piątek, 4 maja 2012

Twórczość ukryta cd.

  Hej jak się dzisiaj macie?Co porabiacie w to leniwe i mokre popołudnie?mam tylko nadzieję,że to przejściowe i taka aura nie utrzyma się przez cały weekend.Mam dla Was dzisiaj kolejny odcinek mojego opowiadania,życzę miłej lektury no i słoneczka oczywiście:)))

  "NAJTRUDNIEJSZE SĄ POWROTY"

Rozdział 7:

Tak jak Paulina przypuszczała sprawa nabrała dużego rozgłosu i już przy wejściu do budynku sądu napotkała kilkunastu dziennikarzy,którzy koniecznie chcieli z nią porozmawiać i usłyszeć jej opinie.Nigdy nie przepadała za wywiadami dla prasy czy telewizji,nie udzielała też zbyt wielu informacji na temat sprawy w czasie trwania procesu.Tym bardziej nie zamierzała robić tego teraz kiedy myśli miała skierowane w zupełnie inną stronę-nie miała ochoty na dociekliwe pytania rozszalałych,rządnych każdej sensacji dziennikarzy.Skorzystała z okazji do ucieczki bo tuż po niej przed budynkiem sądu pojawili się obrońcy oskarżonego,którzy dużo bardziej interesowali dziennikarzy niż chłodna i małomówna pani prokurator.
Tym razem przeżyli jednak gorzkie rozczarowanie gdyż jeden z obrońców stanowczo oznajmił,że żadnych oświadczeń dla prasy nie będzie.Kiedy więc panowie dość szybko zniknęli wewnątrz budynku nie ulegało wątpliwościom,że sprawa była nader śliska.
Paulina spojrzała na zegarek,do dziewiątej brakowało jeszcze kilkunastu minut,postanowiła więc wstąpić jeszcze do toalety i trochę ochłonąć bo czuła,że zaczyna ogarniać ją dziwne zdenerwowanie.Położyła dokumenty i torebkę z boku umywalki,odkręciła kran z zimną wodą i zmoczyła dłonie,próbowała zebrać myśli.Spojrzała w wiszące na ścianie lustro i zobaczyła swoje szare,nijakie odbicie,chciała się do niego uśmiechnąć,ale raczej słabo jej to wyszło.Zakręciła wodę,wzięła kilka głębokich oddechów i powiedziała sobie w myślach,że musi dzisiaj wypaść jak najlepiej,uzyskać termin następnej rozprawy jak najbardziej dla niej korzystny i wrócić do Krakowa.Przyjaciółka jej potrzebowała bez względu na to jaki był jej stan w obecnej chwili,nie mogła zawieść Izy,nie tym razem.
Zabrała swoje rzeczy i energicznym krokiem ruszyła w stronę wyjścia,musiała się odwrócić żeby zamknąć za sobą drzwi.Pękata teczka z papierami wyraźnie jej przeszkadzała i kiedy ponownie odwróciła się w stronę korytarza nie zauważyła przechodzącego obok mężczyzny zahaczając lekko o niego teczką.Akta wysunęły się z teczki rozsypując się po podłodze,była zła na samą siebie,że tak trudno było się jej skoncentrować,a sprawa tego właśnie wymagała.
- Bardzo pana przepraszam,mam dzisiaj chyba nie najlepszy dzień,proszę się nie kłopotać,poradzę sobie - powiedziała Paulina nad jego głową bo mężczyzna już zdążył się schylić i zbierał rozsypane kartki.
- Nic się nie stało,ja też nie jestem dzisiaj w najlepszej formie - odpowiedział mężczyzna podnosząc się z ziemi razem z jej dokumentami. - Proszę - podał je jej,ich spojrzenia się spotkały i na twarzach obojga odmalowało się duże zdumienie.
- Michał?Co ty tutaj robisz? - Paulina otrząsnęła się pierwsza,nie mogła uwierzyć,że go tu spotyka.
- O to samo mogę zapytać ciebie - odpowiedział z uśmiechem,a ona zauważyła jak bardzo się zmienił odkąd widziała go na ślubie Izy i Marka.
- No dobrze mogę być pierwsza,pracuję tutaj i za kilka minut mam rozprawę,szczerze mówiąc to trochę się denerwuję i próbowałam właśnie ochłonąć w łazience - stwierdziła lekko zakłopotana,że tak głupio musiała wyglądać w jego oczach.
- No tak,nie sądziłem,że aż tak daleko zaszłaś w swojej karierze i pracujesz w Warszawie,ale cieszę się,że ci się to udało,dobrze wyglądasz - powiedział z uznaniem patrząc na jej nienaganny strój choć Paulina wcale się tak nie czuła. - Co tam u Izy,widujesz się z nimi mieszkając tutaj? - zapytał,a ona wyczuła jakiś dziwny ton w jego głosie,coś jakby smutek czy zal,nie umiała tego dokładnie sprecyzować.
- Posłuchaj Michał myślę,że powinieneś o czymś wiedzieć,Iza jest bardzo chora,urodziła niedawno córeczkę,ale jej serce była za słabe,wdały się powikłania,szczerze mówiąc nie wiem czy ona z tego wyjdzie...Cały czas jestem w Krakowie,przyjechałam tu tylko na jedną rozprawę i zaraz wracam żeby być przy niej,przepraszam,że musiałam zepsuć ci nastrój.Wiem,że źle wam się układało zanim spotkała Marka i później nie utrzymywaliście kontaktów i to nie moja sprawa,ale uznałam,że muszę ci o tym powiedzieć,przez wzgląd na dawne czasy - widziała jak bardzo zdenerwował się tym co od niej usłyszał,przestraszyła się,że może jednak źle zrobiła mówiąc Michałowi to wszystko.
- Nie miałem o niczym pojęcia,rzeczywiście nie utrzymujemy ze sobą kontaktu,tak mi głupio - Michał wyraźnie był przybity tą wiadomością,w pewnym sensie czuł się winny choć przecież nic złego nie zrobił.
- Rozumiem cię Michał.nam też ostatnio nie układało się zbyt różowo,nawet nie miałam pojęcia,że Iza ma poważne problemy z sercem chociaż jestem,a przynajmniej kiedyś byłam jej najlepszą przyjaciółką.Dopiero kiedy śmierć zagląda do twojego życia przerażasz się jak wiele można stracić,tyle tylko,że zwykle jest już za późno żeby to ocalić.Ale tym razem nie może tak być,Iza ma taką cudowna córeczkę,które potrzebuje matki,ma męża,który kocha ją do szaleństwa,ona po prostu nie może umrzeć - Paulina nie wiedziała kogo bardziej przekonuje Michała czy samą siebie.Głos niebezpiecznie jej drżał,a oczy zaszkliły się,jednak nie rozpłakała się.
- Czy ma dobrą opiekę lekarską?Gdzie leży? - Michał zadawał te pytania jakby mógł cokolwiek zrobić czy zmienić choć oboje dobrze wiedzieli,że to jest niemożliwe.
- W tej chwili na Intensywnej Terapii u Rydygiera,zajmuje się nią mój stary...,mój przyjaciel,jest ordynatorem oddziału i bardzo dobrym specjalistą,można mu spokojnie zaufać - zapewniła go zakłopotana trochę tym jak ma nazwać Roberta,ale wybrnęła z tego przyzwoicie,zresztą Michał nie interesował się jej prywatnym życiem.
- To dobrze,myślisz,że mógłbym...,że powinienem ją odwiedzić jak wrócę do Krakowa? - popatrzył na nią niepewnie jakby szukając w jej oczach aprobaty,zdawał sobie sprawę,że Paulina wiele wie o tym co łączyło go kiedyś z Izą.
- Myślę,że Iza chciałaby tego - stwierdziła ze stanowczością paulina,od dawna uważała,że zarówno Michał jak i Iza niepotrzebnie zmarnowali piękną przyjaźń,a teraz właśnie nadarzała się świetna okazja żeby to zmienić. - Mieszkasz w Krakowie?
- tak,przyjechałem załatwić tu tylko pewne sprawy dotyczące mojej żony,ale za kilka dni wracam.Cieszę się,że cię spotkałem bo nie wiedziałbym nawet o Izie,szkoda tylko,że są to takie przykre wiadomości.
- Niestety nie można uciec przed tym co jest nam pisane,widać tak miało być,ale mam nadzieję,że nie będziemy musieli się spotykać więcej w takich okolicznościach i że Iza wyjdzie z tego.Przepraszam cię Michał ale muszę już lecieć bo zaraz zaczną mnie szukać,rozprawa bez prokuratora to raczej niemożliwa sprawa.Mimo wszystko cieszę się z naszego spotkania,może jeszcze kiedyś trafimy gdzieś na siebie - wyciągnęła do niego rękę na pożegnanie.
- Śmieszne tylko,że musieliśmy przyjechać aż tutaj żeby się spotkać - zauważył Michał nachylając się nad jej dłonią i całują ją.- Ja też mam nadzieję,że zobaczymy się jeszcze i to w przyjemniejszych okolicznościach.
- Byłoby naprawdę miło,do zobaczenia - uśmiechnęła się do niego serdecznie,ujął ją tym gestem,który w dzisiejszych czasach rzadko się zdarzał.
- Paulina zaczekaj jeszcze chwileczkę - zatrzymał ją. - Pozdrów ode mnie Izę gdybym nie dał rady przyjść do szpitala,dobrze?
- Pozdrowię,ale myślę,że możesz spokojnie sam to zrobić,gwarantuję ci,że ona się ucieszy i to bardziej niż myslisz - obiecała i szybko odeszła długim,zatloczonym korytarzem.
Spotkanie tutaj Michała było dla Pauliny sporym zaskoczeniem,ale cieszyła się,że mogła powiedzieć mu o Izie i o tym,że powinien się z nią w końcu pogodzić.Tak naprawdę to nigdy się nie pokłócili,Michał po prostu nie umiał zaakceptować tego,że marek zaczął mieć w pewnym momencie dla Izy tak duże znaczenie.Wcześniej poznawała różnych facetów,którzy jednak dość szybko znikali z jej życia,z Markiem tak nie było i Iza otwarcie powiedziała o tym Michałowi.Myślał,że da sobie radę,ale tym razem sytuacja go przerosła,a Iza co raz bardziej angażowała się w związek z Markiem.W końcu dotarła do niego prawda,której cały czas nie dopuszczał do głosu,to się stało - Iza zakochała się w innym mężczyźnie,przecież jego nigdy nie kochała.Wiedział o tym od dawna,ale godził się na taki układ zdając sobie sprawę,że inaczej straci ją całkowicie,a tego nie chciał.Paulina rozumiała Michała,wiedziała co znaczy chociaż namiastka szczęścia jeśli się kogoś kocha i nie można liczyć na jego wzajemność.Człowiek godzi się na wszelkie kompromisy,na każdą chwilkę radości,dopiero później czuje się ból i gorycz rzeczywistości,tylko,że zwykle jest już za późno,jest się już uzależnionym od tego uczucia do drugiej osoby.To tak jak narkotyk bez,którego nie można normalnie funkcjonować,tak samo niszczy i przytłacza człowieka.Iza była szczęśliwa z Markiem,po kilku latach trudnego związku z Michałem,który ją po prostu dusił,dusiła ją jego miłość.Paulina cieszyła się widząc przyjaciółkę pełną radości i zapału do wszystkiego,Iza promieniała i było widać to z daleka.Żałowała wprawdzie,że Michał nie umiał tego zaakceptować,że niszczył przyjaźń,która kiedyś ich łączyła,ale nic nie mogła zrobić,kochała Marka a nie Michała.Miała nadzieję,że jak to mówią czas leczy rany i Michał w końcu ułoży sobie życie,znajdzie kogoś kto będzie go kochał tak jak ona go kochać nie umiała.Paulina nie miała za bardzo wtedy czasu rozważać stanu psychicznego Michała,rozmawiała z nim kilkakrotnie przez telefon,a później w jej życiu pojawił się Robert.
Michała widział jeszcze na ślubie Izy choć i wtedy specjalnie mu się nie przyglądała,dopiero dzisiaj zauważyła tą zmianę.Była w jego oczach kiedy ich spojrzenia spotkały się,znikła gdzieś ta energia i wieczna żywiołowość,którą miał w sobie gdy się poznali.Był w końcu dorosłym facetem,miał 32 lata,żonę,może dziecko,to już nie był niedojrzały emocjonalnie chłopak,nie było się czemu zbytnio dziwić.Jednak uwadze Pauliny nie umknęło,że Michał miał jakieś problemy i życie nie było dla niego z pewnością zbyt łaskawe,znała się doskonale na ludziach i potrafiła czytać z ich twarzy.
Kiedy dotarła na salę rozpraw Ryszard już na nią czekał wyraźnie zaniepokojony jej kilkunastominutowym spóźnieniem,wcześniej to się nigdy nie zdarzało.Wiedział jednak doskonale w jak dużym stresie teraz Paulina żyła i dlatego martwił się czy będzie w stanie poprowadzić sprawę z właściwym zaangażowaniem.
- Przepraszam za spóźnienie - spojrzała na niego zakłopotana siadając na sąsiednim krześle. - Spotkałam na korytarzu starego przyjaciela Izy i musiałam powiedzieć mu co się stało - usprawiedliwiała się zdając sobie sprawę,że Ryszard z pewnością niepokoił się o nią.
- W porządku,przepraszam,że pytam,ale czy jesteś pewna,że dasz sobie radę? - przyjął do wiadomości jej usprawiedliwienie,ale mimo to patrzył na nią z troską.
- Poradzę sobie Rysiu,będź spokojny rozłożymy ich na łopatki,przekonają sie co znaczy zaczynać z prokuraturą,będą jeszcze skomleć o łaskę - zażartowała paulina mając na mysli wcześniejszą próbe przekupstwa ze strony oskarzonego.
Rzeczywiście już ochłonęła po spotkaniu z Michałem i starła się nie myśleć o czymkolwiek innym jak o sprawie,która się właśnie zaczynała.Mieli duże szczęście bo rozprawie przewodniczył sędzia Jaras,który znany był w tutejszej prokuraturze ze swojej rzetelności i całkowitej lojalności wobec prawa.Nie uznawał żadnych układów i kumoterstwa,na sali sądowej oskarżony był dla niego po prostu oskarżonym bez względu na to jaką pozycję społeczną zajmował i jakich miał przyjaciół.
Wszystko szło gładko i sprawnie,przedstawione zostały zarzuty wobec oskarżonego,Paulina dała z siebie naprawdę wiele w swojej mowie wstępnej,później głos miała obrońca,który mimo swoich ogromnych starań wypadł przy niej raczej blado.Sędzia podziękował obu stronom i ogłosił,że przesłuchania świadków rozpoczną się 17 października o godzinie 11.00,do tego czasu odroczył rozprawę.Paulina była ogromnie zadowolona, miała ponad dwa tygodnie czasu na dopracowanie jeszcze kilku rzeczy,a przede wszystkim mogła spokojnie wrócić do Krakowa.
Oczywiście wszystkim miał zająć się Ryszard żeby Paulina mogła spokojnie czuwać przy Izie,miała nadzieję,że przez ten czas nastąpi w końcu jakaś zmiana w stanie zdrowia przyjaciółki.Ryszard również był zadowolony z takiego obrotu sprawy,uważał,że Paulina doskonale dzisiaj wypadała i może spokojnie przekazać mu teraz pałeczkę,poradzi sobie kiedy ona będzie w Krakowie.Zaproponował żeby po drodze do biura wstąpili na kawę i ciacho,oboje na to zasłużyli i Paulina zgodziła się bez oporów.Planowała pozałatwiać jeszcze kilka spraw w prokuraturze i jutro z samego rana chciała wracać do Krakowa,bardzo jej się tam spieszyło,ale chciała również choć trochę odciążyć Ryśka.
Siedząc w kawiarni zaśmiewali się z jakiś plotek krążących ostatnio po prokuraturze,wciąż nowe osoby stawały się ich tematem - kiedyś opowiadano sobie o uch rzekomym i namiętnym romansie.Jednak kiedy Ryszard związał się z Joanną temat do plotek się urwał,a po kilku dniach mówiono już o czymś zupełnie innym.Czuli się zrelaksowani i z pewnością jeszcze długo mogliby tak siedzieć gdyby nie świadomość jak wiele mają jeszcze dzisiaj do zrobienia.
Joanna ich powrót do biura przyjęła z widoczną ulgą,były już trzy telefony do Pauliny z Krakowa,dzwonił mąż Izy,komórkę wyłączyła przed rozprawą a później zapomniała włączyć,za kilka minut miał ponownie dzwonić.Paulina wyraźnie się zdenerwowała tą wiadomością natychmiast znikając w swoim gabinecie.Ryszard został z Joanną nie chcąc jej przeszkadzać kiedy będzie rozmawiała Markiem,jednocześnie gotowy był w każdej chwili znaleźć się przy niej gdyby tylko potrzebowała jego wsparcia.sama mogła oddzwonić do Marka,ale tak bardzo bała się tego co może usłyszeć,że wolała czekać na jego telefon,jakby odsunięcie w czasie tej rozmowy mogło cokolwiek zmienić w wiadomości jaką miał dla niej.
Kiedy telefon zadzwonił ponownie i Joanna powiedziała,że na linii jest Marek paulina podniosła słuchawkę drżącą ręką czekając z bijącym sercem na to co za chwilę mogła od niego usłyszeć.
- Hej Paulinko jesteś tam? - zapytał niepewnie,nie wiedział czy go słyszy bo się nawet nie odezwała.
- jestem marku,co się stało? - głos drżał jej z emocji co Marek natychmiast wychwycił i zorientował się,że zdenerwował ją tym telefonem.
- Wszystko w porządku,nie denerwuj się,Iza odzyskuje przytomność,lekarze są dobrej myśli.Chciałem cię tylko trochę uspokoić choć słyszę,że osiągnąłem przeciwny efekt,mam rację? - mimo,że byli daleko od siebie wyczuł ogromne zdenerwowanie Pauliny.
- Masz rację,przestraszyłam się,że stało się coś złego,że...,zresztą nieważne,dobrze,że zadzwoniłeś.Przed chwilką wróciłam z sądu,do siedemnastego mam wolne,muszę tylko uporządkować kilka spraw i przyjeżdżam - oznajmiła już znacznie spokojniejsza niż przed chwilą,nawet nie mogła wymówić tego czego tak się bała.
- Cieszę się, będziemy czekali na ciebie - zapewnił ją Marek,po czym skończył rozmowę,pielęgniarka wołała,że zona znowu się budzi.
Kiedy paulina przekazał dobrą nowinę Ryśkowi i Joannie ucieszyli się razem z nią i od razu kazali jej się zbierać do wyjazdu.Próbowała nawet przez chwilę stawiać opór i tłumaczyć,że musi choć trochę im pomóc,nie chciała zostawiać wszystkiego na głowie Ryśkowi.Szybko jednak przekonali ja żeby przestała myśleć o pracy i zajęła się tym co teraz jest najważniejsze.Jej serce rwało się  do Krakowa dlatego dłużej nie oponowała i zgodziła się jechać najbliższym ekspresem,odchodził za dwie godziny,prawie na czas by zdążyła jeszcze wstąpić do domu.


Marek siedział przy łóżku żony cały czas odkąd zaczęła odzyskiwać przytomność,bał się,że mogłaby otworzyć oczy i zobaczyć,że nie ma go przy niej.Iza budziła się już kilkanaście razy i po paru minutach ponownie zasypiała,nie powiedziała jeszcze ani jednego słowa.Robert miał akurat dyżur,badał ją i zapewnił Marka,ze wszystko jest pod kontrolą,organizm Izy jest bardzo osłabiony i muszą jeszcze trochę poczekać zanim Iza obudzi się na dobre.Niczego nie obiecywał,ale był wyraźnie zadowolony z przełomu,który właśnie nastąpił i sądził,że jest duża szansa na całkowity powrót do zdrowia Izy.
Przed chwilą pielęgniarka dała jej zastrzyk nasenny żeby spokojnie spała,a Robert powiedział,że obudzi się dopiero wieczorem.Marek postanowił pojechać więc do domu zobaczyć się z córeczką,którą zajmowała się teraz jego mama.Dzwonił już do teściów,którzy natychmiast postanowili przyjechać i zobaczyć córkę,lada chwila powinni się tutaj zjawić,wtedy chciał jechać do domu.Znów przyszedł Robert,sprawdził wskazania monitorów,do których Iza była podłączyła,zbadał jej puls,który już był teraz dużo wyraźniejszy i stabilniejszy.
- Nie jedziesz do dom? - zapytał w końcu Robert,widział jak Marek jest zmęczony siedzeniem przy łóżku Izy. - Powinna spać jeszcze jakieś trzy,cztery godziny,musisz trochę odpocząć,będziesz jej potrzebny kiedy naprawdę się obudzi.
- Tak wiem,pojadę do domu,czekam tylko na teściów,mają zaraz tutaj być.Dziękuję,że tak się o nią troszczysz - był ogromnie wdzięczny Robertowi za opiekę jaką roztoczył nad Izą.
- Drobiazg,jest moją pacjentką i robię co tylko mogę żeby postawić ją z powrotem na nogach,wasza córeczka z pewnością nie może się już doczekać kiedy mama weźmie ją w objęcia - stwierdził Robert przypominając sobie śliczną twarzyczkę dziewczynki,którą widział zanim Marek zabrał Patrycję do domu.
- jesteś bardzo skromny Robert,to dzięki tobie Patrycja ma szansę mieć ma... - Marek nie skończył bo w tej samej chwili cicho otworzyły się drzwi.Obaj obrócili się w tamtą stronę i zobaczyli naprawdę zmęczoną Paulinę,która przyjechała tu prosto z dworca.
- Pójdę już mam jeszcze sporo pracy,zaglądnę do niej później - Robert zwrócił się do Marka czując jak ogarnia go ogromna radość na widok Pauliny. - Witaj Paulina - powiedział mijając się z nią przy drzwiach zatrzymując na niej na chwilę spojrzenie.
- Cześć - odpowiedziała mu cicho również nieco zdenerwowana tym spotkaniem,nie myślała,ze właśnie dzisiaj się spotkają,chciała jak najszybciej przyjechać do Izy. Robert wyszedł zamykając za sobą cicho drzwi,Paulina spojrzała na Marka i podeszła do łóżka przyjaciółki.
- Jak ona się czuje? - spytała po chwili patrząc na nieruchoma twarz Izy,wciąż była bardzo blada,ale zaczynała nabierać innych odcieni niż wcześniej.
- Trudno powiedzieć,dali jej coś na sen bo często się budziła,a teraz on jest jej najbardziej potrzebny,będzie spała jeszcze kilka godzin,wtedy zobaczymy.Niby otwierała oczy,ale sądzę,że niewiele do niej docierało,jest zbyt słaba,ale Robert jest dobrej myśli.Powinnaś pojechać teraz do domu,jesteś bardzo zmęczona,jak tak dalej pójdzie to przewrócisz się ze zmęczenia - jego głos był  dość srogi,ale Paulina dobrze wiedziała,że to jedynie z troski o nią,wiedział ile ostatnio miała na głowie.
- Chcę być przy niej kiedy znowu się obudzi,to ty powinieneś jechać do domu,posiedzę przy niej - czuła,że ogarnia ją zmęczenie,ale postanowiła być twarda i zostać z przyjaciółką.
- Ona na razie się nie obudzi,za chwile przyjadą jej rodzice i tu posiedzą,oboje możemy spokojnie jechać do domu.Podrzucę cię,a jeśli będziesz chciała to przyjadę po ciebie jak będę tu wracał.Gdybyś mi nie wierzyła to możesz skonsultować się z lekarzem,z pewnością powie ci to samo co ja - zdawał sobie sprawę z uporu Pauliny,ale miał nadzieję,że uda mu się przemówić jej do rozsądku. - Chyba nie chcesz zasnąć kiedy ona się obudzi i będzie cię potrzebowała? - zapytał jeszcze i do sali weszli akurat rodzice Izy.
Paulina przywitała się z nimi serdecznie ciesząc się,że stan Izy uległ poprawie i mogą mieć nadzieję,że niedługo Iza wyzdrowieje,dotąd nie było nawet wiadomo czy przeżyje.Postanowiła zaczekać na Marka na korytarzu,w sali zrobiło się ciasno,a dobrze wiedziała,że u chorego mogą przebywać co najwyżej dwie osoby równocześnie.
Kiedy wyszła na korytarz zobaczyła Roberta,stał oparty o przeciwległą ścianę wyraźnie czekając na Paulinę,chciał z nią porozmawiać i bał się,że jeśli stąd odejdzie Paulina mu ucieknie.
- Czekam na ciebie - odezwał się cicho,nie wiedział jak ma z nią rozmawiać,to było trudniejsze niż przypuszczał.
- Chyba powinnam powiedzieć teraz coś w stylu "cieszę się,że cię widzę",ale jakoś nie umiem.jestem cholernie zmęczona,a jedyne o czym mogę w tej chwili myśleć to Iza,wybacz jeśli to wydaje ci się zbyt cyniczne - powiedziała smutnym głosem.Naprawdę była zbyt zmęczona żeby móc odczuwać jakiekolwiek emocje związane z jego osobą.
- Paulina ja nie chcę się z tobą absolutnie kłócić,sądziłem tylko,ze powinniśmy ze sobą porozmawiać.Wiem,że jesteś zmęczona i chętnie przełożę to na inny dzień,po prostu nie chciałem żebyś mi znowu uciekła.Nie chcę udawać,że nasze spotkanie nic dla mnie nie znaczy,rozumiesz mnie? - spojrzał na nią pytająco i paulina zauważyła w tym spojrzeniu coś znajomego,coś co kiedyś ją w nim tak ujęło.
- W porządku Robert,porozmawiamy,obiecuję ci to,ale nie dzisiaj,chcę odpocząć i wrócić tu później,muszę być z nią kiedy się obudzi.Podobno mam trochę czasu?
- Tak Iza będzie spała do późnego wieczora,nie musisz się spieszyć bo nawet kiedy się obudzi będzie zbyt słaba na jakiekolwiek rozmowy,musisz poczekać jeszcze parę dni.Widzę,że wciąż jesteście sobie bardzo bliskie,to wspaniałe mieć taka przyjaciółkę - zauważył jakby z odrobiną zazdrości mając na myśli oddanie pauliny Izie.
- Masz rację wspaniałe,tyle tylko,że rzeczywistość nie jest taka piękna jak ci się wydaje.Cieszę się,że to ty zajmujesz się Izą,naprawdę.Jesteś naprawdę dobry,od samego początku zresztą wróżyłam ci znakomitą karierę,a ty nie chciałeś mi wierzyć - po raz pierwszy od początku tej rozmowy uśmiechnęła się wspominając dawne czasy.
- Powinnaś się częściej uśmiechać,życie staje się wtedy łatwiejsze.Gdybyś miała jakieś problemy z wejściem tu wieczorem powołaj się na mnie,naprawdę cieszę się,ze tu jesteś - dodał jeszcze choć bał się,że paulina może się obruszyć na takie wyznania,była taka obca i niedostępna.
Ona jednak nic nie odpowiedziała,zamyśliła się nad czymś przez chwilkę,a potem zjawił się marek i zabrał ją do domu.Robert nie miał pojęcia co ma myśleć o spotkaniu z Pauliną,bez wątpienia zmieniła się,zniknęła gdzieś ta dawna,szalona paulina.Teraz była opanowana,chłodna i doskonale wiedziała czego chce dając to odczuć otoczeniu.nie zauważył oprócz tego chwilowego uśmiechu ani cienia radości na jej twarzy,z pewnością przeżywała bardzo chorobę Izy,ale w końcu istniało coś jeszcze poza tym miejscem i obecną sytuacją.


Kiedy tego wieczoru Paulina wchodziła na Intensywną Terapię na oddziale panowała cisza i spokój,było już dobrze po 22.Jedynie cicho pracujące aparaty i pojawiające się co jakiś czas na korytarzu pielęgniarki potwierdzały,ze coś tu się dzieje,że toczą się tu najtrudniejsze w życiu walki,walki z okrutną i bezlitosną przeciwniczką - walki ze śmiercią .
Paulina przyjechała taksówką bo Marek musiał jednak zostać w domu,Patrycja wyjątkowo marudziła i babcia bała się sama zostać z nią na noc w obawie czy wnuczka czasem nie jest chora.Zadzwonił więc do pauliny przepraszając,że po nią nie przyjedzie,wcześniej dzwonił do szpitala.Rozmawiał z Robertem,który uspokoił go,że nawet kiedy Iza się obudzi nie będzie miała siły na rozmowy więc lepiej niech zostanie w domu z córeczką.Paulina miała w razie czego wytłumaczyć jej dlaczego Marek nie przyjechał i wiedział,że doskonale da sobie z tym radę.Rodzice Izy dali się przekonać Paulinie,że powinni pojechać do domu,odpocząć i wrócić tu jutro kiedy córka będzie się czuła lepiej.Paulina zawsze miała dar przekonywania ludzi,a teraz dodatkowo go pogłębiała dzięki swojej pracy zawodowej.Nigdzie się jej nie spieszyło,chciała posiedzieć trochę z przyjaciółką,być z nią chociaż duchowo jeśli Iza nie mogła jej słyszeć bo akurat spała.
Po wyjściu rodziców Izy zostały same,Paulina usiadła na krześle obok łóżka przyjaciółki,delikatnie ujęła jej bladą dłoń.Iza leżała z zamkniętymi oczami,miała podłączony aparat tlenowy,który pomagał jej oddychać,wyglądało to tak jakby przed chwilą zasnęła,a przecież była  nieprzytomna przez dziesięć dni.Paulina patrzyła na przyjaciółkę z ogromną miłością i troską jakie czuła w sercu,pełna wyrzutów sumienia,że tak łatwo mogła ją stracić.Dotknęła burzy pięknych włosów,które otaczały głowę Izy,zawsze jej ich zazdrościła.Były w kolorze malagi - starego wina,rozsypane w nieładzie leżały na szpitalnej poduszce i były jedynym ostrym akcentem w tym septycznym,surowym pokoju.Mówiła do niej cichym,spokojnym głosem tak jakby chciała ją ściągnąć w ten sposób na ziemię,wyrwać z koszmarnego snu.Dwa razy zaglądała do sali pielęgniarka,sprawdzała wskazania aparatury,zmieniała kroplówkę i podawała w zastrzyku jakieś lekarstwa,uśmiechała się ciepło do siedzącej Pauliny jakby chciała jej dodać otuchy.
Wszyscy tutaj bardzo lubili Izę,słyszeli jaka trudną decyzję musiała podjąć,podziwiali jej miłość do męża,któremu tak bardzo chciała urodzić dziecko,nawet jeśli miałaby to przypłacić własnym życiem.Paulina pamiętała jak jeszcze dawno temu rozmawiały z Izą na temat dzieci,przyjaciółka miała je doskonale zaplanowane w swoim życiu i nie ukrywała,że bardzo chce zostać matką.Sama Paulina miewała takie chwile kiedy widząc kobietę w ciąży czy z wózkiem na ulicy odczuwała jakiś dziwny brak i pustkę w sercu.Wiedziała,że to musi być cudowne uczucie i mimo,ze prowadząc taki tryb życia jaki prowadziła ostatnio gdzieś w głębi jej serca tliła się nadzieja,że i ona kiedyś doświadczy tego uczucia.Później znów przychodził nawał pracy i spraw do załatwienia,zapominała o dziecku bo przecież sama  dla siebie nie miała czasu,o czym więc tu było myśleć.Ale teraz kiedy patrzyła na Patrycję to czuła,że ona postąpiłaby podobnie,warto było podjąć to ryzyko,dać życie dziecku,którego pojawienie się na świecie przynosiło tyle radości,potrafiło ukoić nawet największy smutek,dziecko pozwala to wszystko zwyciężyć.Pod warunkiem,że ma się jeszcze obok takiego cudownego człowieka jak na przykład Marek,Iza miała przy sobie wyjątkowego człowieka.
Iza poruszyła się niespokojnie,otworzyła oczy i patrzyła przez chwilę w sufit,powoli odwróciła głowę i napotkała serdeczny uśmiech przyjaciółki,na który od tak dawna czekała.Chciała coś powiedzieć ale maska tlenowa jej to uniemożliwiała.
- Cii....,nic nie mów kochanie - Paulina pochyliła się nad nią i delikatnie odchyliła maskę z ust przyjaciółki. - Jestem tu przez cały czas,musisz dużo wypoczywać,jesteś jeszcze bardzo słaba.Niedługo poczujesz się lepiej i wtedy porozmawiamy,na razie postaraj się zasnąć,będę tu przy tobie - mówiła do niej głaszcząc jej rękę,wiedziała,że Iza nie powinna się teraz męczyć rozmową.
- Gdzie Marek? - udało się po chwili wyszeptać Izie,uważnie przyglądała się Paulinie tak jakby bała się,że może coś przed nią ukryć.
- Marek jest w domu z waszą córeczką,macie śliczną dziewczynkę Izuniu,jestem z ciebie taka dumna,świetnie się spisałaś.Kazał cię ucałować,przyjedzie do ciebie rano,będziesz wtedy się lepiej czuła.Spróbuj teraz zasnąć dobrze? - starała się ja uspokoić widząc strach w jej oczach.Z pewnością Iza obawiała się co stało się z dzieckiem,a może nie pamiętała dlaczego się tu znalazła?
Przyjaciółka chyba ją zrozumiała bo przymknęła znowu oczy,nie spała jednak oddychając nierówno,zmarszczyła lekko brwi usiłując wyraźnie coś sobie przypomnieć.
- Córeczka,mam córeczkę - powiedziała cicho jakby nie mogła uwierzyć w to,powoli zaczynało docierać do niej co się właściwie stało,zrozumiała,że jednak jej się udało.
Podjęła najtrudniejszą z decyzji w swoim życiu,tak wiele mogła stracić,a jednak zrobiła to i udało się.Była matką,jak to wspaniale brzmiało,miała swoją małą córeczkę,dla której zdecydowała się poświęcić nawet własne życie jeśli byłoby trzeba.Ale udało się,wygrała z losem,dostała nagrodę za swoją odwagę.Mimo,że jeszcze jej nie widziała czuła jak w sercu rozkwita radość i miłość do tego maleństwa,które bardzo potrzebowało teraz swojej mamy.Dziwna błogość i ciepło rozlewały się po niej ogarniając całe jej ciało,czuła,ze znowu zasypia.paulina przyglądała się śpiącej przyjaciółce,była szczęśliwa,że Iza zaczyna powoli dochodzić do siebie,tak bardzo bała się przez ostatnie dni,że straci ją na zawsze.Delikatnie założyła jej z powrotem maskę tlenową i usiadła przy łóżku.Nie wiedziała nawet kiedy tak siedząc dała się pokonać zmęczeniu i zasnęła z głową opartą o łóżko.Ocknęła się przestraszona czując,że ktoś delikatnie,ale z uporem potrząsa jej ręką.
- Przepraszam nie chciałem cię wystraszyć - to był Robert,który przed chwilą tu zaglądnął i zrobiło mu się żal śpiącej na krześle Pauliny dlatego ją obudził.
- Nic nie szkodzi,zdrzemnęłam się tylko na chwilkę,czy coś się stało? - była rozespana i trochę zaniepokojona nagłą obecnością roberta,pomyślałą,że być może Izie znów się pogorszyło.
Stało? - teraz Robert nie bardzo wiedział o co jej chodzi,dopiero po chwili skojarzył co mogła mieć na myśli. - Absolutnie nic się nie stało,po prostu zaglądnąłem zobaczyć jak czuje się Iza i zobaczyłem,że śpisz,to chyba nie jest najwygodniejsze miejsce do spania - zauważył z uśmiechem chcąc ja uspokoić.- Masz rację,marna ze mnie pielęgniarką powinieneś mnie zwolnic z pracy - podchwyciła jego żart mimo ogromnego zmęczenia,które czuła.
- Raczej powinienem położyć cię do łóżka i zaraz to zrobię,w moim gabinecie stoi kanapa,chodź musisz się przespać - zarządził ujmując ją za rękę i stawiając na ziemi.
- Nic mi nie jest Robert,daj spokój,to tylko zwykłe zmęczenie,Iza mnie potrzebuje - próbowała mu sie przeciwstawić choc dość marnie jej to szło.Robert był od niej zdecydowanie silniejszy,a poza tym nie chciała urzadzać scen w szpitalu.
- Owszem będzie cię potrzebowała rano gdy się obudzi,a jeśli się nie prześpisz to nie będziesz w stanie zamienić z nią słowa.Jesteś tak samo uparta jak kiedyś,tyle,że tym razem to ja postawię na swoim - oznajmił zdecydowanie prowadząc ja do swojego gabinetu.
Czuła się dość niezręcznie,nie mieli jeszcze nawet okazji porozmawiać i wyjaśnić sobie wielu rzeczy,a teraz on decydowała co powinna była zrobić.Zdawała sobie jednak doskonale sprawę,Że Robert ma całkowitą rację,była cholernie zmęczona choć za nic nie chciała się do tego przyznać,sen był jej do życia niezbędny w tej chwili tak samo jak tlen.Dlatego dłużej nie protestowała,pozwoliła położyć się na kanapie w jego gabinecie,zdjąć sobie buty i okryć się kocem.
- Dziękuję - udało się jej jeszcze powiedzieć sennym głosem zanim Robert wyszedł z pokoju gasząc światło Paulina już spała.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz