poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Twórczość ukryta cd.

                                       
Witam po weekendzie,jak Wam się udał?Pogoda dopisała?Mam nadzieję,że tak.Mnie udało się wybrać z moim Maksiem na spacer,można było spalić trochę kalorii i spożytkować energię,która maksa wprost rozsadza więc było bieganie za piłeczką,nawet nie wiecie jaki był szczęśliwy.Muszę zrobić w najbliższym czasie kilka zdjęć i pokazać wam jak się cieszy na takiej wolności:).Na dobry początek tygodnia mam dla Was kolejny odcinek mojego małego "dzieła",rozdziały są co raz dłuższe i zabiera mi sporo czasu ich wrzucenie tutaj,ale mam nadzieję,że będziecie zadowoleni.Miłego popołudnia i oczywiście lektury.Pa,pa.

                                          "NAJTRUDNIEJSZE SĄ POWROTY"

Rozdział 6:

Koła pociągu miarowo stukały o szyny swoim zwyczajnym rytmem,który na jednych pasażerów działał usypiająco,innych zaś irytował i wyprowadzał z równowagi.Za oknami krajobrazy mijanych okolic zmieniały się jak w kalejdoskopie,raz świeciło piękne słońce,po chwili pojawiały się czarne chmury i lał deszcz.W przedziałach panował zaduch,ale i na zewnątrz było parno i duszno,zanosiło się na letnią burzę mimo,że właściwie zaczęła się już jesień,był pierwszy dzien października.
Paulina siedziała oparta wygodnie o zagłówek w swoim przedziale,miała lekko przymknięte oczy,było widać,że jest myślami gdzieś daleko stąd.Pociąg był właściwie pusty,do Warszawy można było dostać się bez specjalnych problemów i nikt nie musiał się obawiać,że w tym okresie zabraknie dla niego miejsca.
Minęły kolejne dwa dni czekania na jakąkolwiek poprawę w stanie zdrowia Izy,niestety nic pozytywnego się nie wydarzyło,jednocześnie stan Izy też się nie pogorszył - jednak Paulina musiała pojechać do Warszawy mimo,że robiła to z wielką niechęcią.Jutro rano sprawa,którą prowadziła wchodziła na wokandę,musiała być na miejscu,załatwić wszystko jak najszybciej i wrócić do Krakowa.
Sprawa była ciężka i skomplikowana,ale Paulina spodziewała się,że po rozprawie wstępnej sędzia zarządzi kilku a może nawet kilkunastodniową przerwę,w reguły tak właśnie bywało.Nie chciała zostawiać swojej przyjaciółki,ale nie miała innego wyjścia więc wymogła na Marku obietnicę,że gdyby cokolwiek się zmieniło ma ją natychmiast zawiadomić,bez względu na porę.Zdawała sobie wprawdzie sprawę,że jej obecność niewiele może pomóc przyjaciółce,że Iza jest pod dobrą opieką doskonałych fachowców,ale chciała być jak najbliżej niej.
Tak bardzo brakowało jej przyjaciółki,chciała móc z nią porozmawiać,pośmiać się,przytulić - nie umiała pogodzić się z tą niesprawiedliwością losu jak w myślach nazywała stan Izy.Nie sądziła,że może jej kogoś tak brakować,zawsze czuła żal,że Iza jest taka zamknięta,że tak ciężko jest jej się otworzyć nawet przed Pauliną,dopiero teraz zrozumiała jak wiele było w tym jej winy.Była zbyt zajęta swoimi problemami,przeżywała swoje zmartwienia i rozczarowania,a nie widziała co działo się z jej najlepszą przyjaciółką.Mogła mieć tak wiele,miała to na wyciągnięcie ręki,ale skutecznie niszczyła zaufanie Izy,odsuwała ją co raz bardziej od siebie.Kiedy czytała jej notatki ogarniało ją przerażenie,nie zdawała sobie dotąd sprawy jak wielki był jej egoizm,którym sprawiała ból tak bliskiej sobie osobie....

17 lutego

Mój Boże więc jestem w ciąży,jak mogłam się tego nie domyśleć,sądziłam,że po prostu jestem zmęczona tym wszystkim co działo się ostatnio w moim życiu.No to Marek będzie miał niespodziankę,wiem,że bardzo pragnął dziecka chociaż nie chciał mnie pośpieszać.W gruncie rzeczy ja nie planowałam ciąży tak szybko,sądziłam,że będziemy mieli trochę czasu tylko dla siebie,ale cieszę się,naprawdę się cieszę....Dzwoniłam do Pauliny,chciałam powiedzieć jej o dziecku,ale prowadzi jakąś ważną sprawę (jak zawsze) i dzisiaj będzie osiągalna chyba dopiero w nocy,cóż zadzwonię jutro.

5 marca

Jeśli takie mają być uroki ciąży to ja dziękuję,nie mam pojęcia jak zniosę jeszcze siedem miesięcy,o nie znowu muszę iść do łazienki....Marek cieszy się jak wariat,gdybym tylko mu pozwoliła nosiłby mnie na rękach,ale on nie musi znosić tego co ja.Chwila przyjemności i już,będzie ojcem,a przed mną,to znaczy przed nami jeszcze długa droga,a jak na razie nie jest zbyt różowo.Paulina pogratulowała mi,że będę mamą,ale wyczułam w jej głosie coś dziwnego,tak jakby zazdrość.Nie to chyba niemożliwe,ona nie ma teraz kompletnie głowy na cokolwiek poza pracą,a co dopiero mówić o dziecku,chyba jestem zbyt przewrażliwiona,to pewnie hormony:).Jutro idę na USG,zastanawiam się czy chciałabym wiedzieć co się urodzi,chłopiec czy dziewczynka,oczywiście jak już będzie można to stwierdzić.Jestem strasznie niecierpliwa,dostaję kręćka kiedy Marek zaczyna coś opowiadać i nagle przerywa żeby się ze mną podrażnić,ale tym razem chyba wytrzymam.To będzie taka wspaniałe niespodzianka,to jednak wspaniałe uczucie czuć w sobie drugie życie - chyba ciężko wytrzymać teraz moje zmienne nastroje?Na szczęście markowi to się świetnie udaje i za to między innymi tak bardzo go kocham.


3 kwietnia

Strasznie długo tu nie zaglądałam,ale nie mogłam się pozbierać,dopiero dzisiaj....Dzisiaj wcale nie jest lepiej i już nie będzie aż do porodu,a wtedy...nie,nie mogę się tak nad sobą rozczulać,sama podjęłam decyzję,że urodzę i tak będzie bez względu na to jaki będzie tego finał.To dziecko nic tutaj nie zawiniło,płód jest zdrowy i dobrze się rozwija,nie mam prawa odbierać mojemu,naszemu dziecku szansy przyjścia na świat.Boli tylko,że być może nie będę mogła zobaczyć mojego dziecka,że nie usłyszę jego płaczu kiedy ujrzy ten świat.A Marek...?Jak mogłabym odebrać mu radość bycia ojcem,był taki szczęśliwy kiedy powiedziałam mu,że jestem w ciąży.Teraz jest trochę zły na mnie,próbował mi tłumaczyć,że jestem dla niego najważniejsza,ale kiedyś będzie szczęśliwy,że zdecydowałam się nie przerywać ciąży,pomimo wszystko.Zresztą dla mnie to też jedyna szansa bycia matką....Zdaję sobie sprawę,że Marek bardzo mnie kocha i świadomość,że wkrótce może mnie bezpowrotnie stracić jest dla niego bardzo bolesna,tak bardzo,że nie umie się z tym pogodzić.Rozumiem go,ale mnie jeszcze trudniej,kocham go i wiem,że to jest ta jedna,jedyna prawdziwa miłość,tak krótko jesteśmy małżeństwem,a ja jestem zbyt młoda by teraz umierać,więc może się uda?Mamy szansę mieć prawdziwą rodzinę,dziecko,które jest tak ważne dla nas obojga - jak mogłabym z tego zrezygnować,muszę spróbować choć ryzyko jest tym razem naprawdę wielkie.Żałuję tylko,że nie ma tutaj pauliny,bardzo chciałabym móc z nią teraz porozmawiać,nie powiem jej przecież tego przez telefon,nie wyślę smsa.Nie wiem kiedy się zobaczymy,za dwa tygodnie Święta,a z tego co wiem Paulina nie wybiera się do krakowa,szkoda,że tak bardzo oddaliłyśmy się od siebie.
Kiedyś było zupełnie inaczej,obie cieszyłyśmy się,że mimo upływu czasu nasza przyjaźń wciąż trwa,że tak doskonale się rozumiemy i potrzebujemy się wzajemnie.Tak dobrze było mieć świadomość,że jest blisko,wysłucha,powie ciepłe słowo i nawet najgorszy problem jakoś da się razem rozwiązać.Paulina zawsze była dużo silniejsza ode mnie,życie obchodziło się z nią dość ostro,a mimo to nie traciła wiary,że będzie jeszcze kiedyś lepiej.To fakt,że ta cała historia z Robertem bardzo ją załamała,ale znalazła dość siły w sobie żeby się jakoś pozbierać i mocno stanąć na nogi,może aż nazbyt mocno...?Zmieniła się,ale nadal kocham ją,jest moją najlepszą przyjaciółką,z nikim nie przeszłam tyle co z nią i naprawdę zawsze wspaniale mnie rozumiała.Chyba właśnie dlatego tak bardzo odczuwam teraz jej brak,dlatego tak boli,że jest daleko i nie mogę z nią zwyczajnie porozmawiać,tak bardzo za nią tęsknię....

12 maja

To nie do pomyślenia,że tak rzadko ostatnio tu zaglądam,kiedyś kilka dni bez mojego zeszyciku to było poważne zaniedbanie,a teraz?Szczerze mówiąc nie mam nawet ochoty na pisanie,to chyba nastroje i humory związane  z ciążą.A propos to robię się już okrąglutka i teraz spokojnie mogę już mówić,że jestem gruba.Pamiętam jak kilka lat temu miałam bzika na temat swojej wagi,zdecydowanie uważałam,że koniecznie powinnam schudnąć,Marek był przy mnie stanowczo za chudy.Paulina śmiała się ze mnie i mówiła,że chyba coś ze mną nie tak bo to ona powinna schudnąć - pewnie większość kobiet tak sobie tłumaczy.Jakoś dziwnie się czuję ze swoim brzuszkiem choć świadomość tego,że noszę w nim naszą córkę jest niezwykła i wspaniała.Tak napisałam córkę bo już wiem,że to będzie dziewczynka - Patrycja tak postanowiliśmy dać jej na imię.W zeszłym tygodniu byliśmy z Markiem na USG,patrzyliśmy na monitor i płakaliśmy oboje jak dzieci,Boże tak bardzo chciałabym móc ją zobaczyć kiedy się urodzi.
Paulina była kilka dni w Krakowie,przyszła do nas na kolację i muszę przyznać,że było całkiem sympatycznie.Cieszyła się moją ciążą,dotykała brzucha i czule do niego przemawiała,była naprawdę przejęta.Jednak gdzieś w środku czułam,że to nie jest 'Moja" Paulina,kiedy w końcu Marek zostawił nas same nie umiałam powiedzieć jej prawdy.Gdyby tylko sama o coś zapytała,gdyby zauważyła,że coś ze mną jest nie tak z pewnością bym jej powiedziała,a tak nie mogłam się przełamać,nie wiem czy kiedykolwiek jej to powiem.Powspominałyśmy stare,dobre szkolne i studenckie czasy,pośmiałyśmy się trochę i poszła,wróciła do swojej warszawy,do spraw,którymi teraz żyje,szkoda....

17 maja

Byłam dzisiaj na długim spacerze,wybrałam się do parku,Marek musiał wyjechać służbowo,a ja nie chciałam siedzieć w domu sama przy tak pięknej niedzieli.Jest cudnie,lato zbliża się dużymi krokami i czuć już je w powietrzu,które zaczyna się robić bardziej suche i duszne.mam nadzieję,że tegoroczne lato nie będzie nazbyt upalne,w zeszłym roku było potwornie i aż boję się myśleć,że teraz też tak będzie,nie wiem jak zniosłabym takie upały w obecnym stanie.Z drugiej jednak strony to może być ostatnie lato w moim życiu...,nie wiem czy przetrwam poród,to jest okropne,a jednak tak bardzo realistyczne.
Kiedyś uważałam,że mam życiowego pecha,że wszystko co robię jest nie takie jak być powinno,że to co mnie dobrego spotyka musi zaraz mieć równowagę w czymś złym.Paulina skutecznie starała się wybić mi to z głowy,martwiła się o mnie bardziej niż ja sama powtarzając cały czas,że muszę zmienić swoje nastawienie do świata.Pamiętam okres kiedy byłam - jeśli tak to można nazwać - z Michałem,to było z czasem co raz bardziej męczące i wyczerpujące.Nie kochałam go,ale zaczynałam żyć przeświadczeniem,że wyjdę za niego z rozsądku,z obawy żeby nie zostać samej.Paulina znała Michała wyłącznie z opowiadań,no raz się u mnie widzieli,ale próbowała postawić się zarówno na miejscu Michała jak i na moim.Widziała jak depresyjnie wpływa na mnie ten związek i nie pozwalała się załamywać usilnie szukając jakiegoś rozwiązania.Dawała mi swoją siłę i optymizm,wiedziałam,że nie jestem sama,że razem z nią jakoś to przetrwam,podejmę właściwą decyzję i udało się.Poznałam marka zupełnie niespodziewanie,to było totalne zauroczenie,szczególnie jeśli chodzi o mnie bo rzadko wcześniej czułam się tak szczęśliwa jak przy Marku.Z czasem przyszła zwyczajna codzienność,bywało różnie,raz lepiej innym razem gorzej,ale takie właśnie jest życie.W prawdzie byłam pełna obaw,ale paulina twierdziła żebym się nie przejmowała bo co ma być to będzie i jeśli właśnie Marek jest mi pisany to i tak będziemy razem,a jeśli nie cóż...,mówi się trudno.A później poznała Roberta i tym razem to ona straciła głowę z tą różnicą,że codzienność była dla niej zbyt szara i przygnębiająca,zaczęłam tracić swoją przyjaciółkę.
Teraz jest mi ciężej niż kiedykolwiek dotąd,ale niestety jestem zdana sama na siebie,nie mogę liczyć już,że Paulina podzieli się ze mną swoim optymizmem,ona nie ma już tego optymizmu tak jak nie ma tamtej Pauliny....

Paulina nie mogła dłużej już czytać,łzy piekły pod powiekami i zaczęły już spływać po policzkach,czuła,że jeszcze chwila,a zupełnie się rozklei,zamknęła zeszyt.Uświadomiła sobie gdzie jest i szybko wytarła mokre policzki,nie chciała robić widowiska dla współpasażerów.Wprawdzie siedzący obok mężczyzna wydawał się całkowicie pochłonięty lekturą,którą czytał przez całą drogę i nie zważał na nic co działo się w przedziale.Natomiast siedząca na przeciwko Pauliny starsza kobieta zaczęła się jej uważnie przyglądać zastanawiając się co też spotkało tą młodą dziewczynę,że była taka smutna.Paulina uśmiechnęła się do niej najcieplej jak tylko była w stanie mając nadzieję,że kobieta okaże się na tyle taktowna by zająć się swoimi sprawami.Spojrzała przez okno i poczuła się zaskoczona,na zewnątrz zaczęły pojawiać się pierwsze budynki warszawy,za kilkanaście minut pociąg wjedzie na Centralny.
Zastanawiała się czy ma wstąpić do mieszkania,wziąć szybki prysznic po podróży,przebrać się i dopiero pojechać do prokuratury czy też ominąć dom i jechać prosto do biura.Nie miała ze sobą dużego bagażu bo prawie wszystko zostawiła w Krakowie wiedząc,że wkrótce i tak znów tam pojedzie.Nie czuła się również bardziej niż zwykle zmęczona dlatego zdecydowała się nie wstępować do domu,chciała porozmawiać jeszcze z Ryszardem,który zastępował ją kiedy była w Krakowie.Mieli jeszcze parę szczegółów do obgadania przed jutrzejszym procesem,była pora przerwy obiadowej więc miała nadzieję złapać kolegę w prokuraturze.
Pociąg zwalniał bieg,powoli wjechał na Dworzec Warszawa Centralna wypełniając się w jednej chwili gwarem tam panującym.co chwilę zapowiadany był kolejny przyjazd czy odjazd pociągu,ktoś kogoś wołał,trzaskały drzwi,ktoś inny biegł żeby w ostatniej chwili zdążyć wskoczyć do pociągu,gdzieś płakało małe dziecko - nikt nie mógł wątpić,że to samo centrum miasta tętniącego życiem.
Paulina spokojnie odczekała aż nerwowi pasażerowie w pośpiechu opuszczą pociąg,zabrała swoje rzeczy i dopiero wtedy wysiadła z wagonu kierując się zgodnie z informacjami na peronie w stronę centrum.Na ruchomych schodach zmieszała się z tłumem podróżujących i po chwili znalazła się przed wejściem do budynku dworcowego.Słońce było wysoko na niebie,właśnie niedawno minęło południe - wzięła głęboki oddech i szybko podeszła do jednej ze stojących przed budynkiem taksówek.Przed wyjazdem do Krakowa samochód zostawiła w garażu u koleżanki,nie miała pojęcia jak długo będzie musiała zostać w Krakowie i bała się zostawiać auto bez opieki na dłuższy czas.
Bardzo lubiła samochody,jeździła już dość długo,szybko,ale pewnie i bezpiecznie,jednak tym razem była zbyt zdenerwowana i wolała jechać pociągiem Kochała swoją małą toyotę o granatowo metalicznym odcieniu,ostatnio sporo jeździło ich po polskich drogach,cieszyły się dużą popularnością.Wiedziała,ze niektórzy z zazdrością patrzyli na jej samochód,ale pracowała,a właściwie harowała bardzo ciężko i uważała,że chociaż tyle przyjemności od życia jej się należy.
Podała kierowcy adres prokuratury,oparła się wygodnie i zdając się całkowicie na profesjonalizm taksówkarza starała się choć przez chwilę troszkę zrelaksować.To było kilkanaście ostatnich minut w ciągu,których mogła myśleć o czymkolwiek innym niż praca.doskonale zdawała sobie sprawę,że kiedy przekroczy próg własnego biura to nic innego prócz jutrzejszego procesu nie będzie mogło jej zainteresować.Paulina była sumienne i dokładna,kiedy prowadziła jakąś sprawę oddawała się jej bez reszty angażując się w nią emocjonalnie,wkładając w nią wszystkie swoje umiejętności.Niejednokrotnie zdarzało się jej zarywać noce nad papierami,robiła wszystko żeby jak najlepiej wypaść w sądzie.Chociaż pracowała tu stosunkowo krótko wszyscy doskonale znali młodą i energiczną panią prokurator Zaborowską,która cieszyła się uznaniem i szacunkiem zarówno wśród studentów prawa jak i wśród starszych kolegów czy nawet sędziów.Sprawy trudne i niemożliwe do wygrania to była specjalność Pauliny,zawsze marzyła o takiej pracy u w końcu jej marzenia się spełniły.
Właśnie utknęli chwilowo w jednym w wielu korków,które były zmorą warszawskich ulic,korków które Paulina głośno przeklinała prowadząc samochód.Dziś były jej one obojętne,to nie ona była kierowcą,miała więc całkowity komfort psychiczny i z uśmieszkiem przyglądała się zmaganiom manewrującego taksówkarza.Warszawa żyła swoim zwyczajnym,bezpłciowym jak go Paulina nazywała życiem,nie było tu specyficznego klimatu,który wyczuwało się w Krakowie,ludzie z różnych stron Polski próbowali układać sobie tu jakoś życie.Przez ponad dwa lata zdążyła już niejako wsiąknąć między warszawiaków,ale nadal nie lubiła stolicy tak samo jak wtedy kiedy tu przyjechała po raz pierwszy.
Kiedy stanęli w końcu pod znajomym gmachem prokuratury zapłaciła sprawnie kierowcy,podziękowała i szybko wysiadła z taksówki.Jak co dzień w prokuraturze zjawiały się setki,a może i tysiące osób mających coś pilnego do załatwienia,Paulina cieszyła się,że może im pomagać szukać sprawiedliwości choć niejednokrotnie było trudno ją znaleźć.Portier uśmiechnął się do niej ciepło i przyjaźnie pozdrowił,odpowiedziała mu uśmiechem i skinięciem głowy,poczuła,że wszystko inne pozostaje poza nią,teraz najważniejsza była jedynie jutrzejsza rozprawa.
- Witaj Paulinko -  jak tylko weszła do biura została przywitana przez swoją sekretarkę i koleżankę jednocześnie. - Zaczynałam się zastanawiać czy aby nie zapomniałaś o swojej pracy zostawiając Ryska na pożarcie lwom? - zażartowała ciesząc się z przyjazdu Pauliny,wiedziała,że ten proces będzie dla nich niełatwy,a dokładniej mówiąc piekielnie trudny.
- Cześć Joasiu,czemuż to tak bardzo martwisz się o pana prokuratora?Czyżbyś miała wobec niego jakieś plany,o których ja nic nie wiem? - teraz to Paulina droczyła się z koleżanką,dobrze wiedziała,że Aśka jest poważnie związana z Ryszardem,ostatnio przebąkiwali coś nawet u ślubie,może na Wielkanoc.
- Ależ skąd pani prokurator,bałabym się z panią zaczynać moja droga koleżanko,to w końcu jest twoja prawa ręka.Napijesz się może kawy? - spytała zmieniając temat.Zauważyła,że Paulina ma ze sobą torbę podróżną i domyśliła się,że pewnie nie miała czasu wstąpić do domu.
- Chętnie,jestem cholernie wyczerpana i muszę stanąć na nogach żeby móc zabrać się do jakiejś pracy - stwierdziła Paulina wchodząc do drugiego pokoju,który był zarówno jej jak i Ryszarda gabinetem.
Ryszard był naprawdę dobrym kolegą,doskonałym fachowcem i Paulina ogromnie cieszyła się,że mogą razem pracować.Przyszedł do tutejszej prokuratury niedługo po niej i od samego początku przypadli sobie do gustu tworząc wspaniały duet,chyba jeden z najlepszych w prokuraturze.Oboje specjalizowali się w prawie karnym i uwielbiali tak zwane sprawy "niemożliwe" do rozwiązania,to znaczy do wygrania,a jednak dość często im się to udawało.Ryszard dopóki nie poznał Joasi całkowicie poświęcał się pracy,Paulina mogła więc spokojnie liczyć na jego pomoc w każdej chwili.Teraz też nie mogła mu niczego zarzucić,czasami było jej go żal i sama wyganiała go do domu wiedząc,że czeka tam na niego dziewczyna.
Kiedy usłyszał o tym co spotkało jej przyjaciółkę natychmiast zaofiarował,że zastąpi ją i wszystko przygotuje do procesu.Była mu ogromnie wdzięczna zdając sobie doskonale sprawę,że bez jego zaangażowania nie mogłaby spędzić tyle czasu w Krakowie.Tym razem sprawa była szyta grubymi nićmi,mieli bardzo mało dowodów,niepewnych  świadków,a paulina swojego rodzaju przeczucie,że choć facet jest winny będzie niesamowicie ciężko wygrać i udowodnić mu jego winę.Chodziło o morderstwo z premedytacją tyle tylko,że oskarżony miał masę znajomości i układów,mnóstwo ludzi w kieszeni i kupę forsy na kontach - próbował nawet przekupić prokuraturę co oczywiście mu się nie udało.Z ramienia prokuratury sprawę prowadziła Paulina,Ryszard był jej pomocnikiem zbierającym informację,przygotowującym dokumenty i świadków.Przed jutrzejszym wystąpieniem wstępnym stron mieli jeszcze sporo do omówienia,byli wprawdzie cały czas w kontakcie telefoniczno-mailowym,ale nie wszystko dało się powiedzieć ten sposób - zapowiadało się ciężkie popołudnie.
- Powiedz mi jak twoja przyjaciółka? - spytała Joanna wchodząc do gabinetu z filiżanką świeżo zaparzonej kawy.Była szczerze zainteresowana stanem Izy,wiedziała,że dziewczęta są bliskimi przyjaciółkami od lat i Paulina bardzo przeżywa to co stało się Izie.
- Na razie nic jeszcze nie wiadomo,cały czas jest nieprzytomna i lekarze nie mogą nic zrobić,taka bezsilność jest okropna.Bardzo się o nią martwię,gdyby nie jutrzejszy proces to nie zostawiłabym  jej tam teraz - Paulina cały czas miała wyrzuty sumienia,że musiała wrócić do Warszawy.Bała się,że pod jej nieobecność może wydarzyć się coś złego,a jej przy Izie wtedy nie będzie.
- Przykro mi,ale z pewnością ma dobrych lekarzy,jest z nią rodzina więc nie powinnaś się tak zadręczać,mam nadzieję,że wszystko będzie dobrze - uśmiechnęła się do niej Joanna.
- Ja też - stwierdziła tylko w odpowiedzi Paulina upijając łyk kawy,w tym samym momencie otworzyły się drzwi gabinetu.
- Cóż za niespodzianka,witam moje kochane dziewczyny - zawołał Ryszard wchodząc energicznie do gabinety,wyraźnie był z czegoś bardzo zadowolony. - Jak tam moja partnerko jesteś gotowa na jutrzejszą walkę? - spytał całując Paulinę w policzek na przywitanie.
- Z Twoją pomocą z całą pewnością - roześmiała się,Rysiek zawsze na nią dobrze wpływał potrafiąc naładować ją energią i optymizmem,tym razem również tak było.
- A ze mną to już się nie przywitasz? - wtrąciła się w ich rozmowę Joanna robiąc nadąsaną minę.
- No wiesz Joasiu jestem twoim szefem,nie powinniśmy się aż tak spoufalać - Ryszard udawał srogiego szefa,który informuje o czymś bardzo ważnym swoją pracownicę choć było widać,że trudno zachować mu powagę i cały czas puszczał oko do Pauliny.
- Skoro tak pan mówi szefie to trudno,jestem tylko ciekawa co będzie gdy przypomnę to panu dzisiaj wieczorem,jak myślisz Paulinko? - teraz ona mrugała porozumiewawczo do koleżanki i udawała,że poważnie traktuje słowa Ryśka.
- Nie zrobiłabyś mi tego - Rysiek już był przy niej i szybko do siebie przyciągnął całując namiętnie na przywitanie.
- Oj dzieci,dzieci co ja z wami mam - podsumowała ich zachowanie z rozbawieniem Paulina,sama nie miała,a może raczej nie chciała mieć czasu na takie problemy.
- Dobra zostawiam was samych,macie jeszcze sporo pracy - Joanna wyswobodziła się z objęć Rysia. - Wyskoczę tylko coś zjeść,za pół godzinki jestem u siebie gdybyście czegoś potrzebowali - odwróciła się jeszcze do niech w progu.
- Nie ma sprawy,jakby były jakieś telefony to powiedz,że nas nie ma,chyba żeby dzwonili z Krakowa,czekam na wiadomość od Marka ze szpitala - poprosiła ją jeszcze Paulina.
- Tak jest szefowo - rzuciła tylko Joanna i zniknęła zamykając za sobą drzwi.
- Z Izą nadal bez zmian? - zapytał Ryszard gdy zostali sami.Rozmawiał wczoraj z Pauliną przez telefon i wiedział jak sprawa wyglądała do wczorajszego popołudnia.
- Niestety,tak bardzo się o nią boję.Nie potrafię sobie wyobrazić co bym bez niej zrobiła,to takie samolubne,jest przecież jeszcze Marek,Patrycja,jej rodzice,siostra a ja myślę o sobie.Tyle,że oni byli z nią kiedy to się stało,a nam się ostatnio nie układało najlepiej i dopiero teraz zrozumiałam jak wiele Iza dla mnie znaczy.Nie wiem tylko czy będę miała możliwość to jeszcze jej powiedzieć - nie umiała ukryć jak bardzo przeżywała chorobę przyjaciółki.
- Paulinko nie powinnaś myśleć w ten sposób,musisz być silna,doskonale to potrafisz - Ryszardowi też było przykro i nie wiedział w jaki sposób może pomóc swojej koleżance.
- Ta...silna,ale nie tym razem Rysiu,już nie potrafię,nie mam siły,cały czas byłam silna,tam w Krakowie musiałam być silna dla Marka,dla jej rodziny,ma taką śliczną córeczkę....Ale dłużej nie umiem być silna,to takie trudne,mój Boże ona przecież nie może umrzeć - Paulina płakała już teraz otwarcie,musiała to z siebie wyrzucić,nie potrafiła dłużej udawać,że wszystko będzie dobrze,że Iza na pewno wyzdrowieje.Na sali sądowej była silną i stanowczą panią prokurator nie dającą żadnej szansy swojemu przeciwnikowi,tutaj bezsilną i załamaną kobietą,która nie umiała poradzić sobie z tragedią jaka spotkała jej przyjaciółkę.
Płakała jeszcze przez kilka minut,Ryszard nie odzywał się słowem bojąc się,że mógłby ją jeszcze bardziej rozkleić swoimi pocieszeniami,czekał aż się wypłacze i sama uspokoi.
Wiedział,że dwa lata temu Paulina przyjechała do Warszawy z osobistych powodów,wprawdzie nigdy o tym mu nie opowiadała,ale nie był ślepy ani głupi.Widział jej stosunek do facetów,z nikim na stałe się nie związała,o nikim dłużej nie mówiła - domyślał się,że musiała przeżyć coś poważnego i tutaj szukała zapomnienia.Z czasem jakby trochę odżyła,częściej się śmiała i chodziła na różne imprezy,Ryszard miał nadzieję,że powoli coś się zmieni i Paulina jakoś ułoży sobie życie.
Aż do tego dnia kiedy siedzieli razem w gabinecie analizując  kandydatury na ławników,nagle Joanna przez wewnętrzny telefon oznajmiła,że jest do pauliny pilny telefon z Krakowa.Paulina podniosła słuchawkę i słuchała w milczeniu tego co ktoś po drugiej stronie aparatu do niej mówił,Rysiek zauważył,że koleżanka robi się biała jak kreda i z trudem łapie powietrze.Zrozumiał,że stało się coś bardzo złego,patrzył z przerażeniem jak Paulina odkłada słuchawkę,szuka czegoś nerwowo w biurku.Z jednej z szuflad znalazła paczkę papierosów,wyciągnęła jednego,zapaliła i głęboko zaciągnęła się dymem.Wiedział,że paliła tylko wtedy gdy działo się coś na tyle poważnego,że zwalało ją z nóg,a raczej rzadko się tak zdarzało.
- Moja przyjaciółka urodziła córeczkę,okazało się,że jest chora,ma poważną wadę serca,poród był dla niej zagrożeniem życia,ale zdecydowała się,teraz leży nieprzytomna,nie wiadomo czy przeżyje,dzwonił jej mąż - powiedziała w końcu bardzo suchym głosem przerywając głuchą ciszę panującą od kilku minut w pokoju.
Mój Boże tak mi przykro Paulina,zrobię co tylko będę mógł żeby ci jakoś pomóc,zajmę się procesem,a ty jedź zaraz do Krakowa i o nic się nie martw - mógł tylko tyle dla niej zrobić,ale dla Pauliny było to naprawdę wiele,inaczej nie mogłaby wyjechać.
Ryszard widział jak bardzo była przybita,ale jednocześnie opanowana i konkretna,chyba tak naprawdę nie dopuściła do swojej świadomości tego czego właśnie się dowiedziała,to było gdzieś obok.Dopiero kiedy zobaczyła Izę uświadomiła sobie nad jaką przepaścią stała jej przyjaciółka i że bardzo ciężko będzie zrobić cokolwiek żeby Iza w nią nie spadła.
Teraz kiedy byli z Ryszardem sami nie musiał już nikogo pocieszać,wspierać,nic obiecywać - jej opanowanie zniknęło dając ujście ogromnemu poczuciu winy,że zawiodła swoją przyjaciółkę w chwilach gdy tamta jej najbardziej potrzebowała.
- Przepraszam Rysiu,nie chciałam cię obarczać swoimi problemami - powiedziała w końcu kiedy przestała płakać i zaczynała powoli odzyskiwać równowagę psychiczną.
- Nie ma sprawy,po to mnie masz,domyślam się jak ciężko musi ci być Paulinko,ale przy mnie możesz być sobą i płakać kiedy tylko tego potrzebujesz.Dobrze wiesz,że gdyby to ode mnie zależało sam bym wszystko poprowadził i nie ściągał cię tu teraz - chciał żeby czuła się przy nim spokojna wiedząc,że może się na nim wesprzeć,a właśnie tego bardzo teraz potrzebowała.
- Wiem Rysiu,jesteś kochany i jestem ci ogromnie wdzięczna za to,że wziąłeś tyle roboty na siebie,bez ciebie nie dałabym rady - stwierdziła  uśmiechając się do niego choć wciąż był to dość marny uśmiech.
- Przesada,ale dobrze by było gdybyś spojrzała jeszcze na te kilka rzeczy przed jutrzejszą rozprawą.Wracam właśnie ze stołecznej i zobacz co dostałem od majora,sądził,że powinno nas to zainteresować - rozłożył przed nią teczkę z papierami,które przyniósł ze sobą,on przeglądnął je jeszcze w drodze do prokuratury i wiedział,że Paulina będzie bardzo zadowolona z takiej zdobyczy.
Siedzieli razem do późnego wieczoru analizując wszystkie materiały,którymi w tej chwili dysponowali,Rysiek bardzo dużo zrobił pod jej nieobecność co nie omieszkała się zauważyć i głośno pochwalić.Zdał jej relację z przesłuchań ławników,z uwag obrońców i tego kogo z nich ewentualnie mogą mieć po swojej stronie.Później paulina pokazała mu swoją mowę wstępną,którą przygotowywała w Krakowie wieczorami po powrocie ze szpitala,chciała usłyszeć co o niej sądzi.
Rozprawa zaczynała się jutro o godzinie 9.30,mieli spotkać się w sądzie pół godziny wcześniej,oboje byli skrupulatni i punktualni,zawsze bardzo starannie przygotowywali się do rozpraw.Dzięki temu unikali później niejednokrotnie nieprzyjemnych niespodzianek jakie czasami przytrafiały się ich bardziej roztrzepanym kolegom prawnikom.
W końcu Paulina uznała,że najwyższa pora już iść do domu i porządnie się wyspać,musiała zebrać siły na jutrzejszy dzień,a poza tym nie miała wciąż żadnych wiadomości z Krakowa co oznaczało,że Iza nadal jest nieprzytomna.




1 komentarz: