ciasta ze śliwkami dodać drugiej części mąki, pół soboty przygotowań i musiałam ciasto wyrzucić bo za nic nie chciało się upiec :(... No to taki drobny sygnał by wrzucić nieco na luz i odpocząć, szczególnie, że od jutra znów masa pracy mnie czeka. Cieszą mnie nowe wyzwania, ale zastanawiam się jak to wszystko ogarnąć i temu podołać by miało ręce i nogi? Na szczęście nie jestem sama, jesteśmy zespołem i razem jakoś to wszystko uporządkujemy, damy radę bo nie może być inaczej, w końcu dążymy drogą do sukcesu :)
Na szczęście emocjonalnie jest nieźle choć znów nie do końca udało mi się zrealizować moje postanowienia. Kolejny raz okazuje się, że kiedy postanawiam być chłodniejsza, mniej okazywać swoje uczucia, mniej oczekiwać od życia, od Niego dostaję więcej :). Taki paradoks... Jest naprawdę dobrze i samą mnie to zaskoczyło bo ostatnio nic na to nie wskazywało, ale to utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że dobrą drogę obrałam. Najfajniejsze rzeczy otrzymujemy od życia kiedy ich najmniej oczekujemy...
Za oknem świeci piękne słońce, wczorajszy wieczór na niebie był pięknym pokazem migoczących gwiazd i połówki jakże wyrazistego księżyca. Jest naprawdę pięknie i trzeba to doceniać, trzeba takimi drobnostkami się cieszyć. Tak więc dzisiaj leniuchowanie, gazetki, książka, spokój, kumulowanie energii na tydzień intensywnych wyzwań. A Wy jakie macie plany? Co na niedzielny obiad? U mnie kluseczki śląskie i surówka z czerwonej kapusty przepisu Joanny z Kwestii Smaku , a do tego bitki, mniam, mniam, polecam!
Zauważyliście zmianę tła? To Irlandia, morze w promieniach słońca, listopad, tak pięknie, cudowne miejsce. Jak się Wam podoba?
Słonecznej, leniwej niedzieli, a i miejcie wyrozumiałość dla mojego zapracowania. Dziękuję :)


niedziela, 2 lutego 2014

Już luty

Dzień dobry, uff leniwe, niedzielne popołudnie, po pysznej pizzy na obiad. Uwielbiam takie włoskie przysmaki, tak jak lasagne, spaghetti czy cannelloni;). Teraz planuje troszkę się zrelaksować z lekturą, muszę zebrać siły na nadchodzący tydzień, powinno być sporo pracy, już się cieszę. Zrobiłam też mój ulubiony tort orzechowy, mocno alkoholowy, dochodzi w lodówce, myślę, że wszystkim będzie smakował :).
Mamy już luty, jak ten czas szybko leci... Wczoraj była przepiękna, słoneczna sobota, byliśmy z Maksiem na spacerze i prawie poczułam wiosnę wciągając to w nozdrza zapach słońca. No dobra tak mi się powiedziało, zaraz ktoś zauważy, że słońce przecież nie pachnie. Ale w zasadzie może, wystarczy trochę wyobraźni i skojarzeń związanych z ciepłem, radością, błogością, które odczuwamy kiedy jest tak pięknie i słonecznie. Zamknijcie oczy, pomyślcie, czujecie już? Ja czuję i delektuję się takim chwilami, jeszcze tylko kilka tygodni i wiosna do nas zawita. Nie ważne, że dziś już jest szaro, mokro i brudno.Czy musimy się tym przejmować, smucić? Pewnie, że nie... Deszcz powoli zmywa cały brud, plusowa temperatura topi hałdy śniegu, idziemy do przodu. Powtarzam to stale moim Klientom, z każdym dniem bliżej wiosny. Poza tym wiosna może być nie tylko w przyrodzie, ale tam gdzie zechcemy, w naszym domu, w pracy, w naszej duszy i sercu. wystarczy tylko, że tego zechcemy. Jeżeli tylko poczujemy tą pozytywną energię, jeżeli poczujemy, że świeci w nas słońce, wiosna może być nawet w styczniu czy lutym. Ciekawa jestem jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Dziś na kolację szykuję pyszną sałatkę szpinakową, próbowałam jej kiedyś na imprezie i bardzo mi zasmakowała mimo iż nie jestem miłośniczką szpinaku. Chcecie spróbować? Polecam, prosto, szybko, a jak smacznie:)

Sałatka ze świeżego szpinaku:

opakowanie świeżego szpinaku
5 jajek ugotowanych na twardo
25 dkg podsmażonego boczku
3 małe pomidory
Sos:
oliwa, łyżeczka musztardy miodowej, zioła prowansalskie, 2-3 łyżki majonezu kieleckiego

Szpinak myjemy, osuszamy, odrywamy końcówki i rwiemy listki na drobniejsze (jeśli jest taka potrzeba), jajka  ścieram na tarce o dużych oczkach, boczek w małych kawałeczkach podsmażam, osuszam na ręczniku papierowym i studzę. Pomidory kroję w kostkę. Wszystkie składniki mieszam w misce. Przyrządzam sos i polewam nim sałatkę, dokładnie mieszam, odstawiam na kilkanaście minut by wszystko sobą przeszło. Oczywiście można przyprawić solą i pieprzem według uznania.
Sałatka jest również smaczna na drugi dzień. Smacznego :)

Trzymajcie się cieplutko, rozkoszujcie się wolnym czasem i smakiem niedzielnych pyszności. Miłego popołudnia :).