niedziela, 9 września 2012

Podniebne miłości:)))

Witajcie w to niedzielne już właściwie popołudnie,jak się macie?Leniuchujecie sobie słodko czy może nadrabiacie różne zaległości z całego tygodnia?
U mnie przyznam sporo się ostatnio dzieje,na brak zajęć absolutnie nie narzekam,a przecież to jeszcze nie wszystko co zaplanowałam sobie wziąć na głowę:))).Może wkrótce dobę nam trochę przedłużą i wtedy łatwiej będzie zdążyć ze wszystkim?:)Tak więc i dzisiaj pracuję od rana,trochę gotowania mnie czekało,a poza tym sporo zaległości "komputerowych",dzięki temu godzinki płyną szybciej no i człowiek też niema tyle czasu na różne rozmyślania z czego się w sumie cieszę bo ostatnio wiele tego się we mnie "kłębi" i dobrze choć na chwilę się oderwać.
Dlatego w ramach niedzielnego relaksu postanowiłam opowiedzieć Wam troszkę o moich sentymentach i miłościach do wielkich,stalowych podniebnych "ptaków"-no dobrze myślicie bo właśnie o samoloty mi chodzi.Podobały mi się od dawna,lubiłam lotniska,ich niesamowitą atmosferę,posmak przygody,która się z nimi nierozerwalnie kojarzyła,lubiłam patrzeć na startujące i lądujące maszyny,to taki mój magiczny,inny świat.Ale tak naprawdę "sentyment i miłość" poczułam do nich będąc w Cork-tam ze względu na niską zabudowę człowiek ma wrażenie,że niebo jest dużo większe i bliższe człowiekowi niż u nas:)Samoloty latają bardzo nisko i czasami wręcz ma się wrażenie,że są "w zasięgu ręki".Latało ich tam dość sporo,towarzyszyły mi w moich wędrówkach po mieście,zastanawiałam się nad ich trasami,ale zawsze "przybliżały" moje myśli do Polski i moich Bliskich.Tam zresztą poczułam jak bardzo człowiek może być od nich uzależniony kiedy znajduje się w miejscu,z którego w żaden inny sposób nie można się wydostać jak tylko samolotem.Odwołano jeden z moich lotów do Polski,w ostatniej chwili kiedy już po odprawie czekaliśmy na wejście na pokład-niesamowita złość i bezradność bo nic nie można było zrobić tylko czekać jak dla około 200 osób znajdą się nowe miejsca w najbliższych planowanych lotach.Mnie to oczekiwanie zajęło tydzień,trzeba było zmienić wcześniejsze plany,przesunąć zaplanowane spotkania,ale i tak latanie nie straciło swojego uroku i z przyjemnością czekałam na kolejny lot:).To niesamowite jak te olbrzymie,ciężkie maszyny odrywają się od ziemi i lecą swoimi korytarzami co dla zwykłego człowieka jest zupełnie niezrozumiałe,z olbrzymią prędkością,czasami wysoko w chmurach,a czasem niziutko nad jakimś nieznanym miejscem.To właśnie w czasie lądowania w Dublinie widziałam piękny,zapierający dech w piersiach zachód słońca,wysoko w chmurach,a kiedy samolot z nich wyleciał nad miastem panowała już noc,niesamowite....Niestety nie mam teraz ani możliwości ani też okazji do przemieszczania się samolotem,ale w miejscu gdzie mieszkam codziennie sporo ich przelatuje w drodze na lotnisko,niestety są dość wysoko choć czasami udaje mi się rozpoznać barwy-wizytówkę konkretnej linii:).Lubię na nie patrzeć i zastanawiać się skąd lecą....Tak wiem jestem sentymentalną marzycielką,ale nie przeszkadza mi to wcale,wolę te moje niepoprawne sentymenty niż chłodną obojętność i wyrachowanie,niektórych.
Ciekawa jestem czy ktoś z Was podziela moje zainteresowanie i "oczarowanie" tymi "ptakami"?




Miłego popołudnia Kochani,spędźcie je jeśli tylko możecie tak jak najbardziej lubicie,może ktoś będzie mógł zrealizować swoje pasje i marzenia...,gorąco Wam tego życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz