niedziela, 26 sierpnia 2012

Twórczość ukryta cd.

Witajcie,jak tam mija Wam niedziela?Pogoda niestety nie dopisała,chłodno i mokro,ale cóż możemy na to poradzić.Chyba jedynie mogę Wam zaproponować lekturę kolejnego odcinka mojej opowieści,mam nadzieję,że zrobi się trochę cieplej i milej na duszy.Miłego popołudnia.

                                    "NAJTRUDNIEJSZE SĄ POWROTY"

Rozdział 13:

Pierwsza niedziela grudnia była wietrzna i mroźna,a w powietrzu wyraźnie czuć było nadchodzącą zimę chociaż jak na razie śnieg jeszcze nie spadł.
Iza w pośpiechu przygotowywała wszystko do uroczystego obiadu,mama kroiła sałatkę,paulina,która ofiarowała swoją pomoc nakrywała właśnie do stołu w pokoju gościnnym.Wczoraj wieczorem teściowa przywiozła ogromny tort czekoladowy,upiekła go sama specjalnie na dzisiejszą uroczystość,chrzciny jej pierwszej wnuczki.
Nie zapraszali zbyt wielu gości,miała to być skromna i rodzinna uroczystość,rodzina,chrzestni i Michał,który obiecał przyjść ze względu na sympatię,która łączyła go z rodziną Izy z wcześniejszych czasów.Patrycja spała smacznie w swoim łóżeczku nieświadoma tego w czym wkrótce miała uczestniczyć i to jako główna bohaterka dnia,Marek prasował jej ubranko na tą okazję.
- Mamo pójdę się ubrać,za pięć minut zgaś proszę piekarnik - poprosiła Iza zdejmując z siebie fartuch i idąc do pokoju.
Kończyła się właśnie malować kiedy do pokoju zaglądnęła Paulina,uśmiechnęła się na widok Izy i popatrzyła na nią z widocznym uznaniem.
- Jesteś piękną mamusią moja droga,żeby tylko ksiądz zbytnio się na ciebie nie zapatrzył bo będzie klapa - zażartowała Paulina siadając w fotelu obok wciąż nie spuszczając wzroku z przyjaciółki.Naprawdę wyglądała pięknie i świeżo,nie było już żadnych śladów po niedawnych tak poważnych kłopotach ze zdrowiem Izy.
- Spokojna głowa,zapominasz chyba,że to ty będziesz trzymała Patrycję do chrztu i ksiądz nie zwrócić na mnie nawet najmniejszej uwagi,ty dopiero ślicznie wyglądasz - Iza zauważyła,że paulina jest pogodniejsza niż ostatnio i wygląda na mniej zmęczoną.
Rzeczywiście Paulina miała teraz mniej pracy,skończyły się przesłuchania świadków,zostały jedynie mowy końcowe obu stron,zaplanowano je na środę.Później ławnicy i sędzia mieli przeanalizować wszystkie dowody,zeznania i podjąć decyzję,nareszcie będzie mogła zwolnić obroty i porządnie się wyspać.
Dzisiaj miała na sobie granatowy kostium,który kupiła w zeszłym tygodniu właśnie z myślą o chrzcinach,wyglądała w nim znakomicie.Lubiła ten kolor i dobrze się czuła we wszystkich jego odcieniach,doskonale harmonizował się z jej karnacją i podkreślał głębię jej oczu.Oczy Pauliny były o rzadkim odcieniu ciemnego brązu wpadającego prawie w czerń,ozdabiały je rzęsy o imponującej długości,malowała je na niebiesko lub fioletowo,wyglądały pięknie.
- Kończę ten przeklęty proces i będę mogła w końcu trochę spokojnie pomyśleć o sobie,nie sądziłam,że to wszystko będzie tak długo trwało - przyznała Paulina odczuwając jak bardzo się zmęczyła prowadząc tą sprawę.
- Przyjedziesz do domu na Święta? - zapytała Iza nie sądząc by przyjaciółka chciała je spędzić sama w Warszawie,szczególnie teraz.
- Nie zupełnie,będę tu na wigilii,ale na drugi dzień rano muszę jechać do Warszawy,przecież mam  ślub Ryska i asi.Nie mogłabym nie przyjść chociażby ze względu na to jak mi pomagali w przygotowaniach do procesu kiedy ty byłaś w szpitalu.Poza tym bardzo ich lubię i cieszę się,że się pobierają - naprawdę chciała być na tym ślubie mimo,że przez to resztę Świąt spędzi w Warszawie sama.
- Szkoda bo myślałam,że do nas przyjdziesz w drugi dzień,ale doskonale cię rozumiem,za to w Sylwestra nie przyjmuję żadnych usprawiedliwień.To będzie taka spóźniona rocznica naszego ślubu - powiedziała Iza tonem nie znoszącym sprzeciwu co rozbawiło Paulinę.
- Chyba nie sądzisz,że mogłabym zapomnieć o waszej rocznicy,w końcu byłam świadkiem na tej uroczystości,prawda?Zresztą co miałabym robić wtedy sama w Warszawie,na bal do Mariota bynajmniej się nie wybieram - zapewniła przyjaciółkę ze śmiechem akurat kiedy w przedpokoju rozległ się dzwonek do drzwi. - Otworzę,a ty się pośpiesz bo spóźnimy się do kościoła.
Paulina była dzisiaj naprawdę w dobrym humorze i szczerze się ucieszyła widząc w drzwiach,które otworzyła Roberta,uśmiechnął się do niej jakby trochę zmieszany,że to ona go przywitała.
- wejdziesz czy zamierzasz tu tak stać i czekać na jakiś cud? - spytała kiedy po dłuższej chwili robert nadal tak stał i patrzył na nią.
- Pięknie wyglądasz - powiedział w odpowiedzi wchodząc jednak do środka i zamykając za sobą drzwi. - cieszę się,że spędzimy wspólnie to popołudnie,dawno cię nie widziałem - Paulina nie potrafiła wyczuć czy miała to być ukryta ironia czy też szczere rozczarowanie zaistniałą sytuacją,wciąż nie mieli jeszcze okazji żeby sobie wszystko wyjaśnić.
- Ostatnio miałam nawał roboty i całkowity brak czasu na jakiekolwiek życie osobiste,ale na szczęście jestem już na finiszu i będę mogła nadrobić wszystkie zaległości,a przynajmniej taką mam nadzieję - sama nie wiedziała dlaczego się przed nim tłumaczy,nie mógł mieć do niej żadnych pretensji bo nic już ich nie łączyło.
- To miłe,że jeszcze potrafię wprawić cię czymś w zakłopotanie choć wierz mi nie robiłem tego celowo,mam nadzieję,że miło spędzimy ten dzień i dobrze się spiszemy w roli rodziców chrzestnych - spojrzał na nią pytająco.Chyba obawiał się trochę,że paulina mogła mieć inne zdanie na temat tego spotkania,może wcale się z niego nie cieszyła..
- Chciałabym żeby tak było,a teraz chodź już zobaczyć w końcu swoją chrześnicę - zaproponowała biorąc go za rękę i prowadząc do pokoju Patrycji.
Robert zauważył,że była dzisiaj pogodna i w dobrym nastroju,cieszyło go to bo obawiał się na początku,że może im się nie udać być wspólnie chrzestnymi tej dziewczynki.W duchu liczył,że dziiejszy dzień przyniesie jakąś konkretną zmianę w ich wzajemnych stosunkach,chociaż nie umiał sprecyzować na razie jaką.Nie potrafił się samo określić,powiedzieć co w tej chwili czuje do pauliny,jak ją traktuje,czy chciałby spróbować z nią być.Tym bardziej nie miał pojęcia co czuła ona,taka zapracowana i zajęta tysiącem piętrzących się obowiązków,taka odległa i obojętna,a teraz trzymała go za rękę.Z przyjemnością patrzył jak brała na ręce Patrycję,jak czule do niej przemawiała i uśmiechała się,miała w sobie tyle niespełnionej miłości,o której on nie mógł wiedzieć...


Uroczystość była piękna,wszyscy ogromnie przejęci,Iza nie ukrywała łez wzruszenia patrząc na swoją córeczkę,gdyby kilka miesięcy wcześniej myślała tylko o sobie nie mieliby dziś Patrycji,była taka śliczna.
Po powrocie z kościoła położyła dziewczynkę spać,a wszyscy siedli przy stole,na którym nie brakowało absolutnie niczego.Atmosfera była bardzo ciepła i serdeczna,czas upływał na miłych rozmowach,wesołych opowiastkach,każdy starał się nie myśleć,że kończy się niedziela i jutro trzeba będzie znowu iść do pracy.
Paulina była wśród kilku pierwszych osób,które zaczęły się wcześniej zbierać do wyjścia,była wprawdzie matką chrzestną,ale jutro miała przed sobą długą drogę do warszawy,a nie miała pojęcia jaka będzie pogoda,w końcu mieli już grudzień i trzeba było być przygotowanym na kiepskie warunki drogowe.
Robert widząc,że dziewczyna opuszcza towarzystwo również zebrał swoje rzeczy i wyszedł za nią do przedpokoju.
- Odwiozę cię do domu - zaproponował podając jej płaszcz.
- Dzięki, ale dam sobie jakoś radę,nie powinieneś wychodzić za względu na mnie,zostań jeszcze i baw się dobrze - wprawdzie samochód zostawiła pod domem,ale istniały jeszcze taksówki,po które można było zadzwonić bez problemu i nie chciała fatygować Roberta,chociaż zrobiło się jej miło,że troszczył się o nią.
- To żaden problem,a tutaj i tak powoli wszyscy będą się zbierać,pozwól,że jednak cię odwiozę - tłumaczył jej prosząc o pozwolenie jak małe dziecko prosi o zabawkę zobaczoną właśnie na sklepowej wystawie.
- Cóż jeśli rzeczywiście masz ochotę to będzie mi bardzo miło - zgodziła się w końcu paulina uśmiechając się ciepło do niego,nie pierwszy zresztą raz w ciągu dzisiejszego dnia.
- Jestem do pani dyspozycji,pojedziemy gdzie tylko pani rozkaże - zażartował zapinając płaszcz i poprawiając szalik.Był bardzo elegancki i nadal cholernie przystojny co Paulina doskonale widziała.
Pożegnali się ogólnie ze wszystkimi,Paulina ucałowała mocno przyjaciółkę,która wraz z mężem dziękowała im za dzisiejszy dzień i wyszli w doskonałych humorach.
Robert dostrzegł podziw i uznanie w oczach pauliny kiedy otworzył przed nią drzwiczki swojego samochodu,pamiętał jak bardzo kiedyś lubiła szybkie i dobre samochody,ten z pewnością bardzo się jej spodobał.Zagłębiła się z przyjemnością w miękkim fotelu i przymknęła na chwilę oczy,było jej tak cudownie,że mogłaby wcale stąd nie wysiadać.
- Wobec tego dokąd sobie życzysz? - pytanie Roberta przywróciło ją do rzeczywistości choć nadal myslami była gdzieś w chmurach.
- To Ty jesteś kierowcą,dzisiejszy dzień był naprawdę wspaniały,szkoda,że już musi się kończyć - jej odpowiedź była raczej mało konkretna i szczerze mówiąc można było ją różnie interpretować,była jakby rozmarzona.
Jednak Robert nie pytał już o nic więcej,przekręcił tylko kluczyk w stacyjce,zapalił silnik i ruszyli.Miasto było spokojne i puste w ten grudniowy wieczór,samochód jechał bez przeszkód jakimi były codzienne korki,szczególnie w okresie wszelkich prac remontowych na drogach.Paulina nie zwracała specjalnej uwagi dokąd jechali,dopiero kiedy Robert zaparkował pod nieznajomą jej kamienicą spojrzała na niego pytająco.
- Pomyślałem,że pokażę ci moje mieszkanie,napijemy się dobrego wina i porozmawiamy - przedstawił jej swoje niespodziewane nieco plany. - Oczywiście jeśli nie masz na to ochoty odwiozę cię do domu - zapewnił ją równie szybko nie mając pojęcia czy przypadną one Paulinie do gustu.
- Skoro już tutaj jestem to chętnie wejdę na lampkę wina - zgodziła się czując nagle,że nie ma ochoty wracać teraz do domu,że nie chce się jeszcze z nim rozstawać.
Wysiedli z samochodu i weszli do budynku,który bardziej swoją architekturą pasował do budynków stojących w Śródmieściu niż do typowych bloków na nowych,krakowskich osiedlach,ale i takie się tu zdarzały.Mieszkania były duże,słoneczne i jak można było przypuszczać bardzo drogie,z pewnością nie każdego było na takie stać dlatego niewiele ich budowano.
Robert otworzył przed nią drzwi swojego mieszkania i wszedł pierwszy zapalając światło,znaleźli się w przestronnym korytarzu,z którego wchodziło się do poszczególnych pomieszczeń.Paulina zdjęła płaszcz podając go Robertowi,zsunęła też z nóg kozaczki i z ciekawością rozglądnęła się dookoła.
- Zrobię kawę,a ty w tym czasie oglądnij sobie moje królestwo,możesz wchodzić gdzie tylko masz ochotę,czuj się jak u siebie - to miało dać jej do zrozumienia,że może czuć się tu na luzie i zachowywać jak będzie chciała.
Przez moment zastanowiła się,że w ostatnim czasie to kolejny mężczyzna,który otwiera przed nią swoje "królestwo",ale nic nie powiedziała.Robert poszedł do kuchni,a paulina zaczęła zwiedzanie od najbliższych drzwi,za którymi była akurat jego sypialnia.Poczuła się trochę nieswojo widząc ogromne łóżko z elegancką pościelą,zastanawiała się z kim Robert tu sypia.To były głupie myśli bo w końcu był wolnym facetem,niezależnym i mógł robić co chciał i z kim chciał,ona nie miała prawa się tym interesować.Wolała wyjść stąd jak najszybciej.
W sąsiednim pokoju trafiła na jego prywatną siłownię.Zrobiła na niej duże wrażenie,sprzęt był wysokiej jakości i można było wykonywać na nim dosłownie wszystkie ćwiczenia,które proponowały renomowane siłownie,kluby fitness i inne tego typu punkty w całym mieście.
Miał też piękną łazienkę urządzoną w tonacji bordowej,z praktycznym prysznicem,marmurową umywalką i ogromną,głęboką wanną,w której kąpiel musiała być niewątpliwie dużą przyjemnością,paulina mogła to sobie bez trudu wyobrazić i znów szybko zbeształa się za swoje myśli.
Tak mieszkanie było piękne,doskonale urządzone i wspaniale zadbane jak na to,że nie było w nim żadnej kobiety,która zajmowałaby się tak prozaicznymi czynnościami jak sprzątanie czy podlewanie kwiatków.
Kiedy paulina przyszła do kuchni kawa stała już na tacy,obok stało pokrojone ciasto jak sądziła wypieku mamy Roberta,który właśnie wycierał kieliszki do wina,była ciekawa czy zawsze tak właśnie przyjmował kobiety.
- muszę przyznać,że jestem pod dużym wrażeniem,masz piękne mieszkanie i jak widzę doskonale sobie radzisz - stwierdziła z prawdziwym uznaniem,Robert widział,że mówiła prawdę i bardzo go to cieszyło.
- Cieszę się,że ci się podoba,pewnie spodziewałaś się bałaganu i brudu,a tu takie rozczarowanie.jak na mieszkanie,w którym nie ma kobiety to musisz przyznać,że jest w porządku - nie zamierzał się przechwalać,ale lubił kiedy ktoś z jego znajomych zauważał jego dobry gust i zaangażowanie.
- Ostatnio mężczyźni zaskakują mnie co raz bardziej niż kobiety,mam przyjaciela,który prowadzi dużą firmę,wychowuje samotnie trzyletniego synka i zajmuje się domem,a na dodatek gotuje chyba lepiej ode mnie - przyznała choć ciężko jej było to zaakceptować,ale Michał był naprawdę świetnym kucharzem.- Zresztą poznałeś Michała dzisiaj na chrzcinach - dodała przypominając sobie,że panowie się znają od dzisiejszego popołudnia.
- Jak widać doskonale dajemy sobie radę bez kobiet - zażartował zabierając tacę do pokoju,Paulina poszła za nim rozbawiona jego męską dumą z samego siebie, która go rozpierała.
Przeszli do gabinetu Roberta,zwiedzając wcześniej mieszkanie Paulina ominęła ten pokój.
Była tu piękna mahoniowa ława,kanapa i fotele,pokój służył Robertowi jednocześnie do przyjmowania swoich gości jak i do pracy przy ogromnym biurku,które stało w rogu pokoju.
Paulina usiadła na kanapie,zawsze wolała tego typu meble od najwygodniejszych foteli,Robert postawił tacę na ławie i usiadł koło niej.
- Możliwe,że świetnie wam idzie prowadzenie domu,ale gdyby nas nie było to ciekawe skąd byście brali kolejnych mężczyzn?Chciałabym zobaczyć faceta rodzącego,byłoby to ciekawe doświadczenie,nie sądzisz? - nawiązała do zapewnień Roberta o tym jak świetnie sami sobie mężczyźni dają radę,była wyraźnie rozbawiona.Wyobraziła sobie jak szybko zniknęłaby ich męska siła i duma w takiej sytuacji.
- Nie wiadomo czy i tutaj byśmy cię nie zaskoczyli,ale z pewnością kobietom to wychodzi perfekcyjnie - na tym polu Robert wolał ustąpić bez zbędnych dyskusji.Wprawdzie sprawa była czysto teoretyczna to jednak nie miał ochoty na tego typu doświadczenia nawet gdyby były możliwe.
Czuli się w swoim towarzystwie na luzie,zrelaksowani i dziwnie odprężeni,tak jakby widywali się na co dzień,a przecież była między nimi ogromna przepaść,nie zamknięte sprawy.
Robert zaczął jej opowiadać jak trudno było mu na początku kiedy zaraz po studiach zaczynał pracę,młody i bez doświadczenia,ale za to niesamowicie ambitny.Z czasem oddawał się pracy z co raz to większym zaangażowaniem,brał dodatkowe dyżury,jeździł na sympozja i szkolenia,powoli zaczynał się wyróżniać na tle innych młodych lekarzy.Kiedy na początku tego roku zaproponowali mu kierowanie Intensywną Terapią  był zaskoczony,ale zdawał sobie doskonale sprawę,ze to dla niego ogromne wyróżnienie i awans.
Paulina słuchała go z zainteresowaniem,zauważyła,że podobnie jak ona poświęcił się pracy bez reszty,życie osobiste zeszło na dalsze plany,to praca i kariera były najważniejsze.Rozmawiali pijąc pyszne wino i kiedy w pewnym momencie paulina spojrzała na zegarek było już dobrze po jedenastej co trochę ją zaskoczyło,zupełnie nie czuła upływu czasu kiedy tak siedzieli pogrążeni w rozmowie.
- Zrobiło się już bardzo późno,powinnam wracać do domu - chciała trochę wypocząć przed jutrzejszą podróżą.
- Dlaczego? - zapytał Robert przyglądając się jej uważnie,nie chciał żeby właśnie teraz wychodziła.
- Co dlaczego, nie bardzo rozumiem? - teraz ona była zaskoczona i patrzyła na niego nieco zdziwiona.
- Cudownie spędziłem dzisiejszy dzień razem z tobą Paulina i nie chcę żebyś teraz wychodziła - przysunął się do niej,wziął ją za rękę,jego głos nagle nabrał cieplejszej,intymniejszej barwy.
- Nie jestem pewna czy dobrze cię zrozumiałam Robert - czułą się nieco niezręcznie,ale nie zabrała ręki i nie cofnęła się,czuła rosnące między nimi napięcie,jakieś niesamowite wibracje.
- Wydaje mi się,że doskonale mnie rozumiesz Paulinko - powiedział pieszczotliwie uśmiechając się szelmowsko,nachylił się nagle i zaczął namiętnie całować,jakby czekał na to od dawna.
Paulina była zaskoczona,ale odwzajemniała jego pocałunki,czuła się błogo i bezpiecznie,było jej dobrze ich usta nie mogły się sobą nasycić.Był mężczyzną jej marzeń,kiedyś tak bardzo go kochała i pragnęła,a mieć nie mogła,teraz czuła jego żarliwe pocałunki i nie mogła temu się sprzeciwić.Dopiero po dłuższej chwili zapomnienia kiedy poczuła jego usta również na swojej szyi,karku,ramionach do jej podświadomości zakradły się złośliwe chochliki,które zaczęły jej szeptać,ze to nie tak,ze nie powinna ego robić.
- Robert nie możemy,nie powinniśmy - powiedziała odsuwając go od siebie,czuła jak cała płonie od jego namiętnych pocałunków,ale wciąż próbowała się jeszcze opierać.
- Dlaczego?Pragnę cię Paulina i ty mnie też pragniesz,czuję to,myślę,że już dawno tak było,ale teraz dopiero zdałem sobie z tego sprawę.Dlaczego nie możemy dać sobie trochę szczęścia skoro oboje tego chcemy,przecież nikogo tym nie krzywdzimy.Paulina proszę nie odpychaj mnie teraz - ujął jej twarz w dłonie tłumacząc jak dziecku,pragnął jej ogromnie,ale nie zamierzał w żaden sposób zmuszać jej do niczego,po prostu czuł,że ona tego chce tak samo jak on.
Patrzył w jej duże brązowe oczy,w tej chwili były prawie czarne i błyszczały bardziej niż zwykle,nie wyrażały jednak sprzeciwu,wyczytał w nich jej przyzwolenie.Pocałował ją znów,tym razem delikatnie,powoli jakby przed chwilą nie całowali się żarliwie,a byłby to ich pierwszy pocałunek.Nie broniła się dłużej znów oddając mu pocałunki,przylgnęła do niego mocno,całym ciałem,miał rację pragnęła go tak samo jak on jej.Całował jej twarz,oczy,szyję,rozbierali się w pośpiechu,głodni siebie wzajemnie,czekali na tą chwilę bardzo długo,może nie do końca tego świadomi,teraz już nic nie było w stanie ich powstrzymać.Kochali się pośpiesznie i gwałtownie jakby w obawie,że za chwilę coś im przeszkodzi,coś się wydarzy.Ale nic takiego się nie stało,ich ciała złączyły się w jedno w miłosnym uniesieniu i wzajemnej rozkoszy,w końcu zasnęli przytuleni do siebie na gabinetowej kanapie.Ten pokój nabrał teraz innego znaczenia.

Iza zmywała naczynia piętrzące się na kuchennym stole.Marek wycierał je do sucha i chował do szafek.Goście już dawno byli w swoich domach,a Patrycja spała smacznie w swoim łóżeczku po wieczornej kąpieli.
- To był wspaniały dzień,prawda kochanie? - Marek uśmiechnął się do zony całując ją w policzek.
- Tak chociaż czuję się wykończona i marzę żeby położyć się do łóżka - westchnęła naprawdę zmęczona dzisiejszym dniem Iza.
- Co za zbieg okoliczności,czytasz w moich myślach Izuniu,ja też marzę o łóżku,w którym będzie na mnie czekała moja piękna i kochana żona - powiedział namiętnym głosem kradnąc całusa z jej ust.
- Jesteś okropnym zbereźnikiem mój mężu,dobrze,że nasze dziecko śpi bo mogłoby jeszcze usłyszeć jak tatuś świntuszy,fe wstydź się - udawała,że jest zgorszona sugestią męża choć doskonale wiedziała,że w jego słowach nie było ani cienia wulgarności.To były zwyczajne żarty Marka,do których już dawno zdążyła przywyknąć.
Tego wieczoru było im ze sobą cudownie,przepełniała ich ogromna,bezgraniczna miłość,Marek był dla niej niezwykle czuły i delikatny,tak jakby kochali się po raz pierwszy i nie chciał jej skrzywdzić.Długo jeszcze leżeli wtuleni w siebie ciesząc się wzajemną bliskością,tym,że jest im z sobą tak cudownie,Marek okręcał wokół palca kosmyki  płomiennych włosów żony.
- O czym myślisz kochanie? - zapytał widząc,że coś wyraźnie ją absorbuje od dłuższej chwili.
- O Paulinie i Robercie,tak dobrze się dzisiaj rozumieli,odwoził ją do domu i zastanawiam się czy w końcu Paulina dojdzie do siebie.Sądzę,że wciąż o nim myśli i dlatego jest sama,może i on myśli o niej, byłoby cudownie gdyby sobie w końcu ułożyła życie,może wróciłaby do Krakowa - bardzo chciała mieć przyjaciółkę znowu blisko przy sobie żeby mogły się częściej widywać,a nie być zależnymi od telefonów i maili,które nie dawały niestety namacalnej bliskości.
- Wiem,że tego pragniesz,Paulina jest ci bardzo bliska,ale trudno przewidzieć co się wydarzy,musisz być bardziej cierpliwa i poczekać mimo,że nie lubisz tego tak bardzo robić - chciał dokładnie tego samego dla Pauliny co Iza,ale wiedział już jak zaskakujące często potrafi być życie.
- Mój kochany mężu znasz mnie doskonale i dlatego jestem z tobą taka szczęśliwa - objęła go przytulając się mocno,wiedziała,że marek daje jej bezpieczeństwo i miłość jakich nie znalazłaby z żadnym innym mężczyzną.
Usnęli szczęśliwi,pewni siebie i swoich wzajemnych uczuć,ich miłość rozkwitała jak piękny kwiat bez względu na upływający czas,a doświadczenia,które wspólnie przeżywali sprawiały,że stawała się mocniejsza i dojrzalsza.

Paulina obudziła się kiedy na zewnątrz było wciąż ciemno,przez chwile zastanawiała się gdzie jest i co tu robi,ale zaraz przypomniał się jej wczorajszy wieczór,a właściwie noc.Wstała cicho narzucając na siebie koszulę Roberta,spojrzała jak smacznie spał choć na kanapie nie było tak wygodnie jak w łóżku i uśmiechając się sama do siebie poszła wziąć prysznic.Strumienie ciepłej wody rozpryskiwały się na jej ciele, ona zastanawiała się nad tym co właśnie się między nimi wydarzyło,choć było jej cudownie z Robertem to jednocześnie czuła,że coś było nie tak.
Robert okazał się wspaniałym,czułym kochankiem,czekała od dawna na to co się stało,to było niezapomniane przeżycie i ani prze chwilę nie żałowała,że dała się ponieść pożądaniu.No właśnie pożądaniu i to było to zasadnicze "ale".Paulina go nie kochała,kiedyś może tak,w tej chwili pragnęła go,było jej z nim dobrze,ale to z pewnością nie była już miłość i własnie to sobie uświadomiła.
Wytarła się w olbrzymi ręcznik wiszący w pobliżu prysznica,ubrała i poszła do kuchni,chciała przygotować dla nich śniadanie.
Kroiła właśnie chleb kiedy zjawił się się w kuchni Robert we frotowym szlafroku,objął ją od tyłu w pasie przyciągając do siebie,musnął jej szyję pocałunkiem.
- Robert bo utnę sobie palec prze ciebie,chyba w ten sposób nie szukasz swoich pacjentów? - zażartowała odkładając nóż i obracając się do niego.
- Absolutnie nie,szukam pewnej dziewczyny,która cichaczem uciekła ode mnie,kiedy otworzyłem oczy nie było jej przy mnie,stęskniłem się - powiedział cicho i tym razem chciał pocałować ją w usta,ale wymknęła mu się sprytnie. - Co się stało? - zaskoczyła go wyczuwalna zmiana w jej zachowaniu.
- Robert posłuchaj musimy porozmawiać,właściwie powinniśmy to zrobić wczoraj zanim wylądowaliśmy na tej kanapie,ale skoro się nie udało porozmawiajmy teraz - stwierdziła stanowczo Paulina,była bardzo poważna siadając przy kuchennym stole.Robert szybko zauważył,że nie mogło chodzić o błahostkę.
- Co takiego chciałaś mi wczoraj powiedzieć,ukryłaś coś przed mną,masz teraz wyrzuty sumienia? - usiadł na drugim krześle,przez chwile zastanawiał się czy nie była czasem związana z kimś w Warszawie,a wczoraj tylko uległa chwili słabości.
- Nie martw się,tak jak powiedziałeś nikogo nie skrzywdziliśmy tym co się stało,było mi z tobą naprawdę cudownie,pragnęłam tego.To co chcę ci powiedzieć dotyczy naszej przeszłości - uspokoiła go szybko widząc,że się nieco zaniepokoił jej słowami. - Powinieneś w końcu poznać prawdę i dowiedzieć się czemu kiedyś uznałam naszą przyjaźń za niemożliwą,dlaczego tak naprawdę wyjechała,a właściwie uciekłam wykorzystując nadarzającą się okazję.
Zaczęła mówić o tym jak go poznała,polubiła i w końcu odkryła,że się w nim zwyczajnie zakochała,a on był taki chłodny i niedostępny.W miarę jak opowiadała mu tą całą historię zdumienie Roberta co raz bardziej rosło i malowało się na jego twarzy.Kiedyś z pewnością po takiej nocy Paulina byłaby najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem,ale kiedyś go kochała,nie chciała tego dłużej przed nim ukrywać,dzisiaj było zupełnie inaczej.Być może stracili swoją szansę przez jej zachowanie,ale tamten czas już minął i pewnych spraw się nie zmieni.Nawet przez myśl mu nie przeszło,że Paulina mogła być w nim zakochana,że to co zrobiła było wynikiem jej nie odwzajemnionych przez niego uczuć.A on myślał,ze z niego zadrwiła,zabawiła się nim i zwyczajnie rzuciła w kąt uciekając.
- Myślałem,że kochasz się w Andrzeju - powiedział w końcu kiedy Paulina skończyła mówić i przez chwilę zapanowała miedzy nimi cisza.
- W Andrzeju?Skąd ci to przyszło do głowy?Owszem bardzo go lubiłam,ale wyłącznie jako kolegę,dla mnie jako facet liczyłeś się tylko ty i gdyby ta noc przytrafiła nam się wtedy nie miałabym wątpliwości,że jestem naprawdę szczęśliwa.Ale dzisiaj jest inaczej,nie mówię,że nic do ciebie nie czuję,ale to z pewnością nie jest miłość,ani ja cię nie kocham ani ty mnie Robert.Spójrzmy prawdzie w oczy,taki związek nie ma najmniejszych szans na przetrwanie,to wyłącznie fascynacja i pożądanie - miała dziwne przeczucie,że się nie myli i że Robert potrafi ją zrozumieć.
- Cóż mam powiedzieć?Właściwie odkąd wyjechałaś zastanawiałem się co tak naprawdę do ciebie czułem,czy może cię kochałem,ale masz rację to nie jest miłość.To jedynie fascynacja czymś nieznanym,niesprawdzonym,pociąg seksualny,a my musimy znaleźć swoje drugie połówki jeśli chcemy zbudować prawdziwe,szczęśliwe związki.Mimo to ogromnie cię lubię,cieszę się,że sobie wszystko wyjaśniliśmy,nie wiem czy sam zdobyłbym się na taką rozmowę,a nie chciałbym cię znów stracić - popatrzył na nią z prawdziwą czułością.
- Również tego nie chcę,zawsze będę miała dla ciebie ciepłe uczucia i myślę,że potrafimy się porozumieć,nie musimy wcale się unikać,nasza przyjaźń jest możliwa i całkiem realna.Teraz kiedy wiemy,że się nie kochamy będzie nam dużo łatwiej,może jak mówisz każde z nas ułoży sobie szczęśliwie życie.Cieszę się,że tu wczoraj przyjechałam,to było pouczające doświadczenie - stwierdziła całując go w policzek,przytulił ją do siebie i chwilę tak trwali ciesząc się swoją bliskością i jasną sytuacją jaka nagle się między nimi zrobiła.
Wreszcie pogodzeni i pewni wzajemnych uczuć,w końcu po paru latach wzajemnych animozji i niedomówień mogli być razem szczęśliwi nie raniąc się niepotrzebnie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz