sobota, 20 lipca 2013

Problematyczne tęsnoty

Dzień dobry Kochani, przyjemne, sobotnie popołudnie, co porabiacie? U mnie najważniejsze sprawy ogarnięte i mam teraz czas dla siebie, na pisanie między innymi. Jutro mam intensywną niedzielę, a później jednodniowa delegacja do Warszawy. Czas mocno zabiegany, ale mnie to nie przeszkadza jak wiecie, a teraz szczególnie potrzebuję się czymś zająć. Żeby zbytnio nie rozmyślać, nie tęsknić...
No właśnie tęsknota pojawiła się dziś w tytule posta bo zaczęłam się zastanawiać ostatnio czy tylko ja mam z nią takie rozterki czy Wam też się zdarzają? Mam na myśli taką specyficzną tęsknotę, takie rozdarcie za miejscami, w których nas nie ma, za rzeczami, które się dzieją bez naszego udziału. Mnie takie tęsknoty się generalnie zdarzają jak gdzieś wyjeżdżam, zmieniam otoczenie i zostawiam ludzi mi bliskich, na których mi zależy, których kocham. Mimo, że w miejscu, w którym jestem w danym miejscy jest mi dobrze to cały czas myślę o tym co dzieje się tam gdzie mnie nie ma... O życiu, które się tam toczy, o sprawach  jakie dzieją się bez mojego udziału. nie wiem czy to wynik mojej emocjonalnej natury i tego, że tak przywiązuję się do miejsc, do ludzi, czy to rzecz najzwyczajniejsza. Sądzę, że wiele osób zwyczajnie nie zwraca na to uwagi, nie ma z tym problemu. Mnie taka tęsknota za czymś co mnie omija bezpowrotnie doskwierała kiedy byłam w Irlandii. Mimo, że to był cudowny, bardzo szczęśliwy czas w moim życiu, że poznałam wspaniałych, niezapomnianych ludzi, zwiedziłam piękne miejsca to czułam się rozdarta. Między życiem, które tam wiodłam a wszystkim tym co działo się na co dzień tutaj. Pewnie dlatego miałam i wciąż mam serce nieco podzielona na dwa ukochane miejsca Kraków i Cork. Nie jestem z pewnością osobą, która bez problemu pakuje swoje manatki i zaczyna nowe życie gdzieś z dala od domu, bliskich, przyjaciół. Do tego trzeba się zwyczajnie nadawać, wiem, że niektórzy aklimatyzują się w nowych miejscach bez problemu, nie są rozdarci, nie tęsknią..., no przynajmniej tak mówią. Mnie to wszystko przychodzi z dużym trudem, mam świadomość, że w innym miejscu, które całe lata było moim domem toczy się w końcu równoległe życie, co dziennie coś się dzieje i nic powtórnie się nie zdarzy. Nawet jeśli później zostanie mi to opowiedziane to już przeszłość, nie to samo, a ja mogłam stracić coś naprawdę cennego. Nie chyba nie umiałabym wyjechać na stałe, zastanawiałam się nad tym wielokrotnie, pytano mnie o to. Sądziłam, że może z kimś bliskim, kogo się kocha... Pewnie byłoby to łatwiejsze, ale i tak do końca nie dawałoby mi szczęścia, tak mi się teraz wydaje.
A jak z takimi dylematami Wy sobie dajecie radę? Macie takie wewnętrzne rozdarcia? Czy też zupełnie nie sprawia Wam to problemu? Bo z tą tęsknotą to rzeczywiście tak chyba jest, że nie boli sam brak osoby tylko świadomość ile różnych, wspaniałych rzeczy można by robić właśnie razem.
Osoba kochana wyjeżdża, a my nie możemy znaleźć sobie miejsca, wiemy, że wróci wkrótce, odliczamy dni do kolejnego spotkania, czasami my gdzieś wyjeżdżamy. Czujemy wtedy jak pewne chwile i sprawy umykają, jak tracą na wartości bo nie możemy się nimi podzielić z kimś, tym Kimś dla nas najważniejszym.
Kiedy w czasie takiej rozłąki dzieją się sprawy dla nas ważne myślimy o tym jak by one wyglądały gdybyśmy mogli je przeżyć razem. Wyobrażam sobie reakcję drugiej osoby, jej uśmiech, spojrzenie, czujemy zapach czy dotyk dłoni... a zaraz potem własnie pojawia się tęsknota... No właśnie tak to już jest z tym rozdrożami i tęsknotami, ale pewnie gdyby ich nie było nie docenialibyśmy tego co mamy na co dzień.
Miłego relaksu Kochani i oczywiście jak najmniej takich "pustych, tęsknych" chwil. W końcu jest tak pięknie, świeci cudne słońce, cieszmy się :)))




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz