sobota, 23 listopada 2013

Spokojnie

Witajcie!

Po tygodniu znów jestem, niestety wciąż dzieląc sprzęt z moim bratem dlatego też moje posty nie są tak częste, ale wierzę, że wkrótce wszystko wróci do normy. Sobota dość intensywna, jak to sobota, ale teraz już mam czas wyłącznie na relaks i skupiam się na moim ulubionym zajęciu czyli pisaniu. Po kuchni z coraz większą intensywnością rozchodzi się zapach piernika, który właśnie dochodzi w piecu i jest tak błogo, domowo... Za pięć tygodni Święta.. To był naprawdę intensywny tydzień, ale bardzo efektywny i to pod różnymi względami, myślę, że najbliższy będzie podobny. Dlatego też w tygodniu nie zabierałam się za pisanie bo nie chciałam robić tego po łebkach i wrzucać byle co, mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Jak wspominałam niedawno zrobiłam nowe plany i postanowienia, a teraz powoli je realizuję i cieszę się z mojej siły i upartości w dążeniu do celu. Ponieważ od jakiegoś czasu mój rower jest niezdatny do użytku (problemy z siodełkiem) postanowiłam znaleźć jakiś inny pomysł na ruch. Wysiłek fizyczny doskonale działa również na naszą psychikę, czuje się pełna energii i chęci do działania, dodatkowo rozładowuję nagromadzone emocje. Żeby więc nie gnuśnieć i nie popadać w nastrój jesiennej melancholii postanowiłam wziąć się za siebie. Znalazłam fajny zestaw ćwiczeń, których może nie jest wiele, ale wbrew pozorom są dość intensywne i trzy razy w tygodniu ćwiczę. Po pierwszym dniu miałam zakwasy jakich w swoim życiu nie pamiętam, czułam każdy poruszony w trakcie ćwiczeń mięsień, później było już lepiej :). Czy mi się chce? No właśnie zostałam o to zapytana i powiem Wam, że znajduję w sobie wystarczająco dużo silnej woli i chęci. Ja nie znoszę bezczynności, czekania jeżeli sobie coś postanowię to działam i dobrze się z tym czuję. Jestem pogodniejsza, lżejsza od niepotrzebnych stresów, z pewnością moje ciało to odczuje i będzie mi wdzięczne :), a ja na efekty tej wdzięczności własnie liczę. Nie mogę zmobilizować się czasowo i organizacyjnie do łażenia na siłownię więc ćwiczę w domu, to też doskonały pomysł wymaga jedynie silniejszej samodyscypliny. Wiadomo w grupie, kiedy są określone dni, godziny, wykupi się karnet łatwiej się zmobilizować. Ale ja nie potrzebuję nad sobą specjalnego bacika, jestem zawzięta i dam radę, jak mogłoby być inaczej? Zwyczajnie wierzę w siebie a to jest najważniejsze, bez wiary w siebie nie osiągniemy niczego. Poza tym cały czas cieszę się wszystkimi malutkimi przyjemnościami, drobnymi niespodziankami, delektuję się nimi, smakuję i jestem szczęśliwa. Szłam dzisiaj na spacer z Maksem, patrzyłam na szare, pochmurne niebo, końcówka listopada, nic specjalnie pogodnego. A jednak czułam w sobie taką radość, pogodę ducha, chęć do działania i pewność, że się uda, że nasz świat wygląda tak jak go widzimy, jak patrzymy na daną sytuację. Czy coś nas załamuje czy wręcz przeciwnie wzmacnia i wyzwala wolę walki, chęć odbicia się od problemu. W tym szarym otoczeniu widzę swoją kolorową tęczę, patrzę na wszystko zupełnie inaczej jak jeszcze rok temu i nie wiem ile miałam dennych dni w tym roku. Tak jest mi dużo, dużo lepiej... Jak wiecie nie rzucam słów na wiatr, nie miałam wcale tak kolorowo, a wręcz przeciwnie, dostałam kilka mega mocnych kopniaków od życia. Nie dałam się im mimo, że wtedy na wiele spraw patrzyłam inaczej, tym bardziej teraz się nie dam. I cieszę się tym wszystkim co do mnie wraca, każdym dobrym słowem, gestem, uśmiechem, działają na mnie jak najlepszy balsam na duszę i sprawiają ogromną radość. Pomyślcie też o tym Kochani, zobaczycie jak wiele może się zmienić.
Miłego weekendu, ciepełka i uśmiechu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz