wtorek, 3 kwietnia 2012

Twórczość ukryta cd.

 No i mamy już kwiecień,kiedy przeleciał kolejny miesiąc,zdążyliście się zorientować?Pośpiech niesamowity towarzyszy nam na każdym kroku,dobrze,że przed nami świąteczny weekend i może uda się trochę odpocząć,zwolnić tempo i nacieszyć słodkim lenistwem.
Mam dla Was jeszcze przed Świętami kolejny odcinek mojej powieści,rozdziały nieco się wydłużyły i dłużej trwa zanim wstukam do komputera,ale mam nadzieję,że mi to wybaczycie i spodoba się Wam to co napisałam.Miłego dnia.




                                      "NAJTRUDNIEJSZE SĄ POWROTY..."

Rozdział 4:

Paulina siedziała w swoim pokoju,w pustym o tej porze mieszkaniu-rodzice byli w pracy,a ona kolejny raz przeglądała notatki Izy.
Wczoraj zgodnie z sugestią Marka spędziła wieczór z rodzicami,było bardzo miło i sympatycznie,rodzice cieszyli się,że mogą spędzić z nią trochę czasu.Odkąd wyjechała do Warszawy rzadko mieli okazję do takich wieczorów,Paulina przyjeżdżała do domu kilka razy w roku i to na parę dni.Miała wtedy wiele spraw do załatwienia,dużo osób do odwiedzenia,no chyba,że akurat były Święta to mogli razem spędzić trochę więcej czasu.
Nie mieli pretensji do córki,była młoda i rozumieli,że trudno jej siedzieć z nimi w domu kiedy przez kilka dni musiała nadrobić zaległości paru miesięcy.Wiedzieli jak trudno było jej przenieść się do Warszawy gdzie nie miała nikogo bliskiego i zdana była sama na siebie.Nie ingerowali w decyzję pauliny o wyjeździe z Krakowa,nie prosili żeby została,widzieli jak przeżywa rozstanie z Robertem-oczywiście woleliby mieć córkę przy sobie,ale to było jej życie i musiała przeżyć je po swojemu a oni szanowali jej decyzje.
Kiedy dowiedzieli się o komplikacjach po porodzie u Izy przeżywali to razem z Pauliną tak jakby Iza była ich córką.W końcu dziewczyny znały się od 15 lat i spędzały ze sobą mnóstwo czasu,Iza była częstym gościem w ich domu i rodzice pauliny bardzo ją polubili traktując w zasadzie jako członka rodziny,nie gościa.Po wyjeździe Pauliny do Warszawy Iza często ich odwiedzała,później przychodziła razem z Markiem,który bardzo im się spodobał.
Wczoraj naprawdę od dość dawna mieli możliwość spędzenia całego wieczoru z Pauliną i cieszyli się z tego mimo,że obecność córki w domu zawdzięczali w zasadzie chorobie Izy.Paulina opowiedziała im wszystko co przekazał markowi ordynator,teraz pozostawało już jedynie czekać i mieć nadzieję,że Iza wkrótce się obudzi i wszystko dobrze się skończy.
marek odwiózł Paulinę wczoraj do domu opowiadając po drodze wszystko,nie powiedział jedynie kto jest tym troskliwym ordynatorem.Chciał sobie wszystko spokojnie przemyśleć i dopiero wtedy porozmawiać z Pauliną,umówili się,że jadąc popołudniu do szpitala wstąpi po nią,wtedy też zamierzał powiedzieć jej o Robercie.Nie mógł siedzieć cały dzień w szpitalu bo musiał chodzić do pracy,nie udało mu się wziąć urlopu i zaglądał do firmy na kilka godzin dziennie.
Poza tym musiał przygotować wszystko na zabranie ze szpitala ich córeczki,lekarze chcieli wypuścić dziewczynkę w najbliższych dniach.Nie widzieli powodów do zatrzymywania dziecka dłużej niż to potrzebne skoro stan zdrowia dziewczynki nie budził ich zastrzeżeń.Normalnie dziewczynka byłaby już w domu razem z mamą,ale w tym wypadku zatrzymali ją na kilka dni żeby mieć dziecko pod kontrolą.Marek mógł na szczęście liczyć na pomoc zarówno swoich jak i Izy rodziców,jej siostra Monika,która była mamą dwuletniego Rafałka również ofiarowała się nauczyć go roli ojca.
Patrycja-bo tak postanowili nazwać dziewczynkę jeszcze przed jej urodzeniem-miała zapewnioną całkowitą i fachową opiekę choć z pewnością nie mogło to zastąpić mamy,jej czułości,miłości i ciepła.Jednak marek był na to przygotowany,dokąd tylko lekarze stwierdzili u Izy zagrożenie życia jeśli urodzi dziecko oboje liczyli się z tym,że może być różnie.Wiele rozmawiali na ten temat,ale Iza była uparta i postanowiła zaryzykować,urodzić mimo wszystko.Marek nigdy nie oczekiwałby od żony takiego poświęcenia,ale podziwiał ją za taką decyzję bo kochał Izę do szaleństwa.Dlatego z drugiej strony był zły,że chciała ryzykować swoje życie i on mógłby ją przez to stracić.Wiedział,że nie przekona Izy do zmiany decyzji,to była dla niej jedyna szansa żeby zostać mamą i starł się ją wspierać jak tylko umiał.To był dla nich trudny okres,Iza bardzo potrzebowała miłości,czułości,ciepła,zapewnienia,że jest kochana i potrzebna,potrzebowała również bardzo swojej przyjaciółki.
Niestety Paulina była w Warszawie zajęta swoimi sprawami,dzwoniła czasami,ale ich rozmowy były zupełnie inne niż kiedyś-przez całą ciążę Izy widziały się zaledwie dwa razy.Marek widział doskonale przygnębienie żony z tego powodu,ale niestety nie mógł nic w tej sprawie zrobić,to była rzecz wyłącznie między dziewczętami i musiały same sobie z tym problemem poradzić.

3 listopada
No i paulina nie przyjechała,po raz pierwszy od jej wyjazdu nie była w Krakowie w dniu Wszystkich Świętych-jej rodzice byli zawiedzeni choć starali się tego nie okazywać.spotkaliśmy ich z Markiem na cmentarzu,powiedzieli,że Paulina zadzwoniła w ostatniej chwili i odwołała swój przyjazd tłumacząc się nawałem pracy.Do mnie zadzwoniła wczoraj wieczorem przepraszając,że nie mogłyśmy się zobaczyć,udawałam,że ją rozumiem i wcale się tym nie przejmuję.Ale to nieprawda,bardzo liczyłam na nasze spotkanie,miałam jej tyle do powiedzenia...Ona jednak nie znalazła czasu żyby tutaj przyjechać i pobyć parę dni z rodziną i przyjaciółmi,widać to nie jest już dla niej tak ważne jak kiedyś.Co raz bardziej zaczyna mnie zaskakiwać,zmieniła się w tej stolicy,jest tam zaledwie od maja,a mnie wydaje się jakby trwało to już całe lata.Rozumiem,że nie jest jej tam łatwo samej,obce miasto,brak przyjaciół,nawał pracy,ale to była przecież jej decyzja,nikt nie zmuszał jej do tego wyjazdu.
Oczywiście to była wspaniała okazja żeby rzucając się w nurt pracy uciec od przytłaczających myśli i problemów.Jednak onanie może mieć pretensji do Roberta,ostrzegałam ją żeby nie angażowała się uczuciowo jeśli nie jest pewna jego uczuć i zamiarów.Nie słuchała mnie,tłumaczyła,że musi oswoić Robert,musi się do niego zbliżyć i w tedy wszystko będzie dobrze.Nie udało się,Robert tak jak jej kiedyś powiedział był indywidualistą chodzącym swoimi ścieżkami.Z pewnością lubił Paulinę,ale chciał w niej widzieć jedynie przyjaciółkę i nie można było mieć o to do niego pretensji.Uprzedził przecież o tym Paulinę na samym początku ich znajomości,zgodziła się na tą przyjaźń,a później płakała mi w rękaw,że jej to nie wystarcza,że dłużej tak nie potrafi.Zaczęła się powoli od niego odsuwać aż w końcu ich kontakty urwały się,a Paulina skorzystała z okazji i czmychnęła do Warszawy.Jest moją przyjaciółką,próbuję ją zrozumieć i chciałabym jej pomóc,ale ona nie pozwala mi na to,odtrąca mnie udając,że nic się nie dzieje.Kiedy pytam co u niej słychać mówi,że wszystko w porządku i szybko zmienia temat,nie chcę być natrętna więc daję spokój,ale jej zachowanie jest dla mnie najlepszym dowodem na to,że dzieje się z nią coś złego.W końcu nie jest jedyną,której nie wyszło z facetem,inne jakoś dają sobie z tym radę i żyją w miarę normalnie,a ona?To fakt,że ma dar ładowania się w związki bez szans na normalne egzystowanie,nie miała szczęścia do facetów od samego początku.
Pamiętam jak jeszcze w szkole średniej straciła głowę dla Marcina,to chyba było jej pierwsze poważne rozczarowanie.Mimo,że była tylko pocieszycielką w złych chwilach jego związku z inną dziewczyną nie chciała dać sobie z nim spokoju,żyjąc złudzeniami przez kilka lat,męczyła tylko samą siebie.jest mi bardzo bliska i chciałabym żeby była szczęśliwa,żeby jej się w końcu ułożyło,ale ona zbyt łatwo się poddaje.Po porażce załamuje się i zadręcza aż do momentu kiedy spotka nowego faceta i wpakuje się w kabałę jeszcze gorszą od poprzedniej.Czasami zastanawiam się jak ona znajduje tych facetów,ma chyba jakieś czujki,które wyławiają tych najbardziej skomplikowanych i popapranych z całej reszty płci brzydkiej.
No,a teraz po tej historii z Robertem oszalała zupełnie,pracuje więcej niż może wytrzymać i to się źle na niej odbija.Nigdy więcej facetów-przecież to wariactwo,a nie żadne postanowienia,nie można wszystkiego opierać wyłącznie na pracy.Szczerze mówiąc martwię się o nią,od wyjazdu do Warszawy bardzo się zmieniła,czuję,że ją tracę,a nie chcę tego.W przyszłym roku minie 15 lat odkąd się znamy i przyjaźnimy,a ja coraz bardziej zaczynam wątpić czy będziemy mogły się cieszyć z tej rocznicy.W tej chwili zastanawiam się nawet czy nie zadzwoni dzień przed naszym ślubem i nie powie,że musi zostać w Warszawie,w końcu praca jest najważniejsza teraz dla niej.


22 grudnia
Przed chwilą rozmawiałam z Pauliną,przyjeżdża dziś popołudniu,umówiłyśmy się wieczorem,ma do mnie wpaść.Mam jeszcze do załatwienia tyl spraw,że boję się czy starczy mi czasu,zostało tylko 3 dni!Nawet nie mam czasu na zbytnią pisaninę,zaraz idziemy z mamą do fryzjera,próbna fryzura,o mama już się niecierpliwi.

30 grudnia 
No i już po wszystkim,od pięciu dni jestem mężatką,ale chyba  to jeszcze do mnie tak naprawdę nie dotarło.
Jutro Sylwester-zaprosiliśmy z Markiem kilka osób,Paulina odmówiła i wczoraj wieczorem wróciła do Warszawy,ponoć przygotowuje się do ważnej rozprawy.Ale co tam nie będę z tego powodu płakać,skoro woli siedzieć tam sama to jej sprawa,bez niej też można dobrze witać Nowy Rok.
Jeśli chodzi o ślub i wesele to nie mogę powiedzieć bo naprawdę była bardzo serdeczna,w dobrym humorze,chyba szczerze cieszyła się naszym szczęściem.Ale kiedy odprowadzaliśmy ją wczoraj na dworzec znów była tą twardą,zamkniętą w sobie i niedostępną Pauliną.Owszem śmiała się i żartowała z Markiem,ale doskonale widziałam,że to tylko pozory,że wszystko jest jakby sztuczne czy wymuszone.Pocałowała mnie na do widzenia i powiedziała,że postara się wkrótce zadzwonić-z początku po wyjeździe z Krakowa dzwoniła codziennie...A zresztą teraz mam na głowie wiele ważniejszych spraw,w przyszłym tygodniu zaczynamy remont mieszkania,które marek dostał po babci.To będzie nasze gniazdko,a na razie dogadujemy się jakoś z moimi rodzicami choć nie ma jak mieszkanie na swoim.Kiedyś gdy byłyśmy jeszcze na studiach często rozmawiałyśmy z Pauliną o naszych przyszłych domach.Chodziłyśmy po sklepach i udawałyśmy,że wybieramy meble,dywany,firanki-miałyśmy przy tym mnóstwo radości i frajdy.Obiecałyśmy sobie,że będziemy w przyszłości pomagać sobie w urządzaniu naszych mieszkań.Niestety nic z tego nie wyszło,Paulina sama wybrała sobie i urządziła mieszkanie tam w Warszawie-znam je jedynie z opowiadań i kilku zdjęć,które kiedyś przywiozła.A ja teraz jestem zdana wyłącznie na Marka,oczywiście cieszę się,że razem będziemy urządzać nasze mieszkanie,ale czasami rada przyjaciółki w takiej sytuacji jest cenniejsza niż oko męża.Zapomniałabym,na ślub przyszedł Michał,nie mogłam go nie zaprosić,ale nie wiedziałam czy przyjdzie,minęło tyle czasu.Zastanawiałam się czy żałuję,że to nie on stai obok mnie w kościele,kiedyś bałam się,że może tak być,ale nie,nie żałuję.Jestem szczęśliwa z Markiem i kocham go,a Michała nigdy nie kochałam i nic by z tego nie wyszło bez względu na jego starania,żałuję jedynie,że straciłam wspaniałego przyjaciela.

8 lutego 
Bardzo dawno tu nie zaglądałam,ale miałam dużo roboty z tym remontem i kompletnie na nic innego nie miałam czasu ani siły.W końcu skończyliśmy,a ja wzięłam sobie kilka dni urlopu żeby trochę odpocząć bo padam już na nos.Chyba trochę przeholowałam z tą robotą bo od kilku dni czuję się beznadziejnie.Jestem jakaś dziwnie rozbita i osłabiona,mogłabym spać i spać,a do tego te zawroty głowy.marek nawet wczoraj kończył sprzątanie bo nagle poczułam,że robi mi się słabo i musiałam się położyć.Awanturował się nawet,że robię wszystko sama,a moglibyśmy kogoś wziąć do tego sprzątania,mówił,że się podźwigam i później będę mu jęczała nad głową.Chyba ma rację,wydawało mi się,że dam radę sama ze sprzątaniem,ale chyba się przeliczyłam i teraz muszę sobie troszeczkę pofolgować.Coś musiało mi zaszkodzić bo czuję się naprawdę źle i chyba za chwilę zwymiotuję,muszę natychmiast do łazienki....

Paulina odłożyła zeszyt na bo,musiała jeszcze przygotować obiad przed wyjściem do szpitala,chciała zrobić mamie niespodziankę.Lubiła gotować,a szczególnie kiedy była w domu,miał to kto zjeść i pochwalić jej dzieło,poza tym gotowanie relaksowało i sprawiało jej przyjemność.Krzątała się po kuchni stukając garnkami i rozmyślała o tym co przeczytała w notatkach przyjaciółki.
Miałaś całkowitą rację Iza,dopiero teraz widzę wszystkie moje błędy,zaczynam rozumieć jak musiałaś się czuć z mojej winy.Rzeczywiście nie przyjechałam wtedy do Krakowa na Wszystkich Świętych-powodów było kilka,ja wybrałam jeden z nich i powiedziałam wam,że mam masę pracy.Nie lubiłam tego dnia odkąd zaczęli umierać ludzie,których kochałam i właśnie w tym dniu bardzo dotkliwie odczuwałam ich nieobecność.To był pierwszy powód,dla którego zrezygnowałam z przyjazdu do domu.Po drugie wiedziałam,że będę widziała się z tobą,a może nawet z wami obojgiem i bałam się,że nie potrafię znieść waszej radości i szczęścia,które emanowało z ciebie nawet przez telefon jeśli tylko mówiłaś o Marku.Byłam okropną egoistką,przyznaję zazdrościłam ci twojego szczęścia i chyba trochę miałam żal do Marka,że wkrótce mi ciebie zabierze.Nie pomyślałam,że mnie potrzebujesz,że wasz ślub nie ma tutaj znaczenia i że tak naprawdę to ja się od ciebie odsuwałam,że to ty Iza traciłaś przyjaciółkę.W końcu rzeczywiście miałam masę roboty i żeby nie myśleć zbyt wiele zagrzebałam się od rana w papierach,siedziałam nad nimi do późnej nocy-tak było łatwiej,a może po prostu wygodniej.Przynajmniej wtedy tak myślałam,utrata ciebie byłaby zbyt bolesna,ale obawiałam się również,że wasze szczęście będzie zbyt widoczne,będzie emanowało dokoła,a ja nadal nie umiałam sobie z tym poradzić.
Tak bardzo chciałam być szczęśliwa,pragnęłam znaleźć tą jedną jedyną osobę,na której można się oprzeć,na którą można liczyć i wiedzieć,że nigdy cię nie zawiedzie.Niestety od samego początku nie mogłam trafić na właściwego faceta,spotykałam ludzi,którzy w końcu mnie zostawiali lub ranili tak,że sama kończyłam taką znajomość.W takim dniu jak 1 listopad trudno odepchnąć ponure myśli,bałam się ryzykować bo wiedziałam czym to może się skończyć,a nie chciałam kolejny raz rozdrapywać starych ran.
Ostry dzwonek-raz,drugi i trzeci,ktoś stojący za drzwiami nie dawał za wygraną,Paulina dobrze wiedziała kto to taki choć wydawało się jej,że jest trochę za wcześnie,nie była jeszcze gotowa.Kiedy otworzyła drzwi Marek stał przed nią ze skruszoną miną jak dzieciak,który właśnie coś przeskrobał,ale po jego twarzy błąkał się łobuziarski uśmiech.Paulina podziwiała jego opanowanie i to,że w tak trudnych dla siebie chwilach potrafił się uśmiechać i podtrzymywać na duchu jeszcze innych.
-Jestem trochę za wcześnie,co?-spytał wchodząc do środka,specjalnie przyjechał przed czasem chcąc spokojnie porozmawiać z Pauliną o Robercie.
-Jestem prawie gotowa,za dziesięć minut gaszę zupę i możemy jechać-stwierdziła idąc w stronę kuchni.
-W porządku,skoro mamy chwilę czasu to czy możemy siąść i porozmawiać?-wszedł za nią do kuchni,bał się,że może przestraszyć paulinę takim pytaniem.
-Co się stało?-Paulina rzeczywiście zdenerwowała się poważnym tonem Marka.-Czy coś nie tak z Izą,ukrywasz coś przed mną Marku?
-Paulinko nie denerwuj się proszę,z Izą wszystko w porządku to znaczy chciałem powiedzieć,że nic się nie zmieniło i  niczego przed tobą nie ukrywam-zapewnił ją szybko sadzając przy kuchennym stole,sam usiadł obok.-Chodzi o lekarza,który się teraz będzie zajmował Izą,o ordynatora i o tym chciałem z tobą porozmawiać.
-Nie rozumiem co tu ma do rzeczy ordynator,czy uważasz po wczorajszej rozmowie z nim,że nie jest kompetentny?-Paulina była już spokojniejsza niż przed chwilą,ale nadal nie rozumiała o co Markowi tak właściwie chodzi.
-Nie skąd,wręcz przeciwnie,jest doskonałym lekarzem,przynajmniej wszystko na to wskazuje i cieszę się,że teraz będzie zajmował się moją żoną,pod względem jego umiejętności całkowicie mu ufam.Zdaje sobie jednak sprawę,że spędzając wile czasu przy łóżku Izy prędzej czy później się na niego natkniesz,nie mogę tego przed tobą ukrywać Paulina bo nie chcę żebyś nagle była zaskoczona-w miarę tego co do niej mówił widział jak Paulina zaczęła blednąć,zrozumiał,że domyśla się tego co ma jej do powiedzenia,że już wiedziała.Musiał to jednak powiedzieć na głos.-Tym lekarzem jest Robert,przykro mi ze względu na ciebie Paulina.
Po jego słowach zapanowała długa cisza,bał się powiedzieć cokolwiek więcej bo nie chciał jej dodatkowo zranić,widział,że męczy się sama ze sobą.W końcu wstała i zgasiła gotującą się zupę,czekał w napięciu na to co Paulina powie,tak bardzo żałował,że nie ma z nim teraz Izy,z pewnością wiedziałaby jak pomóc przyjaciółce.
-Masz rację Marku,Robert z pewnością jest dobrym specjalistą,przemawia za tym chociażby fakt,że tak szybko awansował na ordynatora takiego oddziału.Cieszę się razem z tobą,że Iza będzie miała fachową opiekę,to co było kiedyś między nami nie ma tu najmniejszego znaczenia.Teraz najważniejsze jest zdrowie Izy,ale dziękuję,że się o mnie martwisz i że mi o tym powiedziałeś-była bardzo opanowana choć marek widział,że wiele kosztują ją to opanowanie.
-Paulina wiem,że wolałabyś o tym porozmawiać z Izą,ale jeśli tylko mógłbym cokolwiek zrobić żebyś się lepiej poczuła to nie krępuj się,w każdej chwili możesz na mnie liczyć-starał pomóc się jej przez to jakoś przejść.
-Rzeczywiście bardzo brakuje mi Izy,dopiero teraz wiem jak doskonale mnie rozumiała,ale wiem też Marku,że ty jesteś równie wspaniały i Iza miała ogromne szczęście,że znalazła takiego męża.Nie jestem tak jak i twoja żona osobą łatwowierną,nie obdarzam zaufaniem pierwszej napotkanej osoby,ale przekonałam się już wielokrotnie,a dziś tylko potwierdziłam swoje przekonania,że ty jesteś Kimś przez duże "K" i ja ci ufam.Jesteś wspaniałym przyjacielem,dziękuję-objęła Marka mocno i przytuliła się do niego.
Ty też jesteś wspaniała Paulina i zobaczysz,że wszystko się jakoś ułoży,razem damy sobie radę-pogłaskał Paulinę po głowie powtarzając zupełnie nieświadomie częste słowa swojej żony i delikatnie pocałował czubek jej głowy.
Marek był rzeczywiście wspaniałym człowiekiem i Paulina cieszyła się,że jej przyjaciółka ma takiego męża,ona tylko raz spotkała kogoś takiego,ale niestety...Ich drogi musiały się rozejść,być może miało to być z korzyścią dla niech obojga?
-Marku powiedz mi tylko czy Robert jakoś,czy on coś...?-nie wiedziała jak ma go o to zapytać,a może po prostu bała się odpowiedzi,którą mogła usłyszeć od Marka.
-Pytał co u ciebie słychać i czy mamy z tobą jakiś kontakt,ale nie chciałem z nim o tobie rozmawiać,uznałem,że najpierw muszę ci o wszystkim powiedzieć,ty sama musisz zdecydować co masz zrobić.Prędzej czy później musieliście się spotkać bez względu na to czy mieszkasz w Krakowie czy w Warszawie,jeśli takie spotkanie było wam sądzone to właśnie tak się stało i chyba musisz temu stawić czoła,nie możesz wiecznie przed nim uciekać.
-Dzięki,myślę,że tak właśnie zrobię,potrzebuję tylko na to trochę czasu,jakoś dam sobie radę.A teraz lepiej już jedźmy do szpitala,masz umówione spotkanie z pediatrą,o ile mnie pamięć nie myli jutro zabierasz Patrycję do domu-przypomniała mu paulina o normalnym życiu,które nadal się toczyło swoim torem bez względu na to co działo się z Izą.
-Rzeczywiście choć wolałbym zabrać do domu obie moje dziewczyny-zauważył Marek,a w jego oczach przez moment zaszkliły się łzy.Paulina była jednak spostrzegawcza i zdążyła to uchwycić,ogromnie mu współczuła.
-Wkrótce tak będzie,musisz być silny bo ta siła bardzo potrzebna będzie Izie kiedy się obudzi,a teraz musisz myśleć o waszej córeczce,ona potrzebuje cię bardziej niż myślisz.Nie powinna odczuć braku miłości ze strony rodziców.No to jak jedziemy?-zapytała sięgając po płaszcz kiedy już znaleźli się w przedpokoju.
Jedziemy-marek pomógł jej założyć płaszcz i zabrał z wieszaka swoją kurtkę,wiedział,że Paulina miała rację choć tak trudno było mu w sobie zebrać tą siłę.
O tej porze dnia miasto było nieznośnie zatłoczone,w drodze do szpitale mieli więc sporo czasu na przemyślenia,każde z nich zatopione było w swoich myślach,nie rozmawiali za sobą by nie przeszkadzać sobie wzajemnie.Ludzie spieszyli się z pracy do domów,na zakupy,może na kiedyś umówione spotkania,miasto żyło swoim specyficznym klimatem jakiego nie było nigdzie indziej.
Zaczynała się piękna i słoneczna jesień,koniec września był wyjątkowo pogodny tego roku,tak jakby chciał dać ludziom jeszcze trochę ciepła,zachęcić ich do życia,rozegnać ponure myśli o paskudnej,deszczowej i zimnej jesieni.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz