sobota, 6 lipca 2013

Drobne gesty, niechciane słowa....

Dobry wieczór Kochani,

Ciężki i pracowity dzień za mną, ale sporo rzeczy dopiętych na ostatni guzik. A jak Wam minęła sobota? Plany zrealizowane, pogoda dopisała? Mam nadzieję, że tak.
Teraz wieczorny czas relaksu, pisanko moich przemyśleń z minionych dni... Chcecie poczytać? Zapraszam.
Pewnie zastanawiacie się skąd tytuł dzisiejszego posta? Nie ma w nim nic nadzwyczajnego, dotyczy naszej zwykłej codzienności, ale może też na co dzień się nad tym nie zastanawiamy zbytnio. Mnie akurat temat się nasunął po mijającym tygodniu gdyż takie właśnie sprawy działy się w moim otoczeniu.
Drobne gesty - mam na myśli takie proste, zwyczajne rzeczy, które w zasadzie niewiele nas kosztują a z pewnością ułatwiają i umilają codzienność tym dla, których te drobiazgi możemy wyświadczyć. Tak wiem, możecie być zdziwieni, że chcę o tym mówić, że uważam to za coś szczególnego czy wyjątkowego. Ale proszę zastanówcie się przez chwilę jak często zdarza się Wam bez przysłowiowego "mrugnięcia okiem" wyświadczyć komuś jakąś przysługę, załatwić drobną sprawę? Czy kiedy ktoś Was prosi o pomoc zawsze chętnie zostawiacie swoje aktualne zajęcie i robicie to o co Was poproszono? Może raczej mówicie "Oj ale nie wiem czy znajdę czas", "Jetem teraz zajęty", "Nie mam wolnej chwili"? No właśnie sami widzicie? A przecież nikt nie prosi nas o jakieś szczególne rzeczy, zwyczajne drobnostki w stylu kupienia czegoś przy okazji, wykonania jakiegoś telefonu, wstąpienia gdzieś po drodze. Niewiele nas to kosztuje, a komuś możemy dosłownie "uratować życie". Przykład? Zadzwoniła do mnie przyjaciółka, która nie mieszka w Krakowie i spytała czy mogłabym załatwić jej pokój na niespodziewane wakacje nad morzem. Tak się składa, że mam tam znajomą,a wiadomo, że na ostatnią chwilę to różnie bywa z tymi kwaterami. Dlaczego miałabym nie pomóc? Zadzwoniłam, zapytałam,coś się znalazło, załatwiłam. No, ale nagle zastanowiłam się co z dojazdem? Przyjaciółka przyznała, że jeszcze o tym nie myśleli, a ja pomna na różne opowieści i własne doświadczenie uznałam, że trzeba sprawy załatwić do końca. Pobiegłam na dworzec i dobrze bo okazało się, że z biletami już problem, kupiłam choć niestety nie takie jak miały być. No,ale generalnie sprawa załatwiona pomyślnie, wakacje załatwione, bilety są, przyjaciółka szczęśliwa. Co takiego zrobiłam, co poświęciłam? Jak dla mnie nic, kilka telefonów, spacer na dworzec, drobiazgi, ale ile satysfakcji, że mogłam pomóc. Takich przykładów mogłabym Wam tu przytaczać, ale z pewnością sami znacie je ze swojego życia. Pytanie tylko jak w takich sytuacjach się zachowacie? Dla mnie odpowiedź jest oczywista, nie wyobrażam sobie, że miałabym nie załatwić czegoś co dla mnie jest drobiazgiem, a dla kogoś ma spore znaczenie. Poza tym to daje taką niesamowitą satysfakcję i radość. Nie to, że ktoś doceni, pochwali czy powie jakieś miłe słowo - lubię pochwały, ale bynajmniej nie puste komplementy. Chodzi o frajdę z tego, że to co zrobiłam, ten drobiazg jest dla kogoś tak istotny, tak ważny, że komuś pomogłam, sprawiłam przyjemność, wywołałam uśmiech na twarzy. Więc czy nie warto czasem przeznaczyć kilka minut na takie drobiazgi? Dla mnie są one bezcenne, naturalne i tak oczywiste, że nawet się nad nimi nie zastanawiam tylko działam :)
Niechciane słowa- jak łatwo powiedzieć coś w emocjach czy zdenerwowaniu? Ktoś nastąpił nam na odcisk gdy mieliśmy zły humor i całkiem przypadkowo powiedzieliśmy coś czego w innej sytuacji może nawet nie pomyślelibyśmy. Niepotrzebnie, bez zastanowienia, podniesionym głosem bo akurat mamy zły dzień. Może uciekł nam autobus, dziecko marudziło przy śniadaniu, żona suszyła głowę o jakąś zapomnianą sprawę, źli i naburmuszeni wyżywamy się na kimś kto akurat się nam nawinął pod rękę. Słowa padły, mocne, nieprzyjemne, nieraz nie odzwierciedlające sytuacji. Zabolały, sprawiły przykrość, zraniły... Ktoś się starał, chciał dobrze, a jeszcze mu się oberwało. Znacie to zapewne prawda? Dostało Wam się tak kiedyś? A może powiedzieliście o jedno słowo za dużo, za późno ugryźliście się w język i gdzieś "zgasło słońce", pojawiły się łzy czy rozgoryczenie? No właśnie czasami kiedy ogarniają nas takie złe nastroje warto zastanowić się co i do kogo mówimy, jak zostaniemy odebrani. Życie nie jest czarno - białe, jak wiecie istnieją różne odcienie szarości. Sama staram się nie rozdrapywać takich małych przykrości, nie analizować zbytnio tych przykrych słów choć wiem dobrze jak bardzo potrafią zaboleć, szczególnie z ust osób, na których nam wyjątkowo zależy. Robię tak teraz kiedy zmieniłam swoje podejście do świata, kiedy żyję pozytywnie i doceniam wszystko co codziennie mi się przytrafia wierząc, że jest po coś. Kiedyś po takim niechcianym ataku słownym mogłam przepłakać całe popołudnie. Dziś wiem, że nie warto, że szkodziłabym tylko samej sobie, idę dalej choć ranka pozostaje i goi się powoli. Słów nie da się cofnąć i choć wierzę,że ten ktoś nie zrobił tego celowo, że nie chciał zrobić mi przykrości coś się zmienia, podejmuję pewne decyzje, zmieniam przyjęte dotąd zwyczaje. Może przez to ktoś coś straci, cóż czasami i tak bywa, ponoć najbardziej doceniamy coś jak to już stracimy. tylko czy rzeczywiście tak być musi? Wystarczy wziąć głęboki oddech kiedy ogarnia nas złość, ugryźć się w język i dwa razy pomyśleć zanim coś palniemy. Pamiętajcie o tym, to taki drobiazg a czasami bardzo wiele znaczy dla drugiego człowieka:)
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was dzisiaj tymi osobistymi spostrzeżeniami i uwagami? Czasami naprawdę dobrze sobie coś spokojnie przemyśleć, wnioski do których możemy dojść bywają naprawdę zaskakujące. A czasu cofnąć nie można, na pewne sprawy może być już za późno...
Dobrej nocy Wam życzę, a jutro pięknej, słonecznej niedzieli, pełnej pięknych i ciepłych chwil. Sama właśnie na taką niedzielę liczę, zaplanowany mam rodzinny obiad urodzinowy, pyszne ciasto już czeka w lodówce, szampan się chłodzi, a marzenia... czekają na ich realizację!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz