sobota, 23 lutego 2013

Sobotni wieczór....

Dobry wieczór Kochani!

Gdyby to był poranek to mogłabym zacytować jedną z moich ulubionych piosenek Maryli Rodowicz "Dwa światy", piękna, taka realistyczna i można jej słuchać zawsze. No bo faktycznie są dwa światy i nas jest dwoje, jedno ma więcej spokoju, drugie więcej obowiązków, moja nadzieja jest przy mnie zawsze... inaczej nic nie miałoby sensu. A tak mogę z niej czerpać swoją siłę i optymizm i cieszyć się wszystkimi, codziennymi drobnostkami, a to takie ważne.
No właśnie czy potraficie doceniać i cieszyć się drobiazgami, małymi chwilkami szczęścia? Czy raczej narzekacie niezadowoleni, że nie macie tego czego byście chcieli, że nic szczególnego się tak właściwie nie dzieje więc z czego tu się cieszyć. Jak wiecie ja z narzekaniem rozstałam się już jakiś czas temu i staram się patrzeć pozytywnie na wszystko co się dzieje, widzieć te jasne promyki codzienności i cieszyć się nimi. Może dlatego jestem bardziej uśmiechnięta, radosna, łatwiej też zmagać mi się z tym co napotykam po drodze. Przecież tak naprawdę to jak świat postrzegamy i odczuwamy zależy wyłącznie od nas, od naszego nastawienia i samopoczucia. Czy można być szczęśliwym czując się źle? Nie ma na to najmniejszej szansy, wszystkie ponure i złe myśli nas przytłaczają, emanują z nas, wysyłamy je do naszego otoczenia i później do nas wracają. Dlatego czy nie lepiej na to co nas spotyka,a nie jest po naszej myśli spojrzeć jak na wyzwanie, które trzeba pokonać i jeśli uwierzymy, że możemy to zrobić to nam się uda, wierzcie mi.
Mijający tydzień był naprawdę ciężki i to bardziej psychicznie, a nie zamierzam wcale nad tym biadolić, wręcz przeciwnie zamierzam poszukać rozwiązań i sprostać wyzwaniom jakie się pojawiły. Bo jednocześnie były piękne i radosne chwile, nawet jeśli krótkie, ale sprawiły mi radość i potrafiłam się nimi cieszyć, ba jestem wdzięczna, że się zdarzyły. Kochani naprawdę warto cieszyć się takimi drobiazgami, udany dzień, sms czy mail świadczący o czyjejś sympatii i trosce dla nas, promyk słońca, które zaświeciło na kilka minut, radość ukochanego psiaka gdy wracamy do domu, cokolwiek tylko chcecie, cokolwiek wywołuje uśmiech na Waszych twarzach. Docenienie naszej pracy, niespodziewany wpływ na konto (nawet jeśli to tylko parę złotych jak mawiają, niektórzy), udana fryzura, smaczny posiłek, ciepłe spojrzenie ukochanej osoby, jej głos,  uśmiech przypadkowej osoby w tramwaju. Sami widzicie codziennie jest taki dobrych drobiazgów mnóstwo, dlaczego więc tak mało ich widzimy i doceniamy, a myślimy o tym co złe? No właśnie pomyślcie o tym w wolnej chwili, w końcu to weekend. No to cieszcie się tym faktem, a nie martwcie, że w poniedziałek znów trzeba iść to pracy, to z pewnością zabija radość z weekendu (przynajmniej dla tej większości, która czeka na niego przez pozostałych pięć dni tygodnia;)).
A teraz cóż miłego wieczoru Wam życzę, każdemu według własnego uznania, a później kolorowych, bajecznych snów. Mam nadzieję, że miewacie takie, później rano nie chce się otwierać oczu by trwały jak najdłużej - no a jutro niedziela więc nie trzeba tak szybko wyskakiwać z łóżka :)
Dobranoc, pozdrawiam Was cieplutko.

czwartek, 14 lutego 2013

Walentynki

Witam Was Kochani!

Tych zakochanych, promiennych, szczęśliwych i pełnych optymizmu ( jak na przykład ja :)) no i tych, którzy aktualnie maja serca wolne i spokojne od tych wszystkich uniesień. Cały dzień jesteśmy dzisiaj bombardowani informacjami, że to Walentynki, Święto Zakochanych - no cóż fakt jest, ale czy święto miłości nie powinno być codziennie. Sprawdzian tego prawdziwego, szczerego uczucia nie jest istotny na każdym kroku w naszym życiu. Bo przecież nie sztuką jest być radosnym i szczęśliwym kiedy wszystko układa się fantastycznie, kiedy jesteśmy sobą zafascynowani, świat wydaje się kolorowy, piękny, a brzuchu latają motyle? prawdziwym sprawdzianem naszych uczuć i tego ile tak naprawdę dla siebie znaczymy jest nasze codzienne życie i prozaiczne sprawy z nim związane. To czy potrafimy się wspierać w trudnych chwilach, spojrzeć na tą drugą osobę wyrozumiałym wzrokiem, podać pomocną dłoń i nie pozwolić zwątpić w siebie. To właśnie jest najtrudniejszym sprawdzianem uczuć. Uczuć, które trzeba stale i bezustannie pielęgnować, podsycać w sobie, na nowo odkrywać. Inaczej nic nie ma sensu, związek nie ma sensu, wszystko zaczyna się sypać, a my tracimy wiarę w siebie, w uczucia, zaczynamy się dusić. To chyba najgorsze co może być trwać w takim związku bez uczuć, wzajemnego szacunku i zrozumienia. Tak wiem, że to bardzo trudne i wymaga od nas dużej "pracy", ale jeśli przestaje nam zależeć, przestajemy okazać zainteresowanie drugą osobą związek zwyczajnie umiera. Życie nie jest tak kolorowe jak wydaje się na początku i nie każdy potrafi pozytywnie zdać egzamin z bycia dobrym, kochającym, wspierającym partnerem. Czasami pomimo dobrych chęci, często z wyniku ich braku bo zajmujemy się zupełnie innymi sprawami i ta druga osoba schodzi na dalszy plan. Liczymy się my, nasze sukcesy i priorytety, nie mamy już czasu dla swojej "połówki'. A jak wtedy czuje się taka osoba? Z pewnością kiepsko, niezrozumiana, niedowartościowana, traci wiarę w samego siebie, swoje możliwości i mimo iż jest fantastycznym człowiekiem patrzy na siebie jak na przegranego. Czy w takim razie powinniśmy się rozstawać? pewnie w tej chwili narażę się wielu zwolennikom związków za wszelką cenę bo jeśli się sobie coś ślubowało to trzeba, bo to zobowiązanie na całe życie, bo dla dobra dzieci. Słyszałam to równie często jak widziałam ile takich "związków za wszelką cenę" nie ma najmniejszego sensu bo ludzie się ze sobą duszą, wzajemnie na siebie warczą, mają do siebie wieczne pretensje, szukają możliwości odskoczni od tego wszystkiego. Jaki sens jest być razem żyjąc tak naprawdę obok siebie? Zastanawialiście się kiedyś nad tym tak naprawdę? Ktoś powie "miłość"  wielkie słowa, dużo szumu - nie sądzę. Miłość to codzienny egzamin, który każdy z nas zdaje przede wszystkim przed samym sobą i cudownie jest kiedy ocena jest pozytywna. Czasami jednak jest zupełnie inaczej i wtedy trzeba zastanowić się nad tym co takiego się stało, że przestaliśmy zdawać ten egzamin...
Nie mniej miłość i wszystkie jej aspekty to piękna sprawa, czasami spada na nas w najmniej oczekiwanym momencie jak grom z jasnego nieba. Niekiedy wszystko dokoła mówi nam jak beznadziejne może być to uczucie, jak nierealne i mimo to nie jesteśmy w stanie się mu oprzeć bo to jest od nas silniejsze. Bo to uczucie a nie wyrachowanie i nic nie poradzimy na motyle w brzuchu, nogi jak z waty, trzepotanie serca na jego widok czy tylko głos w słuchawce telefonu... Bo wystarczy tylko jedna chwila....
Miłego wieczoru Kochani, kochajcie i bądźcie kochani, pamiętajcie, że to co z siebie dajecie kiedyś do Was wróci.
Pozdrawiam bardzo ciepło i walentynkowo :)

niedziela, 10 lutego 2013

Poranek....

Dzień dobry, jak się macie w ten niedzielny poranek? Lubię takie spokojne poranki kiedy nie trzeba zrywać się z łóżka po 5 i można małymi kroczkami wdrażać się do życia :). Oj nie myślcie sobie od razu, że przestałam być pracoholiczką  i pokochałam nagle weekendy, nic z tych rzeczy. Po prostu doceniam również uroki takiego niedzielnego poranku - cisza, spokój, z Maksem nawet ktoś za mnie wyszedł, piję sobie kawusię i mogę napisać kilka słów, które właśnie "urodziły się" w mojej głowie :). W mieszkaniu rozchodzi się cudowny zapach właśnie upieczonego chlebusia, stęskniłam się już za nim bo w tygodniu jakoś nie piekłam. No a wczoraj miałam prawdziwą przygodę w trakcie pieczenia ciasta czekoladowego, pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. Źle chwyciłam zbyt ciepłą tortownicę i cały spód runął na wszystko co tylko możliwe szafkę, podłogę i moje spodnie, sprzątania było co niemiara no i ciasto do kosza...:(. Serce bolało, ale cóż trzeba było szybko zakasać rękawy i upiec drugie, mus już był w przygotowaniu a na ciasto wcześniej zaprosiłam więc nie można dać plamy. Teraz siedzi sobie w lodówce, niedługo będę go kroić i zobaczymy jak wyszło, mam nadzieję, że warte było takiego wkładu pracy. W sumie mam sporo planów na dzisiejszy i pewnie ze wszystkim i tak nie zdążę, ale cóż będą kolejne dni i jakoś z pewnością damy radę,a odpocząć choć trochę też trzeba.
Wczoraj relaksowałam się przy moim ulubionym serialu "Wzór", aż dwa odcinki, generalnie lubię filmy o tematyce sensacyjnej, tam jeszcze dochodzi mnóstwo łamigłówek i zagadek matematycznych. Zdolny i przystojny pan profesor matematyki ze wszystkimi sobie radzi. Kiedyś ten aktor bardzo mi się podobał, ale od pewnego czasu zdecydowanie wolę brata, agenta FBI, którego gra Rob Morrow, jak dla mnie nieziemsko przystojny, o niesamowitym spojrzeniu brązowych oczu i ciepłym, rozbrajającym uśmiechu, czy to ważne ile ma lat. Nie sądzę,a jego zmarszczki są wbrew pozorom bardzo seksowne. Oczywiście jak wszystko to również rzecz gustu, ale mnie się podoba, w sumie wróciłam do tego serialu po bardzo długiej przerwie. Jeśli ktoś jest zainteresowany to polecam w sobotę TV4, godzina 14.00, na mnie działa znakomicie :))).
O właśnie wyglądam przez okno i widzę tańczące płatki śniegu, zima nie  chce odpuścić, a ja już tak czekam na wiosnę. Mam nadzieję, że nadchodzący tydzień będzie łatwiejszy niż poprzedni, mniej nerwowy, a za to bardziej owocny. Czekam na niego jak zawsze z entuzjazmem i cieszę się (tak wiem jako jedna z niewielu), że jutro poniedziałek.
No, ale na razie miłej niedzieli Kochani!!!



wtorek, 5 lutego 2013

Twórczość ukryta cd.

Dzień dobry moi Mili :)
Jak się macie w nowym tygodniu? Mam nadzieję, że dobrze i z pozytywnym nastawieniem do świata zabieracie do realizacji kolejnych celów. Co najmniej tak jak ja :), postawiłam sobie kilka nowych i do przodu, nie ma co stać w miejscu. mam dzisiaj kolejny odcinek mojej powieści, powoli zbliżamy się do finiszu, a później. Hm przyznam, że mam pewne plany, zobaczymy czy uda mi się je zrealizować a tym czasem życzę miłego dnia i przyjemnej lektury.

"NAJTRUDNIEJSZE SĄ POWROTY"

Rozdział 15: 

Rano z łóżka zerwały Paulinę potworne nudności, ledwo zdążyła dobiec do łazienki, zaczęła wymiotować. Torsje targały nią przez kilka minut, czuła się wyczerpana. W końcu powoli podniosła się z klęczek, puściła zimną wodę i opłukała nią twarz, kiedy spojrzała w lustro zobaczyła w nim bladą twarz i błyszczące oczy. Naprawdę się przestraszyła bo nigdy dotąd nic takiego się jej nie przytrafiło. Nagle w jej głowie pojawiła się przerażająca myśl.
Poszła szybko do pokoju, usiadła na łóżku i zaczęła gorączkowo myśleć, dopiero teraz uświadomiła sobie, że już kilkanaście dni temu powinna dostać okres. Wyciągnęła z torebki kalendarzyk, sprawdziła, fakty były niezaprzeczalne. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość, zastanawiała się jak mogła być na tyle głupia i nieodpowiedzialna. Była prawie pewna, że jest w ciąży i doskonale wiedział kiedy to mogło się stać. Tylko tego jej teraz brakowało, a już wszystko zaczynało zmierzać w dobrym kierunku. Znalazła numer swojego lekarza i zadzwoniła do niego, miała szczęście bo w tym między świątecznym okresie nie miał wielu pacjentek i za półtorej godziny mógł ją przyjąć.
Paulina znalazła go niedługo po swoim przyjeździe do Warszawy, polecony przez koleżankę z pracy, która była jego pacjentką od dłuższego czasu. Wprawdzie Paulina nie miała żadnych specjalnych problemów, ale wolała chuchać na zimne. W dzisiejszych czasach było tyle różnych chorób, a ona wolała im zapobiegać niż później martwić się jak je wyleczyć. Lekarz był w średnim wieku, miły, cierpliwy i bardzo otwarty wobec swoich pacjentek. Zawsze miał dla nich czas i odpowiadał chętnie na wszystkie pytania, które akurat je dręczyły.
Od razu jak przyszła zaprosił ją do gabinetu co zmniejszyło jej zdenerwowanie, które jej cały czas nie opuszczało. Ona dorosła i wykształcona kobieta tak głupio wpadła, nie mogła sobie tego darować.
Lekarz przeprowadził z nią szczegółowy wywiad, zbadał ją dokładnie, poprosił pielęgniarkę o pobranie Paulinie krwi i kazał jutro przyjść o tej samej porze, wtedy miały być wyniki. Wcale jej to nie uspokoiło, wręcz przeciwnie zdenerwowała się jeszcze bardziej. Cały czas zastanawiała się dlaczego nie powiedział jednoznacznie czy jest w ciąży czy nie. Przestraszyła się, że to nie ciąża tylko jakaś poważniejsza choroba, może jakiś nowotwór albo inny guz?
W nocy nie mogła spać, plątały się jej po głowie jakieś głupoty, o których myślała przez wczorajszy dzień siedząc samotnie w domu. Nie miała nawet z kim o tym porozmawiać. Nie chciała przedwcześnie niepokoić Izy wiedząc że przyjaciółka ma swoje problemy, rodziców nie chciała tym bardziej denerwować. Do Roberta też nie mogła zadzwonić, co miałaby mu powiedzieć, że podejrzewa, że jest z nim w ciąży?
Nazajutrz wstała wcześnie rano, wzięła długi, chłodny prysznic chcąc się trochę orzeźwić po nieprzespanej nocy, ale niewiele jej to dało. O zjedzeniu czegokolwiek nie było nawet mowy, żołądek miała uwięziony w gardle, wypiła jedynie szklankę soku pomarańczowego.
Była u lekarza dużo wcześniej niż godzina jej wizyty, w końcu nadeszła jej kolej i pielęgniarka zaprosiła ją do gabinetu.
- Proszę bardzo niech pani siada - lekarz wskazał jej krzesło po drugiej stronie swojego biurka. Twarz miał skupioną i nawet nie starał się do niej uśmiechnąć.
- Panie doktorze co się dzieje? Sądziłam, to znaczy miałam podstawy przypuszczać, że jestem w ciąży, ale po wczorajszej wizycie doszłam do wniosku, że to chyba coś innego. Widzę po pana minie, że moje obawy nie były bezpodstawne - Paulina nie ukrywała swojego zdenerwowania, bała się co za chwilę może usłyszeć od lekarza.
- Przykro mi, że nie mam dla pani niestety najlepszych informacji, wolałbym żeby to była przyjemniejsza rozmowa. W tej chwili jeszcze nie mogę stwierdzić niczego w stu procentach, ale wiem, że w ciąży nie jest pani na pewno pani Paulino, wszystko wskazuje też, że prawdopodobnie nigdy pani nie będzie. Nie wiem jeszcze jaka jest dokładna przyczyna, ale sądzę, że jest pani bezpłodna, bardzo mi przykro - nigdy nie lubił mówić o czyms takim swoim pacjentkom.
- Co takiego? - nie bardzo rozumiała co przed chwilą usłyszała. Nie była w ciąży, nie miała raka, była jedynie bezpłodna? - Tylko po tych badaniach pan to stwierdza doktorze?
- Pani Paulino pewne zmiany są już widoczne w badaniu ginekologicznym, wyniki tych badań, które zleciłem tęż sporo mi mówią. Jednak chciałbym żeby zgłosiła się pani do kliniki zaraz po Nowym roku, proponuję 3.01. o 8 rano. Położę panią na swoim oddziale, zrobimy wszystkie dodatkowe badania, wtedy poznamy szczegóły i zastanowimy się co dalej. Myślę, że zajmie nam to około tygodnia, powinna pani sobie zorganizować w pracy, oczywiście dostanie pani zwolnienie lekarskie. Czy taki termin pani odpowiada, da pani radę bo nie chciałbym tego odkładać? - otworzył swój kalendarz i czekał na odpowiedź pacjentki. Przyglądał się jej uważnie, nie wyglądała dobrze, ale wcale go to nie dziwiło w obecnej sytuacji.
- Wolne? Oczywiście, mogę to załatwić, ale czy te badania są konieczne, czy mogą cokolwiek tutaj jeszcze zmienić? - zapytała chyba tylko po to żeby coś powiedzieć. A może liczyła, że usłyszy iż badania wykażą coś zupełnie innego, że to jakaś pomyłka, ale on nic takiego nie mógł jej obiecać.
Paulina czuła się jakby ktoś uderzył ją cegłówką w głowę, była ogłuszona, blada i funkcjonowała jak automat. Umówiła się z lekarzem na proponowany termin do szpitala i opuściła gabinet. Nie miała pojęcia jak udało się jej dojechać do domu nie powodując po drodze chociażby stłuczki.
Kiedy znalazła się w mieszkaniu zdjęła płaszcz rzucając go niedbale obok wieszaka, nie miał on teraz dla niej żadnego znaczenia mimo, ze niedawno go kupiła. Poszła do sypialni. W głowie wciąż miała słowa lekarza "Jest pani bezpłodna, prawdopodobnie nigdy nie będzie pani w ciąży". Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać, nerwy jej puściły i teraz zanosiła się głośnym szlochem. Dopiero teraz docierał do niej sens słów, które usłyszała w gabinecie lekarskim i poczuła przeszywający jej serce ból. Jeszcze kilka godzin temu robiła sobie wyrzuty za własną nieodpowiedzialność i brak samokontroli, teraz to nie miało najmniejszego sensu. czuła się pusta i mało wartościowa. Uświadomiła sobie, że nigdy nie będzie mogła doświadczyć radości macierzyństwa, to bolało ją bardziej niż wcześniej mogłaby przypuszczać. Przecież nigdy tak naprawdę nie myślała o dziecku..., ale co innego jest świadomy wybór, a co innego bezsilność wobec choroby. Ostatnio dzieci rozczulały ją powodując, że patrząc na nie tęskniła za czymś odległym, a jak teraz się okazało prawdopodobnie nieosiągalnym.... Płakała tak długo aż wreszcie całkowicie wyczerpana, w ubraniu i z ogromnym bólem głowy zasnęła,

Iza robiła pranie, był wieczór i Patrycja już spała, a Marek doglądał w kuchni bigosu na jutrzejszą imprezę, to była niezawodna gorąca potrawa na sylwestrową noc. Nie słyszała swojej komórki bo akurat pralka wirowała zagłuszając wszystko, przestraszyła się słysząc niespodziewanie głos męża za swoimi plecami.
- Przepraszam kochanie nie chciałem cię przestraszyć, twoja komórka dzwoniła, odebrałem bo to Paulina, chyba coś się stało, ma dziwny głos - zauważył, że Iza wystraszyła się słysząc go tak niespodziewanie. Przeczuwał jednak, że telefon Pauliny to coś poważnego i wolał zawołać ją od razu.
- Dzięki już odbieram, tylko wytrę ręce - Iza zdenerwowała się przeczuciami męża, wiedziała, że Marek znał Paulinę na tyle dobrze żeby móć doskonale ocenić pewne sprawy.
Szybko wytarła ręce, wzięła od męża komórkę i poszła do pokoju. Telefonu od przyjaciółki nie  spodziewała się zupełnie, miały zobaczyć się jutro. Skoro Paulina dzwoniła to Marek miał rację, że z pewnością coś musiało się stać.
- Cześć Paulinko, czy coś się stało, że dzwonisz?  - zapytała jeszcze w drodze do pokoju.
- Cześć - zabrzmiał ponuro i smutno głos przyjaciółki po drugiej stronie. - Słyszałam, że Marek coś tam ci szeptał, wiem, że cię to nie ucieszy, ale nie dam rady jutro przyjechać. Jestem chora - musiała się usprawiedliwić bo czuła, że w tej chwili nie jest w stanie spędzać czasu na żadnych towarzyskich imprezach.
Minęły dwa dni od jej wizyty u lekarza, a ona wciąż czuła się jakby usłyszała wszystko zaledwie przed godziną, nie potrafiła sobie z tym poradzić. Bardzo potrzebowała rozmowy z kimś kto ją wysłucha i zrozumie, kto ją pocieszy. Iza z pewnością by ją zrozumiała, ale to nie była rozmowa na telefon, a poza tym nie chciała psuć przyjaciółce Sylwestra i Nowego Roku. Nie czuła się absolutnie na siłach pojechać teraz do Krakowa, wiedziała, że w domu rozsypałaby się zupełnie. Sądziła, że może później poczuje się lepiej i będą miały jakąś dogodniejszą okazję do takiej rozmowy. W gruncie rzeczy czuła się naprawdę okropnie, była taka rozbita i obolała jak przy klasycznej grypie, nie kłamała więc zbytnio mówiąc, że jest chora.
- Jesteś chora? Ale co się stało, nic nie wspominałaś w Święta, że się źle czujesz? Czy to ma może jakiś związek z twoim zasłabnięciem na weselu Ryśka? - Robert wspominał jej co się Paulinie przytrafiło, ale później wyglądało, że to była tylko chwilowa niedyspozycja spowodowana przemęczeniem. Teraz Iza była zaskoczona więc taką wiadomością, tak się cieszyła, że razem przywitają Nowy Rok. Czyżby przyjaciółka coś ukrywała nie chcąc jej martwić?
- Myślę, że to właśnie już wtedy się zaczynało, to chyba jakiś wirus, ale nie chciałabym u was kogoś zarazić, szczególnie Patrycji. Dla mnie też lepiej będzie jak się wykuruję, leżę w łóżku i mam nadzieję, że jakoś mi przejdzie - jeszcze kilka dni temu i ona cieszyła się, że spędzi tym razem tą szczególną noc w roku ze swoimi przyjaciółmi.
- Nie ukrywam, że jest mi smutno, że cię z nami nie będzie, ale masz rację. Lepiej zostań w łóżku i się wykuruj. Dasz sobie radę sama, niczego ci nie potrzeba? -  nie mogła mieć przecież pretensji do przyjaciółki, że jest chora. Martwiła się, że Paulina jest tam zdana wyłącznie na siebie i pytała tak jakby mogła w razie czego zrobić jej jakieś zakupy albo przywieźć ciepłej zupy.
- Poradzę sobie Izuniu, dzięki za troskę, bawcie się dobrze, złóż wszystkim życzenia ode mnie. Wam życzę wspaniałej zabawy, a w Nowym Roku spełnienia marzeń, no i żeby ten nadchodzący rok był zdecydowanie lepszy od mijającego - Paulina złożyła jej życzenia przy których po raz pierwszy musiała się wysilić na choćby odrobinę radości.
- Dziękuje bardzo, ja tobie życzę żebyś miała mniej pracy i znalazła w końcu trochę czasu dla siebie samej, nie zapominaj co mi obiecałaś. Chciałabym móc zatańczyć na twoim weselu kochana, najwyższa ku temu pora - Iza życzyła jej tego z całego serca. Uważała, że to najwłaściwszy czas dla Pauliny na założenie rodziny, urodzenie dziecka, czas uciekał. Nie widziała jak bardzo są to w tej chwili nietrafione życzenia.
- Pomyślę o tym - obiecała Paulina chociaż głos jej się niebezpiecznie łamał, jak w obecnej sytuacji mogła myśleć o zakładaniu rodziny? - Iza muszę już kończyć, głowa mnie bardzo boli, zadzwonię jak poczuję się lepiej, wtedy spokojnie pogadamy - mówiąc to już łykała słone łzy spływające jej po policzkach.
- Paulina zaczekaj chwilkę, ty płaczesz? - Iza usłyszała dziwne brzmienie głosu przyjaciółki, miała dobre ucho i zaniepokoiło ją to.
- Nie skąd, mam tylko katar i strasznie mi kapie z nosa - skłamała chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę, denerwowała się, że przyjaciółka zacznie coś podejrzewać.
- W takim razie rzeczywiście koniec gadania, weź lekarstwa i idź spać, to najlepsze lekarstwo. Na razie, trzymaj się, całujemy cię mocno - Iza chyba kupiła tłumaczenia Pauliny bo dała jej spokój. W końcu grypa tak właśnie się objawiała i była całkiem naturalną chorobą w tym okresie.
- Dzięki ja was też całuję, pa - Paulina szybko przerwała połączenie i rozpłakała się głośno. Czuła się tak nieszczęśliwa i bezradna.
Iza trzymała jeszcze chwilę telefon w ręce, myślała, po chwili westchnęła głęboko i poszła do łazienki gdzie Marek właśnie kończył rozwieszać pranie.
- Jesteś kochany, dziękuję, że to zrobiłeś - objęła go w pasie i mocno się przytuliła, był naprawdę wspaniałym mężem i bardzo ją kochał.
- Nie ma sprawy, co z Pauliną? - spytał siadając na kraju wanny i przyglądając się uważnie żonie. Wciąż była dla niego tą piękna dziewczyną, która stanęła na jego życiowej drodze pewnego wieczoru w zgiełku dyskotekowej muzyki i blasku kolorowych świateł. Z pewnością dojrzalszą, balastem życiowych doświadczeń, ale wciąż tak samo ją kochał i szalał za nią, szczególnie teraz kiedy z takim poświęceniem dała mu córkę.
- Złapała grypę albo jakiś inny wirus i jutro nie przyjedzie, szkoda cieszyłam się, że przywitamy razem Nowy Rok. Bała się nas pozarażać i wolała zostać w domu, zresztą dla niej też chyba tak będzie lepiej - Iza streściła pokrótce rozmowę z przyjaciółką i zamyśliła się na chwilę. - Wiesz to dziwne Marku, ale wydaje mi się, ze mnie oszukała  - stwierdziła w końcu. W środku cały czas coś jej mówiło, że Paulina nie powiedziała jej prawdy, całej prawdy.
- Wydaje mi się, że źle ją oceniasz kochanie, jej naprawdę zależy na waszej przyjaźni. Widziałem to kiedy byłaś chora i nie sądzę żeby chciała cię okłamywać. Jaki miałaby zresztą w tym cel, myślę, że naprawdę jest chora i powinnaś jej wierzyć - ocenił realnie sytuację Marek, nie chciał być teraz niesprawiedliwy dla pauliny tylko dlatego, że złapała jakiegoś wirusa.
- Ależ mnie nie o to chodzi, ja jej wierzę Mareczku, tyle, że wydaje mi się, że tam chodzi o coś poważniejszego niż grypa i Paulina mi nic o tym nie powiedziała żebym się nie denerwowała. Martwię się o nią - przyznała ze smutkiem, wciąż słyszała łamiący się głos przyjaciółki w trakcie ich rozmowy.
- A wiesz, że może coś w tym jest? Kiedy odebrałem telefon odniosłem wrażenie, że była jakaś osowiała, może smutna czy rozżalona, bardziej niż zakatarzona - przypomniał sobie teraz nastrój Pauliny i zgodził się z obawami żony.
- Sam widzisz Marku, że coś w tym jest. Najlepiej zadzwonię do Roberta może będzie coś więcej wiedział, w końcu był z nią na tym weselu kiedy się źle poczuła - zdecydowała Iza, musiała dowiedzieć się prawdy, a Robert rzeczywiście mógł coś wiedzieć.
Poszła po telefon, udało się jej złapać go w domu, mógł więc spokojnie rozmawiać. Ucieszył się z telefonu Izy i jednocześnie natychmiast zmartwił się wiadomością o chorobie Pauliny. Martwił się o Paulinę, przypuszczał, że omdlenie na weselu mogło już o czymś świadczyć. Teraz żałował, że tak łatwo je zbagatelizował, ale wyglądało na to, że naprawdę poczuła się lepiej na drugi dzień.Obiecała mu, że pójdzie z tym do lekarza, ale nie miał pojęcia czy to zrobiła bo nie mógł się do niej dodzwonić od kilku dni, komórka prawie cały czas była wyłączona. Przysłała jakiegoś zdawkowego smsa, który nic nie wyjaśniał. Jednego był pewien, to nie była żadna grypa, znał się na tym i zdecydowanie stawiał na coś poważniejszego chociaż jednocześnie przerażała go taka myśl.
Teraz Iza zdenerwowała się jeszcze bardziej, próbowała zadzwonić do Pauliny, ale bez rezultatu, telefon był wyłączony, a domowego nie odbierała.Nie mogła wiedzieć, że Paulina chciała być sama i po rozmowie z nią wyłączyła komórkę dlatego od razu włączała się poczta głosowa.Izie przypomniało się jak źle przyjaciółka ostatnio wyglądała i słowa Roberta stawały się co raz bardziej realistyczne. Gorączkowo zastanawiała się co ma zrobić, nie chciała niepokoić rodziców Pauliny, zresztą pewnie i tak nic nie wiedzieli. Bała się o Paulinę, uważała, że jeśli to było coś poważniejszego niż grypa przyjaciółka nie powinna być teraz sama. Nagle pomyślała o Michale...


sobota, 2 lutego 2013

Tęsknota....

Dzień dobry!
Jak tam mija Wam sobota? U mnie nazbyt leniwie i pewnie stąd dziwne uczucia zaczęły mnie ogarniać, jakieś sentymenty, coś z czym wydawało mi się, że już sobie poradziłam. Dzisiejszy wpis to taki zupełny spontan, kompletnie nie planowany, związany wyłącznie z emocjami, wiem, że takie lubicie czytać :)
Tęsknota...., taka wszechogarniająca każdą cząsteczkę Twojego ciała, znacie to uczucie? Czasem za czymś a czasem raczej za kimś. Taka , która paraliżuje wszystko, powoduje ucisk w żołądku, brak dopływu powietrza. Ostatnio wszystko już było tak dobrze, takie opanowane, wyważone, że aż padły wątpliwości czy aby prawdziwe? A tu nagle dzisiejszy dzień i pach, znowu mnie dopadło, czemu sama nie wiem?
 Tak ciężko normalnie funkcjonować kiedy wszystkie myśli skierowane są wyłącznie w jedną stronę, kiedy nie trzeba nawet zamykać oczu żeby zobaczyć Tą twarz, usłyszeć w głowie Ten głos. Znacie to uczucie? Miewacie coś takiego? Tęsknisz za wszystkim co się wiąże z Tą osobą i to uczucie jest silniejsze od wszystkiego, nad nim nie można zapanować, całkowicie rozwala i obezwładnia.
 I nie muszę się specjalnie wysilać żeby zobaczyć skupione spojrzenie ciemnych oczu, ciepły uśmiech, te wszystkie gesty, które znam na pamięć, to jak się porusza, usłyszeć głos, swoje imię wypowiadane w jedyny w swoim rodzaju sposób... Mimo dzielącej odległości jest tak blisko..., a jednocześnie daleko.
Tak zgadzam się to jest bardzo męczące, ale z drugiej strony tak cudowne, daje niesamowity ładunek energii, radości, powoduje, że uśmiecham się sama do siebie idąc ulicą, a ludzie zastanawiają się skąd ten blask na mojej twarzy. Więc czy taka wszechogarniająca tęsknota nie jest świadectwem czegoś naprawdę silnego, czego nie można od tak zdmuchnąć jak płomyk świeczki, co jest silniejsze w miarę upływu czasu i przeciwieństw po drodze. Bo czyż nie jesteśmy siłą? Czy nie jesteśmy zdolni dążyć do swoich celów bardziej wytrwale niż sami o to siebie podejrzewamy? Oczywiście łatwiej zrezygnować, ale czy na pewno warto? Czy później zbyt się nie żałuje? Marzenia są piękne i warto o nie walczyć bo czasem morzem być o krok od ich spełnienia kiedy zrezygnujemy. Pamiętajcie o tym!
Miłego wieczoru, pozdrawiam.


piątek, 1 lutego 2013

Coś pachnąco - kolorowego na weekend...

Witajcie Kochani!

No i mamy już luty, lecą nam dzionki do przodu i co raz bliżej do wiosny, na którą z pewnością wszyscy czekamy, czyż nie? Macie już plany na nadchodzący weekend? Osobiście jak zawsze zamierzam zrobić sobie mały miks co oznacza trochę pracy i trochę odpoczynku. Szczególnie, że tydzień był dla mnie trudny, tak bardziej wewnętrznie. Czasami i takie bywają i trzeba sobie pewne sprawy przemyśleć, poukładać,a potem nawet jeśli to co się wydarzyło mocno zabolało to wyciągnąć z tego właściwe wnioski. Wiem, że to co się wydarzyło nie było celowe, zwyczajnie czasami ktoś miewa słabsze dni i powie coś czego mówić nie powinien... No, a jeśli to dotyczy spraw w których realizację wkłada się całe serce i czas to boli bardziej niż komuś mogłoby się wydawać. Nie mniej dzięki wielu mądrym książkom jakie ostatnio "połykam" i wcześniejszym doświadczeniom życiowym wiem, że nie można się gniewać ani unosić ambicją. Taki gniew i "fochy" mogą się obrócić wyłącznie przeciw nam. Trzeba uśmiechnąć się do kolejnego dnia, robić swoje i być nadal pełnym optymizmu, energii i radości. Dlatego w weekend oddam się mojej "wypiekowej" pasji :). Będzie oczywiście chlebek, który pokochała moja rodzinka i piekę go teraz dwa razy w tygodniu i pyszna szarlotka na kruchym spodzie z kruszonką z przepisu mojej Cioci :).
No a żeby weekend był taki kolorowy i pachnący to zaproponuję wam dzisiaj owocowe żele pod prysznic Safira. Cztery intensywne zapachy, dla każdego coś według własnego uznania. Zapakowane w praktyczną tubę, którą łatwo i bezpiecznie można zabrać ze sobą na wyjazd jak również postawić na łazienkowej półeczce. Kolorowe opakowania, nieziemskie zapachy. Relaks dla ciała i zmysłów. Dostępne w czterech wersjach:

Anovia cytrynowy żel pod prysznic
Kod: ANK3003
Pojemność: 220 ml
Cena katalogowa: 15.90 PLN
Anovia Fruit Burst żel pod prysznic fantastycznie odświeża i nawilża skórę.Świeży,dynamiczny zapach cytryny i olejku pomarańczowego gwarantuje dobry początek dnia.Relaks dla ciała i zmysłów.

Anovia jagodowy żel pod prysznic
Kod: ANK3004
Pojemność: 220 ml
Cena katalogowa: 15.90 PLN
Apetyczny koktail owocowy wiśni,malin i truskawek-dla prawdziwego odświeżenia skóry. Relaks dla ciała i zmysłów!

 Anovia kokosowy żel pod prysznic
Kod: ANK3005
Pojemność: 220 ml
Cena katalogowa: 15.90 PLN
Orzeźwiający zapach kokosu,kremowa formuła żelu,pozostawią skórę odżywioną i jedwabiście gładką.Relaks dla ciała i zmysłów!

Anovia miętowy żel pod prysznic
Kod: ANK3006
Pojemność: 220 ml
Cena katalogowa: 15.90 PLN
Niesamowity zapach mieszanki mięty pieprzowej i polnej,da Twojej skórze uczucie fantastycznej świeżości i czystości.Relaks dla zmysłów i ciała!





Zdjęcie to moje dzieło, muszę się Wam pochwalić :)

 Produkty można kupić na stronie Safiry, w Centrum Dystrybucyjnym - 
ul. Węgierska 1 w Krakowie, albo bezpośrednio u mnie (jeśli ktoś jest z okolic Podgórza, to mogę dostarczyć do domu). 

No to życzę Wam naprawdę cudownego weekendu, każdemu takiego jaki sam sobie wymarzy. Cieplutkie pozdrowionka.