niedziela, 15 kwietnia 2012

Twórczość ukryta cd.

                                    
Witajcie w ten szary i mokry wieczór.Niestety pogoda nas w ten weekend nie rozpieszczała,ale i tak mam nadzieję,że minął Wam miło i udało się zrealizować chociaż część planów.Mnie taka pogoda bardziej kojarzy się z moim Cork,choć muszę przyznać,że za mojej tam bytności aura nie była najgorsza jak na Irlandię.Oczywiście poznałam porywiste irlandzkie wiatry,które pozwalają ledwo utrzymać się na nogach,deszcz padający w poziomie.Kiedy wracasz do domu jesteś całkowicie przemoczony,jedynym ratunkiem jest dobra peleryna i kalosze,o utrzymaniu parasola można zapomnieć.Ale i tak to był piękny okres i wspominam go z ogromnym sentymentem mim upływu czasu.To trochę tak jak bohaterowie mojego opowiadania,których co rusz dopadają wspomnienia,które budzą uczucia i emocje już dawno zapomniane,pochowane,a przynajmniej tak im się wydawało.Mam dla Was na dzisiejszy wieczór lekturę kolejnego odcinka.Mam nadzieję,że się Wam spodoba.Miłego wieczoru,pozdrawiam.



                                "NAJTRUDNIEJSZE SĄ POWROTY"


Rozdział 5:


- Czyż nie jest piękna,ona naprawdę jest wyjątkowa,macie wspaniałą córkę Marku - Paulina uśmiechnęła się do małego zawiniątka na rękach Marka.
- Jest dokładnie taka jak jej mama i bardzo ją kocham,wszyscy ją kochamy i postaramy się żeby było jej jak najlepiej na tym świecie.Musimy już iść Paulinko bo mama czeka na nas w samochodzie - Marek zabierał dzisiaj córeczkę do domu.Własnie dostał wszystkie niezbędne dokumenty i mogli już teraz jechać do domu.
- Tak oczywiście,idźcie już,ja jeszcze trochę posiedzę z Izą,wieczorem do was zaglądnę chociaż z pewnością pomocnych dłoni nie będzie ci brakowało,pa kochanie - pocałowała delikatnie dziewczynkę i dotknęła ramienia Marka jakby chciała dodać mu tym gestem sił.
- A ty nie jesteś zmęczona,może tez powinnaś pojechać do domu? - Marek przyglądał się jej uważnie,w jego oczach było widać szczerą troskę.
- Nic mi nie będzie,możesz być pewien,że w Warszawie prowadzę dużo aktywniejsze życie i jakoś daję sobie radę.Idźcie mała nie powinna przebywać tutaj ani chwili dłużej niż musi - zdecydowanie paulina chciała rozwiać jego wątpliwości i zawróciła na oddział.
- czekam wobec tego na ciebie wieczorem - zawołał jeszcze za nią Marek.
Przez chwilę patrzył w kierunku Pauliny,widział jej machnięcie ręką nad głową na znak,że go słyszała,potem odwrócił się i ruszył w stronę windy.Wiedział,że bez względu na to co zaszło miedzy dziewczętami jego żona się myliła,nie była obojętna Paulinie,ona nie zapomniała o swojej przyjaciółce,bardzo kochała Izę i Marek doskonale widział ta miłość.

Paulina wróciła do sali,Iza leżała dokładnie tak samo jak w chwili gdy Paulina stąd wychodziła,aparaty powoli,ale zdecydowanie dawały znać,ze jej przyjaciółka wciąż walczy,wciąż się nie poddaje.Siadła przy łóżku Izy,wzięła ja za rękę i uśmiechnęła się do niej ciepło.Wiedziała,że Iza tego nie widzi,ale miała dziwne przeczucie,że przyjaciółka czuje jej obecność i słyszy co i w jaki sposób Paulina do niej mówi.
Widziałam przed chwilą waszą córeczkę,Marek zabrał ją do domu,jest śliczna i tak bardzo do ciebie podobna Izuniu,kiedyś będziesz z niej bardzo dumna,zazdroszczę wam Patrycji.Może to głupie,ty leżysz teraz nieprzytomna i walczysz o życie,a ja mówię,że zazdroszczę ci twojej córki,której nawet nie widziałaś ale tak jest.Miałaś możliwość doświadczenia wspaniałego uczucia bycia w ciąży,noszenia pod sercem dziecka,które w tobie rosło,a jest owocem waszej miłości,tej w której istnienie ja kiedyś wątpiłam.Masz naprawdę wspaniałego męża,rzadko można spotkać kogoś takiego jak twój Marek i chyba nie żałujesz,że kilka miesięcy temu podjęłaś właśnie taką decyzję.
Mój Boże tak dawno nie rozmawiałyśmy ze sobą Iza,nie rozmawiałyśmy tak szczerze,od serca...Nie zdawałam nawet sobie sprawy jak bardzo brakowało mi tych naszych rozmów,jak bardzo oddaliłyśmy się od siebie.Kiedyś wydawało mi się,że masz dużo łatwiejsze życie ode mnie,dopiero teraz wiem,że tak dobrze rozumiałaś mnie własnie dlatego,że nasze problemy były do siebie bardzo podobne.
Wiem,że różnie wam się z Markiem układało przed ślubem,wielkie zauroczenie,a później masa wątpliwości,pytań,strachu co będzie jeśli się nie uda,obawy czy to na pewno ten,czy to własnie ta....Z pewnością potrzebowałaś Iza mojej aprobaty i pomocy kiedy podjęłaś w końcu ostateczną decyzję,a ja tak oschle i obojętnie cię potraktowałam.Popełniałam głupstwo za głupstwem wystawiając naszą przyjaźń na co raz to większe próby,a ty wciąż byłaś przy mnie kiedy cię potrzebowałam - tak okropnie mi wstyd.Wszystko co złe zwalałam na moje niepowodzenia w miłości,ale czy tak naprawdę poznałam to uczucie do końca,z pewnością nie tak jak ty.Iza ty spokojnie możesz mówić o miłości,wiesz co znaczy kochać tak naprawdę bez żadnych "ale" i "pomimo" - gdyby było inaczej nie zdecydowałabyś się na urodzenie Patrycji,nie zaryzykowałabyś swojego życie gdyś nie kochała Marka,tego jestem pewna.Trudno zresztą nie kochać kogoś takiego jak on,to zawsze był własnie mój największy problem.
Zbyt łatwo ulegałam swoim uczuciom,myślałam sercem,a nie głową i później za to słono płaciłam.Zresztą tylko raz spotkałam faceta,na którym mi tak zależało,że mogłabym dla niego zrobić prawie wszystko.Mówię prawie bo nie wiem czy podjęłabym tak trudną decyzję jaką ty musiałaś podjąć.Niestety on odrzucił moją miłość,chciał jedynie przyjaźni,a ja nie mogłam się zgodzić na to,to by mnie wykończyło psychicznie,nie można się przyjaźnić z kimś kogo się kocha,a on cię tylko lubi,to zwyczajnie było nierealne.Może wybrałam najłatwiejszą drogę ewakuacyjną i po prostu uciekłam,z pewnością powinnam stawić czoło tej całej sytuacji,powinnam była coś zrobić,ale jak dotąd nie mogłam się zmobilizować.Po prostu bałam się kolejny raz komuś zaufać,obdarzyć uczuciem,spróbować ułożyć sobie jakoś życie,jestem tchórzem Iza i tylko udaję,ze nic mnie nie ruszą,ze jestem twardą panią prokurator.Do twojego porodu,dopóki tutaj nie przyjechałam i nie zobaczyłam na jakiej stoisz krawędzi nie pozwalałam sobie na uczucia,a teraz....
Cóż najważniejsze jest teraz dla mnie żebyś wyzdrowiała,jeśli dasz mi jeszcze szansę spróbuję naprawić to co tak skutecznie niszczyłam,dopiero wtedy pomyślę o swoim życiu.Zresztą mam teraz jeszcze jeden problem na głowie,Marek wczoraj mi o nim powiedział i naprawdę nie wiem co dalej mam zrobić,jak stawić temu czoła?Przed sobą mam perspektywę spotkania z Robertem,tak własnie z nim - jest ordynatorem tego oddziału i zajmuje się tobą,fajnie nie?Szczerze mówiąc zawsze miałam świadomość,że kiedyś możemy się spotkać bez względu na to,ze w tej chwili mieszkam w Warszawie.Z drugiej strony wyjeżdżałam z Krakowa własnie po to żeby uniknąć takich przypadkowych spotkań,zbyt wiele ich było wcześniej,a tak mało mi dawały.A teraz czy będę potrafiła spojrzeć mu w oczy i przyznać przed samą sobą,że już nic do niego nie czuję?Nie jestem tego taka pewna,przez cały rok miałam zbyt wiele zajęć żeby mieć czas się nad tym zastanowić,zresztą wtedy wolałam nie myśleć o Robercie.Marek kilka dni temu powiedział mi,że muszę pokonać swoja awersję do mężczyzn i w końcu pomyśleć o sobie bo praca to nie wszystko.Nic mu nie odpowiedziałam,ale chyba dobrze wiedział co mówi - mam 29 lat i najpiękniejszy okres w życiu człowieka za sobą,a co osiągnęłam?
Fakt,że te dwa lata w Warszawie w pozycji zawodowej dały mi bardzo wiele i naprawdę cieszy mnie,że mogę robić to co lubię i zawsze chciałam robić,nie każdy niestety ma taka możliwość.Tyle,że moje życie osobiste jest kompletną ruiną,tylko patrzeć jak zadzwoni ostatni dzwonek żeby coś zmienić,a ja kompletnie o tym nie pomyślałam.Te przelotne znajomości w Warszawie - jakaś kolacja,imieniny u znajomych,dwa,trzy spotkania i koniec,zapytasz dlaczego?Powodów było kilka,ale zawsze jeden i ten sam był najważniejszy,po prostu bałam się zaangażować i zaufać tej drugiej osobie.Wiem,że to śmieszne i postępując w ten sposób nigdy nie będę szczęśliwa bo z góry przekreślam taką możliwość,ale tak było łatwiej,bezpieczniej.Poza tym to również było niesprawiedliwe dla wielu porządnych facetów,którzy są wartościowymi ludźmi i z pewnością miałabym szansę zawrzeć kilka dobrych znajomości jeśli nic więcej by z tego nie wyszło.Mówiłam jednak zdecydowanie "Nie,to nie dla mnie,nie pasujemy do siebie,to nie miałoby szans",cóż mieli zrobić w takiej sytuacji?Po prostu odchodzili i układali sobie życie inaczej,teraz  mówimy sobie "cześć" i rozmawiamy o pogodzie,tyle nas łączy dzięki mojej zawziętości.
Powinnam była z tobą o tym dawno porozmawiać,z pewnością poczułabym się lepiej zrzucając to z siebie,a ty też mogłabyś mi powiedzieć co dzieje się dokoła ciebie.Niestety stało się inaczej,leżysz tu teraz nieświadoma spraw,które biegną swoim dotychczasowym tempem,nie możesz mi pomóc,a ja jakoś nie mam ochoty myśleć o szukaniu sobie faceta,to naprawdę może jeszcze poczekać choć Marek uświadomił mi,że będę musiała ten problem rozwiązać.A co mam zrobić z Robertem?Hm trudno mi teraz podjąć jakąś decyzję,choć to oczywiste,że będę musiała wkrótce coś postanowić.Zresztą to chyba nie będzie zbyt trudne biorąc pod uwagę,że nie widzieliśmy się przeszło dwa lata.Każde z nas ma teraz swoje życie i z pewnością oboje nie mamy czasu żeby zbyt długo się nad tym zastanawiać.Wyzdrowiejesz,ja wrócę do Warszawy i kiedy będę tu przyjeżdżać to z pewnością nie będę zjawiać się w rejonie tego szpitala więc sprawa sama się rozwiąże.Na razie go jeszcze nie widziałam,nie wiem kiedy zobaczę i czy w ogóle on będzie miał ochotę na rozmowę ze mną,to w końcu jest jego praca nawet jesli jest tu ordynatorem,a poza tym nie zostawiłam mu o sobie zbyt wielu miłych wspomnień.

Ten dzień był naprawdę długi i ciężki dla ordynatora Roberta Walczewskiego,był po nocnym dyżurze i dwóch poważnych operacjach,zresztą prawie zawsze operacje na tym oddziale były trudne.Z ulgą myślał o tym,że za kilka minut wsiądzie do swojej nowiutkiej hondy i pojedzie do domu,do jutra rana będzie mógł zapomnieć o szpitalu.To znaczy tak całkowicie to nigdy nie zapominał o swoim oddziale,lubił swoja pracę choć kierowanie Intensywną Terapią nie było łatwą ani przyjemną pracą.Tak wiele razy był zły na swoja bezsilność i brak możliwości pomocy ludziom,którzy bardzo na ta pomoc liczyli.Wielokrotnie musiał patrzeć na tych,dla których śmierć najbliższych im osób była tak ciężka i trudna do przyjęcia,że nie mogli sobie z tym poradzić.Ale często też bywało tak,że ludzie dziękowali mu za uratowanie życia ze łzami w oczach i to napawało go optymizmem,motywowało do dalszej pracy,nadawało jej sens - taki właśnie był jego oddział.
Pracował tu dopiero od kilku miesięcy,ale czuł się tak jakby był tu od dawna,widział tak wiele skrajnych przypadków,że zdążył uodpornić się na to co może przynieść kolejny dzień.Z natury był pogodny i otwarty do ludzi,którzy go otaczali choć miało to oczywiście swoje granice,których nigdy nie przekraczał.Lubił indywidualność i cenił ludzi szanujących jego prywatność,chodził swoimi ścieżkami i było mu z tym dobrze.W szpitalu był lubiany i szanowany,bardzo dobry lekarz znający swoja pracę od podszewki,doskonale współpracujący z resztą zespołu Intensywnej Terapii,sprawiedliwy i obiektywny ordynator.
Miał 30 lat i cieszyło go,że w jego wieku osiągnął już dużo więcej niż lekarze starsi i dłużej tutaj pracujący niż on,był ambitny i szybko zdobywał wytyczone sobie cele.
Jeszcze raz spojrzał na zegar wiszący na ścianie jego gabinetu,wstał,przeciągnął się chcąc rozprostować kości i sięgnął po wiszącą na wieszaku marynarkę.Najwyższa pora iść do domu i odpocząć,jutro zapowiadał się kolejny ciężki dzień i musiał nabrać sił by sprostać czekającym na niego obowiązkom.Zabrał dokumenty i ruszył w kierunku sąsiedniego gabinetu,musiał zostawić jak zwykle dyspozycje swojej sekretarce.
- Wychodzi pan do domu ordynatorze? - zapytała podnosząc głową znad swoich papierów gdy tylko usłyszała odgłos otwierających się drzwi gabinetu szefa.
- Tak Moniko,jestem okropnie zmęczony,a jutro nie zapowiada się wiele lepiej.Chciałbym żebyś skończyła tylko ten raport dla profesora,a później też idź do domu.Z pewnością ty również masz już dość - uśmiechnął się ciepło do sekretarki.
- Jakoś daj radę choć muszę przyznać,że po takim urlopie ciężko przystosować się do codziennych obowiązków,na szczęście niewiele mi zostało,a potem zmykam - ucieszyła się,że szef nie miał dla niej żadnych dodatkowych zajęć i wkrótce będzie mogło pójść do domu.
- No to do jutra - powiedział Robert odwracając się jeszcze do niej w drzwiach.
- Do widzenia - rzuciła mu już stukając w klawisze komputera pogrążona w swojej pracy.
Robert zamknął drzwi gabinetu i uśmiechnął się sam do siebie,skierował się w stronę windy,nacisnął guzik i cierpliwie czekał na jej przyjazd.Lubił Monikę,była sympatyczną dziewczyną,przyszła do szpitala tuż po nim więc obydwoje byli tu nowi,musieli zżyć się z resztą zespołu.Miała 25 lat i lubiła żyć pełnią życia - wycieczki,dyskoteki,kina i kawiarnie - tak spędzała czas po pracy w gronie swoich najbliższych znajomych i przyjaciół.Równocześnie była bardzo dokładna i sumienna w pracy,często zostawała po godzinach pomagając Robertowi przy sprawozdaniach,raportach,doskonale planowała jego spotkania w przerwach pomiędzy operacjami czy obchodem oddziału.
Czy była ładna? - tak bez wątpienia była atrakcyjna dziewczyną i często męskie spojrzenia zatrzymywały się na jej zgrabnej sylwetce kiedy szła ulicą.Jednak nie przewróciło jej to w głowie,uważała,że to nie uroda stanowi o wartości człowieka,a jego wnętrze.Spotykała się z całkiem przeciętnym facetem,studiował na Politechnice i w tej chwili przygotowywał się do obrony pracy magisterskiej.Robert miał okazję widywać go czasami kiedy przychodził po Monikę do pracy i musiał przyznać,że bardzo spodobał mu się ten chłopak.Wrócili własnie z dwutygodniowego urlopu we Włoszech,Monika przyszła do pracy opalona i pełna wrażeń,o których niestety nie miała czasu opowiedzieć Robertowi,oboje mieli dzisiaj zbyt wiele pracy.Wprawdzie Monikę zastępowała koleżanka z innego sekretariatu ale i tak miała masę zaległości,a Robert cały dzień był w biegu.Czasami kiedy na oddziale był spokojniej siadali przy kawie i dyskutowali o różnych sprawach,Robert lubił z nią rozmawiać choć krępowało go trochę,że mimo tak małej różnicy wieku między nimi traktowała go jak typowego szefa.Proponował jej nawet kiedyś żeby na gruncie prywatnym zwracała się do niego po imieniu,ale Monika powiedziała,że woli żeby zostało tak jak jest,miała dla niego ogromny szacunek i czułaby się niezręcznie,szanował jej decyzję.Nigdy nie patrzył na nią jak na kobietę,traktował ją bardziej jak kumpelę i był zadowolony,że taki układ jej odpowiadał.
Rozległ się cichy dzwonek i drzwi windy rozsunęły się przed nim z cichym szelestem,Robert stał w miejscu zamyślony,nagle odwrócił się na pięcie jakby sobie o czymś przypomniał i ruszył z powrotem na oddział.Minął jednak swój gabinet i szedł dalej w stronę separatek,stanął przed drzwiami sali numer 7 i już miał nacisnąć na klamkę kiedy coś go cofnęło.Przez szybę okienną,która miała każda sala na tym oddziale zobaczył znajomą postać,mimo upływu czasu nie miał najmniejszych wątpliwości - to była Paulina.
Siedziała obok łóżka swojej przyjaciółki,nie widziała go,patrzył na nią czując jak jednocześnie ogarnia go cała masa różnych uczuć i emocji.Radość,smutek,tęsknota i żal,chęć rozmowy i potrzeba natychmiastowej ucieczki,nie zdawał sobie nawet sprawy,że tak może go poruszyć widok Pauliny.Nie zastanawiał się długo,wiedział,ze w każdej chwili ona może się obrócić i odkryje jego obecność,ruszył do wyjścia prawie biegiem,nie czekał nawet na windę tylko zbiegł po schodach i minął w przelocie zaskoczonego portiera.Dobieg tak do swojego samochodu i dopiero kiedy już w nim siedział poczuł się trochę spokojniejszy,zapalił papierosa i głęboko się nim zaciągnął.Teraz mógł spróbować zebrać myśli - zachował się jak gówniarz,ale wiedział,że nie może się z nią jednak spotkać,nie dzisiaj.
Ruszył,powoli wyjechał z parkingu i starał skoncentrować się na jeździe,w domu będzie miał czas się spokojnie zastanowić,poukładać sobie to wszystko.Mieszkał na jednym z nowo powstałych krakowskich osiedli,mieszkanie kupił częściowo z oszczędności,a częściowo dzięki pomocy rodziców,chciał się usamodzielnić i mieszkać w Krakowie.W prawdzie nie był jedynakiem tak jak paulina,ale rodzice bardzo go kochali i byli dumni z osiągnięć syna.Nie ukrywali oczywiście,że chcieli żeby oprócz pracy pomyślał jeszcze o założeniu rodziny,czekali na synową i wnuki,ale nie naciskali na Roberta.Znali go na tyle dobrze,że wiedzieli iż to nic nie da,syn tylko zamknie się w sobie,naburmuszy i powie żeby nie układali mu życie,dlatego woleli nie poruszać tego tematu.
Mieszkanie miał urządzone w dobrym stylu,nie żałował na jego wykończenie.W jednym z trzech pokoi miał urządzoną swoją małą siłownię z profesjonalnym sprzętem do ćwiczeń,dbał o dobrą kondycję fizyczną i wygląd swojego ciała.Ponieważ miał zbyt mało czasu na bieganie po siłowniach ćwiczył w swojej domowej,a kiedy miał trochę więcej luzu w pracy chodził na basen bo bardzo lubił pływać.Zarabiał dość dobrze i mieszkając samemu mógł sobie pozwolić w inwestowanie w dom.lubił otaczać się dobrymi,a przy tym praktycznymi rzeczami,sprawiało mu przyjemność dopieszczanie szczegółów,które później jego znajomi chwali przy różnych okazjach.
Zaraz po przyjściu do domu zrzucił z siebie ubranie i wskoczył pod prysznic,który również był wspaniałym udogodnieniem kiedy nie miał czasu na wylegiwanie się w wannie.Strumień ciepłej wody oblewał jego zmęczone i spięte ciało,czuł jak powoli zaczyna się odprężać,jak zdenerwowanie uchodzi z niego.Po kilku minutach zakręcił wodę i wyszedł stając na miękkim,puchatym dywanie,który był prawdziwą ozdobą jego łazienki.Wytarł się w ręcznik kąpielowy,owinął ciepłym szlafrokiem i poszedł do pokoju gdzie miał swój mały,ale ekskluzywny i znakomicie zaopatrzony barek.Zrobił sobie mocnego drinka,ze szklanką w jednej a papierosem w drugiej ręce wyciągnął się wygodnie na miękkiej sofie i przymknął oczy,myśli powoli zaczęły spływać do głowy.
Od spotkania z mężem Izy nieustannie w jego głowie pojawiały się myśli o Paulinie choć starał się je od siebie odsuwać,starał się je odłożyć na później.a później...?Właśnie przyszło,spotkał ją dzisiaj,tak nagle,nie widział nawet jej twarzy,ale dla niego była taka jaką zapamiętał z ostatniego spotkania przed ich rozstaniem.Nie wiedział zupełnie co ma robić dalej?Doskonale pamiętał co powiedziała mu wtedy,mimo,że upłynęło już sporo czasu pamiętał ten dzień jakby to było zaledwie wczoraj....
- Nie rozumiem twojej decyzji,co się zmieniło,że nie możemy już być przyjaciółmi,przecież sama tego kiedyś chciałaś? - patrzył na nią zaskoczony tym co właśnie przed chwilą mu zakomunikowała.Nawet przez myśl mu coś takiego nie przeszło,teraz kiedy w końcu pokonała jego indywidualizm,kiedy dopuścił ją do siebie i zaufał.
- Zmieniło się wiele,ale nie o to tu chodzi Robert,po prostu uważam,że to nie ma sensu,jesteśmy od siebie zbyt różni i dalecy żeby to miało jakikolwiek sens.Przykro mi,że dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę,że nie potrafię być dobra przyjaciółką dla ciebie - Paulina mówiła nie patrząc mu w oczy,udając obojętność choć głos jej niebezpiecznie drżał.Ta rozmowa była dla niej bardzo trudna i bolesna o czym on nie mógł mieć pojęcia,była dobrą aktorką.
- Przykro ci?No cóż chyba rzeczywiście powinno ci być przykro,myślałem,że wiesz co robisz kiedy proponowałaś mi swoją przyjaźń,że znasz jej sens.Okazuje się jednak,że tak łatwo się można pomylić,a później powiedzieć zwyczajnie "przepraszam'.Zbyt wiele poświęceń i wyrzeczeń kosztowałoby cię bycie dobrą przyjaciółką,prawda? - Robert nie ukrywał jak bardzo go rozczarowała,jaki jest na nią wściekły,jego oczy ciskały spojrzenia pełne nienawiści.
- Posłuchaj Robert wiem,że... - zaczęła,ale nie pozwolił jej na żadne dalsze tłumaczenia,dla niego już nie miały sensu.
- Nie ty ty posłuchaj,myślałem,że ci na mnie zależy,że zależy ci na naszej przyjaźni.Jednak dla ciebie widać to była tylko dobra zabawa,a może założyłaś się z Izą czy uda ci się złamać takiego indywidualistę jak ja,no co było tak? - tym razem ironia wprost kipiała mu z ust,nie zastanawiał się nad tym co mówi.Czuł się zraniony i oszukany,chciał równie mocno zranić Paulinę,a poza tym nie mógł pokazać jej jak zależało mu na tej przyjaźni,zgrywał się więc na zimnego twardziela. - Cóż człowiek uczy się na błędach i okazuje się,że ja byłem zwyczajnym głupkiem,który dal się oszukać - roześmiał się z goryczą.
- Nawet nie wiesz Robert jak bardzo się mylisz - usłyszał jeszcze od niej.
Rozstali się w bardzo złej atmosferze,Paulina czuła się okropnie,nie chciała żeby tak wyszło,nie chciała go ranić,nie widziała jednak innej możliwości.Podjęła decyzję o rozstaniu i musiała być konsekwentna,nie mogła powiedzieć Robertowi prawdy,nie mogła powiedzieć mu dlaczego tak bardzo się mylił.Nie mogła też powiedzieć,że zależy jej na nim i to bardziej niż na kimkolwiek innym do tej pory,nie mógł poznać prawdziwych powodów jej decyzji.Wolała żeby teraz był na nią wściekły niż za chwilę miałby powiedzieć jej,że nigdy nie będzie mógł jej pokochać.Jego słowa raniły ją jak siarczyste policzki,ale zdawała sobie sprawę,że zasłużyła sobie na taką wściekłość z jego strony.Musiała zniknąć z jego życia nawet jeśli zostawiała po sobie niesmak i rozgoryczenie,nawet jeśli Robert  miałby mieć o niej złe wyobrażenie,musiała to jakoś przetrzymać - niestety on nie miał o tym pojęcia .
Dlaczego tak bardzo bolała go decyzja Pauliny,czemu był na nią taki wściekły?wtedy tego nie wiedział,dopiero jakiś czas po wyjeździe Pauliny odkrył coś co zaskoczyło jego samego,nie wiedział jednak czy to odkrycie ma mu pomóc czy może raczej jeszcze bardziej go dobić.
Przez cały ten czas kiedy się widywali  nie zdawał sobie z tego sprawy,a może nie chciał o tym myśleć.Bardzo lubił Paulinę,cieszyła go ich przyjaźń choć na początku był taki nieufny i bronił się przed nią jak tylko mógł,ale Paulina była uparta.To ona przekonała go,że może być wspaniale jeśli tylko spróbują się zaprzyjaźnić,zaufać sobie - oboje tego potrzebowali,ale dopiero ona mu to uświadomiła.jego kumpel ze studiów Andrzej tłumaczył mu,że powinien docenić to co ona miała mu do zaofiarowania.Andrzej też bardzo lubił Paulinę,zresztą z wzajemnością,miał bardziej dojrzałe od Roberta podejście do życia,ale był też od niego starszy o 5 lat i może dlatego inaczej patrzył na pewne sprawy.Robił drugą specjalizację kiedy poznali się z Robertem i od samego początku dobrze się zgrali stanowiąc sympatyczny duet.Andrzej był wyznawcą wolności i wolnych związków,ale od kilku lat mieszkał  z dziewczyną,której nie przeszkadzało,że nie mają papierka z Urzędu.Paulinie ogromnie podobał się Andrzej jako człowiek,jego podejście do życia i wielu spraw,jego pogoda ducha i wieczny optymizm.Była przekonana,że jego dziewczyna jest ogromną szczęściarą bo trafiła na świetnego faceta,a takich było niewielu.Robertowi wydawało się nawet czasami,że paulina duży się w Andrzeju,nic bardziej mylnego,ale nigdy nie miał odwagi ją o to zapytać wprost.Być może obawiał się,że go wyśmieje,a może po prostu bał się,że ponieważ jest jej przyjacielem Paulina zwierzy mu się ze swoich sercowych problemów,a tego jakoś wolałby uniknąć.Dlaczego?Dopiero później zrozumiał czemu nie chciałby tego słuchać,opowieści,że kogoś pokochała budziły w nim lęk - zwyczajnie był o nią zazdrosny.Przyzwyczaił się,że była,mógł przyjść i pogadać o wszystkim co leżało mu na sercu,była wspaniałym słuchaczem i on umiał to docenić.
Było mu z nią dobrze,tak zwyczajnie dobrze,a ona nagle oznajmia mu,że to był błąd,że koniec z ich przyjaźnią i muszą się rozstać.Zbyt późno uświadomił sobie,że traktował ją jak kogoś wyjątkowego,jak kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę,że potrzebował jej do życia i kiedy zniknęła nie umiał sobie poradzić z pustką jaka zagościła w jego sercu.Z drugiej jednak strony doszedł do wniosku,że dobrze się stało - stracił tylko przyjaciółkę,a gdyby z czasem powiedział jej o swoich uczuciach mógłby się spotkać z odrzuceniem,a ona wiedziałaby wtedy co tak naprawdę do niej czuł.W miarę upływu czasu starał się o niej nie myśleć i o dziwo nawet mu się to udawało,miał dużo pracy i starał się jej jak najbardziej oddawać.Z pewnością dlatego tez był lepszy niż inni lekarze,którzy mając swoje rodziny mieli dużo mniej czasu na doskonalenie się zawodowe.Dopiero teraz zaczął się zastanawiać nad swoim życiem osobistym,a raczej nad jego brakiem.Nad tym jaka cenę zapłacił za swój sukces zawodowy i czy nie była czasem nazbyt wysoka?Czy być może nie stracił czegoś dużo istotniejszego niż kolejny szczebelek w karierze,podziw kolegów czy kolejna habilitacja?
Nagle poczuł ogromną chęć bycia z drugą osobą,potrzebę bliskości,ciepła,radości kiedy wraca się do domu,w którym ktoś na ciebie czeka - rzeczy tak oczywiste i naturalne w życiu innych ludzi,ale nie jego....Zaczęła boleć pustka i głucha cisza panująca w mieszkaniu bez względu na to jak głośno włączyłby radio czy telewizor.dzisiejsze spotkanie Pauliny uświadomiło mu,że tak samo czuje i ma takie same potrzeby jak każdy,pytanie tylko co w takiej sytuacji powinien był zrobić?
Przypuszczał,że Marek opowiedział Paulinie o ich spotkaniu,ale nie był w stanie wyobrazić sobie jej reakcji,nie wiedział czego może się spodziewać z jej strony kiedy staną twarzą w twarz,a zdawał sobie sprawę,że do takie spotkania niebawem dojdzie.Czego może od niej oczekiwać,co chciałby usłyszeć,a przed wszystkim nie był pewny tego co sam w tej chwili do niej czuł.Potrzebował kobiety w swoim domu,to właśnie zrozumiał,tyle tylko czy Paulina miałaby nią być?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz