sobota, 4 stycznia 2014

Przywiązanie, spokój ducha???

Witam Was Kochani w pierwszy weekend Nowego Roku? Wciąż odpoczywacie na długich wakacjach czy może już jesteście po pierwszych działaniach w pracy i korzystacie teraz z nieco dłuższego niż zazwyczaj weekendu? W każdym razie mam nadzieję, że miło i efektywnie spędzacie ten czas bo jest naprawdę cenny, można go wspaniale wykorzystać na różne sposoby, a nie snuć się z konta w kont i później narzekać na nudę. Na szczęście mnie to nie dotyczy, zawsze mam coś do zrobienia czy to w pracy czy w domu, a czas staram się odpowiednio rozplanować i jakoś mi się to wszystko udaje ogarnąć :). Wbrew pozorom masa firm i ludzi wciąż jeszcze nie funkcjonuje normalnie bo przecież trzeba wykorzystać ile się da żeby tylko nie pracować, a później będzie narzekanie na to jak jest źle. Cóż w końcu jesteśmy mega bogatym krajem i stać nas na 17 dni wolnego jak usłyszałam wczoraj jeśli ktoś sobie dobrze to zaplanował - od Świąt do Trzech Króli. Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem tez dlaczego akurat Trzech Króli od kilku lat stało się u nas dniem wolnym od pracy, wydaje mi się, że można go  również obchodzić pracując. Mszy jest zarówno rano jak i popołudniu na tyle by każdy kto chce znalazł dogodną dla siebie porę, kiedyś tak właśnie było i wszyscy z tym żyli, no ale skoro już mamy wolne to nie będę się nad tym rozwodzić. Dziś zresztą chciałam napisać o czymś zupełnie innym.
Przywiązanie - do miejsca, do ludzi, taki wewnętrzny spokój i stabilizacja kiedy czujemy, że wszystko idzie dobrze, że jesteśmy bezpieczni, spokojni. Znacie to uczucie, macie coś takiego? Cenicie przywiązanie i stabilizacje czy może raczej wolicie zmiany, nowości, podążaniem za tym co akurat jest na topie, co jest trendy. Czasami wcale nie koniecznie dla nas samych, ale co by inni powiedzieli, prawda? Podobno przywiązywanie nie jest dobre bo kiedy następuje jednak jakaś zmiana, kiedy coś tracimy usuwa nam się jednocześnie bezpieczny grunt pod nogami. Pewnie coś w tym jest, mnie taka utrata równowagi i bezpieczeństwa zdarzyła się w życiu parokrotnie. Owszem to nie jest miłe czy łatwe doświadczenie, ale z drugiej strony daje nam niezłą lekcję życia, sprawia, że stajemy się silniejsi, pewniejsi siebie, że bardziej realnie patrzymy na kolejne dni. Osobiście przywiązuję się do ludzi, z którymi mi dobrze, do miejsc, w których czuję się bezpiecznie, otwieram na nie swoje serce i duszę i nie lubię zmian. Przykładów może być wiele choćby moja praca. Kiedyś miałam pracę, która mnie spalała do granic, możliwości, wysysała ze mnie wszystkie soki, niszczyła psychicznie i choć ja dawałam maksimum siebie nie było to doceniane, a przynajmniej nie tak jak być powinno. Nie wahałam się jej zostawić kiedy trafiła się okazja, pojawiła nowa perspektywa i ruszyłam na przeciw wyzwaniom choć bałam się niesamowicie. Po latach nie żałuję tej decyzji bo dzięki niej odbiłam się od złego, poznałam nowe, miejsca, ludzi, nauczyłam się nowych rzeczy, poczułam, że żyję. Teraz mam cudowną pracę, którą kocham, realizuję się w niej, jestem ceniona, wiem, że to co robię jest dobre i ważne dla innych, czuję się niesamowicie szczęśliwa. I tak przywiązałam się całym sercem, teraz już nie podjęłabym podobnej decyzji jak wtedy bo jest mi dobrze, bo cenię to mam i nie potrzebuję nowych wyzwań. Ba serce by mi pękało gdybym musiała zostawić to miejsce, moją firmę, przyjaciół, mają stabilizację i poczucie bezpieczeństwa. Głupstwo? Nie sądzę choć wiem, że wiele osób znudziłoby się po kilku latach w tym samym miejscu i szukało czegoś nowego, czasami bez zastanowienia co tak naprawdę można stracić, szczególnie w dzisiejszym trudnym czasie na rynku pracy. Przykład z dzisiejszego dnia, może całkiem prozaiczny. Przedłużałam umowę na telefon komórkowy, z nowym aparatem bo mój ukochany, który przywiozłam sobie z Irlandii skończy wkrótce 8 lat i boję się jak długo wytrzyma. Jestem jednak do niego niesamowicie przywiązana, ma w sobie masę cudownych dla mnie wspomnień i ciężko mi go wyrzucić. Dlatego nowy wylądował w szafce, tak na wszelki wypadek, a ja sentymentalistka będę wierna mojemu staruszkowi dopóki będzie działał. I gdzie ten pęd za nowoczesnością, za bajerami i gadżetami? Nie mam go i wcale nie ubolewam z tego powodu, naprawdę jest mi z tym dobrze. Czyż nie ten wewnętrzny spokój ducha, ta stabilizacja i pewność pewnych rzeczy nie są więcej warte to całej rzeszy bajerów buzerów. Dla mnie są bo dzięki nim nie wariuję, nie ulegam temu wyścigowi szczurów, jestem zwyczajnie szczęśliwa i uśmiecham się na myśl o kolejnym dniu. Czego i Wam Kochani życzę. Miłego weekendu, było nie było jeszcze dwa dni przed nami, ja mam je już zaplanowane, a Wy?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz